Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2019, 17:46   #14
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Gdzieś w lesie Viaspen
Nauridras, 8 Pendaelen 381 Roku Imperialnego

Jeden z krasnoludów, drapiący się po tyłku młodzik, zaczął opowiadać na ucho jakiś sprośny czy okrutny żart łysemu jak kolano koledze. Nie zrozumieliście języka. Został błyskawicznie uciszony przez szychę drużyny. Po szeptanej naradzie ważniaka z krasnoludzicą o dwóch warkoczach dano znak do obniżenia kusz, ale nie czujności. Brodaci zbrojni zaczęli rozchodzić się wokół niewielkiej skarpy na wypadek, gdyby nieopodal czaiło się jakieś inne, leśne zagrożenie.

- Wolę zwierzęta i potwory, bo od razu wiadomo, co z nimi zrobić. - Odniósł się do słów Kwinty, niezdarnie schodząc po skarpie. Głos miał zgrzytliwy. - Tylko szkoda, że rzadko który ma karafkę miodzia, bo mi płuco wywija! Co tam macie w bukłakach, ten cuchnący kwas, co w Turos Tëm winem zwą? Napiłbym się, ale wchodzi ono w gardło niczym nóż... - Stanął przed wami. Zrzucił z muskularnego barku ciężką pułapkę na niedźwiedzie. Żelastwo upadło na porytą ziemię. - Mówcie mi po prostu “Herkules”, będzie łatwiej. Tak mnie nazywa wasz lud, bo nawet jak ktoś walczy dobrze, to ja zawsze walczę lepiej, he, he!


Tyberiusz, widząc, że nie dojdzie do starcia, zdjął dłoń z korbacza. Przyglądał się krasnoludom z mieszaniną ciekawości i nieufności, niewiele o nich wiedział, ale może to to spotkanie przyniesie im jaką korzyść.

- No wina zawsze możemy się napić, każdy dzień w tym cholernym lesie może być naszym ostatnim - wyszczerzył się.

- Dobrze powiedziane! Daj tego waszego wina, niech stracę…

- Przeklęta knieja, nawet jak zniewieściali elfowie się z niej wynieśli, to drzewa wciąż za nimi płaczą...! Nie wiecie o czym mówię, nie? To radzę wam, nie zostawajcie tu za długo. A jeśli już naprawdę musicie, nie wchodźcie zbyt głęboko, a i stąpajcie ostrożnie i lekko. Inaczej śruba wam odbije - zakończył typowo krasnoludzkim wyrażeniem, nie do końca dla was jasnym.


- Polujemy tu na zwierzoludzi, bestie się ostatnio za bardzo panoszą.

- Zwierzoludzi widzielim, i to wielu. Mają gdzieś nieopodal legowisko, ale my nie mamy czasu na głupstwa. Za taki pieniądz nie warto umierać. - Krasnolud gardził nagrodą Ulranda Valeriana, co nie zmieniało faktu, że była wysoka. - Wolę wybrać kogoś o moich rozmiarach, he, he - “Herkules” kucnął przy martwej ogrzycy, uważnie przyglądając się okropnym ranom i śladom walki. - Gdzie żeś polazł… - Mruknął do siebie.

- A na jakiego stwora teraz polujecie? - Zapytał zaciekawiony Septimus, widząc jak krasnolud ogląda zwłoki. Żeby nieco rozluźnić języki, wyciągnął swój bukłak z winem i po wzięciu łyka, podał go krasnoludowi.

- He, he, he - krasnolud roześmiał się, zastanawiając nad odpowiednią nazwą. - Na wilka ogrojada. Zlecenie mamy, he, he.

Flor odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że krasnoludy nie mają wobec nich złych zamiarów. Opuścił ręce i przysłuchiwał się przez chwilę rozmowie, a na wzmiankę o skosztowaniu wina uśmiechnął się, po czym podobnie jak Septimus skosztował swojego trunku i zaoferował go nowopoznanym wojownikom. Kiedy usłyszał nazwę "ogrojad" zaśmiał się, po czym rzucił:
- Dlaczego sądzicie, że nagroda nie jest warta ryzyka? Zdaje mi się, że ten cały wilk jest bardziej niebezpieczny niż zwierzoludzie…

“Herkules” wzruszył ramionami.

- Może i warta, ale to nie moja specjalizacja. - Wziął duży łyk wina. Odwrócił się i spojrzał na swoich. - Co nie znaczy, że jakiegoś młodzika mógłbym z wami wysłać, to by pokazał, gdzie widzieliśmy zwierzoludzi i się na szkodnikach chłopaczyna mógłby się trochę wyrobić. Jeśli pokażecie forsę, rzecz jasna.


Kwinta przyglądała się rozmowie z ciekawością, nie słyszała nigdy o takich potworach jak wilki ogrobójcy. Wierzyła że duchy opiekuńcze ochronią ją i pozwolą bezpieczenie wrócić do domu jak zgromadzi odpowiednie pieniądze.

- Duża ta horda zwierzoludzi w okolicy? - Zapytał zwiadowca, ciekaw tego, na co się mogą natknąć.

- Za dobry w liczeniu nigdy nie byłem, dlatego poluję tylko na duże, pojedyncze sztuki, he, he. - Oddał bukłak z winem. - Wiecie co, dobrze się z wami gada, ale robota czeka.

Propozycja krasnoluda spodobała się mężczyźnie, jednak Flor nie chciał w ciemno opróżniać kiesy. Zdając sobie sprawę z tego że polujący nie mają zamiaru dalej raczyć się winem, zagaił rozmówcę:

- Twoja oferta jest ciekawa, ale chyba lepiej byłoby zaproponować młodzikowi procent z nagrody. Jeśli nie przeżyje, będziesz wiedział, że nie był wart złotych monet a tak wróci do ciebie z pewnym obyciem i sakiewką. Co ty na to? - Flor spojrzał krasnoludowi prosto w oczy.

- Jak to nie przeżyje!? - “Herkules” parsknął jakby usłyszał coś niedorzecznego i nieprawdopodobnego. - Ha, chyba z osłem na łby się waćpan pozamieniał.

Rozległ się gromki śmiech krasnoludów. Zbity z tropu Flor jednak zauważył, że przynajmniej jeden z brodatych zbrojnych krążących po skarpie był ranny. Przechwałki przechwałkami, ale podziemny lud krwawił tak samo jak każdy.


Kwinta spojrzała na towarzysza z lekkim wyrzutem. Rozumiała jego punkt widzenia nie pojmowała jednak czemu miast mamić szczeniaka hojną nagrodą musiał wspominać o jego śmierci, wtrąciła się więc do rozmowy i powiedziała z szerokim uśmiechem.

- Z drugiej jednak strony, jestem przekonana że twoi przyboczni są świetnie wyszkoleni w waszym rzemiośle nawet na tle waszego ludu który jest silny i żywotny ponad inne.

“Herkules” ponownie wzruszył ramionami.

- A tam. Nie wierzę w nagrody kogoś, na kogo warcie dzieje się w tej krainie tyle złego. To na pewno nie przypadek. Mnie i moich ludzi przekona tylko to, co macie w sakiewkach i do tego jakiś udział w tym, co stamtąd wyniesiecie. O ile cokolwiek wam się uda, bo tak tylko w czwórkę się wybierać, no czy to mądre? - Obejrzał się po swoich wątpiąco-pytającym wzrokiem. - Każdy topór wam się przyda, prawda Golicha? - Wskazał na krasnoluda, który kucał nieopodal was i bezwstydnie się wypróżniał, świecąc zarośniętymi pośladkami. Młody odkiwnął głową, między jednym stęknięciem a drugim.

[media][/media]

- Tylko mnie tam wpuśćcie, a ze zwierzoludzi gówno zostanie. - Golicha wystękał sepleniącym głosem. Kiedy podciągał spodnie, nie omieszkając przy okazji pochwalić się bolcowatym, bujnie owłosionym przyrodzeniem, na trawę upadła mu purpurowa, aksamitna sakiewka, którą szybko podniósł i schował.

- Sami słyszeliście! - Podsumował “Herkules”. - Pięćdziesiąt złotych słoneczek, połowa łupu, jaki należałby się na przykład tej miłej pani i przez kolejny miesiąc macie naprawdę wartościowego towarzysza. - Zaproponował.


Kwinta wydała z siebie odgłos pełen oburzenia.

- Ostatecznie jestem skłonna zgodzić się na równy udział w łupie ze wszystkimi chyba, że kolega - zwróciła się do Flora - dorzuci coś od siebie.

Tyberiusz zastanawiał się, lustrując hardego krasnoluda spojrzeniem. Przydałby im się ktoś taki w walce ze zwierzoludźmi. Zresztą może nie przeżyje, a wtedy nie będzie problemu zapłaty.

- To chyba niezła oferta, co? Chętnie zobaczę czy jesteś twardszy w boju niż w spodniach! - Zarechotał.

Golicha bez entuzjazmu podrapał się po zadzie.

- Tam nie będzie jak się wykazać. - Seplenił. - Lepszą walkę stoczyłem z kobietą w łóżku niż z jakimkolwiek zwierzoludem.


- Jeśli jej udziału, to ja w to wchodzę. - Septimus uśmiechnął się przy tych słowach, a w głowie przeliczał ile zostało mu w sakiewce.

- Znalazł się jaśnie pan, co by się chciał na cudzej krzywdzie bogacić - Kwinta podparła się pod boki - Sam dawaj ze swojego udziału jakżeś taki mądry, bo ja ze swojego nie zamierzam po puścić ani grosza. A jak już to możemy wszystka zrzucić się na dla dolę dla mości krasnoluda.

- Spokojnie, jak już, to wszyscy razem. - Wzruszył ramionami Septimus.

- Równy udział w łupie? O, umowa stoi! - Wyszczerzył się Herkules. - Tylko nie przynieś hańby naszym ziomkom, młody! - Pogroził palcem. - Masz zawsze iść z przodu albo wykopię ci nową dziurę w zadku!

- Nie musisz mnie pilnować jak niańka dzieci - odciął się Golicha i założył plecak. - To kiedy zamierzamy coś zrobić?


- No, to widzę, że się dogadaliśmy… - rzekł nieco zmieszany jeszcze Flor, który zdał sobie sprawę, że nie przemyślał dokładnie swoich słów. Spojrzał też z lekkim, wymuszonym uśmiechem na ustach w stronę Kwinty i dodał:
- Dobra robota…

Flor powiódł wzrokiem po wszystkich obecnych, chcąc dostrzec, czy ktoś jeszcze jest ranny. Na słowa Golicha odpowiedział:

- To co, może szybka strawa i ruszamy w drogę? - rzucił do towarzyszy.

Zerknął też na nowego kompana i zadał mu pytanie:

- Daleko do tej kryjówki zwierzoludzi?

- Kawałek drogi przed nami, ale nogi wam z dupy chyba nie poodpadają. - Odpowiedział Golicha. Ostatnie chwile przed ruszeniem w drogę wykorzystał na krzepkie uściśnięcie graby Herkulesa i pożegnanie innych krasnoludów.

- No, w kupie raźniej - wyszczerzył się Tyberiusz. - Walczyłeś już ze zwierzoludźmi? - zapytał się Golichy po drodze.

- Tak. Takimi na literę “K”. Kryseańczycy czy jakoś tak. - Seplenił. - Obiłem kilku takich w karczmie.

- To zobaczymy jak ci idzie z takimi brzydszymi. Ruszajmy zady i oczy dookoła głowy. - Rzucił Septimus.

Zanim wszyscy wyruszyli Flor pozwolił sobie szybko ugryźć kawałek sera i kiełbasy, popijając resztą wina. Po opróżnieniu butelki westchnął, bowiem "Smocza Krew" była naprawdę przednia. Przysłuchiwał się rozmowie kompanów, starając się nie zwracać uwagi na wadę wymowy Golichy. W ciszy podążał za towarzyszami.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 09-06-2019 o 23:04.
Lord Cluttermonkey jest offline