Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2019, 13:25   #17
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Udało ci się wydostać z chaty bez przewrócenia się czy nawet zawadzenia o cokolwiek. Zasnełaś w całym odzieniu, więc chłód nocy nie był tak dotkliwy. Ognisko Garrena było już zgaszone, a mężczyzny nie było nigdzie widać. Było dosyć jasno bo księżyc, bliski pełni, wisiał wysoko na niebie.

Rozejrzałam się w poszukiwaniu wychodka. Nie dostrzegłam takiego więc poszłam szukać tego za chatą.

Nim jednak wyszłaś za budynek dojrzałaś blask ognia, a przy ognisku dwa wtulone w siebie nagie ciała. Rozpoznałaś w nich Morrisannę i Wilczego Kła. Ty jednak wciąż pozostawałaś poza ich wzrokiem, ukryta w cieniu. Usłyszałaś również urywek rozmowy.

– …Dlaczego jej tego nie powiesz?

– Chcę żeby to Eric jej to powiedział… ile zawdzięcza jej rodzinie.

– Przecież i tak by tu przybył, a tak się narażasz…

– Garren… nie chcę by ta rozmowa odbyła się pod okiem tego starca. Ona ma całe życie przed sobą.

– Rozumiem… a co z nami?

– Garren… ja… – Kapłanka nie umiała wydusić słowa.

– Za każdym razem gdy się spotykamy, przychodzisz do mnie i prosisz o to byśmy się kochali.

– I zawsze liczę, że mi odmówisz… że powiesz, że jesteś żonaty, że poznałeś jakąś orczycę która da ci miłość i lojalność, na która zaslugujesz.

– Nie pragnę żadnej innej kobiety, ani orczej, ani elfiej, ani ludzkiej… tylko ciebie – Pocałował ją.

– Wiesz, że ja nie mogę… – Powiedziała gdy zakończyli namiętny pocałunek.

– To co robisz nie przywróci im życia. Naprawdę wierzysz, że twój bóg chciałby, abyś sama rezygnowała z życia… z tego co możesz jeszcze zrobić?

– Wiesz… że ciągnęła się za mną śmierć dokądkolwiek poszłam… ta służba to moja pokuta. Wiesz o tym… tak jak twoja droga herosa… ale ty nigdy nie zbrukałeś się niewinną krwią… dlatego powinieneś mnie zostawić… odmówić mi…

– Nie proś mnie o to… kocham cię i przysiągłem ci lojalność. I jeśli mam czekać do śmierci… będę czekał – Powiedział stanowczo ork.

Odwróciłam się na pięcie i szybko cofnęłam się na front chaty. Zaczęłam chodzić w kółko przy drzwiach, zupełnie zapominając po co tak naprawdę wyszłam.
Zdecydowanie nie powinnam była tego widzieć ani słyszeć. W moim zakonie celibat obowiązywał wszystkich, bez wyjątku dlatego tak bardzo raziła mnie sytuacja w jakiej zastałam moja nową mentorkę i wojownika. Zupełnie nie miałam pojęcia jak to się miało do kapłanów innych bogów.
Coś mi jednak mówiło, że to co widziałam nie było największą rewelacją. To o czym rozmawiali sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. Czy na pewno chodziło o mnie? Może to tylko moje przewrażliwienie i wcale nie chodziło o mnie? Bo co niby Cesarz miałby zawdzięczać mojej rodzinie... Byli bogaci, ale nie jedną majętną rodzinę gościli na swoim dworku, więc wiedziałam że nie oni jedyni mieli znaczny majątek.

Od tego chodzenia zrobiło mi się zimno i zaraz przypomniało mi się czemu się obudziłam. Poszłam w najbliższe krzaki ulżyć swoim potrzebom fizjologicznym.

Teraz na twojej głowie pozostało co dalej. Mogłaś wrócić do snu i zostawić sprawy swojemu biegowi, mogłaś również podzielić się swoimi spostrzeżeniami z kimś innym… choćby z Galadrielem. Wiedziałaś, że starzec miał problemy ze snem i często spacerował po ogrodzie zielnym w środku nocy.

Ledwo powstrzymałam się, żeby nie ruszyć do zakonu. Rozsądek zatrzymał mnie w miejscu, bo szwendanie się samotnie po nocy nie było bezpieczne nawet dla kogoś kto nie był tak bezbronny na jakiego wyglądał.
Ze spuszczoną głową weszłam do chaty, wracając do swojego posłania. Na powrót umościłam się na nim i okryłam kocem aż po głowę. Nie mogłam zasnąć, bo w głowie kotłowało mi się ciągle to co usłyszałam. Może jednak powinnam wymknąć się i wrócić do zakonu? Tylko o czym miałabym mówić z Galadrielem? Do tej pory o niczym mi nie powiedział, więc albo nie wiedział, albo nie chciał mówić. W najlepszym razie skończyło by się na jakiś jałowych zapewnieniach, że nie mam się czym martwić. Szkoda było fatygi. I tak ma się to stać jasne nazajutrz, gdy dotrzemy do Cesarza.

Tej nocy coś ci się śniło. Znowu byłaś dzieckiem. Bawiłaś się w chowanego z braćmi. Schowałaś się w gabinecie ojca… miało go nie być jeszcze kilka dni. Pamiętałaś tamten dzień. Pamiętałaś jak wściekły wtargnął do pomieszczenia… jak zaczął kłócić się z matką, byłaś zbyt struchlała by skupić się na ich słowach… w tamtej chwili tylko modliłaś się by cię nie znaleźli… a jednak, teraz po latach, we śnie wyraźnie słyszałaś co oni mówili:

– A co z naszymi dziećmi?! – Krzyknęła matka.

– To wszystko… robimy dla nich… dla ich przyszłości! – Odpowiedział ojciec.

– Chcieli cię zabić… a co będzie jak przyjdą po nie… jak przyjdą po Marion?

– Nie wiem… na miłosierdzie Toriela… nie wiem… – Ojciec uderzył pięścią w blat biurka pod którym się chowałaś i dodał. – Ale znajdę wyjście… nie pozwolę by te gnidy was skrzywdziły.

Obudziłaś się gwałtownie. Mając wyraźnie w pamięci sen.

Gdy rzeczywistość zaczęła do ciebie docierać, poczułaś zapach świeżej jajecznicy.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline