Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2019, 14:28   #244
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Chaaya

Przyszedł sen... a z nim skrzydlata istota. Był to po prostu Ferragus, który korzystając z więzi wykutej poprzez Deewani, pochwycił Nimfetkę i porwał do… groty przerobionej na marmurowy pałac. Smok leżał na stosie złota i klejnotów. Przed nim tańcowały elfki w skąpych szatach. Grała elfia muzyka, a maska została łaskawie umieszczona na poduszkach przed antycznym majestatem.
~ Wieczne z wami kłopoty. Czy wy samice nie potraficie się nie martwić? ~ zapytał uprzejmie kiedy drobniutka dziewczynka skuliła się na poduszkach, niczym zaszczuty króliczek, zmęczony ciągłym przyduszaniem przez kota. Gad nawet jeśli był delikatny i miły… to nadal był gadem… i to ogromnym, strasznym, złym, okrutnym, o wielkich ślepiach i paszczy pełnej zębisk, których z pewnością trzeba było się bać.
Tancerka pociągnęła nosem i spróbowała otrzeć welonem załzawione oczka, lecz na miejsce startych łez pojawiały się kolejne.
“A ty byś się nie martwił o swoją mamę? Przecież to twoja mama… kochasz ją prawda? Więc nie zadawaj głupich pytań. My samice jesteśmy tak jak samce… martwimy się o swoich najbliższych.”
~ Oczywiście, że jej nie kocham. Ta wredna, samolubna baba wywaliła mnie i moją siostrę z jaskini jak tylko nauczyłem się latać ~ mruknął Starzec. ~ Nie jesteśmy niebieskimi, nie bawimy się w rodzinę jak jakieś metaliczne dracodupki. ~ Po czym zaczął się kurczyć, powoli stając się wysokim, acz ludzkiego wzrostu humanoidalnym mężczyzną o wyraźnym “smoczych” cechach, takich jak pazury, łuski czy smoczy łeb.
Siedząc na szczycie owej kupy skarbów, mówił.
~ Ale nie o mojej rodzinie będziemy gadać. Pamiętasz co się stało na pustyni. Oczywiście, że nie… przyznaję, że i ja też nie wszystko. Ale to co wtedy zrobiłaś sprawiło, że ofensywa barbarzyńców się zatrzymała. Twój Dholstan… stracił północne prowincje, ale reszta… w tym twój dom, ocalała. Taka była cena za przyjęcie mnie do swojej duszy.

Dziewuszka zaczerwieniła się na twarzyczce i rzewnie rozpłakała od dławiącej ją od dawna tęsknoty za rodziną i poczuciu winy z powodu jej opuszczenia.
“Staruuuszkuuu… ja chce do domuuu… zabierz nas do domuuu… chce do babciii, chce ją przeprosić za to co jej zrobiłaaaam.”
~ Przecież wiesz, że nie możesz wrócić. Nawet nie znając waszych zwyczajów, domyślam się, że taka ucieczka jest karana śmiercią ~ mruknął czerwonołuski podchodząc do emanacji i podrapał się po rogach. ~ Dobra. Możemy to zrobić. Możemy się przenieść teleportacją do Pawiego Tarasu, ale potem musimy wrócić tutaj. Taki jest mój warunek. Możemy się tam przeteleportować na jeden dzień.
“Jeden?” wychrypiało cichutko nimfiątko, zakopując się pod poduszkami jak pustynna jaszczurka w piasku. Była wyraźnie zmęczona targanymi ją emocjami i jedyne czego pragnęła to jakiegoś ukojenia, choć smok podejrzewał, że zapomnienie poprzez wyparcie, albo pójście spać na sto lat, również by ją usatysfakcjonowało.

“Dlacego tylko jeden?” obruszyła się tancereczka sepleniąc od kataru. “Czy my same tam tere...terepol… telepniemy się, cy mosemy zabrać Nverusia? Chcemy sabrać Nverusia, babcia musi posnać Nverusiaaaa…”
Pomijając fakt, że maska prezentowała się jako jedna z “najsłabszych”, to trzeba było przyznać, że była prawdziwym Herkulesem, kiedy chodziło o płakanie, bo kolejne strużki trysnęły z jej łanich oczu, spływając po rumianych policzkach na brodę a z nich jeśli nie płynęły po szyjce, to kapały na tuloną przez dziewczynkę poduchę.
~ Nverusia innym razem. Jeden dzień, bo… twój samiec to potrafi czasem wpaść na dobre pomysły. Przy wszystkich wadach, La Rasquelle utrudnia naszym wrogom dopadnięcie mnie. A chroniąc mnie przed złapaniem, chronisz swoją rodzinę. W twoich rodzinnych stronach, będzie im łatwiej mnie znaleźć i z powrotem złapać ~ wyjaśnił gad wciąż drapiąc się w zakłopotaniu po rogach. ~ A potem… zobaczymy jak pójdzie pierwsza wizyta.
“Babcia nie uwiezy, ze jescimy na smokuuu… musimy zablac Nverusiaaaa” oponowała wciąż emanacja. “A ty Stalusku telepniesz się s nami, plawda? Mozemy ciebie pokazać?”
~ Mogę się jej objawić. Natomiast ze smoków zawsze możemy zgarnąć Godivę. Jest pod ręką i pewnie da się tobie przelecieć na swoim grzbiecie. Aczkolwiek wolałbym nie… z jej taktem i słabością do kobiet twojego ludu… mogą być kłopoty ~ pomarudził Starzec pod nosem.
“Ne-e, Godifa jest kopietą. E… to znacy samicą i nie wolno jej fchocić do Pafiefo Tarasu. Tylko klienci, tylko… a klientami są menscyzni. Jalvisa też nie-e weśmiemy! Bo te zmije będą chciały go ukraść! Nie pozwolę.”
Nimfetka nastroszyła się bojowo, mocniej tuląc do piersi poduszkę, ale zaraz złagodniała pod naporem wspomnień o kochanym domu.
“Tylko Nveruś… no i od biedy ty…” mruknęła cichutko. “Dlacego musisz zmieniac się w takie bzydkie zecy? Nie mozesz być choć raz kotkiem?”
~ Nie zmieniam się w nic słabego. To poniżej mojej godności. Mogę… w tygrysa na przykład. A Jarvisa nie weźmiemy do pałacu. Zostawimy gdzieś w mieście w ramach odwodów. Niech się przyczai i czeka na nasz powrót. ~ ocenił czerwonołuski w zamyśleniu. ~ Godiva mogłaby wlecieć w smoczej postaci do Tarasu. Wtedy jej płeć by nie miała znaczenia.
“Ona jest gupia” zripostowała buńczucznie dziewczynka, ale po chwili pożałowała swoich słów. Zwiesiła główkę i ponownie załkała. “Pseplasam… nie jest gupia, nie jest…”
~ Ona jest kim jest ~ stwierdził Starzec mając w nosie opinię Godivy u masek. To go mało interesowało. ~ Więc Jarvis i ty. Przy czym my wkraczamy do Pawiego Tarasu, a on zostaje na zewnątrz.
“Na zewnątsz? Ale… gdzie? W Dholstanie?” zdziwiła się emanacja.
~ Nie wiem…. zobaczymy na miejscu. Myślę, że twój kochanek z bukłakiem niekończącej się wody, przeżyje sam jeden dzień na pustyni ~ odparł nieco skonfundowany Ferragus.
“Ale po co on tam? Skolo i tak wrócimy tutaj…” Tancereczka uniosła załzawione oczęta na rozmówcę, nic z tego nie rozumiejąc, lub nie chcąc zrozumieć.
~ Wolisz go zostawić na pastwę miejscowych lisic? Przez cały dzień? ~ rzekł żartobliwie skrzydlaty i wzruszył ramionami, bo było mu w sumie wszystko jedno.
Trafił jednak w czuły punkt, bo mała płaczka, aż się wyprostowała i pisnęła jak kogucik.
“Niii!!! Nje zgadzam sję!!! Idzie z nami.”
Po czym się nagle zreflektowała. “A właściwie… dlaczego mnie tu zabrałeś i ze mną rozmawiasz?” Zapomniała przy tym o seplenieniu, choć łezki co i rusz periły się jej na rzęsach.
~ Bo się martwisz głuptasku, bo się boisz, bo masz żal w sercu. Twoje ciało i twój umysł musi znosić dwie dusze. To duży ciężar i dlatego muszę dbać byś była silna. A silna jesteś, gdy masz pewność siebie, odwagę, gdy jesteś radosna, gdy kochasz i jesteś kochana i... gdy figlujesz ze swoim ukochanym. Wtedy twój umysł staje się mocniejszy… więc muszę dbać o twoje dobre samopoczucie ~ mruknął smok maskując tym wywodem i inne… bardziej wstydliwe powody swojej opiekuńczości.

“Wiesz Staruszku… nie jesteś taki straszny jak mi się wydawało… choć nadal nie rozumiem dlaczego nie możesz zamienić się w puchatego kotka…” odparła maska po długim i roztropnym namyśle. “Myślę, że musisz… musisz czasami zostawić nas same sobie… byśmy poukładały sobie to co mamy w głowie, bo widzisz czasem strach i żal potrafią zamienić się w siłę, a my… cóż… same zdecydowałyśmy się na taki gorzki los. Ale, ale! To bardzo miłe, że chcesz z nami rozmawiać… nikt z nami od dawna nie rozmawiał, nawet Nveruś o nas zapomniał.”
~ Ja jestem straszny i okrutny i przerażający… ale dla moich wrogów, a tak się składa obecnie, że wszyscy twoi wrogowie są moimi ~ wyjaśnił jej drakon, prężąc dumnie łuski. ~ Więc nikt nie będzie w stanie zrobić ci krzywdy. A i… twojego samca też uratuję, bo byś mi się rozpłakała.
Dziewuszka ziewnęła i popatrzyła mało przytomnym wzrokiem na antycznego w przebraniu.
“A czy siebie też uratujesz? Będę płakać jak coś ci się stanie” wymiałczała sennie, kładąc głowę na poduszce. “Chodźmy spać. Chce mieć sen o kotkach…”
~ Jestem w tobie. Nic nie stanie się tobie, to i mnie też nie. ~ Starzec rozwiał gestem dłoni stworzoną grotę, zamiast niej robiąc morze poduszek.
I kotki… od groma małych puchatych kotków. Zostawił sobie jednak górę złota, na której to (jak każdy smok) lubił sypiać i wrócił do swojej prawdziwej postaci. Nimfetka wydawała się być wyraźnie poruszona… i to nie wielkoduszną przemową Ferragusa, a zjawieniem się całej gromady kociaków. Na chwilę zapomniała, i o śnie, i o strachu, łapiąc i przytulając mięciutkie zwierzątka o wielkich oczkach. Wkrótce jednak usnęła od mruczącego kłębowiska, sprawiając, że bardka miała jeden z najspokojniejszych snów od wielu, wielu lat.
Były kotki, były kocie łapki, kocie poduszeczki w kształcie fasolek, kocie języczki, kocie noski i kocie miauczenie pomieszane z mruczeniem. Prawdziwy, sielankowy raj.


Jej jamun był nienasyconą bestią. Czy stał się taki pod jej wpływem, czy też była taka jego natura? Nie Chaai to oceniać. Za to z pewnością musiała tego doznawać i odczuwać, bowiem do kocich języczków ze snu, dołączył kolejny, ciepły, wilgotny i mało pasujący do sennej fantazji. Język muskał jej kark, plecy, wędrował wzdłuż kręgosłupa, by wreszcie skupić się na jej pośladkach. Nieśpiesznie pieścił i powoli wytrącał tawaif z drzemki.
Jej kochanek był bowiem równie cierpliwy co oślo uparty.
Dla jednych mogła to być zaleta, dla innych wada, ale dla bardki nie miało to znaczenia. Kochała go wszak niezależnie od pakietu dziwactw, jakie ze sobą dźwigał.
Tak czy siak, ze snu nie chciała rezygnować zbyt łatwo. Jarvis i mógł być zawzięty, ale ona również należała do wojowniczego typu. Tylko… takiego bardziej leniwego.
Kamala zwinęła się w kłębek, tuląc do siebie poduszkę z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Przed oczami miała puchatą kuleczkę o cichutko mruczącym dźwięku, który delikatnie rezonował w jej klatce piersiowej. To, że ta kuleczka miała przy okazji czerwony, smoczy ogonek, jakoś za bardzo jej nie przeszkadzał.
Oboje byli zadowoleni na swój sposób. Ona spała, on dotykiem i pocałunkami, pieścił jej ciało… tulił się do niej, jak do swojego skarbu. Jak smok… zazdrosny i zachłanny. Pewnie też dlatego dla Sundari sielanka zamieniła się w mały koszmarek, kiedy chmara kociąt, które coraz bardziej przypominały chmarę smocząt o czeronych łuskach i złotych ślepiach, zaczęła ją obłazić, przyduszać i… czy one właśnie próbowały zalizać ją na śmierć?
Spanikowana kobieta gwałtownie wybudziła się ze snu, otwierając nagle oczy i z jakiegoś powodu wywalając poduszkę jak najdalej od siebie, by po chwili do niej dotarło, kto tu próbował ją “zjeść”. Zaburczała jak ciężka od deszczu chmurka, chcąc odstraszyć lekkomyślnego smakosza od dalszych zabaw.
- Śpioszek się z ciebie robi - mruknął mężczyzna do jej ucha, delikatnie całując ucho i szyję. - Przespałaś śniadanie.
- W takim razie obudź mnie na następne - odparła trochę gniewnie, po czym od razu zaczęła się mościć i kokosić, by przyjąć wygodną pozycję do dalszego lenistwa.
- Naprawdę chcesz spać cały dzień? - spytał czarownik, pieszczotliwie przesuwając palcami po jej brzuchu.

Jeszcze wczoraj kurtyzana dałaby wiele, by móc przespać nawet i tydzień, teraz jednak pragnęła zaplanować wycieczkę do domu. Cieszyła się i bała. Nie mogła się doczekać ponownego spotkania z mamą i babcią, przy jednoczesnej trwodze przed tym co mogła zastać w Dholstanie.
- Chyyyba… tak… - wyszeptała cichutko do ukochanego, szukając pocieszenia w jego nagim ciele. Wtuliła się, nakryła i ukryła w bezpiecznych ramionach, po czym zaczęła niuchać by wychwycić znajomy, męski zapach.
- To cię znów ululam - wymruczał Jarvis, dociskając jej ciało do swojego. Pomiędzy pocałunkami nucił tą samą melodię co zawsze, gdy wpadała w panikę. W innych okolicznościach pewnie szybko by poszła spać, teraz jednak jej umysł zaprzątała wyprawa, oraz strach przed nią.
- Wybierzesz się ze mną do mojego domu? Na jeden dzień, tylko… muszę się upewnić, że jest u nich wszystko w porządku, no i w ogóle. - Chaaya zaczęła się od razu usprawiedliwiać, kiedy dotarło do niej, że nie może już dłużej wypierać swoich problemów.
- Oczywiście… przecież obiecałem, że cię nie puszczę, ale… jak? - zapytał mag, mocniej tuląc ją do siebie, a ona mimowolnie zauważyła reakcję jego ciała. I również mimowolny uśmiech pojawił się na jej ustach. Była przez niego pożądana, czyż to nie przyjemne uczucie?
- Starrruuu...rzec powiedział, że mnie nas tam przeteleportować. - Tancerka kaszlneła, by zamaskować przejęzyczenie. Gdzieś głęboko w jej sercu zawstydzona Nimfetka ukryła się zażenowana swoją wpadką, co oczywiście dało pożywkę dla Deewani, która już zaczęła jej suszyć głowę.
- To jest możliwe. Trochę niebezpieczne, bo będziesz bliżej jego dawnego ciała... Ale jeśli to na jeden dzień. - Zadumał się przywoływacz. - Kim bym tam był? Jak byś mnie przedstawiała?

“Byłbyś nikim, bo cie tam nie wprowadzi.. prawda? Prrrawda?” wtrąciła nagle babka, a dziewczyna się zarumieniła. To była prawda, przynajmniej taki był pierwotny plan, ale… ale… w głowie łatwiej podjąć decyzję niż słownie. Tawaif nie miała serca powiedzieć ukochanemu… NARZECZONEMU, że ma czekać pod murami przybytku, lub się włóczyć gdzieś po mieście.
“Oczywiście, że go nie wpuści!” zakrzyknęła chłopczyca, bojowo się nastawiając do całej sytuacji. Nie od dziś wiadomo, że nie przepadała za kochankiem, który nigdy nie robił z nią zabawnych i ciekawych rzeczy.
“Z punktu kodeksu honorowego… nie godzi się zostawiać go samego na obcej ziemi.” Ada będąc głosem rozsądku, a na pewno wieloletniej wiedzy, nie pozwoliła sobie na milczenie. Co oczywiście rozbudziło Umrao, która stanęła w obronie swojego penisa.
“Nie zgadzam się! On jest tylko mój i nikomu go nie pokażę!”
“Możemy zrobić z niego niewolnika” zaproponowała rezolutnie Seesha.
“Srojnika!” fuknęła Jodha. “Z ciebie zaraz zrobię wielbłądzicie, jak się nie zamkniesz!”

Kamala miała już dość własnych myśli, postanowiła przełamać milczenie.
- Właściwie to… biali ludzie nie mają wstępu do zamtuzów tawaif… ale, ale… ale jeśli bardzo byś chciał to coś wymyślimy…

“NIE! NIE! I JESZCZE RAZ NIE!” zaczęła krakać Laboni, wespół ze skandującą Deewani i piejącą Umrao.

- Nie chcę ci robić kłopotów. Ukryję się gdzieś w pobliżu… ukryjemy mnie tak, bym miał z tobą telepatyczny kontakt i bym mógł ci przyjść z pomocą w razie problemów - odparł Jarvis ciepło. - Co ty na to?
Bardka odetchnęła z ulgą, niemniej czuła się winna wymuszenia odpowiedzi na mężczyźnie. - Tak bardzo cię przepraszam… ale łatwiej by cię było wprowadzić do pałacu sułtana niż do mojego domu…
- Nie martw się tym. - Czarownik cmoknął ją w policzek. - Będę cierpliwie czekał.
~ Albo zmienimy go w kotka ~ zaśmiał się Starzec.
- Jesteś dla mnie za dobry - wymamrotała złotoskóra. - Za bardzo…
- I zachłanny i zazdrosny - mruczał magik, delikatnie kąsając kobietę w szyję. - ...bardzo spragniony ciebie.

Dholianka wygięła usta w parodię gniewnej podkówki. Objęła w pasie partnera, gładząc jego lędźwie dłonią.
- W końcu mi się odwodnisz jak tak będziesz się do mnie dobierać co kilka godzin - poskarżyła się, kręcąc noskiem jakby chciała wymigać się od “małżeńskich” obowiązków jakie na nią od niedawna spadły. - I co ja wtedy pocznę, kiedy mi zasłabniesz?
- Znajdziesz sposób, żeby mnie obudzić… - odparł jej wybranek nie zaprzestając delikatnych pieszczot na jej szyi. - Poza tym, nie musimy się nigdzie spieszyć z zabawą.
- To chodźmy spać, w końcu nigdzie się nie śpieszymy. - Zaśmiała się chochliczka, łapiąc chudzielca za pośladek.
- Ja się wyspałem. A ty nie? Czyżbym aż tak bardzo cię wymęczył? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem przywoływacz.
- Chciałbyś - fuknęła panna, szczypiąc rozmówcę w chudy tłuszczyk. - Choć praktykę masz opanowaną to brak ci finezji i smaku oraz… wyobraźni, by zmęczyć taką zawodniczkę jak ja. - Napuszyła się niczym dumna pawiczka.
- A jednak ty chcesz jeszcze pospać, nie ja - prowokował ją dalej narzeczony. - A skoro mi brak wyobraźni, to z pewnością ty potrafisz się popisać czymś czego jeszcze nie widziałem?

Tawaif nie dała się tak łatwo przechytrzyć.
- Oczywiście, że chcę spać! To wspaniała rozrywka… zważywszy jak doborowe mam towarzystwo w łóżku - stwierdziła z takim tonem jakby to była oczywista oczywistość. - A jeśli będę chciała brać kogoś na ucznia, to wybiorę kogoś powabniejszego i milszego w dotyku, nie wspominając o tym… że nie będzie mi szczędzić w słodkościach.
- Kogoś powabniejszego… czyli… kogo? - mruknął czarownik, całując kochankę czubek nosa.
- Mam… może ten przeklęty… pierścionek zakładać, by wkraść się w twoje łaski? - zażartował nie szczędząc jej twarzy delikatnych pocałunków. Dziewczyna prychnęła w udawanym oburzeniu.
- Uważaj… bo od ciebie ucieknę i już nie wrócę - pogroziła chmurnie, ale z lubością muskając wargami jego porośnięty kłującymi włoskami policzek.
- To cię odszukam, złapię, zaciągnę do lisiej norki… zedrę wszystkie szatki i posiądę… w każdej pozycji, raz za razem… aż nie będziemy mieli sił się ruszać - “zagroził” Jarvis, całując następnie namiętnie usta i delikatnie kąsając dolną wargę tancerki. - Ciuszków będzie trochę szkoda.
Złotoskóra zamruczała wyraźnie pobudzona. Zabrała rękę z męskiego biodra, przesuwając paznokciami w górę jego pleców i poddała się chwili.
- A propo norek… to znam jedną, aktualnie opuszczoną i stęsknioną - wymruczała i lubieżnie chwyciła zębami brodę kochanka, by później językiem przesunąć po jego linii szczęki.
- Pragnę cię teraz… musisz się więc zadowolić brakiem finezji i smaku - odpowiedział mag, popychając ją tak, by wylądowała plecami na łóżku, a sam przemieścił się między jej nogi i rozchylił je szeroko, by pożądliwie wodzić wzrokiem po jej sekretach… co jednak zapewne nie potrwa długo. Zerkając w dół, kurtyzana z zadowoleniem stwierdziła, że jej widok był mocnym afrodyzjakiem.

W międzyczasie w głodzie bardki rozgorzała mała dyskusja. Deewani była wyraźnie rozdrażniona tym, że musiała być “uległa” czarownikowi, choć to w sumie Kismis w tej chwili najwięcej traciła - jak choćby słodką, leniwą, długą i ciepłą drzemkę.
“On jest jak uliczny kundel, któremu dało się plaster szynki i od razu myśli, że znalazł nowego właściciela!”
“To pasujecie do siebie” odparła złośliwie Jodha, ale Nimfetka stanęła w obronie chłopczycy.
“Ona nie jest kundlem…”
“No właśnie, ty zawszona norow…” wtrąciła gniewnie łobuzica.
“Ale Jarvis też nim nie jest” dokończyła swą myśl łagodna emanacja.
“CO?!” Odważna maska nie spodziewała się zdrady to też jej skutek odczuła tym wyraźniej, że po prostu zapomniała języka w gębie. Na to tylko czekała Duchowość.
“Może i nie jest, ale zachowuje się jak taki… Wystarczyło tylko kilka dni nudy i poszła sobie do smoka, który ją przygarnął i teraz tylko gada ‘Starzec to’, ‘Starzec tamto’... Świata poza nim nie widzi i tylko by się z nim tak gździła.”
Deewani wpadła w szał. “Nie prawda! Ty zazdrosna cipodajko o wybujałej fantazji! To nie on mnie przygarnął, ale ja jego… a w zasadzie to go nie przygarnęłam tylko ujarzmiłam i oswoiłam i on jest teraz moim smokiem i mi zazdrościsz bo ty nie masz takiego P R R R A W D Z I W E G O smoka!”
“Zazdrosna? O tego zgrzybiałego łuskopierda?!” Jodhę aż roznosiło z radości, że udało jej się sprowokować sprzeczkę. Nie od dziś było wiadomo, że największym chochlikiem była właśnie ona.
Odwaga szykowała się do kontrataku, kiedy reszta myśli skupiona była na przyjemności i nad sprawami bieżącymi.
“Sama jesteś łuskopierdem ty cipopierdko!”
“To w końcu łusko czy cipo?”
“I to i to!”


Chaaya wygięła się w harfę, unosząc biodra w górę, tak, że stopami stała na materacu. Język przywoływacza był niemal tak samo słodki i kuszący, co samo lenistwo, toteż ochoczo przystała odrobinę wysiłku - bo tak właśnie w tej chwili myślała o stosunku.
- Zadowolę się, pod warunkiem, że nie oderwiesz warg od mego źródełka, póki nie wytryśnie z niego ambrozja. Obiecuję… zapomnę o wszystkich twoich przewinieniach… ale nie przestawaj.
- Jesteś wielce pewna swego uroku i swoich pokus, acz… masz rację moja skorpioniczko. Jesteś pokusą, której kaprysom ciężko się oprzeć - wymruczał żartobliwie mężczyzna, owijając ramiona wokół jej ud i zachłannie przylegając ustami do jej zdroju rozkoszy. Język wił się po nim, niczym wężyk, a następnie zanurkował w jego głąb, przyjemnie trącając struny przyjemności w ciele dziewczyny, która westchnęła głośno, rozciągając usta w szerokim uśmiechu satysfakcji.
Och tak, z pewnością było jej teraz bardzo przyjemnie, bo nawet nie przeszkadzała jej niewygodna pozycja. Czerpała z chwili garściami, dopóki posłuszny (na razie) kochanek, godził na tą jednostronną zabawę. W końcu jednak nadszedł czas kiedy pieszczota stała się bardziej agresywna, wymuszając na niej krótki, acz elektryzujący finisz.
- I popłynęła ambrozja… - stwierdził czarownik, zlizując krople rozkoszy ze stygnącego ciała swojej partnerki. Nie dał jednak zbyt wiele czasu na złapanie oddechu. Ba, nawet nie dał czasu na odpowiedź, bowiem sprawnie obrócił ją na brzuch, zmuszając do wypięcia pośladków i przystąpił do szturmu na jej bramę kobiecości, zdobywając ją silnym atakiem.
Z ust przeszytej, tym taranem, tawaif wyrwał się mimowolny jęk, kiedy jej narzeczony bezlitośnie i samolubnie, kolejnymi ruchami bioder, odbierał zapłatę za swoją pracę i cierpliwość. Dholianka nie wydawała się tym faktem poszkodowana. Co prawda łono wciąż miała ściśnięte uniesieniem, ale tym wyraźniej czuła każdy ruch zdobywcy, zalewając jej zmysły nowymi falami doznań.
Te były bardziej szczypiące i ostre, zupełnie jak skry lecące z pochodni, więc tancerka mimowolnie zagryzła w zębach poduszkę, tłumiąc swe mało chwalebne do słuchania, przez ścianę, jęki.
Była teraz we władaniu swojego wybranka. To on narzucał rytm, to jego palce zaciskały się na krągłych pośladkach. To przez jego siłę i pożądanie jej piersi ocierały się o pościel, gdy nacierał i nacierał i nacierał… coraz mocniej, szybciej i gwałtowniej. Mało finezyjnie, mało delikatnie, ale nie umniejsza to, ani jego, ani jej przyjemności. Kamala słyszała jego oddech, mogła wyobrazić sobie jego rozpalone dziką lubieżnością spojrzenie wędrujące po jej uległym ciele. Czuła jak się zbliża do szczytu, czuła jego eksplozję i słyszała cichy jęk spełnienia.

W pokoju, na chwilę, zapanowała cisza, przerywana jedynie niespokojnymi oddechami. Sundari lekko drżała, niczym łania postrzelona przez myśliwego. Nie miała jak się obrócić, bo Jarvis siedział między jej nogami. Puściła za to poduszkę, na której złożyła policzek i przymknęła oczy.
- Czy mój… narzeczony czuje się usatysfakcjonowany? - spytała siląc się na zadziorny ton. - Czy coś jeszcze mogę dla niego zrobić?
- Wiele rzeczy… aż nie śmiem wymieniać. - Mężczyzna ułożył bardkę na boku, po uwolnieniu jej od swojej obecności. Potem obrócił na plecy i zabrał się za pocałunki na jej krągłym biuście.
- Jakie rzeczy warto przygotować na wyprawę w twoje rodzinne strony? Jakie przebranie ukryłoby mnie w pobliżu Pałacu, bym mógł tam zaczekać na ciebie? - dopytywał się pomiędzy czułościami.

Chaaya zaśmiała się pod nosem, bo przez chwilę poczuła się jak zabawka w rękach dziecka. Jak laleczka, którą ktoś ustawia tak jak chce. Nie było to jednak nieprzyjemne uczucie. Mag zadbał nie tylko o swoje, ale i jej potrzeby.
- Wszystko mam zaplanowane, nie musisz się niczym martwić. Teleportujemy się do rodzinnego domu jednego z moich sług. To zarządca straży, pomógł mi uciec, nie raz i nie dwa… poznałam jego bliskich i postarałam się, by nawet po moim odejściu mogli żyć dostatnie. Od nich dostaniesz potrzebne ubranie. Musi być wypłowiałe od słońca i wypalone piaskiem, tak by nikt nie poznał, że jesteś w mieście od niedawna. Stamtąd przejdziemy się po mieście i ulokuje cię w domu hazardowym, który jest naprzeciw mojego pałacu. Z okien na piętrze, będziesz mógł zobaczyć kawałek ogrodu za murem, no i cały budynek Pawiego Tarasu.
- Mhmm… będę grał i tęsknił za tobą - mruczał Jarvis, całując złotą skórę brzucha i biustu. Czule i leniwie zarazem. Niczym ulubiony kocur okazujący uczucie swojej właścicielce. Może dlatego Gozreh jest tak koci? Może dlatego jej przyśniły się kocięta?
- Wiem kochany… ja też będę tęsknić, dość już jednak przysporzyłam innym cierpień. Moja ucieczka na pewno położyła się dyshonorem na cały dom, jeśli wprowadziłabym tam białego mężczyznę, kilka starszych tawaif mogłoby się wściec. Bardzo…
Dziewczyna pogłaskała towarzysza po głowie, przeczesując mu palcami włosy. - Niektóre z nich władają potężną magią, tego by brakowało by w środku miasta wybuchła mini wojenka, kiedy za murami… - głos jej ugrzązł w gardle, gdy pomyślała o demonicznych hordach.
Niech będą przeklęci wszyscy głupcy, którzy pomyśleli, że konszachty z diabłami mogą im wyjść na dobre.
- Nie chciałbym zranić nikogo z twojej rodziny - odparł czarownik wielbiąc kobiece ciało swoimi czułościami, nie mającymi rozpalić, a zrelaksować. - A co im powiesz o swoim życiu? I wiesz, że nie możemy tam zostać na długo, ale może jeszcze się tam zjawisz. Z paskiem cynobru na czole?

Bardka zamyśliła się, a jej ruchy stały się bardziej… ckliwe? Trochę bardziej jak matczyne, niźli należące do kochanki. Nieświadomie, coraz mocniej tuliła do siebie ukochanego, czasem go pieszcząc, czasem muskając.
- Chyba wszystko… jestem im winna wyjaśnienia no i… przyznanie się do błędu - rzekła smutnym głosem. - Świat na zewnątrz jest piękny, ale brutalny, bardzo, bardzo brutalny.
- A ile im powiesz o obecnej sytuacji? Że masz białego kochanka, smoka w głowie i czasami pod tyłeczkiem? I że… nie możesz tam zostać, dla ich dobra? - zapytał cicho Jarvis spoglądając jej w oczy. - Uratowałaś je, wiesz? Zatrzymałaś całą demoniczną inwazję na pustynne kraje, kradnąc im dowódcę.
Kamala odczuła dotkliwy dyskomfort w piersi, gdy ich spojrzenia się spotkały. Zaczęła panicznie mrugać, by przegonić wzbierające łzy. Wzięła kilka głębszych wdechów i nastroszyła się walcząc sama ze sobą.
- Gdy powiedziałam wszystko, miałam na myśli wszystko Jarvisie. Chyba… że nie chcesz by one wiedziały.
- Nie chcę byś miała kłopoty - odparł mężczyzna, czujnie się jej przyglądając. - Po prostu martwię się o ciebie. Nie zamierzam ci jednak tego zakazywać. Powiesz co uznasz, za stosowne.

~ A ja wygarnę tym niewiastom parę słów smoczej mądrości ~ wtrącił Starzec.

- Jeśli będzie źle ucieknę do ciebie, mam w tym niejaką wprawę - stwierdziła z uśmiechem przez łzy.
- Albo ja ciebie porwę. Też mam w tym wprawę. W zakradaniu się z pomocą Gozreha - odparł czule mag.

~ No i nie dam nikomu uwięzić MOJEJ nosicielki. Zapominacie, że dysponujecie całą magiczną magiczną starożytnego smoka! Nikt nie jest w stanie cię uwięzić! ~ chełpił się gad rozeźlony nieco tym, że jego obecność jest ignorowana.

Sundari uśmiechnęła się chytrze, dostrzegając okazję w utarciu nosa zadufanemu czerwonołuskiemu.
- Starzec powiedział, że nam pomoże bo za bardzo się do nas przywiązał… zwłaszcza do ciebie jamun, bardzo mu się podobasz - mruknęła złośliwie, wtulając się w przywoływacza. Pomimo smutku i strachu czuła się w tej chwili ogromnie szczęśliwa.

~ Wcale nie! Nikogo nie kocham poza sobą. Do nikogo się nie przywiązałem! Wszystkich was wykorzystuję! ~ protestował Ferragus, a Jarvis dodał zdziwionym głosem. - Czemu akurat ja? Powinnaś ty… kiedy patrzysz w lustro, to on powinien być zachwycony. Ja jestem cały czas.
Jodha razem z Deewani zaczęły chichrać jak dwa małe chochliki, którym udało się wyrządzić psikusa.
- Dbasz o jego naczynie i jest pełen podziwu do twojej siły ducha - wyjaśniła Dholianka, składając cichy i delikatny całus na jego policzku.
- To dobrze - odetchnął z udawaną ulgą czarownik i odpowiedział całując jej usta.
- Przygotuję ci kąpiel moja śliczna, byś mogła pięknie się zaprezentować i nie ubrudzona zachłannym i namolnym kochankiem - dodał żartobliwie, na co odpowiedział mu pomruk.
- Komu mam się niby prezentować? Nie wychodzę dziś z łóżka - burknęła lisiczka, przytulając się ciaśniej do towarzysza.
- No tak. Czyli wyruszamy jutro? - zapytał narzeczony, tuląc głowę do jej brzucha i łaskocząc skórę włosami.
- Jutro… jutro umówiłam się z Axa na lody… oj. - Kurtyzana jęknęła gdy dotarło do niej, że nie ma co zwlekać i lepiej wyruszyć do domu już dzisiaj, tak, by zdążyć na spotkanie i kolejną porcję zimnych łakoci. - Za chwileczkę… poleżmy jeszcze trochę… o albo możemy zidentyfikować te przedmioty od Remiego.
- Ty leż wygodnie. A ja je przyniosę - zaproponował jej kompan i zszedł z łóżka pozwalając kochance podziwiać swój zadek i rozkoszować się myślą, że po przepędzeniu białego kruka, należy on tylko do jej zwinnych paluszków. Zagwizdała więc, tak jak Orfeus miał w zwyczaju, przyglądając się nachalnie bladym czterem literom, po czym zawinęła się w kołdrę jak w kokonik.
- I książki… muszę podotykać książki… taaak… - Uśmiechnęła się jak wygłodniały imp i splotła dłonie razem, wspierając na nich brodę.
- Zdecydowanie wolę cię widzieć golutką - mruknął magik, wracając obwieszony i obciążony łupami.
Widzieć nagą i dotykać jej ciała, całować, pieścić. Już ona dobrze znała naturę swojego narzeczonego.
- E tam… - zbyła go z naturalną wredotą tancerka. - To pokazuj co my tu mamy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 10-06-2019 o 14:30.
sunellica jest offline