Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2019, 11:07   #28
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
wrzutka z doca pod nieobecność MG

20 Września, Lloyd`s Bank, Kair, godź 9:15

[MEDIA]http://www.egy.com/P/articles-4/98-10-01.7.jpg[/MEDIA]
Lockhart nie nazwałaby tego co wydarzyło się tej nocy w bursie, ani odpoczynkiem, ani snem. Nie pamiętała ile razy budziła się z krzykiem, gdy na jej nogach.. dłoniach… ramionach ponownie zaciskały się wychudzone zabandażowane dłonie. Czuła jak ich zęby wgryzają się w jej ciało, jak odrywają kawałki mięsa. BYła niemal pewna, że twarze niektórych przypominały jej hawkesa… dyrektora muzeum… albo co gorsza Jacka.
Po pierwszym ataku wymiotów, przyniosła sobie miskę i postawiła ją niedaleko łóżka, czując że to nie ostatnie takie wydarzenie tej nocy. Gdy więc poranne promienie słońca wpadły przez okno do ich pokoju, była wykończona. Bolały ją wszystkie rany otrzymane poprzedniego dnia, plecy od niewygodnego materaca, głowa od wymiotów i koszmarów. Wykończona leżała przez chwilę pod kocem szlochając cicho i starając się choć w ten sposób odreagować to z czym nie radziła sobie jej głowa.
Musiała być silna… nie mogła się teraz zatrzymać… Choć naprawdę zaczynała nabierać ochoty by ktoś po prostu ją zabił. Bo czy będzie mogła być szczęśliwa po tym wszystkim? Jakoś wydawało się to być nierealne.

W ciszy zjadła przyniesione przez Profesora śniadanie. Powoli. Popijając każdy kęs spora ilością wody, by jej nadwyrężony żołądek tego nie zwrócił. Przedstawiła mężczyznom swój plan. Musieli ponownie odwiedzić targ, choć pewnie bezpieczniej będzie to zrobić gdy już oddadzą urządzenie do banku. Postanowiła też wypłacić nieco gotówki.
Urzędnicy w banku nie robili żadnych problemów, niemalże załatwiając za Annę większość formalności. Niewielka paczka szybko zniknęła w przepastnej skrytce, zamykając artefakt w skarbcu zabezpieczonym dużymi, masywnymi drzwiami. Pozostawało pytanie, czy Anna mogła być spokojna o tak niebezpieczny przedmiot.


Targ Fuzira, godz 10:00.

Upał atakował dziś Annę i Andreasa nieco bardziej natarczywie, choć być może przyczyną tego były burzliwe wydarzenia wczorajszego wieczora, wciąż świeże rany, i niespokojny sen kobiety. Oboje wyglądali na zmęczonych, niemalże zmaltretowanych. Ciągnęli się niczym dwa duchy między alejkami straganów i budek z towarami. Anna znów mogła cieszyć oczy tłumem, kolorowymi bibelotami na straganach a uszy dźwiękami zabawy, przekrzykujących się kupców i handlarzy, dobijających interesu z przechodniami i turystami, licznie odwiedzającymi targowisko.
Większy tłum jak zwykle gromadził się w okolicy kuglarzy, którzy zabawiali sie rzucaniem nożami do celu, namiot wróżki również cieszył się dziś jakby większym zainteresowaniem. Wzrok Anny prześlizgnął się po straganie z tajemniczym lustrem, które właściciel zapobiegawczo osłonił kawałkiem tkaniny.
Lockhart dotknęła delikatnie ramienia Andreasa, na chwilę ściągając na siebie jego uwagę.
- Nabędziesz mi to lustro? - Powiedziała, starając się nie patrzeć w kierunku straganu pod którym ostatnio sama urządziła niewielki spektakl. - Niech dostarczą je do hotelu.
- Jasne - rzucił krótko i poszedł się targować. Zajęło mu niecały kwadrans, by sprzedawca oddał lustro za niecałe sto dolarów. Anna mogła zarobić na nim kilka razy więcej i to bez wielkich przeszkód. O ile ten kłopotliwy bagaż udałoby się dostarczyć do Stanów, co w obecnej sytuacji nie wydawało się ani prędkie, ani nawet pewne. Lockhart czuła jednak, że musi mieć to lustro. Nie była nawet pewna czy je sprzeda.
- Kupmy jeszcze liny.. latarnie.. kolejne spodnie i ruszajmy do tej piramidy. - Potarła dłońmi ramiona, czując nieprzyjemne dreszcze, jakby wokół panował chłód a nie ten piekielny skwar. - Wolałabym tak wchodzić gdy jest jasno.
Skompletowanie wszystkich potrzebnych rzeczy zajęło kolejną godzinę, a wypchane sprzętem plecaki nieprzyjemnie drażniły świeże rany. Upał nie pomagał również, dokładając swoją niewielką, acz uciążliwą cegiełkę do tej niedoli, którą oboje musieli dziś znosić.
Było już nieco przed południem, zanim ostatni przedmiot nie powędrował do plecaka Anny, kończąc zakupy i uszczuplając stan gotówki kobiety o jakieś pięćdziesiąt dolarów
Lockhart zaproponowała by kupili coś co można zjeść na drogę i jak najszybciej ruszali do piramidy.


Piramida Tell - el - Amarna, godź 13:00.

[MEDIA]https://www.doaks.org/resources/online-exhibits/before-byzantium/red-sea-monasteries-gallery/general-view-of-the-church-of-saint-mark-monastery-of-saint-anthony-egypt-1930-1931/@@images/image/thumb[/MEDIA]

Wioska Amarna wyglądała niemalże na opuszczoną, przynajmniej w momencie, kiedy Anna, Andreas i profesor Jahrak, który dołączył do nich tuż po ich wyjściu z targu wjechali samochodem między budynki. Wciąż było cicho i spokojnie kiedy parkowali samochód w pobliżu miejsca wykopalisk. Piramida nie była wielkim obiektem. Nie była nawet specjalnie duża, a na pewno piramida w Gizie mogłaby przytłoczyć ją swoim rozmiarem, lub połknąć w swoich przepastnych trzewiach. Góra cegieł i kamieni z rozsypujących się boków świadczyła o fatalnym stanie znaleziska. Pole, które rozciągało się przed Anną było rozkopane, odkrywając dziesiątki innych ruin, po których zostały jedynie niewiele odstające od ziemii fragmenty murów. Piwnice zaś, musiały kryć wszystkie te zgromadzone w muzeach na całym świecie skarby, które czasem trafiały w ręce kolekcjonerów, lub profesjonalnych sprzedawców, takich jak Anna.
- Od której strony zaczniemy szukać - Spytał Andreas - niby niewielka, ale przetrząśnięcie każdego boku zajmie nieco czasu.
Lockhart wyjęła mapę przerysowaną z planu w muzeum i porównała ją ze schematem Gliera. - Sprawdzimy co oznaczają te symbole… i czy znajdziemy je na ścianach. - Zerknęła na profesora, także przed nim prezentując schemat i mapę. BYł tu pewnie kilka razy i wierzyła, że będzie mógł im pomóc.
Profesor zerknął na mapę - Taak...to zdaje się jest oficjalna trasa do zwiedzania. Pewnie nic tam nie znajdziemy, ale można zerknąć - profesor rozejrzał się po wykopaliskach i szybko skupił wzrok na siedzącym w oddali, odzianym w jasne szaty człowieku, siedzacym pod parasolem obok dziury w ziemi - o tam jest zdaje się kasjer - uśmiechnął się.

[MEDIA]http://amarnaproject.com/images/amarna_the_place/royal_tomb/2.jpg[/MEDIA]

- Ale my szukamy innego wejścia - profesor wskazał na układ na dziwnym symbolu Gliera który nieco różnił się od mapki z muzeum - takie piramidy miały kilka wejść, a korytarze mogły przeplatać się pomiędzy sobą niczym palce dwóch rąk - profesor obrazowo wyjaśnił kobiecie na czym polega problem.
- Może popytajmy miejscowych tragarzy?
- zaproponował Andreas - może coś wiedzą?
- Możemy… choć wolałabym im nie pokazywać rysunków Gliera
. - Ann przycupnęła przy jakimś głazie i zaczęła zarysowywać możliwe miejsca na przerysowanej mapce. - Może… skorzystamy z oprowadzania i się rozejrzymy? - Spojrzała niepewnie na Andreasa. - I upewnimy.. czy któryś z nich to nie kultysta.
Mejscowi nie okazywali wiele sympatii. Co prawda nie wyglądali na kultystów, byli jednak bardzo skryci, a miejscami nieuprzejmi, krzycząc “wynocha” albo “precz” ilekroć Andreas lub tym bardziej Anna próbowali zagaić z nimi rozmowę. Profesor również nie odnotował wielkich sukcesów na tym polu. Bieda atakowała z każdej strony, tak jak smród bijący od zwierząt, poupychanych w niewielkich zagrodach przy domostwach, bedących glinianymi lepiankami o zaokrąglonych dachach. Gdzieniegdzie widać było również gliniany murek, oddzielający poszczególne domostwa od siebie. Jedyne miejsce, gdzie nie unikano ich towarzystwa była niewielka gospoda, brudna i zatęchła, jak cała wieś. Właściciel, ponury egipcjanin siedział za ladą i nawet nie raczył wstać na widok gości, najwyraźniej zajęty popołudniowym relaksem, jakby od tego zależało jego życie. Cennik wiszący na ścianie opisywał tutejsze miejscowe przysmaki, jednak nawet pobieżny rzut oka wystarczył by stwierdzić, że dorównują one przynajmniej cenowo podobne w Kairze. Brak klientów i puste stoliki nie dziwiły więc specjalnie Anny ani Andreasa.
- To… chyba nie ma sensu. - Lockhart przyglądała się temu wszystkiemu z niedowierzaniem. - Andreas, spytałbyś go o jakichś przewodników?
Andreas kiwnął głową i potrzedł do egipcjanina, szwargocząc przez chwilę przy ladzie. Egipcjanin nie był specjalnie rozmowny i widać było, że czoło Andreasa marszczy się z każdą chwilą. W końcu odszedł od niego zrezygnowany
-To mała wieś. Większość przewodników pojechało na targ do Kairu i stamtąd szuka klientów. Tu nikt nie przychodzi - wyjaśnił w wielkim skrócie Andreas - mówił, aby pytać w Kairze
- Cóż to nie pozostaje nam nic innego jak rozejrzeć się samodzielnie. - Lockhart z ulgą opuściła obskurny lokal. - Przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał. - Kobieta poprawiła strój, by lepiej osłaniał ją przez słońce.
Wschodnia strona piramidy wyglądała przepięknie o tej porze dnia, jednak mimo przetrząśnięcia całej jej ściany wzdłuż i wszerz, a nawet wzwyż, nie udało się uzyskać żadnych informacji. Andreas skakał po kamieniach, wspinając się i rozlgądając uważnie, jednak po godzinie szukania, cała trójka usiadła zmęczona, aby nieco się ochłodzić
- No dobra...która ściana teraz? - zapytał Annę podając jej manierkę z wodą.
Lockhart skinęła mu z wdzięcznością upijając spory łyk. Czuła, że jej usta stały się sprzechnięte. Opatrunki boleśnie ocierały się o rozgrzane rany.
- Południe… - Ann westchnęła ciężko i spojrzała na profesora. - Jak sobie radzicie przy takim upale?
- Wyobrażamy sobie, że wokół jest mnóstwo wody. To hartuje ducha
- uśmiechnął się lekko profesor, choć jego usta były spierzchły od słońca. Kolejna godzina poszukiwań również nie przyniosła rezultatu, choć po tej stronie wybawieniem było nieco cienia, rzucanego przez krzywy wierzchołek budowli.Było już nieco po szesnastej, kiedy znów przycupnęli u podstawy piramidy. Andreas wyciągnął kolejne manierki z wodą, i paczkę sucharów, które rozczęstował pomiędzy Annę i profesora - hmm...czy to na pewno dobra piramida? - zapytał ale profesor przytaknał głową. -Nie ma innej w okolicy - zapewnił żując sucharka, ocierając pot z czoła
- Cóż… została nam tylko jedna strona.
- Ann westchnęła ciężko. - Czyli północ? - Spojrzała niepewnie na swoich towarzyszy.
- Niekoniecznie - odparł profesor - czasem sekretne wejścia mogą być na tej samej ścianie, co wejście główne. Mogą być zakopane, zamaskowane, ukryte przy wierzchołku… - zauważył cicho profesor - budowniczowie piramid byli bardzo chytrzy pani Lockhart - mrugnął do niej okiem i schował zegarek który trzymał w ręku do kieszeni - To co, rzucamy monetą? - zaśmiał się.
- Jak stanie na sztorc, to sprawdzamy wierzchołek? - Lockhart westchnęła ciężko i podała profesorowi dolara. - I tak coś czuję, że przeszukamy całą okolicę.
- Orzeł, północ, reszka zachód?
- profesor podniósł monetę i rzucił do góry. Andreas złapał i sprawdził - Północ. Pasuje szefowo?- Zapytał Annę Andreas, oddając jej monetę.
- Sprawdźmy… nie mamy innych planów. - Lockhart podniosła się z piachu i otrzepała strój. - Wolałabym tylko nie wchodzić do piramidy po ciemku.
Kolejna godzina chodzenia po północnej ścianie piramidy przyniosła jedynie frustrację. Fortuna nie była łaskawa dla Anny i Andreasa, którzy od trzygodzinnego chodzenia niczym górskie kozice po starych, rozgrzanych niczym patelnia kamieniach piramidy byli już wyraźnie zmęczeni. Rany piekły niemiłosiernie, powodując zawroty głowy i nudności.
Pozostawało jedynie nieco odpocząć i sprawdzić ostatnią ścianę, zachodnią. Znudzony egipcjanin, pilnujący wejścia dla turystów obserwował badaczy, kiedy wspinali się po kamieniach budowli. Wkrótce Anna wypatrzyła nieco luźniejszy od innych blok skalny, przysypany żwirem i piaskiem. Dochodziło wpół do piątej po południu, i słońce paliło już bez litości. Andreas wyjął narzędzia, głównie kilof i niewielką saperkę i zaczął kopać i odgarniać luźny piach i kamienie, które trzeszcząc, spadały kilkanaście metrów poniżej. Egipcjanin na dole wstał, głośno wyraził swoje objekcje, ale Andreas coś mu odkrzyknął, i potem kobieta miała wrażenie, że egipcjanin składa zdanie z samych inwektyw. Po kilku chwilach ignorowania go przez profesora i Andreasa, mężczyzna się uciszył i siadł pod swoją parasolką, patrząc się ciekawie na ich pracę. Wkrótce ciemny otwór prowadzący do wnętrza piramidy ukazał się Annie w całej swej mrocznej okazałości.
Lockhart zajrzała do środka z zaciekawieniem.
- Chyba będzie potrzebna lampa. - Powiedziała oglądając się na swoich towarzyszy. - Bo… wchodzimy, prawda?
Andreas wyciągnął z plecaka jedną z pochodni i podpalił zapalniczką - Wchodzimy? - podał pochodnią Annie i popatrzył na profesora. Ten zmarszczył nos - zapach śmierci i chemikaliów do balsamowania zwłok. To niedobre miejsce. Nie powinniśmy tam wchodzić - doradził - mam złe przeczucia… - strapił się nagle a w jego oczach Anna dojrzała iskierki strachu. Andreas też nie wyglądał najlepiej, choć kobieta była pewna, że prędzej zjadłby własną koszulę niż przyznał, że się czegoś boi.
- Tylko tu możemy dowiedzieć się więcej… ale - Lockhart spojrzała w ciemność. - też się boję. Chciałabym mieć cokolwiek, czym mogłabym z nimi walczyć.
- Walczyć?
- obaj mężczyźni powiedzieli to jednoczęśnie.
- Myślałem, że wchodzimy tam po informację, nie po to, aby kogokolwiek niszczyć - profesor nie wydawał się przekonany. Andreas również.
- Też tak myślałam, wchodząc do muzeum. - Ann przejęła pochodnie i zaświaciła nią wewnątrz. - Ale gdzie jest kult tam są ich bestie… jeśli jeszcze tego nie zauważyliście.
- Mogę was asekurować z zewnątrz. Mam swoje powody by się tam nie pchać do środka
- powiedział profesor - A ja zejdę za szefową - Andreas założył plecak, wcześniej wyjmując z niego obrzyn - No to co, ruszamy? - grek wydawał się przekonany
Lockhart przytaknęła i zanurzyła się w ciemnościach.
Niewielki korytarz, ciasny i ciemny, rozświetlany jedynie blaskiem pochodni schodził gwałtownie w dół, i oboje musieli bardzo ostrożnie poruszać się, używając ścian i sufitu jako podpórki. Doszli w końcu do szybu, ciągnącego się niemal pionowo w dół, zajmującego całą szerokość korytarza. Za szybem Anna widziała schody, pnące się gdzieś w kierunku wierzchołka piramidy. Panował wciąż mrok, ale i przyjemny chłód. Kołki i lina, którą zakupili na targu Fuzira mogła pomóc przy forsowaniu szybu, ewentualnie można było zbadać szczyt piramidy, choć schody wyglądały na dosyć strome
- Najpierw do góry? - Anna zerknęła na szyb, zastanawiając się, czy dadzą radę go przekroczyć. Obawiała się schodzenia w dół i tak od początku towarzyszyło jej odczucie, że wchodzi do własnego grobu.
Andreas wykonał ruch ramionami, jakby chciał powiedzieć “Nie wiem, tu tu jesteś szefową”. Ścisnął jedynie lufę obrzyna, aż pobielały mu knykcie palców i czekał, co zamierza zrobić Anna. Przeprawa z perspektywy Anny wyglądała na ciężką. Nie była specjalnie mocna w gimnastyce, a skok wymagał nieco wprawy.
Ann przewiązała się jedną z nabytych lin w pasie i podała drugi koniec Andreasowi. Wzięła głęboki oddech i skoczyła, starając się pokonać szyb.
Jedynie dzięki łutowi szczęścia Annie udało się przekroczyć ciemny szyb i wylądować na stromych schodach. Pięły się do góry. Chwilę później za nią wylądował Andreas, sapiąc głośno z wysiłku. Schody rozszerzały się, jakby nie były budowane dla ludzi. Stały się dziwnie szerokie i wysokie, a korytarz robił się coraz bardziej przestronny. Ściany udekorowano jakimiś dziwnymi rytami, przedstawiającymi istoty z wieloma twarzami, mackami i pustymi, ropiejącymi oczodołami. Na jednej ze ścian Anna zaobserwowała niewielkie szczeliny, a ogień pochodni przez moment zamigotał, jakby targany powietrzem. Być może to było tylko przeczucie, ale Anna czytała gdzieś o tajemnych przejściach, i reagującej na takie sygnały pochodni. Wszystko, co trzeba było zrobić, to dotknąć tych ścian pokrytych tymi obscenicznie ohydnymi rytami.
Chciała jednak najpierw sprawdzić dokąd prowadzą te schody… po za tym, te obrazy… niepokojąco kojarzyły się jej z jej własnymi snami.
Schody biegły dalej, szerokie i strome. Zwężyły się jedynie w jednym miescu, aby ukazać Annie wąski korytarz, odchodzący poziomo. Szybki rzut oka pozwolił na sprwdzenie, że gdzieś w głębi musiał się kończyć, bo Anna widziała migoczące cienie rzucane przez siebie i Andreasa na nieodległej ścianie, kończącej najpewniej ten wąski korytarz. Schody pięły się jednak obok tego wejścia, wciąż do góry piramidy i nawet jak Anna wyciągała się aby zorientować się w sytuacji, światło nie wydawało się tam docierać. Pozostawało więc albo drapać się dalej na górę, albo zawracać, albo wybrać ten wąski korytarz. Zapach chemiczny, który od jakiegoś czasu drażnił nozdrza tu nie wydawał się już taki intensywny, choć być może było to przywidzeniem. Obsceniczne rysunki ciągnęły się jednak wzdłuż ścian towarzyszących stopniom w górę. Cienie rzucane przez pochodnię nadawały tym przedziwnym rytom życia. Macki prawie ruszały się w migoczącym blasku, a bezcielesne usta krzyczały plugawe modlitwy. Umysł okazywał się tak samo zawodny, jak oczy. Andreas kręcił głową, obserwując ściany - gdzie teraz?
- Sprawdzimy tamten korytarzyk. - Ann pokazała ręką w dół, a po chwili niepewnie sięgnęła do jednego z malowideł.
Malowidła były lekko ciepłe w dotyku, jakby pokryte jakimś delikatnym, ledwo wyczuwalnym meszkiem. Całość sprawiała obrzydliwe wrażenie, które posłało falę wstrętu i obrzydzenia wzdłuż jej kręgosłupa. Czuła się tak, jakby badała nie zimny kamień, a żyjące stworzenie. Węża. Albo ciepłą, wielką żabę.
- Szefowa...to tylko ściana… - Andreas patrzył na nią zdziwiony i stuknął kilka razy w kamień, który wydał głuchy odgłos.
- Te malowidła… nieco przypominają mi stwory z moich ostatnich koszmarów…. bardzo przypominają. - Ann obejrzała się na swojego ochroniarza. - I mam naprawdę nadzieję, że to tylko ściana. - Lockhart oderwała rękę od dziwnej faktury i ruszyła w kierunku tunelu, który minęli jakiś czas temu.
Korytarz kończył się niemal pionowym szybem w dół, tak jak przypuszczała sądząc po rzucanych przez pochodnię cieniach. Poniżej znajdowały się kolejne schody, widoczne na dnie szybu. Nie były tak szerokie i nieregularne, ale wskazywały, że konstruktorzy tej budowli mieli przedziwne podejście do praktyczności. Jakby piramida nie była konstruowana dla człowieka, który nawet używając lin, nie mógłby wygodnie podróżować jej korytarzami.
- Damy radę gdzieś umocować linę? - Lockhart rozejrzała się po ścianach pokrytych malowidłami. - Dobrze by było sprawdzić co jest niżej.
Andreas sprytnie umocował linę za pomocą młotka i żelaznego kołka, umożliwiając Annie zejście w dół. Krótkie schody kończyły się jednak kolejnym szybem, i Anna podziękowała osbie w duchu za swoją roztropność. Jednakże,kiedy stopami dotknęła już wnętrza szybu, jej wzrok spoczął na jednej ścianie szybu. Obrazy, znów ohydne i niepokojące atakowały swoją brutalnością i brakiem sensu. Ryty przedstawiały stworzenia, oblepione jakąś mazią, czy też być może pajęczyną atakowały inne stworzenia, podobne do łodyg kukurydzy, które wydawały się zarówno nieme, jak i głuche. A jednak z ich postawy wynikało jasno, jakby swoimi bezgłowymi ciałami wołały, wyły wręcz o pomoc. Zwoje przerażających kreatur ciągnęły się w dół, poza zasięg wzroku kobiety, najpewniej kończąc się gdzieś na dnie tego szybu.
Ann czuła nieprzyjemne dreszcze. jej wzrok prześlizgiwał się po dziwnych sylwetkach. Co znajdzie na dole? Zerknęła czy Andreas planuje za nią schodzić.
Mężczyzna wisiał już jednak na linie, pewnie schodząc za nią, mocując się ze wspinaczką. Oboje zeszli na samo dno szybu, kończącego się kolejnymi, wąskimi schodami w dół i korytarzem. Na jego ścianach Anna nie widziała żadnych niepokojących symboli ani rytów. Wydawałoby się, zwyczajny korytarz w podziemnej piwnicy. Smród chemikaliów konserwujących zwłoki był jednak dosyć mocno wyczuwalny i dochodził z dołu, do którego prowadził kolejny szyb, kończący korytarz w którym oboje wylądowali.
- Szefowo, mamy tylko dwa zwoje liny jeszcze - Anderas wyciągnął kolejną z plecaka, trzymając luźno młotek. Sprawdził też godzinę. Całe te szarpanie się ze wspinaczką i chodzenie po korytarzach zabrało im już prawie dwie godziny.
- Sprawdzimy ile możemy i najwyżej się wrócimy. - Ann z podziwem spojrzała na to jak mężczyzna mocuje linę do ściany. Że też on jeszcze dźwigał to wszystko. - Chciałabym mieć jeszcze siły by spróbować naszkicować to wszystko.. w sensie układ korytarzy.
- Ha, liczyłem, że ma pani fotograficzną pamięć albo coś w tym guście
- powiedział Andreas rozglądając się po kolejnym chodniku. Pustym, ale znów kończącym się schodami. Tym razem jednak, do góry. Korytarz odchodził jakby w bok, w stronę jak wydawało się Annie jednej ze ścian piramidy - no to została jedna - Andreas wyjął ostatni zwój liny, jakby z ulgą słysząc zapewnienia kobiety, że pewnie wkrótce stąd wyjdą. Odpalił też kolejną pochodnię, bo poprzednia wypalił się już niemal doszczętnie
- Trochę mam… ale przy tym wszystkim zaczynam gubić szczegóły. - Lockhart ruszyła w kierunku korytarza. - Postarajmy się nie używać tej liny. Zobaczymy co jest tutaj i wracamy.
Korytarz kończył się schodami, długimi i położonymi pod kątem niemal takim samym, jak ściany piramidy. Anna mogła przypuszczać, że prowadziły w pobliżu jednej ze ścian budowli i najpewniej prowadzą gdzieś na dolny poziom. Poruszała się powoli, uważnie przyglądając się ścianom i zerkając na pochodnię. Ostatnia rzecz na jaką miała ochotę to utknąć w tym miejscu w ciemnościach.

Schody stawał się coraz wygodniejsze, w końcu skręciły lewą stronę, niczym klatka schodowa w jakimś zamku. Na ścianach pojawiły się zdobienia, i egipskie hieroglify, nieznane jednak Annie z wyglądu. Jej wzrok przykuł jeden z cieni na ścianie, rzucany najpewniej przez pochodnię. Jakby coś stało na samym dole schodów, czekając, aż oboje zejdą w dół. Jakby czaił się w ciemnościach. Widząc wahanie kobiety, cień ruszył.

Początkowo, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Cień nie okazał się być cieniem. Cała ściana pokryta była wszelkiego rodzaju robactwem, głownie jednak czarnymi, opalizujacymi skarabeuszami, które szeleszcząc chitynowymi skorupami wspinały się po schodach i ścianach. Czuły swoje ofiary, i pędziły ku nim z zawrotną jak na ich niewielki rozmiar szybkością…
[MEDIA]https://uploads3.yugioh.com/card_images/2122/detail/2635.jpg[/MEDIA]
Ann krzyknęła przerażona i obróciła się niemal na pięcie. Chwyciła Andreasa i ruszyła biegiem w kierunku liny.
Kobieta popchnęła Andreasa ale sama potknęła się na stopniu i padła niemalże płasko na posadzkę piramidy, prosto na schody boleśnie się uderzając. Czuła, jak robactwo obłazi jej nogi i wspina się w górę, zamierzając ogarnąć ją całkowicie. Szarpnęła się raz, drugi ale miała wrażenie, że tonie w świergoczącym robactwie, polowi zanurzając się niemal po całą szyję. W ostatnim akcie desperacji rzuciła się pod sufit, strząsając większość owadów i pobiegła w górę za gramolącym się z plecakiem Andreasem, docierając do liny. Czarna fala owadów została w tyle, pożerając rozdeptane ciała swoich towarzyszy, których zielonkawe resztki miała na swoich podeszwach.Pozostawało wrócić po linie do jednego z korytarzy.
Lockhart chwyciła linę i zaczęła się wspinać, starając się by nie spaść.
Powrót pierwszą liną nie okazał się kłopotliwy, co najwyżej męczący i czasochłonny. Istoty, spotkane na schodach nie wydawały się ich gonić, nawet do szczytu schodów co umożliwiło całkiem sprawny powrót do korytarza powyżej i powrót do pierwszej liny. Wchodząc po niej do góry, Anna znów patrzyła na ohydne rysunki, jednak tym razem nie to przyciągnęło jej wzrok, a ciasne wejście do korytarza, prowadzącego w stronę mniej więcej w kierunku, z którego weszli do piramidy. Ciasny, zarośnięty pajęczynami, nie wydawał się być używany. Lina i szyb ciągnęły się jeszcze do góry, prowadząc ku wierzchołkowi budowli. Kobieta zawahała się wisząc na linie.
- Andreas…. na ile starczy nam pochodni? - Spytała, wydobywając pistolet i odgarniając nim pajęczynę.
- Hmm...na jakieś kilkanaście godzin? - oszacował ostrożnie patrząc na plecak.
- Ja… chyba chciałabym jeszcze tu zajrzeć. - Ann wskazała na pokryte pajęczynami przejście.
Niewielkie przejście kończyło się kolejnym szybem w dół. Andreas przezornie odwiązał linę z dolnego szybu, prowadzącego do bardzo głodnych skarabeuszy, więc wciąż mieli pewien zapas - Kolejny szyb. Oni chyba uwielbiali wspinać się z góry na dół - stwierdził mężczyzna mocując kolejną linę
- Albo mieli skrzydła. - Ann ni to zażartowała ni powiedziała naprawdę. Zerknęła w dół szybu ciekawa czy uda się jej cokolwiek dojrzeć. Co też zostało tu ukryte? Czy jest szansa na to, że szkic Gliera wskazuje jakiś konkretny kierunek w tej piramidzie? By to przeanalizować, musiała usiąść i na spokojnie spróbować narysować labirynt, po którym się teraz błąkali.
Tym razem szyb był bardzo długi, i schodząc nim wydawało się, że powietrze wyraźniej jest chłodniejsze, w miarę, jak posuwali się w dół po linie. Anna dostrzegła, że wspinaczkę ułatwiała też jedna ze ścian szybu, specjalnie zbudowana w taki sposób, aby cegły dawały oparcie dla nóg i stóp, tworząc coś w rodzaju kamiennej, przemyślnie zbudowanej drabiny. Podróż zakończyła się na szerokiej półce skalnej i kolejnym szybie, w którym znajdowało się jednak więcej korytarzy. Z góry wyglądało to jak coś w rodzaju rozgałęzienia, lub skrzyżowania chodników, położonych poziomo, lub pod pewnym skosem, choć Anna nie była tego całkiem pewna. Korytarz położony najbliżej półki skalnej, tuż pod nią, prowdzący w stronę wschodniej ściany piramidy wydawał się pokryty inskrypcjami, które umieszczono w takim miejscu, że wydawało się, że jest to jakaś wskazówka, lub wręcz informacja dla budowniczych, lub może mieszkańców tej budowli, kimkolwiek byli. Lockhart skorzystała z przymocowanej liny i zsunęła się niżej by przyjrzeć się tym zapiskom.
Anna zeszła ostrożnie do dziwnego skrzyżowania trzech tuneli,którego ściany pokryte były tajemniczymi znakami i hieroglifami. Część znaków pamiętała z książki o antycznym egipcie, a część skojarzyła jej się z innych, przeglądanych wcześniej dokumentów i źródeł. Przekaz jednego ciągu symboli był na tyle jasny, że Ann mogła wręcz przeczytać go na głos.

Cytat:
“Witajcie słudzy Ghatanothoa”
Kobieta widziała również specjalnie zaprojektowane i wybudowane stopnie i uchwyty, jednak była pewna, że nie były one zrobione dla człowieka, tylko raczej dla czegoś większego, i niekoniecznie humanoidalnego. Dwa korytarze, jeden prowadzący w kierunku wschodniej ściany, a drugi zachodniej były dostępne bezpośrednio z liny. Andreas czekał na sygnał, aby schodzić za nią lub robić cokolwiek innego. W tej chwili obserwował skupioną nad symbolami kobietę, widząc, że wpadła na jakąś wskazówkę.
- Sprawdzę dalej. - Ann ruszyła w kierunku wschodniej ściany. To tam Glier zaznaczył “X” Czy tam mogło być coś, co jej pomoże…. a może ją zabije?
Korytarz prowadził na wschód. Kamienne ściany zaczynały przerażać swoją surowością, wydawały się też ciemniejsze, jakby brudne. Smród śmierci i balsamicznych chemikaliów stał się tak intensywny, że Anna poczuła skurcze w żołądku. Coś pacnęło ją w głowę. Coś lepkiego, jakby mokrego. Potem znów, tym razem na twarz. Lepka, ciemna substancja.
Lockhart zatrzymała się i przesunęła dłonią po swojej twarzy by zidentyfikować tą ciecz. Ann poczuła jak ostatni posiłek podchodzi jej pod gardło gdy zidentyfikowała krew. Powoli podniosła głowę ku górze.
Sufit wyglądał tak, jakby kogoś na górze zabito, a krew świeżego trupa przesączała się przez kamienie. Jednak po chwili kobieta zdała sobie sprawę, że krew wcale nie wylewa się ze szczelin między kamieniami, a raczej skapuje z wielkiej kałuży krwi, jtóra jakimś cudem trzymała się sufitu. Kolejne krople spadały na kobietę, brudząc jej ubranie, wpadając we włosy, barwiąc twarz i ręce czerwonymi zaciekami. Ann wydała z siebie głośne jęknięcie rozpaczy. Co… co się musiało dziać wyżej? Ruszyła szybkim krokiem do przodu licząc na to, że plama krwi niebawem się skończy.
Krwawy korytarz niebawem się jednak skończył, przechodząc w strome schody w dół, kończące się zakrętem i kolejnym korytarzem. Ann skończyła się lina, którą była przepasana.
-W porządku tam na dole? - krzyknął Andreas niepewny, co się dzieje z kobietą.
- T..tak… wracam. - Lockhart zaczęła się wycofywać, starając się jak najszybciej pokonać krwawy odcinek, osłaniając swoją twarz ramieniem.
- Co się stało? - Andreas zobaczył wynurzającą się z korytarza kobietę, pokrytą krwawymi zaciekami - Jesteś ranna? Skąd ta krew?
- Z.. sufitu…
- Ann czuła jak przy każdym słowie zbiera się jej na wymioty. - Potrzebuję powietrza.
Andreas szybko wyciągnął przepasaną liną kobietę do góry i zaczął cucić, wyciągając manierkę i przemywając jej twarz.
- Ta piramida nie wygląda mi na grobowiec. Nie widziałem żadnych grobów, za to pełno tu pułapek i wąskich przejść… - ocenił Andreas na spokojnie, czekając, aż Anna dojdzie do siebie.
- Tam dalej jest kolejne przejście. - Ann podkuliła nogi siedząc na podłodze i oparła czoło na własnych kolanach. Czuła się zagubiona i przerażona niczym dziecko i chyba naprawdę chciała by ktoś ją przytulił i powiedział, że będzie dobrze. - Tylko mamy za mało liny… Jestem ciekawa czy nad tym korytarzem jest jakaś komnata… skąd się bierze ta cała krew?
- Nie wiadomo. A skąd wzięły się skarabeusze w piramidzie która jest zamknięta od lat? - zapytał Andreas - nie podoba mi się to miejsce. Ale możemy zejść tam w dół razem, i połączyć linę z tą ostatnią. Co ty na to?
- A skąd w niej krew? Może wcale nie jest zamknięta? Może jest inne przejście? - Ann westchnęła. - Powinniśmy to sprawdzić.. wolałabym tu nie wchodzi po raz drugi.
- Ale nie ma wyboru. Idziemy? - upewnił się jeszcze Andreas, mocując kolejną linę i sprawdzając wbite kołki. Dla pewności umocował jeszcze dwa, aby utrzymały ich wspólny ciężar.
Lockhart przytaknęła i powoli zsunęła się po linie przygotowując się na kolejne przejście przez krwawy korytarz.
Przeszli szybko, choć krew kapała wszędzie, jakby celowo szukała drogi przez ubrania do pleców i ramion Anny. Oblepieni czerwoną mazią, wychynęli z korytarza po drugiej stronie, stając na stromych schodach, następnie weszli w ciemny korytarz, nie mając zbyt wielkiego wyboru. Po prostu, brnęli wciąż niżej, uparcie do przodu, popychani wolą badaczki.
Jednak ku ich zaskoczeniu, nie czekały ich na końcu żadne skarby. Ściana, której kamienne bloki widać było z daleka wywołała jęk zawodu ze strony Andreasa, który klapnął ciężko na posadzkę, ocierając krwawe czoło z potu i krwawych zacieków
-Ślepy zaułek… - mruknął wyciągając paczkę sucharów, którymi zagryzał swoją złość.
Ann podeszła do ściany i przesunęła po niej palcami. Pomału rozejrzała się po najbliższej okolicy, spoglądając też ku górze. Cokolwiek było źródłem tamtej krwi… musiało być wyżej.
Pochodnia zafalowała, rzucając feerię cieni. Kobieta była niemal pewna, że za tą ścianą musi być przejście. Szczelina między kamieniami a boczną ścianą korytarza nie pozostawiała złudzeń. Kobieta czuła przepływające po dłoni powietrze. Lockhart zaczęła pomału wędrować wzdłuż ściany szukając czegoś co mogłoby ją otworzyć? Toż chyba ci kultyści nie pchali jej… a może potrzebne było urządzenie z Karpathos…. Tylko jeśli tak, to kiedy należało go użyć i gdzie postawić?
Na posadzce Anna zauważyła delikatne rysy, które sugerowały raczej siłowe rozwiązanie problemu.
- Andreas, pomożesz mi? - Lockhart przyjrzeć się rysom starając się wywnioskować, w którym miejscu pchano ścianę.. pewnie obracała się na jakimś trzpieniu.
Andreas podszedł, obejrzał, potem wyjął z plecaka niewielki łom i zaczął mocować się ze ścianą. Po chwili coś zgrzytnęło, jakby przestawiały się tryby i zapadki w jakimś mechaniźmie, co mogło wydawać się Annie dziwne, zważywszy na epokę w której budowla ta powstała. Ściana odsunęła się na bok, z cichym zgrzytem i stukotem odległego gdzieś za ścianą mechanizmu. Korytarz, który odsłoniła był ciemny, jakby chciał pochłonąć światło pochodni, trzymanej w ręku Anny.
Lockhart wzięła głęboki wdech i pomału wkroczyła w mrok.
Długi i ciemny korytarz prowadził cały czas w kierunku zachodniej ściany. Przez moment Anna przeszła pod otworem szybu prowadzącego w górę, wydającym się kobiecie w tych ciemnościach niczym ubrudzonym kominem starej kotłowni. Korytarz którym szła kończył się otworem, o ozdobnych krawędziach. Pochodnia migotała coraz słabiej, jakby tłumiona przez ciemność która wręcz wylewała się falami z pomieszczenia poniżej. Było duże, o ścianach gładkich niczym lustro, a jednak nie odbijało ono światła pochodni, choć kobieta była pewna, że mignęło w nich jej odbicie. Dziwne, niewyraźnie z korytarza inskrypcje przeplatały lustrzane panele pomieszczenia. Ciemność, kłębiąca się niczym mgła falowała na dole, skupiona wokół niewielkiej niszy, z umieszczonymi nad nią symbolami. Podobne symbole odsłaniała pochodnia rozpraszająca ciemności w korytarzu, w którym obecnie stała Anna z Andreasem, a z którego mogła swobodnie zajrzeć do wielkiego pomieszczenia. Bluźniercze rytuały, przeprowadzane przez zwierzęce istoty, podobne do kangurów, wydobywały z sarkofagów humanoidalne istoty, podobne do mumii. Wielki dysk, świecący, i wysyłający promienie przypominał nieco rzeźby i ryty w muzeum, przynajmniej te dotyczące przeklętego faraona i jego heretycki kult.
- Chyba… znaleźliśmy. - Powiedziała cicho przyglądając się pomieszczeniu. Czy obrzędy nadal mogły się tu odbywać. Już po drodze zauważyła, że kurz pokrywa najczęściej ściany i sufit. Wiele podłóg jest w istocie jakby wymiecionych, choć w kątach, między ścianą a podłogą kurz jak najbardziej zalega. Czuła, że powinni wracać do profesora. - Dasz radę opuścić mnie na dół? Chyba byłoby dobrze gdybyś tu został i jakby co mnie wciągnął z powrotem.
Andeas kiwnął głową i odwiązał część liny, aby opuścić Annę w dół, do pomieszczenia. Wpierw starannie przymocował linę, wbijając metalowe kołki w jakieś ryty na ścianie
- Gotowa? - obwiązał ją w pasie i pocałował niewielki medalik, który wyciągnął zza koszuli*
- Nie… ale im szybciej tam zejdę tym szybciej stąd wyjdziemy. - Lockhart przysiadła na krawędzi otworu i powoli zaczęła zsuwać się w dół.
Pierwsze, co rzuciło się Annie w oczy, to niewielka nisza, widoczna w jednej ze ścian pomieszczenia, nieco bardziej ozdobnej od reszty. Wielkością i kształtem, było dopasowane do czegoś, co z takim trudem udało im się zdobyć, a co spoczywało w tej chwili w angielskim banku Lloyda. Kształt niszy odpowiadał szklanej osłonie urządzenia z Karpathos i kobieta miała pełne przekonanie, że będzie tam pasować. Nie miała jednak wiele czasu na podziwianie całości. Ciemna mgła na dole, przykrywająca niemal w całości podłogę zafalowała. Kształt, podłużny, podobny do widzianego od góry psa szybko przemieścił się od jednej ściany do drugiej. Potem kolejny, przemknął tuż pod wiszącymi w powietrzu nogami Anny. Dwa inne krążyły w okolicy niszy. Mlaskanie i węszenie dobiegło do uszu Anny, której stopy miały za chwilę dotknąć unoszących się w górę kosmyków czarnej mgły…
Lockhart nerwowo pociągnęła linę, podkulając nogi.
- Podciągnij mnie, trochę wyżej. - Powiedziała starając się nie krzyczeć i mając nadzieję, że Andreas ją usłyszy.
Lina poszła do góry, unosząc Annę aż pod sam sufit.
-Długo nie dam rady - Andreas bladł na twarzy, trzymając linę. Widać było czerwieniejące bandaże na jego rękach.
- Wystarczy. Wciągnij mnie. - Ann spróbowała sięgnąć do góry by pomóc mężczyźnie, sama zerkając w dół i starając się dojrzeć dziwne cienie.
Wyciągnął szybko kobietę, odwiązując linę od kołków i uwalniajac Annę od jej ciężaru - co tam było?
- Miejsce na naszą zdobycz i… coś dziwnego. Wybacz ale wolałabym nie sprawdzać. - Lockhart zerknęła w dół.
- To co, wracamy na górę, czy sprawdzamy jeszcze jakiś...szyb… albo tunel? - sapnął nieco uspokojony Andreas. Nie wyglądał na takiego, co chciałby sprawdzać pomieszczenie poniżej i wyraźnie odetchnął z ulgą, widząc, że Anna również nie chce ryzykować
- Wracałabym… ktoś musi odwiedzać to miejsce… może udałoby się zaobserwować kto? - Ann była potwornie zmęczona, a słabo przespana noc nie pomagała.
- Można wynająć jakąś chałupę od tubylców. Widać będzie całą stronę piramidy - zaproponował - trzeba będzie przecierpieć też tego buca w knajpie.
- Chyba tak… - Ann przytaknęła i ruszyła w drogę powrotną.
 
Aiko jest offline