Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2019, 14:27   #243
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kolejne minuty, po przeszukaniu lochu, albinos spędził w jednym miejscu, na niedużej polanie pośród bagien. Tym razem, zajął się cięciem przewróconego pniaczka na okrągłe plasterki, a potem mocowaniu ich na gałęziach za pomocą krótkich lian. Użył do tego piły, którą Gamnira zabrała ze sobą, wraz z woreczkiem z przyprawami, zestawem do robienia przynęt i wieloma różnymi narzędziami, którymi wypchała swój plecak.

- Chcesz strzelać, to będziesz strzelał. Jak dla mnie łuk i kusza, to nie jest to, co specjalnie skupia moją uwagę, więc wskazówek w tej materii ci nie udzielę. Natomiast… - Myśliwa poruszyła jeden z wiszących krążków, a potem kolejne. - …skoro masz wiele strzał, to masz już teraz ruchome cele do strzelania nimi. Tak mnie uczono. Tatko też filozofem łuku nie był.
Neronowi pasował ten układ, bo wiedzę teoretyczną już posiadał, choć trzeba było przyznać, że trochę się zawiódł na swoim nauczycielu. Nic to.
Ma czas, ma sposobność, będzie sobie ćwiczył.
Wpierw zrobił rozgrzewkę z samym łukiem, później zabrał się za trenowanie pozycji i nakładanie strzał. Nie śpieszył się, bo i nie miał po co, więc każdą czynność powtarzał kilka razy, w różnych układach, tak by mieć pewność, która się sprawdza i pasuje do jego możliwości.
Po niecałej godzinie zabrał się za strzelanie. To było trudne… i nie dlatego, że nie potrafił strzelać, ale dlatego, że był za silny. Nie chciał zniszczyć łuku, w końcu była to elfia robota!
Antyk do cholery! Do tego magiczny!
Pierwsze pociski spadały więc jakiś metr od strzelca, wbijając się w miękką ziemię. Trzeba było kolejnej godziny, by skrzydlaty w końcu załapał na ile naciągnąć cięciwę, by strzała doleciała do pierwszej… i najbliższej tarczy.
Dla traperki zapowiadał się prawdziwy pokaz… nudziarstwa, ale jej, ani jej kocurowi, to jednak nie przeszkadzało. Komentowała każde jego chybienie, każdą wpadkę, ale też i oklaskiwała każde trafienie w środek i każdy bardziej popisowy strzał.
- Za bardzo się starasz i spinasz, luźniej ramiona - dodała raz w ramach porady.
Mężczyzna usłuchał, ale nie było widać zbyt dużych efektów. Owszem był sprawny… i celny, ale za bardzo się cackał z napinaniem cięciwy, zdecydowanie nie ufając siłom swoich ramion. Jednakże im więcej strzał wystrzelił, tym coraz wyraźniej było widać, że strzelanie z łuku będzie jego konikiem.
- Nie śpiesz się przy celowaniu. Ani teraz, ani podczas polowania - wyjaśniła kobieta, siedząc pod drzewem. Sięgnęła po swoją kuszę i wycelowała. - Patrz.
Dość długo musiał patrzeć, ale w końcu wypuściła bełt, który przebił dwa ruszające się kółka pod rząd.
- Obserwuj cel, jego ruchy, zachowanie i… gdy się tego najmniej spodziewa. Ziiuut - wytłumaczyła z uśmiechem.
Białowłosy zacisnął mocniej szczęki. Dobrze wiedział, że przed wystrzałem powinien chwilę mierzyć. Chciał jednak oswoić się z bronią i poznać jej dobre i słabe strony. Słowem się jednak nie odezwał, próbując, kombinując, aż do skutku.
Gdy już wystrzelał drugi kołczan. Gamnira wstała i rzekła. - No.. to chodźmy zobaczyć czy coś się złapało w te pułapki. Smok popakował swoje rzeczy, po czym ruszył za nią.

Przeszukiwanie pułapek zajęło im trochę czasu. Każdą z nich łowczyni niszczyła, tłumacząc, że i tak tu nie wróci, więc jakby coś by się złapało później to się zmarnuje. To samo dotyczyło także tej w której tkwiło duże zwierzę. Tropicielka podeszła do niej, ostrożnie uwolniła z wnyków i trzymając za kark, podniosła w górę wierzgającego, małego drapieżnika.
- Eeech… taka sobie… mała, a futro… raczej niewiele warte - oceniła, przyglądając się zwierzakowi. Ten próbował się odgryźć i to dosłownie, ale twarz “oprawczyni” była poza jego zasięgiem.
- Masz szczęście… nie jesteś warta mojego wysiłku. - Po tych słowach odstawiła bestię na ziemię i puściła. Wydra wykorzystała okazję do dania dyla w krzaki.
To małe “zwycięstwo” wystarczyło, by Nero mógł się dumnie napuszyć, zupełnie jakby upolował białego jelenia, a nie wodnego gryzonia.
- Chyba zrobimy zwykłą przynętę z gnijącego mięsa. Wizun znajdzie nam odpowiednio cuchnące szczątki. Masz szczęście… sumy lubią takie przynęty - rzekła do swojego ucznia.
- Musimy łowić ryby? Nie możemy czegoś potropić? - spytał, wyraźnie podekscytowany zdobyczą, gad.
- Możemy… niuchaj nosem przy ziemi i szukaj - rzekła spolegliwie myśliwa. - Zobaczymy co znajdziesz.
- Niech twój kot niucha - obruszył się młodzik. - Dobrze wiesz, że ludzie mają słabe nosy…
- Chodzi mi o tropienie, szukanie śladów oczami i dłonią. - Nauczycielka walnęła się dłonią w czoło. - Pokaż jaki jesteś spostrzegawczy i jakie ślady dojrzesz. I nie wymiguj mi się moim Wizunem. Zatrudnisz swoją jaszczurkę do odwalania roboty za ciebie?
Chłopak coś burknął niezrozumiale i czerwieniąc się jak wiśnia, zabrał się do szukania tropów. Kobieta przyglądała się jego działaniom, komentowała je i pokazywała co przegapił.
Podążyli jednym z tropów, należącym do małej, wodnej świni, jak tutaj nazywano to zwierzę. Głównie dlatego, że łatwo było ów ślad zgubić i Nvery co chwila tracił go z oczu. Gamnira nie, więc wskazywała go skrzydlatemu, mówiąc jakie błędy popełnił. Ten bynajmniej się nie peszył i starał się dostosować do zaleceń. Oczy mu świeciły wewnętrznym blaskiem, jakby pasjonowało go to co robił.
Wkrótce łowczyni natknęła się na trop, który ją szczególnie zainteresował. Krzyżówkę tropu stworzenia zwanego przez nią tajipiri oraz krokodyla. Tropu, który zobaczyła pierwszy raz w życiu.
Przejęła więc inicjatywę i razem podążyli nowym śladem. Stwór został w końcu przez nich znaleziony i dziwny… lądowy krokodyl z grubym ogonem, nie był sam w sobie dziwaczny, To, że rosły mu na grzbiecie drzewka można wytłumaczyć próbą kamuflarzu. To, że wyglądał jakby był zrobiony z drewna… tu już się sens Nerowi kończył.

- Słyszałam o tym - mruknęła cicho dziewczyna, mająca jakieś pojęcie w tej sytuacji. - To pseudożywiołak drewna. Słyszałeś o czterech podstawowych planach żywiołów? Na ich styku istnieją cztery kolejne, łączące ze sobą ich cechy. Plan szlamu… jest chyba jednym z nich. Pozostałych nie pamiętam. A to… - Wskazała na odpoczywającego potworka, który właśnie spał po złapaniu posiłku. - ...to się wywodzi z planu żywiołu drewna, co oznacza, że gdzieś w okolicy jest… lub była planarna szczelina. Musiał przez nią przeleźć.
- Moja siostra walczyła z żywiołakiem błota… ale w sumie mógł być po prostu sługą ziemi… - Gad wychylał się zza krzaków, przyglądając się ciekawsko cudakowi. Nawet Jasrin była urzeczona znaleziskiem, bowiem wysyłała mężczyźnie podniecone skojarzenia o drzewosmoku bez skrzydełek.
- Jest… bardzo ładny. - Albinos miał najwyraźniej dość pokręcony sens piękna, bo krokodyl do najprzyjemniejszych widoków nie należał. - Wracamy do polowania tamtych na kołnierze?
- Rzecz w tym nie czym jest, ale co oznacza. Może być w okolicy szczelina planarna do żywiołu drewna. Jak nie będziemy uważać to możemy przez nią wpaść i koniec. Zaginiemy gdzieś na nieznanym na planie żywiołów - wyjaśniła tropicielka, siadając przy drzewie i klepnęła w ziemię. - To akurat dobra okazja, by ci opowiedzieć o zagrożeniach jakie spotkasz tylko na tych bagnach.
- A to tych szczelin nie widać? - zdziwił się drakon, spoglądając w zainteresowaniu na kobietę. - Skoro da się gdzieś wejść… da się też wyjść.
- Widać... tak jakby… - stwierdziła myśliwa, drapiąc się po bliźnie. - Widać to co jest po drugiej stronie szczeliny. Czasem tamten krajobraz się odróżnia od tła, czasem nie, a wtedy… już po tobie. I w dodatku różnie bywa z samymi szczelinami. Generalnie są one niestabilnymi portalami i w każdej chwili mogą się zamknąć, a wtedy, pora się uczyć nowego świata.
- Aha… to chyba nie jest takie straszne. Na takim planie musi być ładny las… - Zamyślił się młodzik.
- Albo sama woda… albo sam ogień. Jak masz szczęście. Jak nie trafisz na plan negatywnej energii i w ciągu kilku minut zostanie z ciebie pozbawiona życia skorupa - odparła traperka ze śmiechem. - Plany inne… te poza naszym światem są bardzo odmienne od naszego. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ja w sumie też, ale mój znajomy mag strasznie się nimi podnieca i może o nich paplać godzinami.
- To musi być przyjemne… słuchać czyichś opowieści… historii… zdobywać wiedzę. - Białowłosy osunął się w końcu na ziemię i rozprostował nogi na bujnym, lekko wilgotnym, mchu. Pomyślał o Chaai, która również lubiła słuchać. Niestety Jarvis nie prowadził z nią normalnych rozmów, a Godiva nie miała do powiedzenia nic ciekawego. Teraz kiedy on poszedł do lasu… została całkiem sama i skrzydlaty poczuł coś na kształt wyrzutów sumienia.
- Mam nadzieję, że nie jest to Axamander… nie wygląda na kogoś… mądrego.
- Jeśli załatwisz sobie cycki i bukłak wina, to ci chętnie o nich opowie - odparła z łobuzerskim uśmiechem i dodała poważniej. - Innym niebezpieczeństwem są zmarszczki czasowe. Wiesz, to takie obszary, gdzie czas zwalnia, albo nagle przyspiesza. Zwykle tu chodzi o godziny, albo dni. Niemniej czasem można trafić na takie miejsca, gdzie można utknąć na lata lub stracić kilka lat w kilka dni.
- Jak wyglądają? Jak ich unikać? - spytał Neron, niczym zawodowy uczniak.
- Tam gdzie czas przyspiesza zauważyć łatwo. Rośliny... one tam się ruszają na twoich oczach. Rosną w górę, poruszają liśćmi, otwierają i zamykają kwiaty. Tam gdzie czas zwalnia jest nieco trudniej, acz jeśli wiatr porusza liśćmi to tam zdecydowanie wolniej… - Zaczęła opowiadać kuszniczka. - …albo jeśli będziesz miał szczęście i zobaczysz poruszającego się dziwnie zwierzaka. To wtedy będziesz wiedział, a posyłaniem strzał określisz granice zmarszczki.

Para jasnych oczu, nie spuszczała spojrzenia z mówczyni. Zielonołuski uważnie i z zafascynowaniem słuchał, co mentorka miała do powiedzenia, w duchu pragnąc, by trafić i do innego wymiaru i do takiej bańki i w ogóle najlepiej… jakby zaprzyjaźniłby się z jakimś zombie, lub znalazł piękny skarb dla bardki.
- Byłaś w takiej zmarszczce? Było fajnie? Co jeszcze kryje się na tych moczarach? Może czegoś poszukamy?
- Nie. W zmarszczce jest tak samo jak tutaj. Gdy w niej jesteś twoje postrzeganie czasu jest takie same jak w niej. Tylko potem się orientujesz, jak już z niej wyjdziesz, że minęło kilka dni - wspomniała łowczyni. - Następnym zagrożeniem, łatwym do zauważenia są wycieki planarne. To miejsca, gdzie zasady naszego świata są zastąpione zasadami innego. Może to być na przykład pole wiecznego ognia, unoszący się bąbel wody... takie tam atrakcje, które łatwo zauważyć. Ale jak w nie wdepniesz to możesz sobie napytać biedy.
- Dlaczego?
- Choćby dlatego, że w takim wycieku może nie być powietrza, lub nagła siła przygniecie cie do ziemi, łamiąc kości. Lub wybuchniesz, ot tak - objaśniła Gamnira. - Jeśli nie znasz się na tych wszystkich światach poza naszym, to nie wiesz jakie panują tam reguły. A mogą być różne.
Nvery westchnął ciężko i poważnie się zamyślił. Miał wiele pytań, ale zamiast usłyszeć odpowiedzi, wolałby je przeżyć.

- Z takich ciekawszych rzeczy o których jedynie słyszałam, są pętle czasowe i kieszenie gniazdowe. Jedne i drugie są trudne do wykrycia i bardzo kłopotliwe. Pętla polega na tym, że wchodzisz gdzieś i utykasz na zawsze, bo czas przeskakuje kilka minut do tyłu i całe zdarzenie jest powtarzane. - Tymczasem kobieta wyraźnie się rozgadała. - Z tego co słyszałam to można na nie trafić gdzieś tam głęboko w bagnie. Widzisz powtarzającą się w kółko gonitwę lisa za błotnym królikiem. Taka pętla jest piekielnie niebezpieczna, bo nawet jak się zorientujesz, że do niej trafiłeś, to ona sama zwykle trwa zbyt krótko, byś mógł coś zrobić zanim nastąpi powtórzenie.
- A te kieszenie? Co to takiego? - Albinos słuchał jak dziecko bajki na dobranoc.
- Miniświaty… małe z zewnątrz, olbrzymie w środku. Podstępna pułapka, bo granicy nie zauważysz. Przechodzisz między drzewami i lądujesz na pustyni. Tyle, że następuje ten… no… jak to zwał… dysonans… nie ta no… dylatacja odległości…. co oznacza, że krok w tył nie wystarczy by wrócić z powrotem. - Zamyśliła się myśliwa.
- Koniecznie musimy coś takiego znaleźć, Paro strasznie się ucieszy! - Drakon klasnął w smukłe dłonie i pogrążył się w wyobraźni. Ach! Jakie wspaniałe przygody czekały na niego na tych bagnach! Olać miasto i olać ludzi i nieludzi!

- Wątpię by się ucieszyła. Przede wszystkim nie wiadomo gdzie wylądujecie. To może być pustynia, to może być piekło, to może być wszystko… wszystko co nieprzyjemne - odparła ironicznie kobieta. - No i pamiętaj, że to będzie miejsce spoza tego świata.
- Nie znasz jej tak jak ja, ona lubi przygody i zawirowania w życiu. Chociaż nie… lubienie to nie jest dostatecznie dobre określenie… ona… jest typem obserwatora. Można powiedzieć, że karmi się doświadczeniami. Mało jest takich ludzi, jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ja i ona. - Smok podłożył ręce pod głowę i oparł się o drzewo, spoglądając w zielone liście u góry.
- Przygody są miłe. Tyle, że to nie jest przygoda. Jak wpadniesz do owej kieszeni, to praktycznie zaczynasz życie od nowa - doprecyzowała mentorka. - Więc lepiej się na taką wyprawę porządnie przygotować. Bo w innym przypadku może się okazać bardzo krótka i zakończyć zgonem.
- Tak, tak… te wasze czarnowidztwo od razu uskrzydla. - Białowłosy burknął na odczep się.
- Zrobisz jak chcesz… nie jestem twoją matką - odparła traperka, wzruszając ramionami. - Wiedz jeno, że nikt jeszcze z takiej kieszeni nie wrócił. - Wstała z ziemi i otrzepała spodnie.
- To chodźmy teraz połowić ryby na kolację.
Gad westchnął ciężko, powoli zbierając się z miejsca. Przyjemna chwila relaksu właśnie się skończyła.

Przygotowanie wędki, przynęta, siedzenie pod drzewem na brzegu bagna. Czekanie na rybę. Tu Gamnira i Neron byli… podobni. Ona już się nie odzywała. On w sumie też nie. Co jakiś czas wędka zadrżała i odpowiednio duża ryba lądowała w worku, mała w paszczy Wizuna. Było cicho i spokojnie, do czasu, aż wędka niemal wyskoczyła z rąk zielonołuskiego wybudzając go z tej stagnacji. Zdziwiony nagłym przejawem agresji wśród wodnej toni, szarpnął za kija wykorzystując całą swoją siłę.
- Nie tak mocno! Z wyczuciem! Ostrożnie, pozwól jej nieco poszaleć, a potem ciągnij… - podekscytowała się łowczyni widząc co się dzieje.
- Ale po co? - warknął chłopak, nie lubiący takich zaskoczeń. Posłuchał rady, choć z niejakim ociąganiem.
- Żeby żyłka się nie zerwała i ryba nie uciekła - wyjaśniła gorączkowo dziewczyna z wyraźnym podekscytowaniem. - To będzie potwór.
Nvery zastanowił się czy ten “potwór” będzie wart zachodu, czyli czy będzie smaczny…
Zaparłwszy się mocniej nogami, raz pozwalał rybie pływać, a raz powoli ściągnął ją ku brzegowi.
I owa bestia zaczęła się wyłaniać… [url=http://mississippiencyclopedia.org/wp-content/uploads/2018/01/Figure-33.-Catfish.jpg] w postaci gigantycznego i silne suma.
Długi na trzy i pół metra potwór, szarpiący się jak oszalały na końcu żyłki.
- No to trafiliśmy na króla tego bagniska! - stwierdziła radośnie nauczycielka.
- Nie zjemy go całego… zmarnuje się. Nie lepiej go wypuścić? - Młodzik w końcu poczuł zastrzyk adrenaliny. Wpatrywał się w wojującą rybę z niejakim podziwem, ale i współczuciem. Musiała mieć wiele lat, by na tak wielką wyrosnąć. Ile walk stoczyła o swoje terytorium? Z jakiegoś powodu, drakoniczny nie chciał być jej ostatnim przeciwnikiem. Opuścił niżej kij i pozwolił sumowi krążyć pod taflą wody. Był piękny i długi niczym kobaltowa wstęga.
Jasrin sfrunęła albinosowi na ramię, by móc obserwować podwodnego “smoka” z wyraźnym zaciekawieniem, ale i bojaźnią, ponieważ wiadomo nie od dziś , że podwodne “smoki” lubią zjadać powietrzne smoki takie jak ona.
- Czego nie zjedlibyśmy my, zjadłby Wizun - oceniła jego mentorka. - A łeb mógłbyś zasuszyć i zatrzymać jako trofeum. No i miałbyś dowód dla siostry, że wielki sum już nie żyje.
Podrapała się po karku przyglądając szamocącej rybie. - Ale to twoja zdobycz, twoja decyzja.
- On ma ponad trzy metry! Wiesz ile to kilogramów mięsa? - Neron obejrzał się na kobietę, jakby ta co najmniej postradała zmysły. - W tym klimacie mięso szybko się zepsuje, a ludzkie żołądki są beznadziejne… zgnilizny nie ruszymy. Wole go wypuścić. Potrzymaj wędkę, a ja wyjme mu haczyk.
- To się je uwędzi. - Westchnęła Gamnira, ale… pomogła mu z jego planami.

Smok wszedł do rzeki i ostrożnie przyciągnął suma za pomocą żyłki. Rozdziawił mu szczęki i zajrzał w paszczę. Wąsacz wyrwał się gniewnie wijąc się wokół nóg albinosa, któremu trudno było złapać olbrzyma. Gekonica uciekła gdzieś w koronę drzew, obawiając się pożarcia.
W końcu Nvery dostrzegł haczyk wbity głęboko w podniebienie ryby. Wpakował mu do pyska rękę i na oślep gmerał, aż w końcu wyrwał żeliwo razem z resztą przynęty.
Sum nawet nie podziękował, od razu schodząc na dno i znikając z pola widzenia, odpłynął jak najdalej w haniebnej porażce.
Białowłosy wydawał się być wielce zadowolony i dumny z siebie.
- No… takie ryby można łowić, choć zdecydowanie lepiej się prezentują w wodzie niż na talerzu.
- Niemniej w nagrodę, dziś…. będziemy wieczorem głodować. Albo… hmm… nazbieramy jagód. Czas nauczyć cię czegoś o bagiennych przysmakach z działu zielenin. - Po tych słowach myśliwa weszła po kolana w wodę, szukając wśród trzcin jadalnych kłączy tataraku bagiennego. Skrzydlaty podpatrywał co robiła i próbował ją w tym naśladować, choć za bogów nie wiedział czego i po co szukali. Gdyby była Chaaya, to może by mu wyjaśniła, ale tak… to mógł tylko udawać, że co nie co rozumie.
Po znalezieniu pierwszych, nauczycielka mu je pokazała i objaśniła. Tak więc wreszcie mógł sam zacząć zbierać. Potem były jakieś jagody. Te Nero już zbierał sam, jeden drobniutki owocek do drugiego, kiedy łowczyni się łaskawie byczyła, opowiadając o różnych roślinkach, ich wyglądzie i przydatności.

Później nadszedł czas na grzyby. Te rosły na drzewach i miały zastąpić chleb. Dziewczyna przez pewien czas ich szukała, a gdy znalazła odpowiednie drzewo, to chłopak musiał się na nie wspiąć. Kiedy to czynił, coś przyciągnęło uwagę nauczycielki, która przykucnęła i rozgarniała trawę, zupełnie zapominając o swoim uczniu. Ten dalej zrywał kapelusze i bezceremonialnie oraz z całkowitą powagą, rzucał nimi w jej głowę, aż nie uznał, że nazbierał tyle, by oboje mogli się spokojnie najeść. Zsunął się po pniu i w milczeniu pochylił się nad buszującą w kłosikach.
- Widzisz to? - wskazała dłonią na niewyraźny obły zarys. - Elf. Nawet kilka. Szli tędy. Pewnie ci sami, co nas mijali ostatnio.
- No… może. - Skrzydlaty wzruszył ramionami, bo prawie nic nie widział - Ciekawe dokąd tak licznie się wybrali.
- Nie wiem. Poprowadzisz nas ich tropem to się… i tak pewnie nie dowiemy. Ale może dojdziemy do śladów ich obozowiska - odparła z uśmiechem Gamnira. - Elfy naprawdę ciężko się tropi, więc masz okazję się wykazać.

“Ale po co…” pomyślał w zrezygnowaniu zielonołuski w ludzkim przebraniu, oglądając się na małą jaszczurkę ze skrzydełkami. Westchnął cierpiętniczo i zebrał z ziemi kilka grzybków, po czym ruszył śladem, albo przynajmniej udawał, że nim ruszył.
- Przyłóż się i skup. Bo już zgubiłeś ślad - rzekła kobieta niemal od razu po tym jak zaczął “tropić”, bo i ciężko było wytropić elfa na bagnach. Chłopak zagryzł mocniej zęby i spróbował jeszcze raz. Nie szło mu jednak zbyt łatwo. Co jakiś czas gubił ów trop i zatrzymywali się, by go odnaleźć. Myśliwa udzielała co prawda wskazówek i sugestii, ale nie pomagała w odnalezieniu zgubionego śladu. Smok musiał robić to sam. Mozolnie i z nosem przy ziemi odnajdywał wygięte źdźbła trawy. Daleko więc nie zaszli w ten sposób i wieczorem obolały od ciągłego kucania rozpalił ognisko.
- No to dwa dni za tobą. Zostało jeszcze pięć - rzekła tropicielka, piekać rybki jakie udało im się złowić przed sumem - I trzeba będzie coś w końcu upolować.

Gad jednak nie miał ochoty na rozmowę. Nie, żeby w ogóle był jakoś gadatliwy. Po zapaleniu ognia, rozstawił swój namiot. Obsmażył wszystkie duże “warzywa”, ówcześniej nabijając je na patyk. Posilił się w roztargieniu i czekał, na znak, że może iść spać.
Zaiste… ludzie to jednak mieli ciężko w lesie. Nuda, głód i ciągle pilnowanie się, by nie wpaść w kłopoty, a może… taka była właśnie Gamnira? Z jednej strony zbyt ostrożna, a z drugiej… zbyt pazerna, a może… to z nim było coś nie tak? A może jedno i drugie, lub coś pomiędzy?
Rojd nadgryzła jedną z jagód, by po chwili wypluć ją z obrzydzeniem. Nie rozumiała jak ludzia może to jeść… i dlaczego jadł to jej pobratymiec. Odleciała sobie zapolować na ćmy, by móc tą niedojdę nakarmić, zanim nie padnie z głodu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline