Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2019, 04:26   #1
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
[Neuroshima] Przesyłka

Czas: 2053.IV.01 wt, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, siedziba Koi
Warunki: ciepło, wnętrze biura, sucho, widno






- Dobrze, że jesteś Inu. - młoda Azjatka z charakterystyczną czarno - białą fryzurą przywitała się z jak zwykle oszczędnym, azjatyckim uśmiechem i delikatnym skinieniem głowy. Tak delikatnym jak tylko etykieta wymagała gdy szef zwracał się do podwładnego. I to kogoś obcego, spoza rodziny. Czyli gdy ten ktoś nie nosił w sobie krwi starożytnego Nipponu. Tego nie dało się u nich zapomnieć. Ani przez chwilę. U tych wszystkich rodowitych Koi. Że nawet jak zwerbowali kogoś do swojej grupy to jednak ten ktoś nie jest kimś z nich. Nie jest Koi, nie jest Japończykiem. Jest obcym. Nawet jak ma ich tatuaże niczym podpisana przez rodzinę własność. Dawało to pewne prawa i ochronę bo nie było się kimś z zewnątrz, kimś obcym. No ale nie było się Koi. Dobrze wychowani i pełni azjatyckiej galanterii nie mówili tego wprost. Ale dało się to wyczuć i bez słów. Przez skórę. Przez spojrzenie, przez ton głosu, przez te traktowanie z góry jakby zwracali się do jakiegoś pariasa spoza ich zacnej rodziny który dostąpił zaszczytu aby móc im służyć ale nigdy nie będzie jednym z nich.

A jednak były też i plusy. Nawet ktoś obcy, gdy dowiódł swojej wartości i okazał się godny zaufania na jakie można było sobie pozwolić obcym, miał jakieś profity z pracy dla Kai. Względne bezpieczeństwo, życie na nienajgorszym poziomie, pomoc w drobniejszych sprawach no i solidność pracodawcy. Odkąd dwa lata temu ich drogi się skrzyżowały ani razu nie wystawili Amandy do wiatru. Zapewniali wsparcie w tym co robiła, płacili nieźle, gdy uznali, że się należy dostawała premię no i dawali sporo swobody w wykonaniu zadania. Interesowało ich głównie wykonanie zadania. Czyli w przypadku “laski od błota” odnalezienia czegoś i przywiezienia tego do siedziby głównej. Zwykle w ręcę Ayumi czyli osoby którą ją dwa lata temu zwerbowała i jakiej podlegała. Ona też wydawała jej polecenia i podejmowała główne decyzje jeśli to “Inu” przyszła z ciekawymi wieściami o jakimś znalezisku.

Współpraca opłacała się obydwu stronom. Wiadomo - duży może więcej. A chociaż japońska rodzina Koi nie należała do głównych graczy przy nowojorskim stole to nadal mieli o wiele większe możliwości niż samotna Amanda. Dzięki temu przez różne źródła informacji jakie spływały do Ayumi miała dla swojej podwładnej różne zlecenia. A poza zleceniami całkiem sporo swobody i czasu wolnego. Więc właściwie całkiem nieźle jak na kogoś kto dwa lata temu przybył pierwszy raz do Collinsowa.

I w ten pochmurny dzień, jakże typowy dla tego miejsca, Amanda znów została wezwana przed oblicze szefowej. Więc znalazła się w tym biurowcu ze zrujnowanymi podmuchem górnymi piętrami i z połową obtłuczonych szyb. Wyższe piętra zdążyła już obrosnąć rachityczna trawa. Właściwie niższe też no ale wyraźnie mniej. Cały wielopiętrowy budynek był nawet podobny trochę do tych z jej rodzimego miasta. Chociaż tutaj nie było bagna na ziemi za to było w powietrzu. Jak nie smog to mgła albo jakieś wyziewy. A nawet jak nie to po prostu było pochmurno lub padał jakiś syf z nieba. Najgorzej jak syf szedł z którejś ze Szczelin. Wtedy robiło się prawie jak nad Rzeką i lepiej było mieć pod ręką gazmaskę albo skitrać się do bezpiecznego schronienia. Całkiem inaczej niż wiecznie słonecznie niebo Florydy. Z drugiej strony tutaj nie było huraganów ani duszącego uścisku dżungli i zmywających wszystko i wszystkich powodzi po ulewnych deszczach.

Właściwie to takie porównania, chociaż nasuwały się same, wiele sensu nie miały. Nie żyli w idealnym świecie i każde miejsce miało swoje zalety i wady. Jakieś bonusy i felery. Czegoś brakowało a czegoś było w nadmiarze. Miami trzeszczało pod butem Rady Miejskiej i zarządzających nią bossów. Czyli właściwie mafiozów wedle dawnej nomenklatury. Przynajmniej w większości. A Nowy Jork trzeszczał pod butem prezydenckiej wolności i jego służb. Na południu można było zdechnąć na plantacji albo zostać porwanym przez piratów. Tutaj można było zdechnąć podczas wiecznej odbudowy albo podczas zaprowadzania prezydenckiego porządku. I to nieważne po której stronie gliniarskiej pały się stało.

- Napijesz się ze mną herbaty? - zaproponowała Japonka z uprzejmym tonem i uśmiechem. Oczywiście nie było to pytanie które mądrze było odmówić. Na pewno nie chodziło o samo picie aromatycznego naparu. Tylko o wstęp do właściwej rozmowy. I oznaka zaufania. Nieme pochlebstwo. No i widocznie chodziło o coś ekstra skoro Ayumi pozwalała na takie spoufalanie aby podejść do bocznego, niskiego stolika w swoim biurze gdzie mogły rozmawiać mniej oficjalnie. A nie jak zwykle przez barierę potężnego i solidnie wyglądającego biurka. Rzadko ktoś z tak niską pozycją jaką miała Amanda a do tego obca, dostąpił takiego zaszczytu. W końcu nie była jakimś biznesmenem, mafiozem, hersztem czy innym ważniakiem który mógłby przynieść Koi dużo większe zyski niż “laska od błota”. A teraz proszę. Japonka nalała dwie malutkie czarki herbaty prezentując starodawne zwyczaje z wyspy jaka nawet nie było wiadomo czy jeszcze istnieje. Ale jej potomkowie istnieli i skrupulatnie pielęgnowali tą tradycję.

Przez chwilę rozmawiały o niczym ważnym. Tak wymagała ich tradycja aby nie szpecić picia herbaty rozmowami o poważnych, trudnych czy nieprzyjemnych sprawach. Przez chwilę to działało, można było odnieść wrażenie, że gospodyni naprawdę lubi i interesuje się swoją podwładną a nawet jakby były po prostu koleżankami w podobnym wieku i pozycji. Jak minęła podróż? Czy Inu odpoczęła po ostatniej wycieczce za miasto? Czy wygodnie jej się mieszka? Skąd pochodzisz? Z Miami prawda? Tam podobno wiecznie świeci Słońce. Czyli dokładnie na odwrót niż u nas. No zwykłe, kobiece gadki i ploteczki jak to między koleżankami z pracy. No ale jednak nie były koleżankami z pracy tylko podwładną i szefową.

- To dobrze Inu bo mam dla ciebie zdanie. Chodź ze mną. - młoda Azjatka wróciła do omawiania interesu ledwo skończyły herbatę i lekkie tematy. Wstała dając tym samym znak podwładnej do tego samego i co było trochę nietypowe wyszły z gabinetu. Czasem tak się zdarzało gdy Inu miała kogoś poznać, rozpoznać czy wziąć coś czy kogoś na misję. Ayumi wyglądała zupełnie jak dawna bizneswoman. Żakiet, spódniczka do kolan, pończochy i buty na płaskim obcasie. Tylko ten nóż, tanto, u pasa nie pasował do takiego wizerunku a jednocześnie stanowił wyznacznik jej statusu. Sama Amanda została rozbrojona jeszcze na parterze. Zresztą schodziły przez kolejne piętra. Widocznie windy znów nie działały. Ale schodziły niżej i niżej mijając biura mniej ważnych członków rodziny i różnych pracowników, kurierów i reszty machiny Koi. Dziwne było to, że zeszły na parter a potem Ayumi skierowała się ku schodom prowadzącym do podziemnego garażu pod biurowcem. Mijały kolejne zaparkowane, niektóre od trzech dekad, samochody, kwadratowe filary i znalazły się w rejonie który był zarezerwowany dla ścisłej czołówki rodziny. Tam gdzie trzymali swoje prywatne samochody i ludzie pokroju Amandy nie mieli tutaj normalnie prawa wstępu. O tym świadczyły płoty, druty kolczaste, reflektory, strażnicy i psy. Jedną z ważniejszych postaci firmy oczywiście wpuszczono bez zastrzeżeń tak samo jak jej gościa.

Widok mógł sprawić o ślinotok i zazdrość każdego fana motoryzacji. Może to nie był garaż jak z Detroit no ale jak na warunki tego miasta każda jeden zaparkowany samochód był z górnej półki. Śmiało można było takim jechać do Manhattanu pod dom pana prezydenta. Ale jednak Ayumi nie zatrzymała się przed żadnym, nie wsiadła do niego i nie odjechała sama czy z Amandą w sobie wiadomym celu. Nie. Mijała kolejne zaparkowane pojazdy nie zwracając na nie uwagi. W końcu w tej podziemnej i pełnej cieni konstrukcji zaczęły się zbliżać do kolejnych strażników z psami. Wyglądało na to, że pilnują oni czegoś ważnego. Albo kogoś. A obie zmierzały prosto na nich, kursem kolizyjnym.

Azjaci skinęli głowami wyższej rangą a na Inu zareagowali tak jak zwykle czyli jak na powietrze. Mieli automaty na ramionach które w tych podziemnych warunkach musiały być bardzo skuteczną bronią pozwalającą zalać przeciwnika seriami ołowiu. Znaczy jakby w ogóle dostał się na teren parkingu, a potem właśnie tutaj, a wcześniej w podziemia i w ogóle do budynku rodziny Koi. - Oto twoje zadanie Inu. - gdy wyszły zza jakiegoś załomu Azjatka zatrzymała się i wskazała na pojazd który nawet na tle tych gablot jakie właśnie minęły, po prostu zapierał dech w piersiach.





Czerwona, sportowa gablota jakby dopiero co wyszła z fabryki! Stan idealny! Skąd oni ją wytrzasnęli?! Jeśli silnik i resztę miała w takim stanie jak wyglądała od zewnątrz no to… No po prostu na taki rarytas brakło słów.

Japonka dała chwilę Amandzie na ogarnięcie pierwszego i drugiego wrażenia zanim zaczęła wyjaśniać szczegóły. - To jest prezent. Od bardzo ważnych ludzi stąd. Do bardzo ważnego człowieka w Miami. Pana Hamiltona. - Hamilton. Oczywiście znała to nazwisko. Każdy z Miami je znał. Andrew Hamilton, syn Neda Hamiltona który położył podwaliny pod to jak wygląda Miami obecnie. Mógł być królem, prezydentem czy dyktatorem miasta. No ale wybrał inaczej. A jeszcze jak była w mieście kopnął jednak w końcu w kalendarz no i schedę po nim przejął jego syn, Andrew. I może nie miał takiego autorytetu jak ojciec no ale był jednym z najpotężniejszych ludzi w mieście. W końcu tak samo jak on, był szefem Miami Vice czyli ramienia zbrojnego Rady Miasta. Takie drobne płotki jak Amanda nie miały dostępu do takiej grubej ryby.

- Ci ważni ludzie tutaj, zorganizowali ten prezent dla pana Hamiltona tam. Nasza firma zobowiązała się dostarczyć ten prezent dla pana Hamiltona. To zadanie przypadło mnie a ja zlecam je tobie. Na ten ich fikuśny 4 lipca pan Hamilton ma życzenie przywitać w swoim nowym Porsche. Czyli właśnie w tym co tutaj stoi. - Ayumi zaczęła przedstawiać kolejne elementy tego zadania. Wyglądało na to, że trzeba przewieźć tą oczojebną superfurę przez pół kontynentu. I to w stanie takim w jakim jest obecnie! No ale przynajmniej nie na wczoraj. Do początku lipca to jeszcze był z kwartał.

- Inu. Nasza firma zaręczyła swoim słowem, że ta maszyna dotrze na czas, na miejsce i w stanie takim jak obecnie. Zaręczyła słowem przed bardzo ważnymi ludźmi w obydwu miastach. Dlatego porażka nie wchodzi w grę. Chodzi o nasz honor. O honor Kai Inu. - głos Japonki wydawał się ciąć powietrze jak biczem. Sprężyła się i spięła jak chyba oni wszyscy gdy mowa było o honorze rodu.

- Oczywiście, nie puścimy cię w tak daleką podróż samą. Samochód zostanie załadowany do kontenera i na ciężarówkę. Nie może się rzucać w oczy dlatego będą tylko dwa samochody eskorty. No i Kanmi z tobą. Poza tym puścimy lewy transport na podpuchę dlatego wasz nie może być zbyt duży. Pojedzie sprawdzona ekipa. Spotkasz się z nimi dzisiaj wieczorem. Oni odpowiadają za bezpieczeństwo prezentu. Ale ty Inu jesteś z Miami i masz odpowiednie talenty aby odnaleźć właściwą drogę. Pojedziesz jako główny nawigator. Twoim zadaniem jest poprowadzić konwój tak aby dotarł cało na miejsce. Odpowiadasz za to głową Inu. Porażki i wymówki nie będą tolerowane. - Japonka o dwukolorowych włosach mówiła poważnie i równie poważnie patrzyła z lodem i bez litości na tej której zlecała to zadanie. Skoro szło o honor rodu to zapewne sama by zdjęła z ramion głowę nieudolnej pracownicy. Z plotek jakie o niej słyszała Amanda wiedziała, że chyba mogła już robić takie rzeczy. Tylko z pozoru wyglądała na klasycznie cichą, uśmiechniętą Japonkę o nienagannych manierach. Tym tanto przy pasie też podobno umiała nieźle filetować. I niekoniecznie ryby.

- Możesz powiedzieć Kanmi o tym zadaniu. I tak jedziecie razem. Spotkasz się wieczorem “U Marcusa” z ekipą z którą będziecie współpracować. Pytaj o Hori. Dogadajcie szczegóły. Najpóźniej w piątek chcę mieć wasz plan na podróż, czego potrzebujecie i jaki jest stan przygotowań. Daję tobie i im wolną rękę co do przygotowań i wyjazdu. Ale nie zawiedź mnie Inu bo to będzie twój pierwszy i ostatni raz. - Japonka skończyła przedstawiać podwładnej wyznaczone zadanie. Widocznie jak zwykle, zostawiała jej wolną rękę co do detali wykonania misji. I jak zwykle była gotowa wesprzeć ją w przygotowaniach. No ale w zamian zadanie musiało zostać wykonane. Zwłaszcza takie gdzie w grę wchodził honor rodu. Knajpa, właściwie pub “U Marcusa” był znany Amandzie. Rzeczywiście sporo ludzi od Kai tam przychodziło więc nie było dziwne, że tam się zatrzymali ci którzy mieli być jej eskortą. I szefowa dawała im kilka dni aby się dograć, dogadać i przygotować wstępny raport.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline