Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2019, 02:14   #4
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Ciężkie oddechy. Zmęczenie. Przebiegli właśnie dystans który wydaje się kilometrami. Rozkazy dla ich kompanii są proste: Utrzymać trzecią linię.
Nie ma nic prostego w ich wykonaniu.
Stoi, tuż za swoim oddziałem, rozstawionym, gotowym by przyjąć pierwszy atak zdrajców.
Ale to co biegnie w dół ulicy to nie zwykły zdrajca. To nie zmutowany, na wpół szalony kultysta, nie dezerter z milionów gwardii broniących Imperium.
W ich stronę biegnie Astartes. Kundel w służbie Abaddona, arcyzdrajcy, Mistrza Wojny Czarnego Legionu. Jest tylko jeden. Zwiastun tego co nadejdzie później.

Jest szybki. Szybszy niż ma prawo być coś tych rozmiarów. Pistolet boltowy w jego dłoni grzmi, a trzech gwardzistów ginie. Ogień las-karabinów topi fragmenty jego zbroi, ale w dalszym ciągu biegnie. Miecz łańcuchowy warczy z niemalże żywą agresją w jego ręku, gdy nadaje mu wyższe obroty. Czterech następnych pojawia się na krańcu ulicy.

Legionista wpada między nich. Jest niemożliwy do powstrzymania. Sigismund staje naprzeciw niego, unosząc swój własny miecz. Wie że to nic nie da. Cios spada…

*********

A sierżant Sigismund Macharius Erhardt budzi się z bezgłośnym krzykiem. Obok niego, Astra, Kapral Faye Zephyr, porusza się niespokojnie przez sen. Nie po raz pierwszy jest wdzięczny że jego ranga pozwoliła mu uzyskać nieco prywatności. Nie po raz pierwszy przeklina podróż przez osnowę.

Oddycha. Głęboko. Przypomina mu się mantra którą jego własny sierżant wpoił mu kiedy był jeszcze młody.

- Jesteśmy Cadianami. Zagrodzamy wrota piekieł. Jeśli znów staną otworem, to my je zamkniemy…

- Sigi?

Przeklina cicho pod nosem. Miał nadzieję jej nie obudzić. Astra podnosi się, patrzy w jego stronę delikatnie zaspanymi oczyma. Jest piękna, jak zawsze. Naga, także jak zawsze. Służba w Gwardii nie służy platonicznym związkom. Nie kiedy każdy twój dzień może skończyć się śmiercią.



- Co się dzieje? - Zadaje pytanie, niezwykle delikatnie. Nie zasługuje na nią. Dziękuje za nią Imperatorowi.

- Kasr Vark. - Dwa słowa, tylko dwa słowa. Astra nic nie mówi. Rozumie.

Ten sen męczy go zawsze kiedy znajdują się w tranzycie. Zawsze ten sam. Zawsze kończy się tak samo. Jego śmiercią. Zupełnie inaczej niż prawdziwa potyczka która faktycznie miała miejsce. Jego kompania faktycznie broniła Kasr Vark. I faktycznie pojawili się tam Legioniści. Tyle tylko że on i jego towarzysze byli przygotowani. Ogień krzyżowy z las-karabinów, trzech ciężkich bolterów, i dwóch auto-dział zabił ich zanim zdążyli dokonać zbyt dużych szkód.

Cadia zasłużyła na swoją reputację.

Patrzy na leżący obok jego pryczy miecz łańcuchowy. Na nim, czarną farbą na czerwonym tle, w wysokim gotyku, napisane są słowa, legendarne słowa, ostatnie słowa Ollaniusa Piousa, patrona Gwardii Imperialnej, Astra Militarum, wykrzyczane w twarz Horusa.

“Tam gdzie upadnę, dziesięciu zajmie moje miejsce! I stu zajmie miejsce każdego z nich! Więc powal mnie! Jestem zwiastunem tego co nadejdzie!”

Czyta je raz jeszcze. Przynoszą mu pewnego rodzaju pocieszenie.

A potem usta Astry zbliżają się do jego, i na moment, krótki, zapomina o koszmarach, o wiecznej wojnie, o obowiązku. Na moment. Nie potrwa on długo, ale trzeba się nim cieszyć, póki jest.

Każdy dzień może być ostatnim.

********

Od poranka, nie są już parą kochanków, Sigim i Astrą. Z powrotem są sierżantem Sigismundem Machariusem Erhadtem, i kapralem Faye Zephyr, przeniesionymi z 1349 Cadiańskiego Regimentu Piechoty by wspomóc nowo uformowany regiment swoim doświadczeniem. Gubernator miał głowę na karku, jeśli wiedział by poprosić o Cadian. Miał też wpływy. I pewnie doświadczenie wojskowe. Dobra kadra podoficerska miała większe znaczenie niż dobra kadra oficerska, choć tych ostatnich też było trochę. Łącznie, Cadianie stanowili kroplę w gigantycznym regimencie. Ich celem było przekazać zielonym rekrutom doświadczenie, i wpoić im dyscyplinę z której znani byli Cadianie.

Patrząc na dwójkę robiącą dodatkowe okrążenia z rozkazów lokalnego komisarza, westchnął delikatnie. To mogło być trudniejsze zadanie niż się początkowo spodziewał. Poprawił delikatnie swój uniform, dziękując cicho Munitorum za dobrze dopasowany rozmiar.



- Jak sądzisz, co z nich będzie? - Faye zadaje pytanie dużo zimniejszym głosem. Profesjonalnym. Nikt nie byłby w stanie stwierdzić że łączy ich coś więcej. Fraternizacja nie była karana w Gwardii, co nie przeszkadza że woleli by ich sprawy prywatne pozostały prywatne.

- Jeśli przeżyją pierwszą potyczkę, na chwałę Imperatora, damy radę zrobić z nich coś przypominającego żołnierzy. Naszym zadaniem jest ich poprowadzić. Chciałbym uniknąć egzekucji.

Komisarze, z natury, lubili Cadian. A sam Sigi lubił komisarzy. Trudna robota. Ciężka, i niewdzięczna, ale potrzebna. Jak długo służyłeś jak oczekiwał tego od ciebie Imperator, nie wchodzili ci w paradę.

Zanotował sobie w pamięci, że gdy oddział uzyska ekwipunek z powrotem później, dzisiejszego dnia, będzie musiał ich zebrać, i narzucić bardziej regimentowy sposób treningu. Ich tranzyt miał potrwać jeszcze trochę. Chłód nie pomagał na morale. Trzeba było znaleźć ludziom zajęcie.

Nie spodziewał się żeby dali radę trenować jak Cadianie, ale na pewno można to było zorganizować lepiej niż było to w tej chwili. Każda kropla potu wytopiona w czasie treningu oznaczała mniej krwi wytoczonej w czasie walki.

Jego zadaniem było przekształcić tych ludzi w młot Imperatora, gotowy spaść na każdego wroga ludzkości i Imperium. Miał mocne postanowienie spełnić swój obowiązek.

Jak każdy Cadianim, od pokoleń. Jak być powinno.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli

Ostatnio edytowane przez Darth : 29-05-2019 o 19:29.
Darth jest offline