- Część lekarstwa - zdradził Eshat, wnikliwie - choć bez większych oznak empatii - obserwując szlaki wytaczane przez wilgoć na twarzy byłej zakonnicy.
- To Zapomi...- zaczął Felix, ale słowa ugrzęzły mu w gardle na widok spojrzenia rzuconego przez Alicję. Dziewczynka postąpiła do przodu.
- Żadna tam “Zapominajka” - fuknęła, z widoczną stanowczością bojkotując nazewnictwo proponowane przez chłopca. - To wywar z Mgieł Samhain. Trzynastu z naszych najlepszych alchemików spędziło trzy dekadnie doskonaląc jego formułę - zadarła czarną czuprynę do góry, a jej słowa skrzyły dumą. Nieskrępowaną skromnością ani dorosłością.
- I… co to ma dokładnie robić - Shateiel otarł sączące się po polikach łzy, starając się oswoić z tym co przed chwilą zobaczył. Co ciekawe, dzieciarnia oraz pozostali dwaj skrzydlaci zdawali się bardziej przywykli do uświadczonego zjawiska niż anioł śmierci. A przynajmniej Eshat sprawiał takie wrażenie - Val po prostu trzymał gębę na kłódkę, zdając sobie sprawę, że wypytywanie Shateiela o szczegóły byłoby nie tylko nietaktowne, ale również nadwyrężyłoby wizerunek macho twardziela, jaki przecież starał się na każdym kroku kreować. Alicja, usłyszawszy pytanie, potarła o siebie dłonie w kiepsko skrywanym geście podenerwowania. Łypnęła ostrzegawczo na swojego kolegę, ale ten, uśmiechając się, wykonał na wysokości ust gest kluczyka przekręcanego się w kłódce i postąpił w tył.
- Erm... - żachnęła się czarnowłosa. - Sprawia, że osoba, która go spróbuje zapomina kim jest - stwierdziła i, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że jej wyjaśnienie nie brzmiało wystarczająco “naukowo” i “dojrzale”, szybko dodała:
- Traci wszystkie swoje wspomnienia - te dobre i te złe. Nie pamięta, co właściwie do tej pory robiła, kogo znała, ani kto znał ją. Ani komu zdążyła zaleźć za skórę - wyrzuciło z siebie dziecko w chaotyczny (jednak względnie trafny) sposób, zarezerwowany zwykle dla odpowiedzi udzielanych przy szkolnej tablicy.
- Och... chcecie by zapomniał, że was nienawidzi… rozsądne - Halaku odwrócił wzrok od dziwnego pudełka. Nana skryła się gdzieś w głębi jego świadomości. Tamto wspomnienie… było dziwne. Nie do końca rozumiał czemu dziewczyna tak zareagowała, czemu jego ciało tak zareagowało. Spojrzał na swoje mokre palce, rozcierając łzy między opuszkami. Ni z tego ni z owego, poczuła dobroduszne poklepywanie w okolicach łokcia.
- Niech się pani nie martwi, ja też się rozpłakałem, kiedy wsadzaliśmy ją do pojemnika w laboratorium dziadka. Jak bóbr płakałem - zwierzył jej się chłopiec w potarganych szatach, co z jego strony miało najwidoczniej stanowić próbę pocieszenia.
- Ale niech pani nikomu nie mówi - dopowiedział szybko, niczym najmniejszy konspirator świata. Nana zauważyła, że Val, udając, że nie słyszy wywnętrzeń Felixa, odwrócił się w drugą stronę z uśmiechem dużego brata wymalowanym na gębie.
- Nie powiem… ty też nie opowiadają, że płakałam, dobrze? - Twarz Nany, mimo woli Shateiela, uśmiechnęła się. W dziwnym odruchu wyciągnął w kierunku chłopca dłoń z wystawionym małym palcem, by przypieczętować przysięgę. Malec, z powagą, jakiej się po nim nie spodziewała, przytaknął i również uniósł palec ku górze. Złączyli dłonie, potrząsnęli nimi. Jednak... choć moment był wzruszający, było w nim również coś dziwnego. A nawet odrobinę niepokojącego. Przy ostatnim potrząśnięciu Shateiel poczuł, że z pozoru błahy gest nabrał nobliwości, na jaką w zasadzie nie zasługiwał. W tym ułamku sekundy aniołowi zdawało się, że coś uświadczyło ich maleńkiego paktu i że teraz ta nieznana, a przy tym jakże ulotna obecność dopilnuje, by był on przestrzegany. Sam Felix sprawiał wrażenie zupełnie nieświadomego kuriozalnego zajścia, a i Shateiel szybko zaczął tracić pewność, co do jego realności.
- Wobec tego ustalone - Halaku obejrzał się na Eshata. - A jak chcecie mu to podać?
- Sposób aplikacji ma na razie charakter drugorzędny, gdyż brakuje nam jeszcze jednego składnika - zripostował od razu główny anioł, jakby tylko czekał na postawione pytanie.
- To właśnie jedna z rzeczy, które wymagałyby Twojej uwagi, Shateielu. Niestety, osoba będąca w posiadaniu tego elementu układanki jest... kapkę ekscentryczna - zdradził guru Enklawy z uśmiechem podszytym beznadziejnością. Rząd zębów był nad wyraz sztywny. Zdradzał, że Eshat ma związane ręce i nie może wyjawić więcej ze względu na obecność dwójki wizytatorów. Dziewczyna miała też (dobitne) przeczucie, że jej rozmówca nie robi tego ze względu na przynależność gości - w końcu w ciągu ostatnich kilkunastu minut zdradził im diablo dużo o planach upadłych - a raczej z uwagi na ich wiek i dziecięce nastawienie. Ale skoro jeszcze chwilę temu rozprawiali w najlepsze o mrocznych kultach i krwawych rytuałach - o cholernych ucieleśnieniach zła na ziemskim padole - to jak paskudna była tematyka, której Eshat nie chciał poruszyć?
- Ale omówieniem tego możemy zająć się jutro. Teraz powinniście wszyscy odpocząć. Niewątpliwie Nana i Klara są bardzo zmęczone po waszych ostatnich przeżyciach, a Valerius wraz z Quasu także zasłużyli sobie na labę. Tyle wrażeń. Tyle... nieprzyjemnych wrażeń - jego usta skrzywiły się, a podbródek przybrał kształt wyschłego jabłka. Nie wiedzieć czemu, Shateiel był przeświadczony, że Eshatowi przewinął się przez myśli ojciec Lemoine oraz siedzący w nim do niedawna maszkaron. Tylko jak, skoro Guru enklawy nie był przy zakonnej konfrontacji?
- Dobrze, wobec tego jutro - Shateiel zerknął na Vala zakładając, że on będzie znał drogę powrotną. Prawdą było, że zostawili Klarę na długo, a zakonnica chyba potrzebowała nieco wyjaśnień, a przynajmniej uspokojenia.
- Eh? Już idziecie? Tak szybko? - w głosie Felixa pobrzmiewało rozczarowanie.
- Dorośli, w przeciwieństwie do Ciebie, smarku, mają codziennie mnóstwo ważnych spraw do załatwienia. Nie mogą marnować czasu na głupstwa. Zrozumiesz, jak wyrośniesz - dopiekła mu Alicja, po raz kolejny sprytnie podkreślając, jaka to ona nie jest już duża, mimo że różnica wieku między dwójką dzieciaków wynosiła nie więcej niż dwa lata.
- A ty lepiej się już ode mnie odczep, Ali! Bo naskarżę twojej siostrze, co zrobiłaś w parku! - skontrował chłopiec, tupnąwszy nogą. Małe, różane wypieki pojawiły się na jego policzkach, a rączki zacisnął w piąstki. Tak, mimo swojego zwykle pogodnego nastawienia, nawet Felix wiedział, kiedy się postawić. Czarnowłosa starała się nadal grać “małą damę”, ale jej gładkie lica sprawiały teraz wrażenie spiętych, niemalże wyciosanych w kamieniu.
- Pff! Typowy dzieciuch! Coś pójdzie nie po jego myśli i od razu biegnie na skargę!- odszczeknęła się próbując przybrać maskę wyższości. W zasadzie prawie jej się udało, ale podrygujące w stresie koniuszki ust ukazywały fałszywość jej uśmiechu i zdradzały, jak bardzo komentarz kolegi zbił ją z pantałyku.
- Sama jesteś dzie...- przymierzał się do (jakże elokwentnej!) kontry Felix, kiedy na jego niewielki bark opadła dłoń Eshata sprawiając, że przerwał werbalną ofensywę. Podobny gest względem Alicji zakończył także jej słowną żołnierkę.
- No już, już. Nie ma sensu kłócić się o byle co, prawda? Mam pomysł. Jeśli obiecacie mi, że będziecie się zachowywać jak należy, przyniosę wam zaraz coś na ząb, a potem powymieniamy się kolejnymi historyjkami. To jak? Umowa stoi?
Od demagogii do pedagogiki faktycznie był zaledwie rzut beretem. Słowa Eshata szybko doprowadziły do zawieszenia broni, a talerz słodkości, który zmaterializował się znikąd, położył kres dalszym niesnaskom. Obserwujący całą scenę Valerius i Shateiel także w końcu odetchnęli z ulgą, a ten pierwszy, nim jakaś nieokreślona siła posłała ich obu poza czasoprzestrzenne ramy gabinetu, zdołał nawet podwędzić garść wafelków.