Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2019, 20:52   #63
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith

Centrala Magica Icaria znajdowało się na niegdyś planecie, a od dawna księżycu Pluto. Praktycznie cała powierzchnia asteroidy była wypełniona przez placówki organizacji,
a dodatkowe konstruowano na orbicie dzięki stacjom kosmicznym.

Najważniejszym punktem centrali był kościół papieski. Znajdująca się w środku ogromnego ogrodu katedra była dostępna wyłącznie dla biskupów, papieża i ich osobistych służb.
Do samego ogrodu nie można było wejść bez odpowiednich upoważnień, przez co ogromna przestrzeń wydawała się opustoszała. Zieleń rosła tu dziko, obrastając nawet samą katedrę, którą otaczały również liczne stawy i jedno niewielkie jezioro.


Gdy Eidith wylądowała z Sarią w centrali, tajemnicza inkwizytorka ją porzuciła. Dwóch innych noszących ciężkie pancerze wspomagane zaprowadziło Eidith do papieskiej katedry. Obecnie, wilczyca znajdowała się w ogromnej sali. Otaczała ją słabo oświetlona kolumnada, kilka metrów przed nią znajdowało się zdobnicze mahoniowe biurko, a wysoko na ścianie za nim okrągłe ozdobnie okno przepuszczała jedyne promienie światła zapewniające jakąkolwiek wizję. Rozmiar i splendor otoczenia sprawiały, że czuła się niewielka.

Za biurkiem, ze skrzyżowanymi nogami i rękoma złożonymi na kolanie, siedział Zoan Golspeak Trzeci, obecny papież i przewodniczący Magica Icaria. Eidith znała go wyłącznie z widzenia.
Z przemówień, z ceremonii, ze świątecznych modłów. Nigdy wcześniej nie rozmawiała z nim
w cztery oczy.

- To, co widziałaś w trakcie swojej misji, nie było magią. - rozpoczął. - Żebym mógł
to jednak wyjaśnić, musisz najpierw wiedzieć, czym jest maga i uniwersum samo w sobie
.
- Świat jest zbiorem informacji. - kontynuował. - Jedni myślą o tym jako zbiór matematycznych wzorów, inni jako kod binarny. Trzeci nazwie to zbiorem najmniejszych cząsteczek, kto inny stwierdzi, że to słowa napisane na kartce papieru. Wszyscy mają racje, ale dla ułatwienia skupimy się na alegorii książki. Wyobraź sobie, że całe istnienie jest po prostu książką.

Zoan sięgnął do biurka i wyciągnął z niego zeszyt. Napisał w nim coś piórem, po czym uniósł zeszyt przed siebie, pokazując wilczycy zawartość. Na pustej stronie było napisane:

Cytat:
Eidith jest lojalną inkwizytorką.
- To jest uniwersum. Magia polega na jego edycji.
Zoan spokojnie dopisał kilka słów w zeszycie i znów zaprezentował.

Cytat:
Eidith jest lojalną inkwizytorką, której cień posiada samoświadomość i ręce zdolne do rozrywania ludzi w pół.
- Tak działa magia. - podsumował. - Szczęśliwie, ludzie mają ograniczone zdolności jej pojmowania. Mogą otworzyć książkę tylko na konkretnych stronach, czytać i edytować konkretne rozdziały bądź paragrafy. Nawet magowie są ograniczeni w ten sposób.

Zoan położył zeszyt na biurku i złapał butelkę z tuszem. Wylał jej zawartość na zeszyt, po czym pokazał Eidith. Z kleksa dało się wyczytać tylko słowa “Eidith”, “zdolne”, “ludzi w pół”.
- Tak wygląda zdolność, której użyła Saria. Nazywamy to korupcją kodu. W ten sposób możliwe jest uzyskanie wolności od samych zasad uniwersum. Zatarte zostają granice przeznaczenia, a magiczna zmiana rzeczywistości staje się niemożliwa.
Zamknął zeszyt.
- Mam nadzieję, że była to zrozumiałe? Jest to pewien...mały sekret naszej organizacji.
- Oczyw… Oczywiście wasza ekscelencjo. - Wilczyca czuła się zaszczycona obecnością papieża. - Zabiore ten sekret ze sobą do grobu. - Pochyliła głowę, po czym zadała pytanie.
- Rozumiem że dlatego tu jestem? Bo zobaczyłam coś czego nie powinnam? - Spojrzała na papieża swym dziwnie oddalonym wzrokiem.
- Zgadza się. Nasz ostateczny cel jako Magica Icaria to uwolnienie ludzkości od magii i od kodu. Jednakże nie jesteśmy jeszcze gotowi. Tak długo, jak magowie stoją na naszej drodze, szerzenie korupcji jest ryzykowne. Gdybyśmy zdradzili jej istnienie, nasi wrogowie zaczęliby szukać sposobów, aby jej zaradzić. - wyjaśnił Zoan, wstając z krzesła. - W normalnych warunkach byśmy się ciebie po prostu pozbyli. Jesteś niestabilna umysłowo. Stanowisz świetną broń, ale raczej nigdy nie będziesz niczym więcej. - podsumował Eidith, patrząc jej prosto w oczy. - Dostałem jednak bardzo dużą rekomendację od twojego mistrza. Dobrą broń można wykorzystać, a nie jesteś jedyną w swoim rodzaju wewnątrz organizacji. Postanowiłem więc założyć drużynę specjalną. Ty oraz inni tobie podobni będziecie służyć biskupom podczas ich misji w terenie. Przetrwanie będzie testem waszej wartości.
Po tym wszystkim co zrobiła dla Magica Icaria w oczach papieża jest tylko “bronią”. Nie śmiała nawet w żaden sposób wyrażać swych animozji na ten temat. Inkwizytorka przygryzła delikatnie dolną wargę oznajmiając.
- Po to żyję by być bronią Magica Icaria. - Tak sobie to tłumaczyła na głos. Słowo papieża dla niej było prawem, a taki mutant z laboratorium jak ona nie ma żadnego prawa podważać jego opinii czy decyzji. NIe do końca rozumiała jednak co mówił o tych “Innych podobnych”. Teraz najważniejszym było nowe zadanie które jej powierzono. W głębi serca chciała być czymś więcej niż bronią dla Magica Icaria, więc miała zamiar wykorzystać ten test by dowieść tego.
- Jestem do pełnej dyspozycji. Prosze wskazać mi cel. - Dodała.
- To powiedziawszy, pośród naszych wszystkich psycholi jesteś najskuteczniejsza, więc przejmiesz pieczę nad całą grupą. - stojąc już przed biurkiem, a nie za nim, Zoan oparł się o nie i podniósł plik papierów, który rzucił na kolana wilczycy. - Biskupi będą dawać ci znać, gdy potrzebują pomocy. Masz wybrać trzy osoby do waszego zespołu i zgłosić się do biskupa, który będzie wam mówił co macie robić. Wy spełniacie jego zadania. Możesz zmieniać swój skład co misję, nie interesuje mnie to. - wyjaśnił. - Pytania?
- Czy każdy inkwizytor jest w stanie ingerować w kod jak Sarii? - Zapytała. Forma inkwizytorki którą ujrzała to był coś do czego chciałą aspirować.
- Nie. Korupcja nie jest procesem naturalnym. Póki nie uszkodzimy czyjegoś kodu, nie jest ona możliwa. Oczywiście nie ukrywamy tego przed tymi, którzy i tak o niej wiedzą. Nie zmienia to faktu, że stan, który osiągnęła Saria to efekt lat rozwoju korupcji. - poinformował Zoan.

Mężczyzna podniósł się ze stołu i pstryknął palcami. Okrągły portal otworzył się na suficie wysoko nad nim. Przezeń wyłonił się ogromnych rozmiarów monument skalny. Patrzenie na niego powodowało ból oczu i zawroty głowy. Coś było nie tak z tą skałą, a jej barwa oraz ruchoma tekstura mieszały w zmysłach. Zoan wyciągnął dłoń ku górze, a drobny, zaostrzony kamień odpadł z monumentu i opadł na jego dłoń.

- Jeżeli mamy już kończyć to spotkanie, pokaż mi swoje serce. - poprosił.
Wilczyca nie była pewna czy do końca rozumiałą o co chodzi papieżowi. Postanowiła założyć pierwsze co jej przyszło do głowy, więc postąpiła w przód i rozpięła kurtkę ukazując dokładne miejsce gdzie biło jej serce, Oczywiście ciało stało na drodze do narządu ale nie sądziła by to było problemem… cokolwiek miało się zaraz wydarzyć.
Zoan podszedł spokojnym krokiem. Mężczyzna wziął zamach z szerokim uśmiechem na ustach i wbił kamień prosto w serce kobiety, nie zważając na zalewającą go krew.
- Prędkość rozwoju korupcji jest różna z osoby na osobę. Powodzenia. I postaraj się nie zabrudzić całej posadzki w drodze do drzwi.

***

Eidith została odprowadzona do katedry medycznej, gdzie została zszyta z przeklętą skałą głęboko w jej sercu. Po tym, jak ją wypisali, została poinformowana, że jej agenci zostali zebrani w jednej z kantyn. Mogła zrekrutować do trzech osób na raz, a pozostali byliby zmuszeni wyruszać na misje centrali. Jeżeli ktoś z nich wróci żywy, wilczyca będzie mogła skorzystać z jego możliwości, choć rozmiar jej drużyny nigdy się nie powiększy.

Kantyna, o której mowa, była najmniejszą w centrali, ale biorąc pod uwagę niewielką ilość użytkowników, ilość miejsca była przyzwoita.
Na jednym krańcu kantyny podejrzany Danpa i niemy Mors grali w pokera z prawdopodobnie pijaną Alice. Niedaleko od nich durna Falco siłowała się na ręce z nieludzką Yse, nawet wygrywając. Znów dalej, na kanapach, młody Sin zmieniał swoje ramię w kończyny przeróżnych kosmitów, które ciekawska Bonnie Belly analizowała różnymi przyrządami, co jakiś czas sięgając po nóż. Za każdym razem, gdy to robiła, Sin dawał jej bardzo wymowne spojrzenie, które studziło jej zapał.
Spośród tego zamieszania Eidith miała wybrać trzech towarzyszy na enigmatyczną misję z doktorem.
Wilczyca zaczesała włosy za ucho, rozglądając się po tej radosnej gromadce. Jej wzrok na dłużej utknął na Yse. Jej aparycja była rozpraszająca, ale Eidith przemówiła w końcu.
- Jestem Eidith, lub też Wilczyca, a wy moja wataho będziecie ze mną pracować. Doktor Belly potrzebuje ekipy do zebrania obiektów do badań. Szczegółów nie znam. - Przymknęła na chwile oczy zastanawiając się nad czymś. - Na tą chwilę postanowiłam że zabieram ze sobą. Danpa, Falco, Bonnie. Zastrzeżenia, pytania, czy inne opinie? - Skrzyżowała ręce pod piersiami.
Wymowna odpowiedź ze strony Alice zdradziła, że zebrani byli w stanie usłyszeć ogłoszenie Eidith. Nikt inny nie dał jednak żadnego komentarza. Wilczyca mogła z góry założyć, że zebrani zrobią, co im kazała, inaczej by ich tu nie było. Najwidoczniej, nie mieli pytań, więc nie mieli też powodu odezwać się do kobiety.
Dla dobra przyszłej współpracy Eidith postanowiła nie odcinać dziewczynie palca, posłała jej jedynie spojrzenie pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
- Wybornie. Wypije kawę i od razu idziemy do doktora. Wymienione osoby niech się zaczną szykować. - Oznajmiła a przechodząc za Alice “przez przypadek” szturchnęła jej krzesło. Ciekawa była czy Alice tylko w gestach była mocna.
Alice zamachnęła się butelką i rozbiła ją o stół. Jeden z większych odłamków szkła poszybował do tyłu, przecinając policzek Eidith pod okiem i wbijając się w ścianę za nią. Dziewczyna udawała, że nie zdawała sobie z tego sprawy, kontynuując grę. - Podbijam!
- Ałuuu~ - Wydała z siebie Eidith, po czym chwyciła dziewczynę za włosy i zaczęła nią tłuc o stół. - Jakim cudem tak długo tutaj przeżyłaś jest ponad mnie. - Skomentowała wilczyca unosząc jej głowę i nachylając się nad nią, trzymając jej twarz blisko swojej.
Siłująca się za Eidith Yse zerwała się od stołu i w jednym ruchu przyłożyła Eidith sierpowym tak mocnym, że oderwała kobietę od Alice, przy okazji łamiąc jej nos. Zanim wilczyca oderwała się od ściany, miała pod gardłem nóż — długie tytanowe ostrze trzymane przez Mors. Zaczęła też słyszeć pikanie. Spoglądając w dół, zobaczyła pakiet C4 z migającą diodą w swojej kieszeni. Siedzący niedaleko Danpa bawił się w dłoni zapalnikiem. Kiedy przemycił ładunek, wilczyca nie miała pojęcia. Siedzący na drugim końcu kantyny Sin spojrzał wymownie na Eidith:
- Jesteśmy przyzwyczajeni do tresowania ludzi którzy nas nie szanują.
Rogata Yse wstała od swojego stołu i uniosła dłoń, w której pojawił się płomień. - Jak powinno wyglądać logo naszej drużyny, co, szefowo?
Eidith uśmiechnęła się szeroko i rozpięła kurtkę, odchyliła też koszulkę tak by ukazać miejsce nad prawą piersią. - Paszcza wilka. - Jej wzrok wbity był w kosmitkę. Chyba spodobała się jej prezentacja umiejętności zespołu.
- Ooo nie moja droga, masz pamiętać, z kim pracujesz. - płomień skupił się w palcu kobiety, który ta przyłożyła do policzka Eidith. Wilczyca musiała znosić podłużne minuty okropnego, płonącego bólu, gdy kosmitka bardzo skrupulatnie i powolnie odrysowała jej nowy tatuaż. Zebrani oglądali to z uśmiechami, nie licząc Mors, który nosił maskę na twarzy, oraz Danpy, którego usta były ukryte za wysokim kołnierzem przerośniętej, zniszczonej kurtki, do której właśnie chował portfel wyjęty z tylnej kieszeni spodni nieprzytomnej Alice.
Gdy znakowanie zostało skończone, grupa złapała zmęczoną bólem Eidith za kark i ramiona, po czym wyniosła ją w cholerę z kantyny wyrzucając na pysk na korytarz w wejściu. - Ciesz się, że Alice nie poderżnęła ci gardła. - zasugerowała Yse. Tymczasem Falco stanęła na baczność, zasalutowała i gromkim krzykiem oznajmiła - ZOBACZYMY SIĘ NA STATKU KOMANDORZE. - po czym drzwi się zamknęły.
To poszło po prostu do dupy. Wilczyca dźwignęła się do góry i usiadła ze skrzyżowanymi nogami patrząc w sobie znany punkt. Załatwili ją jak burą sukę, ale Eidith też im wszystkiego nie pokazała. Rozmyśliła się też co do składu, który ze sobą zabiera. Zastanawiałą się też dlaczego obecność w ogóle się nie pokazywał. Zwykle gromko rechotał z kompromitujących porażek wilczycy. Zanim się pozbierała rzuciła sobie w myślach. -”That went to shit eh?” -. Pozbierała się i skierowała się w swoją stronę by się przygotować.

***

Gdy Eidith pojawiła się na okręcie doktora, Bonnie, Falco i Yse już się tam znajdowały. Trójka dziewczyn grała w karty, oglądając beznamiętnie TV. Mogłoby się wydawać, że zajścia w kantynie w ogóle nie było, kobiety były wyluzowane i koleżeńskie. Doc Bonnie pojawił się jakieś dwadzieścia minut później.
- Ktoś za ster, lecimy na punicę, siódmy księżyc werii. - słysząc to, Falco stanęła na baczność, zasulotwała i odeszła do kabiny pilota. Młoda Bonnie wpatrywała się przez ten czas w doktora. - Idź do swojej kajuty. Złap pistolet, wyceluj w drzwi i siedź aż wylądujemy. - podyktował jej.
- Ale tato.
- Ale srato, czy ja się jąkam? - wypowiedź doktora kontrastowała tylko z jego beznamiętnym, niezainteresowanym tonem osoby leniwej i niechętnej do czegokolwiek. Ta charakterystyka została tylko podkreślona, gdy po odejściu Bonnie Doc położył się na kanapie w butach i zawiesił wzrok na telewizorze.
- A, Doc Belly, miło mi. - przywitał się wreszcie.
Eidith oparła swój karabin o krzesło, po czym zbliżyła się do barku gdzie nalała sobie kubek kawy. Zanim od niego odeszła wzięła łyk, po czym głęboko odetchnęła. Uwielbiała ten smak. Już z kawą usiadła przy stoliku i odezwała się.
- Eidith Lothun. - Także się przedstawiła, odstawiając naczynie rozpoczęła przegląd swojej broni. - Mogę wiedzieć dlaczego Pan pogonił stąd Bonnie? - Zapytała. Odkąd zobaczyła dokumenty drużyny, wiedziała że Bonnie i Doc to rodzina, za to nic nie wiedziała o ich relacjach.
- Możesz mi powiedzieć, czemu zabierasz moją małą niewinną córeczkę na misję wojskową? - zapytał w odpowiedzi Doc. - A niech się jej tylko coś stanie. - mężczyzna spojrzał bardzo wymownie na wilczycę.
- Z całym szacunkiem Panie Doc, ale jeśli nie ja to centrala by ją wysłała na misję. Dołoże też wszelkich starań by wróciła cała. - Zapewniła wilczyca o ile jej słowo było coś warte dla niego. Upiła kolejny łyk kawy po czym zaczęła przeglądać swój karabin. - Mógłby Pan podzielic się szczegółami na temat misji? - Zapytała sprawdzając przyrządy do celowania.
- Wydział wojsk cesarskich prowadzi nielegalne badania na dzieciach w lokalnym sierocińcu. Chcę wziąć ich wyniki i materiał badawczy. - określił Doc. - Więc wy go dla mnie weźmiecie.
Wilczyca uniosła wzrok znad broni i spojrzała na Doca. - Cesarscy nie ośmielą się dawać jakichkolwiek sprzeciwów. Myślę że to będzie proste o ile nie pojawią się komplikacje w postaci jakiś dzikich obiektów badawczych lub trzeciej strony.- Eidith ponownie napiła się kawy, i zawiesiła wzrok na Yse. Aparycja kosmitki sprawiałą że inkwizytorka miała nieczyste myśli na jej temat. W miarę możliwości nie dawała po sobie tego poznać, więc szybko wzrokiem wróciła na biskupa. - Rozumiem że obiekty mają być żywe. - dodała na koniec.
- Tak. I nie zakładaj, że mamy jakąkolwiek kontrolę nad Cesarstwem. Oni nam nie przeszkadzają, w zamian czasem im pomożemy. Nasza wizyta jest możliwa tylko dlatego, że jest prowadzona bez zezwolenia i uprawnień. Czyjaś ambicja.
- Ale ja nic nie mówiłam o kontroli. Oddadzą czego Pan potrzebuje albo odbierzemy to siłą. Po to tam lecimy czyż nie? - Wilczyca wpięła magazynek, pociągnęła rygiel po czym zabezpieczyła broń. Położyła karabin na stole i wyjęła z niego bagnet o kolorze metalicznej czerwieni. Z jednej z wewnętrznych kieszeni kurtki wyciągnęła małą osełkę, którą to zaczęła ostrzyć bagnet. - Papież ochrzcił mnie bronią więc nią będę. - Dodała nie odrywając wzroku od ostrza.
- Mówiłem o części "oddadzą". Prędzej się skały zesrają niż Cesarstwo przed nami klęknie. Możecie strzelać, zanim zaczniecie mówić. - poinformował beznamiętnym głosem.
- Tak też zrobimy. Yse i tak za bardzo będzie się rzucać w oczy więc nie ma potrzeby być subtelnymi. -Po tych słowach przyłożyła kciuk do krawędzi ostrza by sprawdzić jak jest ostre. Po tym akcie na jej palcu powstała mała rana. Ostra jak brzytwa, tak jak wilczyca lubi. Wpięła bagnet z powrotem w mechanizm umieszczony pod lufą. Kilkakrotnie go wysunęła i schowała, by sprawdzić czy działa jak należy. Po przeglądzie broni oparła ją o krzesło i poszła dolać sobie kawy. Gdy już do zrobiła usiadła z powrotem na to samo miejsce i też zaczęła od niechcenia patrzeć w telewizor.
- Spokojnie. Najpierw zajmiemy bazę. Później wejdziemy do kompleksu pokojowo. Nie będę przechodził przez strzelaninę w dwie strony, jak już mamy się rozbijać, zrobimy to w kierunku wyjścia. - wyjaśnił. - Zapnij smycz na kosmicie, powiedz, że to obiekt badawczy.
- To jest bardzo dobry pomysł. Prawda Yse? - Zerknęła na kosmitkę bez jakiegokolwiek wyrazu na swej twarzy. Była ciekawa jednak czy będzie szczekać, i czy miast obroży nie będzie musiała jej założyć kolczatki. Z jakiegoś powodu było to bardzo ekscytujące dla wilczycy.
Yse stała w żywym ogniu zaciskając zęby, niezdolna do wysłowienia się.
- I tak chodzisz ubrana jak sex doll. Żaden downgrade. - skomentował Doc, nie patrząc nawet w jej stronę. Emitujące od niej ciepło wystarczyło, aby domyślić się, co się dzieje. Bardzo łatwo było odczytać z wyrazu twarzy Yse, że kobieta ma ochotę zabić doktora, ale nie była na tyle głupia, aby podnieść rękę na biskupa.
Eidith wpatrywała się w kosmitkę adorując jej gniew. Naprawdę chciała ją zobaczyć gdy puszczą jej wszystkie hamulce, odrzuci na bok rozsądek i skąpię się w świętym gniewie.
-”Shameless but not prideless. Yet filled to the brim with spite. I liking this one more and more. Also you are awfully quiet lately, is there something wrong?” - Rzuciła w myślach po czym się odezwała.
- Czyli że wchodzimy tam niby dać im kolejny obiekt do badań? Ponadto nie powinniśmy się rozdzielać. - Wypiła kolejny łyk kawy.
Mężczyzna wzruszył ramionami. - To powiedz im że to twoje zwierze. Jesteś naukowcem. Stać cię na ekstrawagancje.
Czarnoskóra kosmitka zamknęła oczy i uspokoiła się lekko, po czym opuściła pomieszczenie, łapiąc po drodze pierwszy trunek, obok którego stanęła.
Jeszcze chwila wściekłości Yse, a wilczyca musiałaby wziąć sobie 15 minut szybkiej przerwy w toalecie. Z innej strony zaczęło ją trochę niepokoić to że lokator jej umysłu gdzieś zniknął. Co jak co ale na umiejętnościach swojej “klątwy” mogła polegać. Wiele razy jej to życie uratowało. Być może ma to związek z tym odłamkiem wbitym w jej serce? Mimo że papież zobrazował to w dość zrozumiały sposób wilczyca nie miała pojęcia jak wywołać korupcję kodu. Być może nauczy się tego w momencie gdy będzie potrzebne. Rozejrzała się wokoło, każdy był sobą zajęty, czy też poszedł w swoją stronę, więc nie bardzo miałą do kogo gębę otworzyć. W końcu postanowiła pójść do tej toalety i myśląc o Yse powinna się uwinąć w jakieś 15 minut.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline