Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2019, 22:33   #86
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - Mason City

2054.09.15 - popołudnie; wt; gorąco; grad; droga 90; opustoszała stacja benzynowa



- Gdzie są moje majtki? Gdzie mój biustonosz? Lamia widziałaś gdzie poleciały? - półnaga blondyna z krótkimi włosami gderała chodząc boso po brudnej i zakurzonej podłodze próbując skompletować swoje zdekompletowane ubranie. Wyglądała nawet zabawnie gdy ubrudzona jak po całym dniu pracy na budowie chodziła, zaglądała, schylała się w samej flaneli ubrudzonej tak samo jak ona. Ostatecznie znalazła połowę z tej swojej zagubionej bielizny ale gdy zorientowała się w jakim stanie jest to ubranie i ona sama stwierdziła, że chyba jednak lepiej się będzie przebrać w coś czystego. Dlatego mniej więcej doprowadziła się do porządku za pomocy butelki z wodą i czystej, letniej sukienki jaką nałożyła ze swoich bagaży.

- No zwariowała ta pogoda. Zobacz Lamia, jak dalej tak będzie lać to normalnie serial tu można nakręcić. - prychnęła na tą pogodową anomalię jaka ich otaczała na tej zapomnianej przez wszystkich stacji benzynowej położonej pośrodku “nigdzie” na Pustkowiach. No i nie było się co dziwić. Było ciepło. A nawet gorąco. Tak, że człowiek nawet na krótki rękaw czuł ten gorąc. A mimo to grad nadal walił w ten ziemski padół jakby chciał zbombardować do reszty to co kiedyś zostało po bombach i pożodze wojennej.

Dlatego śpieszyć się nie musiały. Zwłaszcza gdy Eve uświadomiła kumpelę, że dzisiaj już nic nie załatwią w Mason City bo gdzieś w tą porę zamyka się zwykle wszelkie biura i urzędy a one właściwie dosłownie były w polu. Kierowca oceniała, że są gdzieś w połowie drogi czeka ich jeszcze z godzina drogi. Albo raczej dwie z taką pogodą.

- Nie no… Jak się nie rozpogodzi przez pół godziny to i tak spróbujemy pojechać. Nie mam zamiaru spędzać tutaj nocy. Chociaż do jakiegoś baru spróbujemy dojechać. - fotograf w letniej sukience trochę chyba jednak zaczynała się niepokoić ich sytuacją. Kiepska pogoda utrudniała wszelkie działania na zewnątrz w tym podróż. Ale też minęła już połowa dnia i chociaż do wieczora było jeszcze kilka godzin to gdy było się w takim “nigdzie”, w centrum bezludnych Pustkowi, a było jeszcze trochę drogi do przejechania to można było się zaniepokoić. I widocznie blondyna radziła sobie z tym stresem i niepokojem gadaniem i robieniem zdjęć. Chodziła po stacji i robiła fotki w plenerze w jakim utknęły. Wydawało się, ze fotografowała przypadkowe rzeczy. Budynek, widok z okna, stare dystrybutory, swój samochód i swoją kumpelę. A jednak miała dryg do tej roboty by gdy pokazywała Lamii swoją robotę z każdego kadru wyzierał oddech opuszczonych, bezimiennych Ruin bez śladu obecności człowieka jeśli nie liczyć tych fotek z Lamią albo samochodem fotograf.





- Dobra, trudno, jedziemy. Pomalutku jakoś dojedziemy. - Eve albo straciła cierpliwość albo nadzieję, że się wypogodzi. Machnęła ręką na to czekanie gdy minęło mniej więcej te wyznaczone pół godziny. Zapakowała się do samochodu dając okazję by kumpela siadła obok. Westchnęła, uruchomiła silnik i powoli wytoczyły się ze stacji w te gradobicie. Ledwo wyjechały spod ochronnego daszku od razu karoserię i szyby zaatakowały, małe, lodowe kuleczki. Chociaż stężenie gradu przez od początku postoju znacznie osłabło. To też chyba pomogło kierowcy w podjęciu decyzji o wznowieniu podróży.

- O, chyba przechodzi… - gdy odjechały z kwadrans albo dwa wydawało się, że grad zaczyna ustępować. Rzeczywiście w końcu ustąpił. Ale zanim zniknęły ostatnie kulki “styropianu” tarabaniące o szyby o te same szyby spadły pierwsze krople deszczu. I grad płynnie przeszedł w rzęsistą ulewę. - No zgłupiała ta pogoda! - zezłościła się blondyna uderzając w kierownicę. Przez majtające się po przedniej szybie wycieraczki pojawiał się ponury, utopiony w ulewie świat pustej drogi. Prawie nie mijały żadnych pojazdów. Więc większość drogi pokonały jakby były ostatnimi ludźmi na tych Pustkowiach. Czasem mijały domy czy osady w których oknach świeciło się światło. A blondyna w letniej sukience za kierownicą rzadko przekraczała 40-kę na prędkościomierzu to jednak wydawała się zdeterminowana aby dojechać do celu. No i żeby jakoś urozmaicić sobie i towarzyszce podróż to włączyło jej się gadanie skoro już nie mogła fotografować jak na stacji.

- A właśnie, bo z tym Honolulu, nie miałyśmy kiedy pogadać. - zaczęła bez żadnego wstępu gdy tak koncentrowała się na pokonywaniu zalanej kolejnymi falami ulewy drogi. - Jej, wiesz jak zgłupiałam wtedy jak mi kazałaś nagrać filmik z tymi chłopakami Steve’a? - rzuciła towarzysko i zerknęła na pasażerkę. - Znaczy samo nagranie to był świetnym pomysłem! I wyszło też świetnie! - zaśmiała się od razu gdy pewnie uświadomiła sobie jak niefortunnie dobrała słowa. - No ale wiesz, ja mówię, że idziemy nagrywać filmik a oni nic. Ja wstaję od stołu a oni nic. Ja odchodzę od stołu a oni nic! Nosz cholera! Kiedy się ruszą?! Już myślałam, że na idiotkę wyjdę jak żaden z nich się nie ruszy. Weszłam już między gości i zaczynałam panikować bo oni dalej nic! Myślę sobie, dojdę do baru i meta. Jak żaden się nie ruszy no to kicha. No! Ale na szczęście wreszcie mnie dogonili jak już prawie doszłam do tego baru! Ale mi ulżyło! - roześmiała się teraz pewnie szczerze ubawiona tamtym wydarzeniem z ostatniego weekendu. Humor jej się wyraźnie poprawił gdy myślała o czymś przyjemnym i pozytywnym. - No a potem w pokoju też było super. Zresztą, widziałaś na smartfonie. - uśmiechnęła się skromnie przypominając o smartfonowym nagraniu z tamtej przygody w “Honolulu”. - A wy co wtedy robiliście jak nas nie było? - zapytała zaciekawiona co ją wówczas ominęło.


---



- Rany, ten piach mam wszędzie. Wszystko mnie gryzie i swędzi… - zamarudziła po raz kolejny bo niby się otrzepały i wyczyściły ale jednak gdzieś te drażniące ciało grudki piachu zostały irytując i swędząc jako nieprzyjemny efekt uboczny po tarzaniu się na podłodze starej stacji. - A w ogóle ta twoja Betty też jest kawał gorącej foczki. Tak w ostatnią niedzielę no to rany. Babka z klasą. I co nie powie to wszyscy się słuchają. A jak tam leżałyście sobie jak my z dziewczynami się zajmowałyśmy sobą. No jak w jakiejś loży dla VIP-ów. Naprawdę jak Królowa i Księżniczka. - roześmiała się patrząc wesoło na ciemnowłosą kumpelę obok. - A my to takie służki do zabawiania królewskiej pary. - dodała ubawiona tym dworskim skojarzeniem. - Myślałam, że ona tak tylko będzie leżeć i podziwiać. No ale jak cię potem wzięła w obroty to fiju fiu! Ma pary kobiecina, tylko pozazdrościć. No i w ogóle fajne masz te koleżanki. Jak wtedy na koncercie. Myślałam, że pewnie mnie spławicie jak już jesteście na jakiś numer ustawione. No ale nie. Zapytałam się i mnie przyjęłyście a potem w kiblu no działo się, że hej! O czekaj! Ty! Już jesteśmy! Zobacz, już prawie Mason! - fotograf radziła sobie z deprymującą aurą nawijając o wydarzeniach z ostatniego tygodnia. Dzieliła się swoim komentarzami, przemyśleniami i spotrzeżeniami a nawet planami. W pewnym momencie z tej ściany ulewy wyłoniło się nie wiadomo co ale nagle Eve przerwała swoje przemyślenia gdy okazało się, że są już blisko miasta. No ale rzeczywiście gdy przejechały pod jakimś wiaduktem to kawałek dalej zaczęła majaczyć w tej ulewie jakaś ciemna bryła miasta. I niedługo potem wjechały w to miasto.

Miasto chyba było mniejsze niż Sioux Falls. Ale jednak było to miasto a nie przydrożna osada. Siatka ulic, kwartały budynków no i wreszcie większy ślad ludzkiej cywilizacji. Głównie jako światła w oknach bo ruch na ulicach i chodnikach przez tą ulewę był nikły. Niemniej w porównaniu do pustki jakiej uświadczyły przez ten kawałek od zapomnianej stacji to i tak były godziny szczytu.

- Czekaj, czekaj, gdzie to się jechało… Byłam tu z rok temu… A może dwa… - Eve znów koncentrowała się na tym gdzie ma jechać. Co prawda były już prawie na miejscu ale jednak teraz było o tyle trudniej, że po drodze jechały głównie prosto skręcając na rozjazdach jedynie kilka razy odkąd opuściły Sioux Falls. Teraz zaś wjechały w obce miasto i musiały dotrzeć do konkretnego celu. - To chyba tędy. Pojedziemy do hotelu gdzie się zatrzymałam ostatnim razem. Tam powinno być w porządku. A w ogóle to te koszary są chyba gdzieś tam, na końcu miasta. Ale to już dzisiaj za późno, pozamykane wszystko. Jutro rano tam pojedziemy. - kierowca o krótkich blond włosach wskazała ręką kierunek ulicy z jakiej właśnie zjeżdżały. Tak naprawdę mogła właściwie wskazać każdą inną bo i tak widać było tylko prawie pustą ulicę gdy ulewa przepłoszyła i zmyła większość cywilizowanego życia. A poza tym miało być na końcu miasta a teraz chyba były w jakimś centrum. Tutaj widać było światło w znacznie większej liczbie okien niż na peryferiach gdy wjeżdżały do miasta. W końcu Eve zaparkowała samochód przed dwupiętrowym budynkiem z czerwonej cegły. Wyglądał na jakiś dawny urząd czy coś podobnego. Zajmował dwa skrzydła ulicy i główne wejście było przy samym narożniku gdzie budynek miał skośną ścianę. A naprzeciwko był parking. Trzeba było więc wypakować się, zamknąć samochód i przebiec przez ulicę do zbawczego i zapraszająco oświetlonego wejścia pod atakiem rzęsistej ulewy. Lało tak bardzo, że mogło przemoczyć do suchej nitki nawet na tak krótkim odcinku. Na szczęście Eve miała małą, składaną parasolkę która mogła im pomóc w tym zadaniu.


---



2054.09.15 - zmierzch; wt; ciepło; pogodnie; Mason City, Shepard Hotel



No ale to wszystko było. Można było uznać za zadanie dotarcia z Sioux Falls do Mason City za wykonane. Co prawda dzisiaj już niczego nie szło załatwić ale miały niezły przyczółek na jutrzejsze załatwianie spraw. No i wreszcie mogły odpocząć po tej całej nieplanowanej podróży. Eve zapomniała czegoś z samochodu więc wróciła na zewnątrz zostawiając Lamii detale wynajęcia pokoju. Prosiła jednak by ta zamówiła kąpiel. Zanim wróciła to sierżant saperów w skórzanej kurtce czekała już z kluczem i namiarem na ten pokój.

- Ojej. Zobacz Lamia. Tylko jedno łóżko w tym pokoju. Będziemy musiały spać razem. Mam nadzieję, że żadna z nas nie chrapie. - Eve przybrała minkę zaskoczonej, naiwnej blondyneczki uroczo kręcąc na boki trzymanym plecakiem gdy tak ogarniała wzrokiem ich nowe lokum. Takie średnie. W końcu tutaj spędzało się pewnie jedną czy kilka nocy obliczonej na pary i małżeństwa. Bo łóżko było tylko jedno ale podwójne. Z każdej strony nocna szafka, jakaś większa na ubrania i torby, prywatna łazienka i tutaj urok dawnego czaru cywilizacji pryskał. Bowiem co prawda był, zlew a nawet kabina prysznicowa no ale i tak człowiek współczesny był sprowadzony do poziomu technologicznego wiadra na odpadki, miski do mycia i baniaka z czystą wodą do prywatnych ablucji. Pozwalało to na przyzwoite zadbanie o twarz czy dłonie ale nie było mowy o prawdziwej kąpieli. Czyli tak jak to zwykle bywało. No i oczywiście powszechne oświetlenie za pomocą olejaków i świec zamiast działających żarówek. Czyli standard był całkiem przyzwoity. Niedługo też ktoś z obsługi zastukał do drzwi, że kąpiel jest już gotowa.


---



- Jeeejjj ale fajnie… - mokra twarz o krótkich blond włosach z oznakami szczęścia i błogości na twarzy pozwoliła sobie przymknąć oczy i po prostu relaksować się zwykłym leżeniem w balii. Łazienka hotelowa też była podobna do standardów znanych ze Sioux Falls. Czyli balie albo wanny, z wiadrowaną wodą ogrzewaną za pomocą grzałek podpiętych pod akumulatory. I tak samo jak w szpitalu miejskim gdzie pracowała Betty nie ufano klientom aż tak by zostawiać im ową grzałkę do ogrzania wody. No ale woda w balii okazała się czysta, ciepła i przyjemna więc dwie przyjaciółki mogły sobie pozwolić na relaks chociaż we dwie to im trochę ciasno było.

- Tak samo jak z tym byciem waszą dziwką. - nie wiadomo po jakich elipsach krążyły myśli blondynki ale jakoś potrafiła skojarzyć pozornie całkiem niezwiązane ze sobą fakty i zdarzenia. Otworzyła oczy i popatrzyła wesoło na leżącą obok Lamię. - Bo na tej stacji tak mnie wzięło. Że tak w niedzielę Madi mnie tak cudnie zapinała a teraz ty. No i pomyślałam sobie, że jeszcze cudniej byłoby tak z wami dwiema na raz. Cudnie, że się zgodziłaś. - roześmiała się wesoło i z tej radości pocałowała kumpelę w policzek. I znów karuzela myśli przetoczyła się gdzieś dalej chaotycznie zmieniając temat rozmowy. - A właśnie. A powiedz bo się tak zastanawiałam. Jak mam na sobie tą obrożę no to jestem zabaweczką. Ale umówiłyśmy się, że będę też i dziwką jak z Madi u ciebie. Ale jak będę miała i obrożę i waszą dziwką to kim w końcu będę? - popatrzyła rezolutnie na kumpelę gdy poprosiła ją o wyjaśnienie tej pozornej sprzeczności.

- A tak sobie właśnie przypomniałam, że ta Tasha, bo ma na imię Natasha ale wszyscy ją zdrabniają do Tasha, no to myślę, że dobry wybór. Naprawdę sobie dziewczyna potrafi śmiało poczynać. No wiesz, nie jest z cukru i lubi na ostro. Dlatego ma takie wzięcie i dlatego myślę, że tym bardziej nadaje się do naszych celów. Ostatnio pracowała w “Neo”. Można tam spróbować ją złapać. Pójdę z tobą jeśli chcesz. Swoją drogą lubię tam chodzić. Mają świetną muzę, światła, bar no i można spotkać ciekawych ludzi. To co? Ja myję ciebie a ty mnie? - leżąca w balii blondyna mówiła swoim luźnym, niefrasobliwym tonem wymieniając uwagi na temat tancerki i modelki którą planowały poznać aby ją zwerbować do planowanego dopiero show biznesu filmów akcji. Na koniec odchyliła się bardziej do pionu biorąc w dłonie mydło i myjkę proponując kumpeli wymianę usług.


---



- Ty no zobacz. Jak żeśmy zmokły, wlokły się przez ten grad i ulewę i w końcu jesteśmy na miejscu to przestało padać. - blondynka prychnęła z irytacją na tą cholerną aurę. Gdy zeszły do hotelowej restauracji aby wreszcie zjeść coś ciepłego okazało się, że na zewnątrz panuje podejrzana cisza. Nie było stukotu gradu ani ulewy dobijającej się do okien. Właściwie to szykował się całkiem przyjemny koniec dnia. Już niewiele go zostało, jeszcze z godzina, może dwie zanim zacznie się pełnoprawny wieczór ale na razie zrobiło się na niebie całkiem ładnie. Tylko na tym ziemskim padole wciąż były kałuże, błoto i strumyczki po tym gradzie i ulewie. Za to gorąc zelżał do całkiem przyjemnego nawet na krótki rękaw ciepła.

- Dobra, olać tą pogodę. I tak już jesteśmy na miejscu. No ale właśnie Lamia. To jak biura otwierają dopiero rano a tu jeszcze nawet wieczór się nie zaczął to co będziemy robić do rana? W pokoju mamy tylko łóżko a mnie się jeszcze nie chce spać. - Eve popatrzyła wesoło i z zaciekawieniem na kumpelę zagryzając frytką zamoczoną w roztopionym serze jakie wcinała w ramach obiadokolacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline