Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2019, 14:11   #16
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
***
Tasha zaparkowała w okolicy klubów. Tien został w samochodzie zaś Wampirzyca wraz z Mendozą udali się na łowy. Jak zwykle szybko się rozdzielili. Tasha szybko zniknęła im z oczu i zaczaiła się przed wyjściem z klubu. Sama nie była jeszcze głodna ale Tremere potrzebował się napić.
Szczęście jej sprzyjało - przed klubem stało stało kilku młodych podpitych mężczyzn. Zmierzwiła włosy, podciągnęła koszulkę odsłaniając fragment nagiej skóry brzucha. Stanęła przed wyjściem z klubu, po czym zdjęła z siebie zasłonę Niewidoczności i malowniczo się potknęła, nieomal upadając. Szła niezbornie w kierunku dwóch mężczyzn, byczków, w których oczach dostrzegła błysk żądzy przesyconej jeszcze wcześniej wypitym alkoholem.

- Możecie odprowadzić mnie do samochodu - zapytała bełkotliwie wpadając na jednego z nich.
Poczuła jak przyspiesza ich tętno. Jeden z nich rozejrzał się wokoło spojrzał porozumiewawczo na kumpla, który w milczeniu skinął głową. Szybko znalazła się pomiędzy nimi. Zdziwili się jednak, gdy w samochodzie, w którym planowali posunąć panienkę, zastali małego azjatę.
- Smacznego - rzuciła do Tiena, sama nie była głodna.

Tien zaatakował od razu, dziko, niecierpliwie. Normalnie by się tak nie zachował, ale stracił dużo krwi i był tak strasznie głodny… Ten głód tchnął niezwykłe siły w drobne ciało - zaskoczona ofiara nie miała szans się obronić. Drugi byczek, widząc co się dzieje, choć pewnie nie do końca rozumiejąc, obrócił się, chciał uciekać. Flame nie dała mu szansy: wyprowadziła dobrze wymierzony cios, ale nie za silny, żeby przypadkiem nie zwrócił na nią zawartości żołądka, po czym wepchnęła go do wnętrza samochodu. Nie była głodna, ale ugryzła mężczyznę, żeby przestał się szamotać. Zadziałało. Chwilowa, niespodziewana przyjemność Mrocznego Pocałunku uspokoiła ofiarę, a ona sama odzyskała krew zużytą chwilę wcześniej na użycie Niewidoczności.

Potem przekazała nieszczęśnika Tienowi. Ten nasycił się, napiwszy z obu mężczyzn, którym potem delikatnie zmodyfikował pamięć zamieniając we wspomnieniach przyjemność ukąszania na przyjemność seksu z mulatką i azjatką. Następnie para byczków została wypuszczona.

Tien nie należał do wampirów zabijających bez potrzeby, właściwi to nie lubił przemocy i zabijania ogólnie. W kilku słowach wyraził swą radość z nieobecności Mendozy, który pewnie rzuciłby jakąś złośliwością, podczas gdy Tasha wykazywała więcej zrozumienia. Sam Blackout wrócił po jakimś kwadransie, najedzony i zadowolony z siebie. On nie pomyślał o pomocy Tienowi. Zawsze był bardziej skupiony na sobie...

***
Tasha i Mendoza uzgodnili, że porzucą dotychczasowy samochód przy lotnisku, gdyż to by sugerowało próbę opuszczenia miasta. Niestety okazało się, że okolica lotniska jest dość uważnie monitorowana zarówno przez służby bezpieczeństwa jak i system monitoringu, więc nie pozostawienie żadnych śladów byłoby bardzo trudne. Zamiast tego pojechali więc do doków i zostawili samochód tam. Zaraz też ukradli nowy - zdezelowany, zgniłozielony pickup, model Bobcat.

Gdy podjechali pod mieszkanie Gordona zadzwoniła i w milczeniu czekała aż podniesie słuchawkę.

Dziennikarz jednak rozłączył się, ale nie minęło wiele czasu a znalazł się przed budynkiem. W przeciwieństwie do Tashy, Tiena i Mendozę przywitał ze sporą dawką ostrożności, niechęci niemal. Pomógł im jednak zapakować się do garażu, gdzie ich zostawił. Następnie zaprowadził Flame do swojego mieszkania, które wyglądało, jakby zostało specjalnie posprzątane z okazji jej wizyty. Tasha podjęła wszelkie kroki, aby poprawić humor swojego rycerza pióra i łącząc przyjemne z pożytecznym przy okazji się pożywiła. Następnie położyła się na boku i przyjrzała mu się krytycznie
- Trochę czasu minęło - powiedziała - a Ty jak zawsze na tropie historii... Vice City nie należy do spokojnych miast, jest tu pewnie wiele historii do opowiedzenia - zagaiła rozmowę.
- Masz całkowitą rację. Dlatego uwielbiam to miasto. Jeśli masz dobrą intuicję i dozę determinacji nigdy nie zabraknie ci materiału - odparł, drapiąc się po policzku. - Mówiłaś, że interesują cię opowieści… bardziej nietypowej natury?

Znów się przeciągnęła.
- Wiesz, że jestem ciekawa, szczególnie interesuje mnie ta historia o kobiecie rekinie - wygięła wargi w szerokim uśmiechu jednocześnie wpatrując się w niego jak w jakiegoś guru, wiedziała że mężczyźni to lubią.

- Ach, nasza lokalna miejska legenda - Jack uśmiechnął się, a w jego głosie pobrzmiewało coś jakby… duma? - Większość sądzi, że jest to stosunkowa nowość, ale moje śledztwo doprowadziło mnie do wniosku, że opowieści o człowieku-rekinie istniały w tej okolicy od zawsze. Jeszcze zanim powstało miasto straszyli się nim Indianie… uhm, czy też raczej Rdzenni Amerykanie, tak się chyba powinno mówić, nie? Tak czy inaczej, kiedy na naszych wyspach powstała pierwsza stała placówka białych kolonistów, Fort Baxter, na pamiątkę którego nazwano zresztą bazę lotniczą, która obecnie znajduje się w mieście… o czym to ja? - zapatrzył się półprzytomnie na Tashę.
- A tak, Fort Baxter. Komendant w swoim dzienniku pisał o zaginięciach żołnierzy i demoralizujących plotkach o pół-człowieku pół-rybie. Opowieści o humanoidalnym rekinie co jakiś czas wypływały na powierzchnię społecznej świadomości. Czasami znikały na lata, albo i dziesięciolecia, tylko po to by pojawić się ponownie. Opisy istoty też się zmieniały. Najstarsze indiańskie opowieści mówiły po prostu o człowieku z duszą rekina, ale późniejsze już wspominały, że dusza zmieniała jego ciało na swoje podobieństwo. Relacje żołnierzy z Fortu Baxter określały stwora jako bestię większą od najwyższego człowieka, posiadającą głowę, płetwy i ogon rekina, ale jednocześnie wykazującą "poziom inteligencji dzikusa" i potrafiącą korzystać z kościanej broni: maczugi czy wielkiego haka. Podobny opis pojawia się też wśród późniejszych wersji legendy, ale z czasem pojawiają się też nowe.
Drugim, który zyskał popularność, był głowomłot, czy też "rekin-młot" jak się go zwykle określa. Ta iteracja straciła na zwierzęcości. Opisywana była po prostu jako niezwykle umięśniony człowiek o szarej skórze i charakterystycznej głowie. Sądzę, że był to ciekawy amalgamat zimnowojennej paranoi, rozumiesz, sierp i młot, głowomłot… oraz postaci komiksowego Hulka, którą stworzono kilka lat wcześniej.

Obecnie natomiast jesteśmy świadkami ewidentnego przesunięcia w mentalności, bowiem nie ma już mowy o potwornej rybno-ludzkiej chimerze, czy rekinim Hulku... Są za to czarnowłose, śniadoskóre "potworne dziewczyny", moda za którą winię azjatów. Mamy też dwie wersje, zdaje się zależne od gustów opowiadających: wysoką, umięśnioną kobietę, która mogłaby złamać w pół przeciętnego faceta, oraz małą, drapieżną lolitkę. Mężczyzna-rekin z dawnych czasów został niemal całkowicie zapomniany. Chociaż ostatnio trafiła do mnie relacja pewnego turysty, który rzekomo widział męską wersję legendy, nie przypominającą jednak wcześniejszych… opisał zniewieściałego blondynka, którego cała potworność objawiała się w "zębach jak u rekina i potwornych pazurach". Uświadomiłem go, że rekiny pazurów nie posiadają, a on powinien zatrzymać dla siebie swoje seksualne fantazje… - Gordon sięgnął po szklankę wody stojącą na stoliku, bo od tej opowieści zaschło mu w gardle.

- Oooo, ciekawe, czy to monstrum pojawia się w wyłącznie jednym miejscu czy też każdy wychodząc z mieszkania może spodziewać się bliskiego spotkania trzeciego stopnia - roześmiała się uroczo łapiąc Gordona niespodziewanym ruchem za nogi dla wzmocnienia efektu wypowiedzi.
- Ach! Uhm… cóż, mówimy o człowieku-rekinie, więc widywany jest głównie przy brzegu: najczęściej na wielkiej plaży, rzadziej na małej plaży w Downtown, czasem na mniejszych wyspach. Prawie nigdy jednak w pobliżu doków, może zanieczyszczenie mu nie służy…
- To aż dziwne - roześmiała się perliście - gdybym była wielkim rekino-człekiem pozbyłabym się w pierwszej kolejności doków, taki byłby ze mnie eko terrorysta. Z drugiej strony taki stwór rozwiązał by chyba problem wojen gangów, wystarczyłoby żeby jeden miał go po swojej stronie i już, pełna dominacja nad wybrzeżem, a tak nieustająca wojna gangów. BTW wiesz może jakie są najnowsze wiadomości z linii frontu?

- A tak się składa, że wiem… - odparł z szelmowskim uśmieszkiem. - Do tej pory było stosunkowo spokojnie. Boliwijczycy, kolumbijczycy i meksykańcy od dwóch dekad siedzieli cicho. Wprawdzie kubańczycy i haitańczycy tłuką sie od dobrych trzydziestu lat, ale to niemal miejska tradycja i wszyscy mieszkańcy są do tego przyzwyczajeni. Ostatnio jednak sytuacja się zaostrza. Do tego kostarykańczycy i jamajczycy próbują wkroczyć do miasta. A anarchiści i gangi motocyklowe sprawiają kłopoty w Downtown. Coś dużego się szykuje, jestem tego pewien. Podejrzewam, że nasza lokalna mafia przechodzi trudny okres i jej żelazny uścisk słabnie, przez co gangi stają się coraz bardziej zuchwałe. To może doprowadzić do wojny. Próbowałem podpytać moje wtyki w policji, ale niczego się od nich nie dowiedziałem. Więc albo sami nic nie wiedzą, albo przełożeni kazali im milczeć. Obie opcje napawają mnie pewnym niepokojem… ale też ekscytują. Żyjemy w ciekawych czasach.

- A jak się nazywa wasza lokalna mafia? Opowiesz mi więcej o niej?
- Gang V. Zaczęli jako odłam włoskiej mafii, rodziny… Forelli, jeśli dobrze pamiętam. To było prawie dwadzieścia lat temu. Z biegiem czasu odeszli od swoich korzeni i stali się bardziej kosmopolityczni, rekrutując lokalnie i wchłaniając obiecujących członków innych gangów, głównie kolumbijskich i kubańskich. Nie wiem jak zapewniają sobie lojalność, ale muszą to robić bardzo skutecznie, bo nie wiadomo mi o żadnych wewnętrznych waśniach czy zdradach, których można by się spodziewać, skoro podkradali członków gangom, często zwaśnionym. Tak czy inaczej, bardzo szybko się rozwinęli i zdominowali miasto. Obecnie to pewnie co trzecia nieruchomość do nich należy, a połowa pozostałych płaci im haracz. Powiedziałem, że podejrzewam, że przechodzą trudny okres, ale nie wiem z czego mogłoby to wynikać… Planuję się spotkać z pewnym nowym kontaktem, który może wiedzieć więcej, ale muszę zachować ostrożność, bo nie wydaje się w pełni zrównoważony.

- Może potrzebujesz kogoś kto popilnuje Ci pleców? - zapytała przeciągając się od niechcenia - wiesz że całkiem dobrze sobie radze w delikatnych misjach.
- Nie ośmieliłbym się wciągać cię w tak niebezpieczną sytuację - oświadczył Gordon, ale po chwili zastanowienia kontynuował. - Za to twoi dwaj koledzy mogliby się odwdzięczyć za dach nad głową... Tak, to byłby niezły pomysł... Skontaktuję się z tobą, gdy umówię już spotkanie… - zapewnił słabnącym głosem, po czym zapadł w sen.
Tasha tymczasem upewniła się, że miejsce jest całkowicie bezpieczne, by spędzić dzień, po czym sama zapadła w letarg.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline