Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2019, 10:34   #25
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Marduk skinął głową na przybysza.
- No, no, Shai'tan we własnej osobie. Czy powinienem czuć się zaszczyconym? - zaszydził, choć jego gesty i ton głosu sprzedawał ów drwinę nijako dworski komplement.

Wizja. Shai'tan zapewne musiał nie znać Marduka. Liczył na, no właśnie, na co? Marduk nawet nie uniósł brwi, widząc ukazane w ponurej wizji dyndające bezwładnie ciało Piotra. Ileż to trupów już spotkał? Ludzie... żyli tak niedorzecznie krótko. Czasem Marduk miał wrażenie, że gdy tylko obróci się na chwilę, by zająć swą uwagę czymś znamienitszym, to powracając rozmówca już stary, wręcz jedną nogą w grobie. A czasem napotkiwał jeno gnijącego trupa, bądź, o zgrozo, jedynie garstkę kurzu. Dzielił z nimi jedynie mrugnięcia swego życia... I jakkolwiek zdarzało się, że spotykał znamienitsze persony, do których się nawet emocjonalnie przywiązać był w stanie, to były to przerażająco rzadkie wydarzenia, wielce radujące jego skamieniałe serce. Do większości ludzi, za nic nie potrafił się jednak przywiązać emocjonalnie. Widział w nich jedynie cienie, żywe trupy, którym w sumie nie pozostało już ani chwili życia. Kurz i pył. Proch i popiół. Było to poniekąd wielce przygnębiające.
Marduk z pewnym trudem oderwał swe myśli od ponurych ścieżek, którymi ostatnimi dekadami tak chętnie podróżowały.
Skupił się na osobie Piotra. Czy lubił tego człowieka? W sumie nie. Czy będzie mu go brakować? Na pewno nie. Czy jest mu żal? Nic. Owszem, zginął marnie, lecz czy była to gorsza śmierć od zwykłej starości? Gdy kości wykręca reumatyzm, choroba trawi ciało pożerając je powoli? Czy gorsza chwilowa męka od lat robienia pod siebie i zdychania powoli, będąc na łasce i niełasce innych? Eh, może Piotr miał szczęście. Męki nie trwały znów tak długo, a teraz znajdzie miejsce u swego boga.

- Oczywiście książę. Porozmawiamy. - Marduk uśmiechnął się na słowa Shai'tana, rozkładając ramiona, jakby w geście zaproszenia. Zachowywał się, jakby nie dostrzegł otaczających ich ogarów, ani zmiany tonu księcia.

Shai'tan błyskawicznie zaszarżował. Jego sylwetka rozmyła się, taką prędkość rozwinął.
Marduk stał spokojnie. Czekał. Obserwował. Czas był jego dziwką,mógł z nim robić praktycznie co zechciał. To nic, że książę piekieł szarżował na niego szybciej, niż ludzkie oko było w stanie ogarnąć.
Wtem z ziemi, tuż przed biegnącym Shai'tan em, uniosła się ściana wirującej ektoplazmy. Lśniąca gryzącą zielenią przeszkoda zagrodziła księciu drogę, odcinając od swej niedoszłej ofiary. Shai'tan stracił na chwilę rytm, zgubił krok. Musiał wyhamować.
Równocześnie dookoła księcia piekieł pojawiły się larwy. Dobre dwa tuziny. Nie nie były groźne. Lecz ich nagłe pojawienie się odwróciło uwagę Shai'tana. Nim uświadomił sobie, iż to jeno podstęp, ogromna postać Marduka pochyliła się nad ścianą i wyzwoliła prawdziwy huragan ciosów. Pazury darły, zakończone ostrymi niczym brzytwy skrzydła cięły, liczne macki smagały i rwały. Marduk kłapnął ciężkim dziobem, rozrywając klatkę piersiową księcia.
Shai'tan, a raczej jego poćwiartowane szczątki, upadły z ohydnym mlaśnięciem na ziemię.
Marduk spoglądał w gasnące światło w oczach księcia. Głowa nadal tkwiła w poszarpanym korpusie, oderwanym od reszty gdzieś na wysokości płuc.
Shai'tan dusząc się własną krwią, wydał ostatni oddech, leżąc krzyżem z rozrzuconymi kikutami ramion.
W zastałej ciszy, słychać było jeno jak opadają , wzbite uprzednio krople krwi, niczym biblijny szkarłatny deszcz.
Marduk wyprostował się. Rzucił okiem na bliźniaków, lecz ci radzili sobie znakomicie. Nie potrzebowali jego pomocy.
Czy powinien pożreć ciało? Uniemożliwiając jego odrodzenie? Była to kusząca myśl.

Wtem coś błysnęło wśród szczątków diabła. Niczym zagubiony świetlik. Mały owad wśród krwawych ochłapów mięsa. Marduk zmarszczył brwi. Pojawił się kolejny i kolejny.
W kilka uderzeń serca, Shai'tana otoczyła chmura świetlnych drobin przenikających ciało. Oderwane kończyny przysunęły się, zespalając z korpusem. Strzaskane kości błyskawicznie złożyły w całość, jakby jakaś niewidzialna moc bawiła się w wyjątkowo skomplikowane puzzle, a na domiar złego była w tym piekielnie dobra.
Rany zamknęły się z nieprzyjemnym mlaśnięciem. Shai'tan wstał majestatycznie. Lord piekieł musnął ostentacyjnie wytwornym gestem swą pierś, jakby strzepywał drobinkę kurzu. Zniknęły ostatnie plamy krwi, odzienie wróciło do eleganckiej normy.
- Wygląda na to, że nie jesteśmy dla was godnymi przeciwnikami - Tloluvin westchnął dramatycznie - Tyle wyzwań, tyle straconego czasu. Prawda? Pozostała nam tylko jedna opcja, która pozwoli wziąć was za karki. Nie ma wyjścia...Serberysie!

- Miło było nam pana gościć. Wielka szkoda, że musi książę już uciekać. Z tęsknotą będę wspominał naszą pogawędkę. - odparł Marduk niefrasobliwie.

Monstrualny ogar warknął jeżąc wściekle kły. Ale już chwilę później oblizał pysk i jednym susem ukrył się w cieniu swego pana. Który to jednym ruchem, w ułamku sekundy, przeniósł się do swej otwartej bramy prowadzącej do luksusowego zacisza.
Brama zwarła się i zamknęła.
 
Ehran jest offline