Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2019, 15:27   #77
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Savah zajęta była właśnie polerowaniem wyjątkowo długiego ostrza, kiedy weszli do zbrojowni. Poznała od razu, szczególnie, że nie wszystkie twarze były tu nowe.
- Ah, bohaterowie w moich skromnych progach! - ucieszyła się, a na prostej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Kiedy wyjaśnili o co im chodzi, zmarszczyła brwi i rozejrzała się po stojakach.
- Zimne żelazo, mówicie - podeszła do jednego z drewnianych stelaży i zdjęła z niego długi miecz i sztylet, kładąc to na ladzie. - Rzadko ktoś to kupuje, więc mam tylko te dwa okazy.
Broń wyglądała zwyczajnie, może ostrza były odrobinę ciemniejsze niż przy użyciu zwykłej stali.
Kas podniósł miecz, oglądając ostrze i ważąc go w dłoni.
- Skolko? - z roztargnienia zapytał po shoantyjsku. - Znaczy się, ile kosztuje?
Kilyne przyjrzała się z kolei sztyletowi.
- Ja bym mogła wziąć to, no chyba, że posiadasz strzały lub chociaż groty do nich z tego materiału?
- Jak dla was oba ostrza za dwadzieścia pięć sztuk złota - zaproponowała cenę. Nie mieli pojęcia czy to rzeczywiście była obniżka, żadne z nich nigdy wcześniej nie miało wiele wspólnego z tak kutym metalem. Na pytanie Kilyne zastanowiła się, a potem zaczęła szperać. - Coś chyba byłam, ale broń i pociski z tego materiału nie jest chodliwym towarem.
Po kilku dłuższych chwilach wyciągnęła mały pęczek związanych sznurkiem strzał. Było ich siedem.
- Są! Mogę dorzucić do tego - wskazała leżącą na ladzie broń.
Shoanti odsunął się, przyjął bojową postawę i zrobił kilka wymachów mieczem. Chyba dobrze mu leżał w dłoni, bo w drugiej zaraz pojawiła się w niej sakiewka.
- Bierzemy - oznajmił. - Jakaś zniżka dla straży? Opuszczając cenę o kilka monet możesz mieć swój mały wkład w pokonanie demonów pod miastem. Będziemy wszędzie opowiadać, że dopiero z bronią ze składu Savahy daliśmy im radę.
- Ha, to już jest specjalna cena! - roześmiała się kobieta. - Komu innemu policzyłabym o dziesięć złota więcej.
- No skoro tak, to w porządku. - Kas wysupłał z sakiewki monety.
Nie kupił pochwy na nowy miecz, więc na razie niósł go w dłoni.
- I tak musimy zajść do katedry po mąkę i smołę, więc może poprosimy jeszcze ojca o pobłogosławienie broni i wodę święconą?
- Liczę na to, że miasto nam za to zwróci - mruknęła Kilyne, płacąc za strzały. - Ktoś chce sztylet? Może Nuka? Ja raczej skupię się na używaniu łuku. Kapłana jak najbardziej odwiedzimy.
- Sztylet, też bierzemy - powiedziała ważąc do w dłoni, po czym zajrzała do sakiewki, by wydobyć odpowiednią sumę. - To teraz niech nam te ostrza wyświęcą i do roboty.
Wciąż oglądała niepozornie wyglądający sztylet.
- Nie wiem na co to potrzebujecie, ale złojcie mu skórę! - Savah pomimo dawanych zniżek bardzo była zadowolona z robienia interesów z bohaterami Sandpoint. Niestety odwiedzony zaraz potem kleryk nie miał już takich dobrych wieści.
- Mam dostępne dwie flaszki wody święconej, jeśli wam potrzebną. Pobłogosławię was także w imieniu Desny, lecz nie mogę wspomóc żadnymi zaklęciami. Większość działa krótko, ale nawet jakby, to zużyłem wszystko na leczenie was.
- Rozumiemy przecie - skinął głową Shoanti. - Łaska bogów nieskończoną nie jest. Nie miało by to wszak sensu, gdyby całą robotę odwalali za nas.
Kończąc ten krótki wywód teologiczny schował jedną z flaszek i podziękował za błogosławieństwo.
Zaraz potem, ciągnąc wózek ze smołą i mąką, ruszyli za miasto, gdzie z pewnością niecierpliwił się już druid. Kiedy zebrali się wszyscy razem, już za miejską furtą, Kilyne odezwała się pierwsza.
- To ustalamy jakiś plan? Mogę jeszcze raz zniknąć i zaatakować z zaskoczenia. Do rzucania siecią się niezbyt nadaję. Nie wiemy nawet gdzie teraz spotkamy tę istotę, może powinnam pójść bardziej z przodu?
- Myślę, że ty i Kas powinniście zająć się latającym demonem, bo jeśli wierzyć księgarzowi tylko zimne żelazo może taką istotę zabić. My - Nuka wskazała kolejno na siebie i driuda - może postaramy się ogarnąć ewentualne inne stwory, hm? - spojrzała po towarzyszach.
- Ktoś musi sprowadzić to na ziemię i utrudnić znikanie, za pomocą sieci albo smoły. Lugir? Możesz też dostać sztylet i po złapaniu dziabać to coś - podsunęła kolejną propozycję Kilyne.
- Ja tą cholerę wpierw spróbuję obsypać mąką - Kas poklepał worek, przez szparę którego wydobyła się biała mgiełka. - Jak będzie ją widać to łatwiej będzie mierzyć. Wezmę jedną sieć, rybacy pokazali nam jak rzucać. Lugir, weź drugą. Kyline ma groty z zimnego żelaza to niechaj strzela.
Rozwinął sieci i namoczył je częściowo w smole, ale tylko trochę, by nie były za ciężkie i nie zlepiły się przed rzucaniem.
- Mąka może nie zadziałać - powiedziała ostrożnie Kilyne. - Kiedy ja znikam, to ze wszystkim co mam na i przy sobie. Sieć to coś innego, nawet jak się zniknie, to wciąż będzie otaczać pokazując gdzie jest.
- Nie żebym bardzo popierałą pomysł zsypaniem jej mąką, ale nie rozumiem dlaczego mąka, którą jest obsypana miałaby zniknąć a sieć nie? - patrzyła pytającą na Kilyne bo zdecydowanie coś jej się nie kalkulowało.
- Dobra już, skończcie fizjolofować - prychnął Shoanti. - Sprawdzimy to imperycznie, jak spóbujemy to zobaczymy co znika a co nie.
Rozdał wszystkim nowe pochodnie, które wzięli ze świątyni. Skrzesał ogień i zapalił jedną u wejścia do jaskini.
- Wchodzimy?
- Bo taka jest natura magii - Kilyne czuła się dziwnie, tłumacząc to było nie było czarodziejce. - Mąka to coś jak ubranie. Sieć trzyma ktoś inny, jest duża i zwisa, okala cię a nie jesteś w nią ubrana. Tak ja to widzę.
Czarownowłosa rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie milczącemu druidowi i nie widząc u niego chęci do zabrania głosu wzruszyła ramionami.
- Wchodzimy. Idę pierwsza. Od razu do tej podziemnej świątyni?
- Natura magii to jest nieprzewidywalna - rzuciła kończąc temat i sięgnęła po jedną z pochodni. - Podejście trzecie. Nadal planu brak. Są za to silne artefakty do walki z demonami: mąka i sieć - zakpiła pod nosem. - Walcie w nią celnie tym zimnym żelazem to może tym razem się uda - dodała jakby na pokrzepienie i ruszyła za czarnowłosą. - Do świątyni.
- Mąka może zniknie albo nie. Sieć już nie powinna. - druid otrząsnął się ze złych myśli o wynaturzeniach które grasowały pod Sandpoint - Chodźmy do świątyni, ale powoli. Bo ta dziura dalej tam jest, i któraś z tych obraz natury może skorzystać z okazji żeby urwać nam głowę - zastanowił się chwilę - A plan nie jest zły. Wszyscy razem łapiemy demona w sieci, a potem wy dwoje próbujecie go wykończyć ja i Nuka pozbywamy się przywołańców.


Zeszli na plażę i bez problemów zanurzyli się ponownie w podziemia pod Sandpoint. Nic nie czekało na nich przy wejściu, ani nawet dalej, w tunelach. Cicha i starająca się stapiać z cieniami Kilyne prowadziła całą tę wyprawę. Zaglądała w każdą odnogę, wypatrując tam niebezpieczeństwa, ale nic nie znalazła. Niewidoczna istota mogła być wszędzie. Przynajmniej te jej paskudne sługi się tam nie czaiły. Dotarli do posągu, równie nieruchomego co wcześniej. Otaczała ich cisza aż do samych drzwi prowadzących do kaplicy, na pozór zamkniętych i pozostawionych w tym samym stanie, w którym je zostawili. Czarnowłosa uchyliła je odrobinę i zajrzała do środka. Nie dostrzegła żadnej aktywności.
- Dobra, ty mała latająca mendo - mruknął pod nosem Kas. - Zobaczymy kto tym razem kogo przechytrzy.
Uchylił szerzej drzwi, wrzucił do środka pochodnię, po czym jako pierwszy wkroczył do komnaty, z siecią przewieszoną luźno przez ramię oraz z workiem mąki w dłoniach.
Kilyne nałożyła na cięciwę strzałę o grocie z zimnego żelaza. Nie mogła ich marnować, ale na razie oszczędzała swoje zdolności. Mogła zniknąć tylko raz i wolała wtedy mieć już pewny cel. Zaczekała aż Kas wejdzie kilka kroków i ruszyła wzdłuż ściany, rozglądając się uważnie i słuchając.
Druid, idący na flance, z siatką gotową do rzutu w prawej ręce obserwował otoczenie. Sejmitar czekał za pasem - nie mógł wszak naraz trzymać sieci, tarczy i ostrza. A trochę także nie chciał, bo jednak miał zamiar tym razem szybciej wejść w zwarcie z małą demonicą. Co niejako prowadziło do drugiej decyzji - dziwnych zmian nóg druida, od kilku kroków dłuższych i zginających się w nieco mniej ludzki sposób.
Trójka z nich weszła do świątyni, ich kroki - może z wyjątkiem Kilyne - niosły się echem po dużym pomieszczeniu. Wydawało się przez moment puste. Aż przed podwyższeniem znów nie pojawiła się ta mała, latająca demonica! Kończyła właśnie zaklęcie. Dla stojącej jeszcze za drzwiami Nuki wyglądało to tak, jak gdyby coś nie wyszło. Ale pozostali poczuli nagły, nieokreślony strach. Kas i Kilyne dali radę się z niego otrząsnąć, lecz i tak czuli zimno w swoich ciałach. Lugir natomiast zdrętwiał ze strachu, nie będąc w stanie się ruszyć.
- Zabić ich! - wrzasnęła, a boczne drzwi, za którymi wcześniej nic się nie kryło, teraz otworzyły się z hukiem, wypuszczając dwie pokraczne istoty, z którymi już przyszło im tu walczyć.
Druid, zastygły w bezruchu, przetoczył przerażonym spojrzeniem po sali. Czy te dwa przywołane stworzenia były daleko? Kilyne nie zastanawiała się, widząc zagrożenie z boku. Cofnęła się pod ścianę, używając swojej ostatniej sztuczki i wtapiając się w cienie. Ruszyła w głąb sali, ciągle trzymając się ściany. Nie miała się co mierzyć twarzą w twarz z długołapymi, ale to latające coś poprzysięgła sobie zestrzelić!
Kas zawahał się na ułamek sekundy. Jedna z bestii była tuż tuż a on miał w rękach pieprzony worek mąki! Z Lugirem było coś nie tak. Demonica była dalej, na nią mąka mogła zadziałać albo nie. Shoanti rozsupłał worek i sypnął całą jego zawartością na stwora, aby go oślepić. Chmura białego pyłu spowiła róg sali.
Nuka wciąż stała w wejściu z kuszą gotową do oddania strzału. Przygryzła wargę, zmróżyła oko i posłała bełt w kierunku potwora, który był już całkiem blisko znieruchomiałego druida. Trafiła, bełt wbił się w pędzące na Lugira cielsko, jedynie przez jedno uderzenie serca zaskoczone zniknięciem pierwszego swojego celu, czyli czarnowłosej. Mimo to oba rzuciły się na swoje opatrzone ofiary, przebijając się przez wywołaną przez mąkę "mgiełkę". Kas niestety trochę źle trzymał worek i nie udało mu uzyskać zbyt spektakularnego efektu, większość po prostu wysypała się na ziemię. Mimo to, chyba trochę podziałało. Zbił pięścią próbę ugryzienia, ale przerażony białowłosy nie miał już takiej możliwości. Długie zęby wbiły się w jego szyję, poczuł jak obrzydliwy smród wnika w jego nozdrza, a coś równie paskudnego atakuje jego żyły. Strząsnął to siłą woli, której jednak nie wystarczyło do zwalczenia trzymającego go w miejscu przerażenia. Latająca demonica zaśmiała się piskliwie i przerażająco jednocześnie, celnie ciskając sztyletem w druida.
Dla barbarzyńcy priorytet był jasny. Demonica nie przywołała tych pokrak z innych wymiarów i raczej nie miała ich na usługach więcej. Poza tym właśnie zagryzały druida. Dobyty miecz (ten ze zwykłego żelaza) świsnął w powietrzu spadając na kark bestii.
Nuka przeanalizowała szybko kilka możliwości i bez wyrzutów sumienia wybrała tę najbezpieczniejszą dla niej, choć ryzykowną dla druida. Bełt po raz kolejny wystrzelił w stronę zębatego monstra, które aktualnie znajdowało się niebezpiecznie blisko białowłosego. Kalkulacja Kilyne była jeszcze szybsza. Miała demona niemal na wyciągnięcie ręki, ale bez sieci i z Lugirem wyraźnie sparaliżowanym, strzelanie w latadło nie miało sensu. Zamiast tego naciągnęła cięciwę i z żalem wychynęła z cieni, wypuszczając strzałę w potwora atakującego białowłosego.
Bełt minął swój cel, kiedy potwór nagle skoczył w bok. Dostał jednak strzałę w plecy, nie spodziewając się stamtąd kolejnego wroga. Zachwiał się, zasyczał i wściekły na brak efektu ugryzienia, zaczął szarpać ciało druida pazurami. Jedna łapa wbiła się i przeorała ramię. Lugir już ledwie stał, ale wreszcie poczuł, jak strach mija. Najwyraźniej ból wreszcie go otrzeźwił i pozwolił mu wreszcie się ruszyć. Tuż obok Kas i jego przeciwnik tańczyli wokół siebie, wzajemnie nieskutecznie próbując się zabić. A demonica widząc nagłe pojawienie się Kilyne… zniknęła znowu.
Plany, mąki, sieci, smoły i ostrza z dziwnego żelaza… i tak skończyło się jak zwykle. Może trzeba było zaskoczyć demonicę i wejść tu inną drogą? Barbarzyńcy też czasem uczą się na błędach, jeśli mają szansę dożyć drugiej szansy. Ewentualnie trzeciej.
Druid obok miał coraz mniejszą.
Uskakujący zwinnie przeciwnik pogłębił jeszcze frustrację Kasa. Nie wiedzieć kiedy z piersi Shoanti dobył się wściekły ryk a jego oczy zaszły krwawą mgłą. Zabić! Zabić!
- Kalla!
Jako że rzucanie siecią we wroga którego szpony dopiero co opuściły twoje ciało nie jest najlepszym pomysłem, Lugir salwował się ucieczką. Taką odrobinę rozsądniejszą niż pełny paniczny odwrót, ale zdecydowanie musiał wyjść ze zwarcia. No i tyle z planu zatrzymania demona. Nawet nie próbowali zakładać, że będą tu kolejne te długołape, obrzydliwe stworzenia! Kilyne uznała, że póki co są większym zagrożeniem od niewidzialnego latadła, więc wypuszczała w nie zwyczajne strzały, nie zamierzając przestać aż do momentu, w którym oni będą martwi albo nie pojawi się większe zagrożenie.
Założenia Nuki były podobne. Kolejny bełt wystrzelony został w kierunku stwora, od którego przed chwilą uwolnił się druid. Rudowłosa liczyła na to, że sługus latające demonicy padnie zaraz trafiony pociskami z kuszy i łuku a wtedy będę mogli zająć się w końcu tym, po co tu przyszli. I tak rzeczywiście się stało, przynajmniej jeśli chodziło o ich cel. Bełt co prawda chybił znowu, Nuka nie okazywała się wytrenowaną kuszniczką, ale za to kolejna strzała wbiła się w plecy potwora, który zakasłał krwią i padł na posadzkę. Drugi z nich żył jednak ciągle, wywijając łapami w stronę Kasa. Barbarzyńca uniknął jednych pazurów tylko po to, aby oberwać tymi z drugiej łapy. W oczach Shoanti poczerwieniało tak bardzo i uderzył tak mocno, że minimalnie chybił. Co rozwścieczyło go tak bardzo, że widział już tylko swój irytujący, uciekający przed ciosami cel. Kilyne kątem oka uchwyciła jak na chwilę znowu pojawia się demonica, mrucząca coś pod nosem. Czarnowłosa poczuła jak coś dziwnego wkrada się jej do głowy, coś każe jej wyrzucić do basenu całą broń… ale przecież to było absurdalne! Wpływ minął po chwili.
Ta mała suka próbowała grzebać w jej głowie. Kilyne odwróciła się wściekle, sięgając tym razem już po strzałę z zimnego żelaza i wypuszczając ją w stronę latającego demona. Próbowała nie zastanawiać się, w jaki sposób dobiją to coś, kiedy jej towarzysze ciągle skupieni byli na wykorzystywaniu najpierw mieczy zamiast sieci. Pocisk spudłował, odbijając się gdzieś od ściany daleko za celem, demon zniknął. Żadnego sukcesu na tym polu.
Pozostali natomiast dali radę wreszcie atakującemu ich stworzeniu. Miecz wściekłego Kasa trafił przez pierś i choć nie zabił, to wytrąconemu z równowagi wrogowi nie udało się ugryźć barbarzyńcy. Bełty Nuki co prawda pozostawały wciąż nieskuteczne, ale Lugir zaraz dopadł i silnym uderzeniem rozłupał paskudną czaszkę paskudy.
Pozostała im ta latająca maszkara.
Ukryta gdzieś zaklęciem niewidzialności.
- Drzwi! - Kas dopadł do najbliższych i je zatrzasnął. Sapał, jeszcze nie całkiem otrząśnięty z szału. - Może umie znikać, ale przenikać przez ściany… nie sądzę.
Schował miecz i dobył sieci, rozglądając się po sali.
Nuka stanęła w drzwiach zza których przed chwilą niecelnie miotała bełtami. Zatrzasnęła je i zasłoniła swoim niewielkim ciałem. W prawej dłoni trzymała sztylet z zimnego żelaza. Lewą, uniesioną na wysokość klatki piersiowej trzymałą przed sobą gotowa wystrzeić zakleciem z otwartej dłoni, gdy tylko fruwadło pokaże się w pobliżu. Kilyne nie zbliżała się do towarzyszy, powoli wchodząc na schody i dalej na podwyższenie. Na cięciwie trzymała nałożoną strzałę z zimnego żelaza, gotową do wypuszczenia w demona.
Druid, korzystając z chwili spokoju, odkorkował jeden ze swoich metalowych pojemników i z głośnym gulgotem wypił śmierdzącą bagnem miksturę. Jego rany zaczęły się zasklepiać, a on sam tak jak Kas zamienił ostrą broń na sieć i ruszył ku środkowi sali, by mieć wszędzie blisko gdy nadejdzie czas na łapanie demonicy.

Przygotowali się, zamykając przejście. Była uwięziona. Z drugiej strony, pomieszczenie było naprawdę duże. Nie pojawiała się. Co prawda Kilyne wychwyciła coś jakby trzepot skrzydeł wysoko nad basenem, ale gdzie dokładnie? Zaraz zresztą ucichł. Niewidzialna demonica prawie na pewno tu była, tak blisko, a jednak ciągle poza zasięgiem.
- Ciekawe jak długo umiesz być niewidoczna, ty mała dziwko? - rzucił Kas w powietrze. Gotów użyć sieci, gdy tylko latadło się pojawi, postanowił tymczasem przyblokować oba boczne drzwi truchłami zabitych monstrów, by demonica nie zdołała szybko sobie ich otworzyć i uciec. Raczej nie dysponowała znaczną siłą fizyczną. W następnej kolejności planował pozbierać część rozsypanej mąki do worka.
Kilyne odczekała jeszcze kilka chwil, a kiedy demonica nie pojawiła się, zaczęła się zbliżać do Nuki, posyłając jej porozumiewawcze spojrzenie.
- Chodź, pójdziemy do miasta po pomoc. Wykurzymy ją stąd dymem! Chłopcy w tym czasie przytrzymają ją tu dla nas.
- Ta, a ona przywoła jeszcze parę tych stworów - druid, nie widzący sygnału między kobietami - albo po prostu nie rozumiejący koncepcji żartu - zaoponował nerwowo rozglądając się po sali.
- Już by przywołała - stwierdził Shoanti. - Czary się jej skończyły, swenh'd'aenh yakonkwe erhar! - dodał po swojemu, sądząc po tonacji przekleństwo.
Cwany plan Kilyne wydawał się całkiem niezły, najlepszy, jaki w tej chwili mieli.
- Wrócimy najszybciej, jak się da - odezwała się otwierając drzwi nieznacznie, tak, by po kolei mogły się przecisnąć przez powstałą szparę. - Nie dajcie się wykończyć tej małej kurwie - rzuciła do mężczyzn.
Czarnowłosa wyszła zaraz za nią i zatrzasnęła drzwi. Potem ruszyła w głąb korytarza, głośno stawiając stopy.
- Chodź, musimy się pospieszyć - rzuciła do Nuki i pobiegła aż do korytarza, gdzie się zatrzymała. I cicho, na paluszkach, zaczęła wracać.
Dziewczyny zaczęły wracać najostrożniej jak umiały. O ile Kilyne wychodziło to dobrze, to Nuka zahaczyła po drodze o jakiś kamyk, który głośno potoczył się po kamiennej posadzce. Zatrzymały się, w podziemiach zaległa cisza. Już mieli przyznać, że ten plan się nie powiódł, kiedy od posadzki przy nogach Lugira odbił się z brzękiem mały, zakrzywiony sztylet. Za chwilę zniknął, ale teraz zobaczyli wiszącą wysoko nad basenem z wodą małą demonicę.
- Tuś mi jest - druid zerknał gdzie stoi Kas by się nie zderzyć i z rozpędem rzucił się w stronę basenu by zarzucić sieć na demonicę. Barbarzyńca skoczył zaraz za nim z dokładnie takim samym zamiarem, tyle że trochę z boku, by rzucone sieci nie splątały się ze sobą. Skoczyli obaj, niemal w jednej chwili, ciskając sieciami. Ta druidzka doleciała zaledwie do połowy wysokości, spadając niegroźnie na ziemię, ale co innego u Kasa. Barbarzyńca, pomimo wycieńczenia szałem, rzucił nią idealnie, trafiając w demonicę, która nagle spanikowana znów zniknęła. Teraz niezbyt skutecznie, kiedy sieć zwisała z niej, dając bardzo dobre rozeznanie gdzie się znajduje. Przy takim rozbiegu obaj próbowali równie szybko wyhamować, ale tylko barbarzyńcy się to udało. Druid wpadł po pas do lodowatej wody i sieć znalazła się poza zasięgiem jego ramion.
- Mamy ją! - ryknął triumfalnie Chasequah, starając się skoczyć i złapać lewitującą sieć, by ściągnąć demonicę na dół.
Kilyne pchnęła barkiem drzwi jak tylko usłyszała krzyk barbarzyńcy. Jedną ręką unosiła już łuk, drugą nakładała strzałę na cięciwę, szybko dostrzegając sieć. Wycelowała tam, gdzie musiała znajdować się potworzyca i wypuściła pocisk z zimnego żelaza.
Po szybkiej ocenie sytuacji Nuka postanowiła po prostu nie przeszkadzać. Nafaszerowanie małej demonicy strzałami z zimnego żelaza było teraz najrozsądniejszym wyjściem. Miała nadzieję, że kreatura spadnie zaraz na ziemię dając tym samym okazję do zadania ciosu sztyletem.
Lugir, hałaśliwie plując wodą wyprostował się i rzucił się do krawędzi fontanny, chcąc pomóc Kasowi w ubiciu demonicy swoją pałką. Brakowało mu sporo, ale bynajmniej nie zamierzał z tego powodu porzucać zamiaru.

Kas szarpnął siecią, ściągając demonicę w swoją stronę. W tym samym momencie strzała Kilyne przecięła powietrze w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się niewidzialna istota, która ujawniła się i szybkim ruchem pazurzastych łap cisnęła zaklęciem w barbarzyńcę. Ciemny promień wniknął w jego ciało, które poddało się i mężczyzna poczuł się tak słaby, jak jeszcze nigdy. Szarpiące się stworzenie zaczęło mu się wyrywać! Lugir wydostał się z basenu, a Nuka zbliżyła się do nich, nie oddając jednak strzału. Stwór ciągle wisiał nad basenem, co utrudniało dosięgnięcie i jego i sieci. Następna strzała czarnowłosej trafiła, ale zaraz potem zniknęło i szarpnęło w przeciwną stronę, próbując ściągnąć przedstawiciela plemienia Shoanti do wody. Skutecznie! Kas wpadł z pluskiem, utrzymał jednak sieć, choć jedynie z jednej strony, z drugiej wróg miał coraz bliżej do wydostania się z pułapki. Lugir lub Nuka musieliby skakać nad wodą, aby móc złapać sieć i pomóc osłabionemu, mającemu wyraźne problemy (z tak małą istotą!) barbarzyńcy.

Ociekający wodą, zabezpieczony grubą, wyprawioną skórą druid nie był specjalnie skoczny. Uczciwie mówiąc, nie był zdatny do skoku w nawet najmniejszym stopniu, a co dopiero do skoczenia tak wysoko. Ale od czego były jego druidzkie wywary? Wypełzł na brzegu fontanny, łyknął zawartość kolejnej mikstury i, nabrawszy rozpędu, skoczył na sieć.
Kilyne mogła im pomóc tylko w jeden sposób: wyjęła kolejną strzałę, wymierzyła i wypuściła ją w miejsce, w którym powinna znajdować się demonica.
Shoanti z całym żelastwem ważył dobre sto kilo, ale ta mała istotka z piekła rodem jakimś cudem wciąż utrzymywała go w powietrzu i szurała nim po ziemi oraz wodzie. Zamierzał sięgnąć po miecz z zimnego żelaza, lecz poczuł, że teraz go nie uniesie. Więc tylko trzymał się kurczowo sieci, próbując znaleźć nogami jakieś oparcie. Mimo wszystko demonicy ciężko było się z takim balastem poruszać, więc stanowiła łatwiejszy cel dla pozostałych.
Dosięgnięcie przeciwnika sztyletem wciąż wydawało się niemożliwe dlatego Nuka postanowiła oddać strzał z kuszy. Bełty może i nie były wykonane z zimnego żelaza, więc z tego, czego się dziś dowiedziała zabić demona nie mogły, ale celne trafienie na pewno by im w tym momencie nie zaszkodziło. Ot choćby po to, by małe fruwadło trochę uszkodzić lub przynajmniej zdekoncentrować.
Dwa pociski pofrunęły w mały, szarpiący się w sieci cel. Bełt spudłował, ale strzała Kilyne trafiła w cel. Tym razem usłyszeli też wyraźny pisk bólu. Lugir skoczył, wzmocniony swoją miksturą i wyciągnął dłonie w stronę sieci, łapiąc ją koniuszkami palców. Ale to wystarczyło, obaj z Kasem ściągnęli stworzenie w dół i złączyli sieć, aby nie mogło się wydostać. Demonica pojawiła się nagle, pracując małym sztylecikiem na rybackiej sieci, zadziwiająco łatwo przecinając jedną linkę za drugą. Ciągle też się szarpała, przez co kolejna strzała czarnowłosej chybiła celu.
- Zaraz nas traficie! - warknął Chasequah. Przytrzymał kraniec sieci kolanem i jedną ręką sięgnął po miecz z zimnego żelaza (na szczęście lżejszy niż półtoraręczny), po czym dźgnął sztychem demonicę. Lekko, żeby nie uszkodzić sieci i jakby dla ostrzeżenia.
- Dawaj złoto! - pogroził jej, po czym wyjaśnił kompanom: - Jak się złapie karła to daje garniec złota, a to jakby karzeł, tylko latający i z piekła.
- Przytrzymajcie mi ją! - krzyknęła Kilyne, zdając sobie sprawę, że zgubiła się w rachunkach. Miała jeszcze jedną, może dwie strzały z zimnego żelaza, ale ani na moment nie zawahała się, nakładając kolejną na cięciwę i wypuszczając w stronę demonicy.
- Nie strzelaj - powiedziała do znajdującej się nieopodal łuczniczki licząc się z ewentualnością, że małe cholerwstwo znów się im wymknie i strzały mogą się jeszcze przydać. - Lepiej załatwić to stacjonarnie - powiedziała całkiem głośno i skinęła głową na Barbarzyńcę, który dzierżył w dłoniach miecz z zimnego żelaza.
Sama ruszyła w kierunku mężczyzn trzymających sieć z miotając się zawartością. - Trzeba skrępować jej ruchy i przepytać zanim się jej pozbędziemy - mówiła idąc szybko w obranym kierunku. W dłoni trzymała zdobyty dziś sztylet.
- A potem zaś będziemy jej szukali? - Lugir usiłował złapać demonicę prującą sieć tak, żeby nie zostać ugryzionym, ale jednocześnie nie dać jej uciec

Otoczona ze wszystkich stron i unieruchomiona, wrzeszczała w niebogłosy. Nawet jeśli część z nich liczyła na przesłuchanie, inni tłukli i strzelali aż demonica zamilkła ostatecznie, zamieniając się w pył. Pozostał po niej tylko mały sztylecik.


..:: Ciąg dalszy raczej nie nastąpi ::..
 
Sekal jest offline