Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2019, 00:08   #92
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - Załoga moździerza

2054.09.16 - wczesny ranek; śr; ciepło; pogodnie; Mason City, Shepard Hotel



Poranek okazał się bardzo przyjemny. Żadnych koszmarów, żadnych nalotów, capstrzyków, potworów ani innych atrakcji. Nie, nic z tych rzeczy. Za to jeden pokój, podwójne łóżko i trzy nagie, kobiece ciała nakryte pościelą. Nawet po przebudzeniu panował błogi spokój bo żadne z tych trzech ciał nigdzie się nie spieszyło aby lecieć natychmiast z ozorem na szyi. W końcu żadna z tych trzech młodych kobiet nie była z nikim ani nigdzie umówiona na konkretną godzinę. Mogły się więc w spokoju ubrać, zamówić kąpiel i już odświeżone i wypoczęte zjeść razem śniadanie w hotelowej stołówce. Tam też mogły już z trzeźwym umysłem w ten ciepły, pogodny poranek obgadać to co miały do obgadania.

- Zobacz Lamia, a wczoraj prawie cały dzień coś lało a dziś zobacz jaka ładna pogoda. - Eve nie wytrzymała i strzeliła kilka fotek przez okna stołówki chociaż po drugiej stronie widać było głównie ulicę i parking na jakim stał między innymi jej samochód i motocykl Diane.

Ale miały też do omówienia trochę innych spraw niż pogodę. - Ja nie byłam gotowa aby wyjeżdżać z miasta to muszę przygotować siebie, motor, powiedzieć chłopakom, że wyjeżdżam na parę dni no i takie tam. To jak się spotkamy? Kiedy chcecie wyjeżdżać? - Indianka przegryzała swoją grzankę z roztapiającym się serem i popijała czarną kawą zerkając na swoje dwie nowe kumpele poznane wczoraj wieczorem.

- Myślę, że do lunchu powinnyśmy się wyrobić. Potem i tak zamykają wszystkie biura to nic nie załatwimy a musimy wrócić przed zmierzchem do Sioux. To jakby zjeść ten obiad to myślę, że byłoby akurat aby wrócić. Mam nadzieję, że pogoda nie będzie taka jak wczoraj bo kurcze może się zrobić nieciekawie. Ale na razie możemy się umówić na lunch i wyjazd po. - skoro blondynka była kierowcą to przejęła na siebie tą część planowania dnia i trasy. Wczoraj od wyjazdu ze Sioux do przyjazdu tutaj minęła większość dnia. Ale większą część tego czasu spędziły na opustoszałej stacji benzynowej. A nawet jak Eve zdecydowała się już jechać to z powodu ulewy jechała bardzo wolno. Przy ładnej pogodzie chyba była szansa, że po lunchu zdążą wrócić do Sioux przed zmierzchem.

- No dobrze, to w takim razie widzimy się tutaj na lunch. - Diane skinęła głową na znak zgody i mogły się zająć spokojnym dokończeniem śniadania.


---



2054.09.16 - późny ranek; śr; umiarkowanie; pogodnie; Mason City, Mason City Barracks


Indiańska motocyklistka okazała się na tyle uprzejma, że po śniadaniu poprowadziła Eve w kierunku jednostki. Bo jak przyznała fotoreporter wcześniej nie miała żadnych spraw do załatwienia w tutejszej jednostce więc dość mgliście orientowała się gdzie się ona znajduje. A z Diane jako pilotem zadanie okazało się dziecinnie proste.

Gdy jechały przez miasto wyglądało znacznie mniej pusto. Widać było ludzi w sklepach, przy straganach, jak chodzili lub jeździli za swoimi sprawami. Nie dało się nie zauważyć konnych autobusów bardzo podobnych jak w Sioux. Chociaż większa część miejscowej populacji poruszała się głównie pieszo albo środkami komunikacji miejskiej więc ulice od pojazdów były dość puste. Większość jakie poruszały się po ulicach to zdezelowane furgonetki i pickupy albo po prostu bryczki konne które pełniły chyba głównie funkcje dostawcze. Osobówek było dość mało.

Ale całkiem szybko dojechały do koszar. Chociaż okazało się, że Eve nieźle wskazała wczoraj kierunek w jakim powinny jechać aby do koszar. Tyle, że koszary właściwie były kawałek za miastem. Ale na dwóch czy czterech kółkach to nie był zbyt wielki problem. Diane wskazała na parking przed ogrodzeniem i uniosła dłoń na pożegnanie. A potem samochód skręcił na parking a motocykl pojechał dalej. Parking był bardziej zapełniony pojazdami niż ten przed hotelem. I założono tą bazę wojskową już po wojnie, na terenie lotniska. Świadczył o tym terminal lotniczy na którym nadal zachowało się część nazwy “Mason City”. I chyba z tego co trochę przebijały dawne litery właśnie chodziło o jakieś lotnisko. Ale obecnie w oczy rzucał się dopisek “Barracks” czyli właśnie lokalne koszary. Za to przed zjazdem na parkong zachowała się oryginalna tablica lotniska.





Baza wyglądała na sporą. Tak można było sądzić po ogrodzeniu wzniesionym z czego się tylko dało. A jednak saper w stanie spoczynku bez trudu mogła rozpoznać proefesjonalne przykłady sztuki fortyfikacyjnej. Główna brama jaka przylegała do budynku dawnego terminalu i głównego parkingu na jakim się zatrzymały była poprzedzona betonowymi blokadami. Blokady wymuszały slalomowanie przed wjazdem do bazy i uniemożliwały nagłe wbicie się w nią rozpędzonym pojazdem. Dalej była brama. Siatkowana ale obita blachą więc słabo było widać co się za nią znajduje. Sama siatka była przyzwoitą zawalidrogą dla wszelkich pieszych chociaż sama w sobie jeszcze była do sforsowania dla przeciętnego, zdrowego człowieka w parę chwil nie mówiąc o tym gdyby miał nożyce do drutu. Pewnie dlatego na wierzchu była plątanina drutu ostrzowego. Dojrzała też metalowe pręty jakie wzmacniały konsktrukcje. Mniejsze i większe stalowe pręty i kątowniki jakie już dość mocno ograniczały użycie nożyc do drutu. Już albo trzeba by je mozolnie przeciąć kątówką, piłą, hudraulicznymi szczypcami do blachy czy po prostu wysadzić. A nic z tych technik nie było ani poręczne, ani proste, ani szybkie.

Chociaż jak wiadomo, każda nie broniona przeszkoda jest do sforsowania przez odpowiednio zdeterminowanego i wyposażonego przeciwnika. Kwestia tylko kosztów czasu i zasobów. Dlatego chociaż jedna lufa znacznie wzmacniała taką zaporę. A tych luf też trochę tutaj było. Oczywiście posterunek przy bramie i szachujące podejście do bazy dwie wieże strażnicze ze szperaczami. Dach terminalu też był obsadzony i samo wejście na parterze również. Do tego wzdłuż ogrodzenia co jakiś czas widać było kolejne wieże. No i jeszcze do tego rów przeciwczołgowy przed ogrodzeniem. Na wypadek gdyby kogoś kusiło sforsować ogrodzenie poza bramą to kilkumetrowy rów zasadniczo mógł komuś takiemu pokrzyżować plany. Jasne, można było zasypać rów faszynami, wysadzić obie strony ścian aby utworzyć zawalisko po którym już da się przejechać czy nawet zmajstrować jakąś kładkę albo zmotoryzowany most saperski. No ale to już wymagało chyba jeszcze większego wysiłku i przygotowań niż sforsowanie bramy.

Samo podejście do rowu też było oplątane drutami. Albo kolczastymi, albo zwykłymi, albo jakąkolwiek plątaniną czego się tylko dało aby utrudnić przejście na drugą stronę. Między rowem a płotem był zabronowany kawałek gołego terenu i tabliczki ostrzegające przed minami. No tak. Może przed wojną wyglądało by to wszystko jak prowizorka jakiegoś watażki z trzeciorzędnego państwa no ale obecna cywilizacja ludzi w ZSA chyba właśnie dobijała do tego poziomu. Czyli była to całkiem spora baza wojskowa założona na terenie dawnego lotniska.

- Chyba tam się idzie. - blondynka tak samo jak ciemnowłosa pasażerka osobówki gdy ogarnęła wzrokiem okolicę terminalu to niepewnie wskazała na terminal. Była tam wąskie przejście między ogrodzeniem które niejako prowadziło od parkingu do terminalu. I było otwarte ani nie pilnowane. - Poznajesz coś? - Eve zapytała kumpeli zamykając samochód i kierując się w stronę tego przejścia do budynku.





Czy poznawała coś? Dobre pytanie. Tak, nie, może, nie wiem. Miała dziwne wrażenie deja vu. Jakby już to wszystko gdzieś widziała, jakby już tutaj była. Ale gdy próbowała się skoncentrować to ulotne myśli rozwiewały się w pył. Ten rów dookoła bazy… Czy jej się wydawało czy go kopała razem z resztą chłopaków? Czy gdzieś w zakamarkach pamięci nie wydawało się jej, że dbanie o ten wręcz pokazowy przykład sztuki fortyfikacji ziemnych to chleb powszedni każdego rekruta Bękartów w ramach unitarki i nie tylko?

No ale już wchodziły w cień budynku pod kilkumetrowe zadaszenie przed głównym wejściem. Zadaszenie było platformą dla strażników. Obsadzony workami z piaskiem, oplątany drutem kolczastym, powbijanymi kolcami. A tak. I te małe dziurki w dachu. Teraz zasłoniętę od góry więc wyglądające na ślepe. Zrzutnie granatów. I zamknięte aby jakimś cudem ktoś od dołu nie mógł zrobić tego samego tym na górze. Straciły kontakt wzrokowy ze strażnikami gdy znalazły się w cieniu zadaszenia a potem pod nim. Strażnicy mieli na sobie zwykłe bejzbolówki ale byli w mundurach, mieli cały ten wojskowy, taktyczny szpej i automaty w dłoniach. Prastare olejarki* ale na krótki dystans dzisiaj mogły zalać przeciwnika ołowiem tak samo jak w poprzednich wojnach. Przeszły przez drzwi i znalazły się na terenie dawnego terminalu przylotów.

Teraz nie było już tak ładnie, czysto i nowocześnie jak dawniej. Ale biznes się kręcił. W dawnych stoiskach handlowych dzisiaj też były stoiska handlowe. Już nie płaciło się dolarami ani kartami kredytowymi i handlowało czymś co kiedyś mogło byś jeśli nie nielegalne to na pewno nie spełniające dawnych norm BHP i wielu innych.

Ale widać było i małą kawiarnię czy cukiernię, coś co wyglądało na bistro do szybkich posiłków, stanowisko ze starymi gazetami i książkami, wypożyczalnia filmów, sklepik z militariami, poczta i jednym słowem to co tylko mógłby chcieć kupić żołnierz czy jego gość a nie mógł sobie pozwolić na wypad do miasta. Było trochę ludzi. Część chyba goście wojskowych jakim udało się dojechać w odwiedziny do kogoś znajomego. Czasem jacyś żołnierze wchodzili albo wychodzili przez główne wejście albo na zewnątrz do parkingu albo na odwrót, do środka jednostki. Nawet w jakimś kąciku gdzie była reklama łóżek na godziny stały albo siedziały dwie czy trzy dziewczyny podejrzanie wyzywająco ubrane i umalowane jakby miały coś wspólnego z tym wynajmowaniem łóżek na godziny.

Ale gdy wzrok Lamii spoczął na dawnych kasach biletowych wiedziała, że właściwie nadal tą są kasy biletowe. Kilka osób tam stało w kolejce i właśnie tutaj trzeba było przyjść gdy miało się sprawę do kogoś w jednostce czy chciało się legalnie dostać do wnętrza. A obok kas były barierki prowadzące do wejścia obok i już wewnętrznej części terminala. Tam gdzie dawniej była sala odpraw a teraz też trzeba było przejść przez procedurę sprawdzającą aby się tam dostać. I wtedy wzrok jej uciekł gdzieś dalej bo tam gdy gdy ktoś na chwilę otworzył drzwi ujrzała klatkę schodową. Ta klatka! To było to! Obrazy spłynęły bez żadnego ostrzeżenia.


---



- Kurwa to jakiś pojeb! O co mu chodzi? Pieprzony sadol! - żołnierz w przepoconym mundurze siedział naprzeciwko niej. Oboje siedzieli na ławeczce ciężarówki. Jak wszyscy. Wszyscy siedzieli na tych ławkach obok siebie. Wszyscy tak samo spoceni, zziajani i zmęczeni. Co chwila ktoś ocierał rękawem twarz po której kroplił się pot rozmazując sobie przy okazji brud po tej twarzy. Wszyscy wyglądali jak przeciągnięci przez magiel. Albo łaźnie parową. Było tak gorąco!

- Słyszałem, że starzy zawsze ganiają nowych. - jęknął kolega obok Mazzi. Sąsiad splunął na dechy podłogi. Tak trudno się oddychało w ten gorąc! Pył dusił gardło a nawet w cieniu plandeki dało się wyczuć rozgrzany asfalt, beton, piach, uschniętą trawę, metal karoserii i to wszystko co ich otaczało.

- Po cholerę mamy biegać z całym tym syfem? No po co nam hełmy? Czemu nie możemy latać w samych podkoszulkach? To wszystko jest pojebane. - kolejny żołnierz okazał swoje niezadowolenie. Może i lepiej. Marudzenie i dzielenie się tą niedolą z towarzyszami jakoś pomagało przetrwać. Ale faktycznie skoro mieli się bawić w obsługę broni tak kurewsko ciężkiej to po cholerę karabiny, magi, hełmy i reszta tego kurewsko ciężkiego syfu?

- Kiedy zrobi jakąś przerwę? Już mam prawie pustą manierkę. - jęknął kolejny szfej i na dowód, że mówi prawdę potrząsnął trzymaną manierką z jakiej właśnie się napił. No dźwięk faktycznie był smętnie pustawy. Ten pierwszy parsknął i chciał coś powiedzieć ale właśnie w tym momencie usłyszeli przenikliwy dźwięk gwizdka. Przez mundurowych szeregowców przebiegł skurcz jakby dźwięk gwizdka wszystkich poraził prądem. Teraz!

Teraz! Czekali na to, tego oczekiwali, tego się obawiali ale to już! Już teraz! Rozległ się tupot wojskowych butów po drewnianej skrzyni ciężarówki. Dłonie złapały rozłożone na trzy podstawowe części moździerze. Lufę, płytę oporową i podstawę. Trzy osoby. No i zasobniki z amunicją. Dwie osoby. Razem pięć osób z załogi. Dwa moździerze, dziesięć osób, jedna paka ciężarówki. Teraz to wszystko zerwało się z ławek i rzuciło hurmem do klapy. Zeskok na rozgrzany asfalt. Bierz to! Dawaj! Prędzej! Ruchruchruch! Wyskakuj! Bieg! Trafiły jej się zasobniki z amunicją. Po jednym w każdej ręce. Bieg przez ulicę, do wejścia. Schody! Te pierdolone schody! Znowu! Który to już raz od śniadania?! Korek. Ktoś przed nią upuścił płytę oporową ze zdrętwiałych rąk. Nic dziwnego chyba tylko lufa była mniej poręczna ale o podobnej masie z jakieś dziesięć kilo. Płyta z terkotem zsunęła się po schodach. Zamieszanie. Łap to! Korek! Ale już, już mają. I dalej! W górę! Ręce już omdlewają, w płucach brakuje tchu. Schody… ciężki oddech kogoś za nią… półpiętro… pięty kogoś przed sobą… schody… Czyjeś plecy, dźwiga płytę oporową… piętro… znów schody… ktoś jęknął przed nią gdy uderzył się o coś… trzask otwieranych drzwi i… światłość!

Światłość rozpalonego letnim żarem dachu. Tak bardzo raziło kontrastem w porównaniu do zacienionej klatki schodowej. Wszystko się kręci, jest tak gorąco. Trudno skoncentrować się na czymkolwiek dookoła. Szybciej! Dawaj płytę! Jest! Lufa! Jest! Podstawa! Szybciej! Jest! Amunicja! Tutaj! Ruch, ruch, ruch! Moździerz dwa zgłasza gotowość do strzału panie sierżancie!





Namiar! Cel 56, cel 78, cel 23. O kurwa ale wymyślił! Złapać pierwszy namiar… Ognia! Pierwszy, drugi, trzeci… Zmiana, kolejny cel… kurwa kolejny co robisz?! Zmieniamy cel! Zmień ustawienia! Ale tak gorąco… Tak nie ma tchu… Tak już ciemnieje w oczach… Spocone, brudne palce ślizgają się na pokrętłach… cel… kurwa tam było 23 czy 25? Mieni się w oczach… Nie ma czasu! Ognia! Poszło! Raz, drugi, trzeci… Już! Zmiana pozycji! Powrót do ciężarówki! Ale już! Podstawa… Kurwa zacięło się! Odkręcaj! Szybciej! Sam to odkręć! Dawaj! Poszło! Lufa… płyta oporowa… zasobniki z amunicją, na szczęście już puste… Drzwi i ciemność!

Teraz klatka schodowa wydawała się być krainą ciemności. Ktoś gubi nogi i spada. Zatrzymuje go dopiero ściana. Dalej! Szybciej! Nie ma czasu! Na ścianie zostaje krwawy kleks. I dalej! Znów schody i piętra i już parter. Bieg! Już widać ciężarówkę! Już prawie! Drzwi, spalona żarem ulica i najgorsze… wdrapanie się na kufer ciężarówki… tak wysoko! Dawaj! Dawaj to! Dawaj rękę! Już, już prawie! Jeszcze ostatni co siada na ławce i już! Czas stop! Moździerze gotowe do odjazdu!


---



- Lamia. Teraz my. - delikatny dotyk za ramię. No tak. Eve. Kolejka do okienka. Blondyna chyba odstała swoje a teraz cofnęła się po kumpelę bo już była ich kolejka. Poprowadziła ją do mundurowego po drugiej stronie zakratowanego pleksiglasu. - Chodź bo tutaj pan coś mówi a ja niezbyt wiem o co chodzi. - fotograf szepnęła zanim podeszły do okienka mijając ze dwie osoby jakie w międzyczasie ustawiły się za nimi.

- Pytałem w jakiej sprawie. Do kogo. No i kto. - wojskowy urzędnik mówił jakby powtórzył procedurę jaką przed chwilą pewnie mówił do Eve. Fotograf popatrzyła na Lamię z miną wskazującą, że ma minimalne pojęcie co powiedzieć. No tak, procedury. Bez nich byłby chaos a nie wojsko. Książeczka wojskowa, wypis ze szpitala to podstawa. Bez tego w oczach armii była zwykłym cywilem czyli kimś takim jak Eve no i robiło się pod górkę.


---


*Olejarka - slangowe określenie pistoletu maszynowego M 3. O tego: http://www.nespersign.com/wp-content...ty-airport.jpg
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline