Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2019, 22:14   #100
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Blokada drogowa

Law poczuł, jak zlewa go zimny pot. Funkcjonariusze chcieli skontrolować ich kontener, a to mogło się skończyć w tylko jeden sposób – masakrą. Haker wyobrażał sobie, jak to będzie. Wraz z Rubenem wysiądą z szoferki, zaprowadzą dwójkę policjantów na tyły, otworzą kontener a wtedy… MEC plunie ołowiem w dwójkę nieszczęśników wykonujących swoje obowiązki. Jak tylko ta dwójka zginie, przyjdzie czas na kolejną. Później zlecą się okoliczne jednostki. X-COM będzie utrzymywać pozycję, aż nie skończy się im amunicja, po czym wszyscy zginą od broni ADVENT-u.

Wszystko na nic. Trzeba było taranować blokadę i spróbować ucieczki, kiedy mieli na to szansę. Dlaczego Japończyk zgodził się na kontrolę? Przecież instynkt podpowiadał mu inaczej.

Kurwa, kurwa i jeszcze raz kurwa. Zabił ich. Zabił ich wszystkich.


- Bo wie pani władzo… Monica, tak? - odezwał się Ruben, kontynuując rozmowę z funkcjonariuszką. Czarnoskóry technik nie tracił zimnej krwi i uśmiechając wesoło do kobiety, usiadł wygodniej na fotelu. - Rozumiem, iż macie obowiązek sprawdzić nasz ładunek i naprawdę chcemy współpracować, tylko… tylko nie możemy tego zrobić tutaj - kontynuował Graham, improwizując swoją bajerę. Chyba szybko pokapował się, że na Lawa nie ma co liczyć, gdyż tamtego ścięła go panika. Zresztą „Ace” zawsze był bardziej wygadany.

- Tutaj, czyli na drodze. Jeśli chcesz zajrzeć nam na pakę, Monico, to musimy zajechać w jakieś sterylne miejsce, z dala od strefy zamieszkałej. Wieziemy szkodliwe dla środowiska odpady. Jak tylko otworzysz nasz hermetycznie zapieczętowany kontener, to zatrujesz najpierw nas i siebie, a następnie wszystkich kierowców stojących w kolejce. - Głos Rubena miał sprawiać wrażenie wyluzowanego, jakby należał do kogoś, kto siedzi w tej robocie już od wielu lat i taka sytuacja nie jest dla niego nowością, jednak mimo to martwi się o bezpieczeństwo i podchodzi do obowiązków z głową.

Funkcjonariuszka Campbell pozwoliła się wygadać kierowcy ciężarówki, robiąc przy tym niedowierzającą minę. Widać było, że do jego bajki podeszła sceptycznie, najwyraźniej przyzwyczajona do tego, że ktoś próbuje się wyłgać. Z początku nie odezwała się ani słowem, tylko ponownie sprawdziła coś w swoim holo.

W tym czasie drugi z funkcjonariuszy przyjrzał się uważniej Lawowi, który ze wszystkich sił starał się ukryć zdenerwowanie. Na jego korzyść działał fakt, że wyglądał stosunkowo niegroźnie. Raczej szczupły, zadbany i sprawiający wrażenie oczytanego. Niezbyt wpasowywał się w rysopis jakiegoś zbira. Haker odparł tylko ukradkowym spojrzeniem i kiwnięciem głowy, jakby na znak potwierdzający słowa Rubena.

- Ten przejazd nie jest zarejestrowany na przewóz środków szkodliwych, panie kierowco. Jak więc mam uwierzyć, że to co mówicie, jest prawdą? Może jednak próbujecie coś ukryć, hm? - odezwała się policjantka, mierząc Grahama wzrokiem.

To koniec, pomyślał znowu Law. Funkcjonariuszka nie kupiła bajery Rubena i tak czy siak zostaną skontrolowani. „Ace” do końca próbował powstrzymać rozlew krwi, za co skaner był mu w duchu wdzięczny. Było to jednak na nic, skoro koniec końców dojdzie do strzelaniny. Co więcej mogli zrobić? Powstrzymać ich siłą i dać się zastrzelić? Już lepiej było zaprowadzić ich na tyły i wykorzystać do brudnej roboty MEC’a. Mieli wtedy większą szansę przetrwania.

W czasie, kiedy Law-Tao czarnowróżył, Graham nie dawał się zbić z tropu. Odwzajemniał spojrzenie Campbell. Chociaż sprawiała wrażenie czujnej, nie wydawała się ani poirytowana ani przesadnie dociekliwa. To dawało technikowi szansę na kontynuowanie rozmowy. Być może była bardziej naiwna, niż na jaką wyglądała, a może to urok osobisty Rubena i figlarne podejście otwierało mu ostatnią furtkę na wyciągnięcie ich z tego bagna.

- Wiem - westchnął ostentacyjnie „Ace”. - Ten stary dureń, którego nazywamy szefem, nie przywiązuje dużej wagi do takich detali. Większość przejazdów organizujemy planowo, ale czasem coś wyskoczy i nasza logistyka nie zdąży wprowadzić poprawek do systemu. Ja tu jestem tylko od naciskania na pedał - wzruszył ramionami. - Z drugiej strony zerknij na nasz kontener. Nie widujesz takie na co dzień, co? Bajerancka technologia. Zdradzę ci sekret, że właśnie w takich skrzynkach te paskudne korporacje wywożą swoje brudy. Serio, Monico, szkoda twojej urody, żebyś zaczerpnęła chociaż jeden haust tego gówna w usta.

Policjantka zamilkła na moment, trawiąc słowa technika. Faktycznie rzuciła spojrzenie na wspominany kontener. Musiała być młoda albo zwyczajnie nieobeznana, bo nie poznała się na technologii wojskowej sprzed inwazji. Pojemnik musiał zrobić na niej wrażenie, bo pokiwała głową, jakbym przyjmując do wiadomości, że w takich kontenerach najwidoczniej wywozi się szkodliwe odpady.

Mijały kolejne napięte sekundy, w czasie których nawet Ruben zaczął tracić nadzieję. Powoli godził się z losem, że ta urocza funkcjonariuszka za kilka chwil padnie sztywna na asfalcie, przedziurawiona przez działka ich mechanicznego kolegi.

Monica Campbell jeszcze raz przejrzała dokumenty pojazdu oraz pasażerów, rozejrzała się bezradnie, jakby naprawdę szukała miejsca, w którym mogliby przeprowadzić inspekcję ładunku, po czym westchnęła, zrezygnowana.

- Zabierajcie te śmieci z powrotem do siebie, nie chcę tutaj katastrofy - odparła, oddając dokumenty.

- Dzięki i przepraszam, naprawdę nie chcieliśmy sprawić kłopotu. Jesteś aktywistką środowiskową, prawda? Szanuję, powinniśmy dbać o nasze otoczenie - odezwał się Ruben ze skrywaną ulgą. - Hej, nie mógłbym dostać twojego numeru? Wiesz, moglibyśmy wyskoczyć po pracy na jakieś piwko, no chyba, że wolisz kawę...

- Zjeżdżajcie mi stąd, powiedziałam - odrzuciła propozycję technika, jakby znużona faktem, że kolejny facet się do niej przymila, co musiało zdarzać się nie tak rzadko w czasie jej służby.

- Już, już jedziemy. Chciałem być uprzejmy. Miłego dnia! - rzucił Graham na odchodnym, odpalając silnik i ruszając przez blokadę.


Musieli mieć szczęście, bo ani furgonetka, ani pickup nie wpadli. Wszyscy bezproblemowo przejechali, nie niepokojeni przez władze.

- To było niesamowite - odezwał się po dłuższej chwili milczenia siedzący jak zamurowany Law, kiedy odjechali na kilkadziesiąt metrów.

- Oj wiesz, szefie, bo do kobiet to trzeba ze sposobem. Tylko to trzeba czasem odejść od komputera - odparł żartobliwie Ruben, po czym buchnął śmiechem. I ku jego zdziwieniu nawet Law zaczął się śmiać. Ten „jebany służbista Japończyk”, jak zdarzało się Rubenowi mówić za jego plecami, śmiał się na całe gardło, jakby nie robił tego nigdy w życiu.

Stres musiał dać mu nieźle popalić.


- Nie wiem, jaką szopkę tam odwaliliście, ale dobra robota. Dokąd teraz jedziemy? - odezwał się po chwili w słuchawce Hodowski.

Law wziął kilka głębszych wdechów, uspokajając się, po czym włączył nadawanie.

- Sierżant Yuan Lei wspomniał coś o tym przedwojennym schronie. Jest niedaleko. Myślę, że nie powinniśmy już więcej poddawać nasze szczęście próbie. Zaszyjmy się i poczekajmy, aż się nieco uspokoi. Będziemy kontynuować jutro. Jak przyjęli?

- Przyjąłem. Trochę daleko od bazy, ale może faktycznie nie ma co ryzykować - odpowiedział mu głos Franka.

- Pickup przyjął. Może znajdziemy tam jakieś fajne przedwojenne zabawki. To tak jak pójść do muzeum znajdującego się pod muzeum, nie? - wtrącił się „Junior”.

- Mam nadzieję, że przynajmniej w tym muzeum mają jakiś alkohol, bo przydałoby mi się znieczulić po tym, jak nasz blaszany kolega się z nami przywitał - dodał technowiking jadący w furgonetce.

- Trzymajcie się, będziemy tam za kilka minut. Bez odbioru - uciął dyskusję Law.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline