Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2019, 22:39   #39
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Mamy niepowtarzalną okazję przekabacić Dimę - Głos pułkownika sugerował, że śmieje się całą szerokością twarzy.
- Podobno w Pentexie jest jakiś przewrót. Dima wiele nie wiedział, ale podobno Zettler próbował zabić Mike’a Smoczy Gniew. Dwie osoby z zarządu rzuciły się sobie do gardeł. A to oznacza zadymę i wolne stołki. Podobno Zettler szykował zasadzkę na Mike’a w swojej rezydencji pod Berlinem. Ale Mike podejrzewał zdradę i zorganizował najemników spoza firmy. Żeby dyrektor Zettler nie mógł wyśledzić, że coś jest nie tak. W efekcie rozpętała się walka. Podobno rezydencję gasili dwa dni. Zettler uciekł i się ukrył. Z Mike’m nie ma kontaktu. Nikt nie wie gdzie jest. Firma odcina się od wampirów. Największy przypał jest w bankach Giovannich. Ale słuchaj dalej - wtrącił sam sobie, bo nie dopuścił dziewczyny do głosu - Podobno Mike wysłał Pierwszą Drużynę do Rosji. A to oznacza, że prowadzi wewnętrzne śledztwo przeciwko Zettlerowi i wampirom. A widzisz nasz Dimka dogadał się z ludźmi Putina. Słuchając jego reakcji mam dziwne przeczucie, że nie do końca zachował wszelkie wymagane formalności - Oleg zaśmiał się w głos.
- Chłopak od rana sra pod siebie i jest dużo bardziej skłonny do współpracy niż był przedwczoraj.

Żenia odczekała moment:
- Już mogę? - w głosie brzmiało jej rozbawienie. Jednak sprawy nie wyglądały tak źle jak sądziła. Chociaż nadal nie miała pełnej informacji to humor zdecydowanie się jej poprawił - Może dobrze, że jeszcze nie dupnęłam tej dwójki co nam ją podrzucił. Słuchaj Oleg. Trzeba tutaj dojechać ile się da i wykorzystać sytuację. Załatwiłeś ten kontakt? Wywołamy rewolucję przeciw zakonowi. Piszesz się?
- Nie. My się nie wychylamy - powiedział nagle poważnym tonem. Zbyt poważnym po wcześniejszym rozbawieniu. - Opowiedz o szczegółach.
- Hmm. Boisz się tatarki? - Żenia sondowała klapnąwszy na hotelowej kanapie - Sprawdzałam umbrę. Można uderzyć z tej strony i zrobić zamieszki w więzieniach. Uzbroić i wypuścić ludzi z cel. Z pewnością znajdzie się dla wielu miejsce w szeregach bratvy. Zajmiemy cywilne zasoby zakonu. Ułatwimy wjazd Pentexowi na wampiry. Niech pierwsza drużyna się bawi. Bratva niech się ustawia. My przeczekamy burdel. Ten kontakt z CIA. co z nim?

- Wiesz, w więzieniach jest wielu złych ludzi. Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Zapytał parodiując dziecięcą niewinność. Podpuścić dała się Zmora.

„On ten uran chciał wzbogacać, żeby babcie przez ulice przeprowadzać?”

W odpowiedzi Oleg usłyszał cichy chichocik w słuchawce.
- Nie wiem, wujku Olegu - Żenia nagle stwierdziła głosikiem małej dziewczynki - Ale wiem, że mnie przed nimi obronisz swoją wielką bombą, prawda?

Wypowiedź była pełna ufności i przekonania w to co dziewczyna mówiła. Oleg gdyby widział brunetkę na żywo dojrzał by trzepoczące rzęsy i wydęte słodko usteczka.
Przez chwilę w głowie pojawił się Wronie wielki czerwony neon z napisem “wariatka”.

- Kontakt może zobaczyć się z tobą jutro około południa. Wie, że interesuje cię polowanie na grubego zwierza. Ale to ziemniak. W całej okazałości. Nie mówię, że cała agencja to idioci, ale akurat do takich mam dojście. Z tymi więzieniami, to żeby miało efekt trzeba by uderzyć w kilka placówek na raz. Za dwa, może trzy dni w Moskwie będzie reszta Łowców Dusz.

- No to dlatego się pytam czy się piszesz - Żenia uśmiechnęła się normalnie. Dla odmiany. - Możemy poczekać i w między czasie wyprosić więcej informacji od Dimy. - to ostatnie dodała na zasadzie łaskawości.

-Piszę się. W Halloween.
“Ja pierdzielę. Będzie łapać dusze?”
- A za co się przebierzeeeeeesz? - spytała ciekawsko Wrona.
- Za Zhyzak. - odciął się bez cienia uśmiechu.
- Nieeeee… przebierz się za Złego Wilka. Ja się przebiorę za Czerwonego Kapturka. Hm? - droczyła się Sonia - Daj namiary na tego ziemniaka.
- Wyślę ci miejsce spotkania. Koleś jest tu pod przykrywką inwestora budowlanego. I nie przebieraj się za nic. - skoki nastrojów Olega zaczynały przypominać zachowanie pacjentów klinik psychiatrycznych.
- Czemu jesteś taki złośliwy dla mnie? Co ja ci zrobiłam, że nie mogę się przebrać? Co?

“Rany. Myśllisz, że z Haradem też tak było?bleh”
- To czekam. Popołudniu możemy się spotkać z Dimą. Pasuje?
- Nikt nie mówił, że będzie lekko. A z Dimą, tak… nawet przeciągnąłbym go nieco. Sam będzie skamlał o spotkanie. Tutaj czas działa na naszą korzyść. No chyba, że Pierwsza Drużyna na niego coś znajdzie. Wtedy może się okazać, że straci głowę.

- Meh - mruknęła Sonia - przebiorę się aż ci oko zbieleje. O. Wolę, żeby chwilowo nie tracił. Potrzebujemy go.

“Wszyscy wokół zaczynają tracić głowy. To robi się zaraźliwe”.
„Ciekawe. Może roznosimy jakiegoś wirusa.”

-To jeszcze zostaje jedna kwestia ale to możemy omówić jak już dotrą twoi ludzie.
Przez moment dziewczyna w telefonie słyszała dziwne nosowe brzęczenie. Po chwili zdała sobie sprawę, że Oleg pokazuje język po drugiej stronie słuchawki.
- No - po czym się rozłączył.

“Chyba za długo był na morzu. Jest doskonałym dowodem na to co sól morska robi z komórkami mózgowymi.”
Stwierdziła autorytatywnie Sonia do Nahajki po czym ruszyła by znienacka wskoczyć Maksimowi na plecy.
- Jest dobrze - mruknęła mu bezpośrednio do ucha.

On zaś rzucił się na łóżko. W nietypowych zapasach próbował ją z siebie zdjąć po to tylko, żeby rzucić ją pod siebie. Było to kłopotliwe, bo drobna dziewczyna była na tyle ruchliwa, że mięśniak jedynie machał rękami w powietrzu.

- No już, już. Bo się zasapiesz, Dragan kochanie - chichotała Wrona odsuwając się to w jedną to drugą stronę wijąc się na smoczych plecach by w końcu dać mu wygrać. Wtuliła się w smocze ramiona niemal jak dziecko, szukając ochrony i opieki. Jego dotyk niósł spokój i poczucie bezpieczeństwa. I rozpalał w niej ogień.
Gdzieś głęboko wiedziała, że kiedyś ten ogień ją spali.
Teraz jednak buchał coraz mocniej gdy obserwowała Szklanego Smoka z góry i prowadziła jego dłonie z bioder wzdłuż swoich boków ku piersiom...


***


Podróż do więzienia wniosła więcej niż sama wizyta. Zhyzhak wsiadała do limuzyny Zakonu. Charakterystyczne insygnia pod lusterkami. Przyciemniane szyby. Jeżeli ktokolwiek ją obserwował, to mogło mu to dać do myślenia. W limuzynie ta sama kobieta, co poprzedniej nocy zapytała ją o postępy.
- Nie musisz mnie wdrażać w szczegóły. Musisz mi tylko powiedzieć coś, co będzie zrozumiałe dla Szpona Cieni. On cieszy się, że jesteś cała. Marek dochodzi do siebie. Podobno odwalił kawał dobrej roboty.

- Przekaż mu info na temat Shinzou proszę. To dość istotne. Za jakiś tydzień będziemy przejeżdżać na miejsce docelowe i chcę odwiedzić Miśka. - Żenia stwierdziła w duchu, że mogłaby się przyzwyczaić do takiego sposobu podróżowania. - Zapamiętasz? - podroczyła się z krzywym uśmieszkiem.

- Dobrze - odpowiedziała, po czym sięgnęła do małej lodówki, która leżała między nimi. Wyjęła z niej sporej wielkości butelkę wódki i dwa kieliszki.
- Palisz? - wyjęła też paczkę papierosów. Wilkołaczka zauważyła, że dziewczyna ma dziś dużo bardziej różową cerę.

- Nie. Piłaś dziś krew? - pytanie było podszyte ciekawością i smutkiem jakiego Żeńce nie udało się ujarzmić.

Kobieta zaśmiała się głośno, po czym odpaliła zapalniczkę i odpaliła papierosa. Chwilę trwało zanim wydmuchała dym i nieprzyjemna woń wypełniła wnętrze limuzyny. Polała do obydwu kieliszków. Niesamowite było to jak dobrze auto tłumiło wszelkie wyboje. Kierowca musiał być doświadczony, a samo auto musiało być wysokiej klasy.

- Czyli jestem w tym lepsza niż myślałam - wzięła jeden z kieliszków i wychyliła jego zawartość.
- Mam cichą nadzieję, że żaden z informatorów Czarnego nie jest wampirem. To zabierze nam pracę. Słyszałaś o Nosicielach Światła? - słowo to dziwnie brzmiało w tłumaczeniu na rosyjski i chwilę zajęło skojarzenie go z Czarnym i ich pierwszymi rozmowami po jej utracie pamięci.

- Nie. - Żenia przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy. - I dlaczego nie mogą być to wampiry?
- Cóż, ciężko się z nimi współpracuje - podsumowała.

Do więzienia jechały blisko godzinę. Sonia dostała od towarzyszki czarną kurtkę z insygniami Zakonu, po czym we dwie ruszyły na spotkanie z naczelnikiem. Człowiek zarządzający placówką wyraźnie spinał się w obecności przedstawicielek Zakonu i raportował ze szczegółami o stanie placówki.

Żenia bez wyrzutów sumienia wyciągała potrzebne jej informacje na temat ilości więźniów, zabezpieczeniach, ostatnio przebytym audycie, udaremnionych ucieczkach, ilości zgonów, kosztach utrzymania. To co normalnie sprawdzanoby przy typowym audycie zewnętrznym. Przy okazji obadała strażników i ich uzbrojenie oraz systemy alarmowe.
Bunt w więzieniach nie wydawał się być większym problemem...


***


Była dokładnie 11:45 gdy dziewczyna została poproszona przez wysoką blondynkę do pana Kozłowa. Borys Kozłow był inwestorem budowlanym. Spotkanie odbywało się w trzydziestopiętrowym wysokościowcu, a jego gabinet miał powierzchnię boiska do koszykówki.

Stał w jasnym garniturze i wpatrywał się w okno. Aż w końcu spojrzał na dziewczynę. I wtedy to się stało. Jego spojrzenie. Jego mina. Nagła zmiana powiedziała dziewczynie wszystko. Japońskie hotele, japońskie Smoki, wypaczone rekiny, czy dawny pułkownik GRU na banicji… nikomu jej twarz nic nie powiedziała. Ale zawodowy agent CIA musiał być na bieżąco w światowej sytuacji. On bez wątpienia rozpoznał Eugenie Bondar. Terrorystkę poszukiwaną międzynarodowym listem gończym za zamachy bombowe w Polsce. Jego postawa z wyluzowanej momentalnie zmieniła się w niezwykle spiętą.
- Miło panią poznać - zaczął. - Teraz rozumiem dlaczego nasz wspólny znajomy zachowywał w tajemnicy pani tożsamość.

Żenia niemal się roześmiała. Do tej pory jej status terrorystki zupełnie ją omijał dopiero teraz, w tej sytuacji miał on jakiekolwiek znaczenie. Przeoczyła ten element zupełnie. Dorzuciła cegiełkę do listy rzeczy do zapamiętania w kontaktach z niełakami.
- Nasz wspólny znajomy jest bardzo opiekuńczy. - Żenia podsumowała rozglądając się po pomieszczeniu - Mamy o czym rozmawiać czy woli pan, żebym sobie poszła? - walnęła z grubej rury Wrona spoglądając prosto w oczy inwestora.

- Podobno jest pani zainteresowana polowaniem na bardzo grubego zwierza. I szuka pani pomocy. Wie pani z pewnością, że jest to w naszym wspólnym interesie, dlatego chętnie posłucham jak możemy sobie wzajemnie pomóc.
Kozłow mówiąc to podszedł do eleganckiego barku i sięgnął po butelkę wódki. Wyjął też dwa kieliszki o pojemności jakichś 100ml przypominając w jakim kraju prowadzą rozmowy.

“Nic dziwnego, że tym krajem rządzi bubek taki jak Putin. Zalewają ostatnie szare komórki tą ziemniaczaną wodą”.
“A może zalewają nią szare komórki dlatego, że to on rządzi?”
“My byśmy lepiej rządziły co nie?” Żeńka podpuściła Nahajkę.

- Szukam informacji. Pańska firma ma podobno kilka nieudanych wypraw na koncie. Co oferujecie w zamian za zakończenie polowania? - Sonia pokręciła przecząco głową na sam widok alkoholu. - Piję jedynie po udanym dobiciu interesów.
Ziemniak taktownie pozostawił alkohol na niewielkim stoliczku, po czym wskazał miejsce przy stole. Miał w biurze duży stół, niczym w sali konferencyjnej. Stało przy nim osiem krzeseł. Na biurku leżała teczka. Czarna z czerwoną gumką, która ją spinała. Wewnątrz było co najmniej kilkadziesiąt kartek.
- Zgadza się, mamy kilka nieudanych polowań na koncie. Jednak z tego co o pani słyszałem nie jest pani raczej najemnikiem na wynajem. Zatem to kwestia światopoglądowa. Jeżeli zależy pani na pozbyciu się grubego zwierza, to sam fakt dokonania tego wydaje się słuszną zapłatą. Prawda?
Kozłow uśmiechnął się drapieżnie.

“Nie chce nam nic dać za odwalenie za niego czarnej roboty. Hmm. Myślałam, że cwaniactwo jest domeną zmiennokształtnych”

Sonia podeszła blisko do Kozłowa obserwując jego drapieżny uśmiech z kamienną miną.
Zatrzymała się dopiero gdy między mężczyzną a jej szczupła sylwetką pozostało zaledwie kilka centymetrów.
Obawiał się jej a teraz próbował manipulować.
Żenia wciągnęła zapach ‘inwestora’ jak wadera przymykając oczy. Gdy je otworzyła spojrzała w górę na ziemniaka.

- A co dokładnie o mnie pan słyszał? - mruknęła nie dotykając go w żaden sposób a jednocześnie brutalnie przekraczając strefę prywatności.
- Same superlatywy. Choć wieści o pani urodzie z pewnością jej nie doceniają. Przysłaniają wzmianki o niepotwierdzony szkoleniu wojskowym przebytym w ukraińskich służbach specjalnych. Kartoteka z pewnością jest długa. Niepotwierdzony talent do języków. Langley podejrzewało panią o kontakty z włoską mafią, ale nikomu nie udało się tego potwierdzić. Co zaś do samego zamachu, to podejrzewamy, że służył on przykryciu jakiegoś przekrętu, a wydźwięk międzynarodowej walki o wolność był dograny przez jakieś zewnętrzne siły pani Bondar. I pani brat. Fakt, że osadzili go tak blisko rządu dowodzi, że cały ten zamach miał drugie dno.

- Mhm - mruknęła Żenia, która nie spuszczała Kozłowa z oka podczas całej tyrady - Pani Kowalska. Na pewno ta informacja też znajduje się w tej długiej kartotece. A skoro podejrzewacie drugie dno to nie uważa pan, że granie kartą światopoglądową jest dość ryzykowne? Czy może to kwestia wyczerpanych środków na zleceniobiorców? - Żenia uniosła brew.
Kozłow miał skwaszoną minę. Jakby miał sobie za złe, że powiedział zbyt wiele.
- Nie ja prowadziłem pani sprawę. Nie znam wszystkich szczegółów. Powiem tak - wyciągnął dłoń i palec wskazujący wbił w leżącą obok teczkę:
- Tutaj są plany siedemnastu z dziewiętnastu rezydencji celu. Uwzględnione systemy alarmowe i monitoring. Możemy to zaoferować. Powinienem zapytać ile to dla pani warte?

On się nie przestraszył na początku spotkania. On dał się na moment zaskoczyć powagą jej osoby. Spodziewał się podrzędnego zabójcy, a nie międzynarodowej terrorystki. Ale jego postawa wskazywała, że po zaskoczeniu nie pozostał już nawet ślad. Nie była pierwszym terrorystą z jakim rozmawiał Kozłow.

- Nie wiem ile to wszystko jest warte skoro do tej pory żadna próba nie była skuteczna. - Żenia zbiła argument rozmówcy - Przydatne okazałyby się analizy ostatnich polowań i post mortem. Prócz informacji potrzebuję konkretnego wyposażenia.
Żenia przedstawiła Kozłowowi opis broni i munduru ludzi Shinzou.

- Spotkajmy się jutro. Przyznaję, dziś nie jestem przygotowany na rozmowy na tym poziomie.
Powiedział szczerze. Rozmawiali ponad półtorej godziny o szczegółach uzbrojenia. Kozłow trzykrotnie odwoływał kolejne zaplanowane spotkania. Teraz siedzieli naprzeciw siebie. On zamknął czarny notes w którym spisywał informacje i oczekiwania Żenii. Potem podsunął jej teczkę, którą pokazał.

- Proszę zabrać to ze sobą. Jako przejaw mojej dobrej woli.
Sonia sięgnęła po teczkę zgarniając ją ze stołu.
Wstając z fotela uniosła palec do góry:
- Ah… liczę jednak na gest wdzięczności. - odwróciła się do Kozłowa z dziewczęcym uśmiechem - I załatwienie papierów oraz pobytu stałego na terenie Stanów. Myślę, że za pomoc w polowaniu to niewielkie życzenie. Wolę to niż bombonierkę. - mruknęła z lekkim wyszczerzem.
Kozłow nie skomentował. Skinął głową i odprowadził dziewczynę wzrokiem.


***


Dwie i pół minuty później wskakiwała do wynajętego auta w którym czekał na nią Maksim.
- Jak poszło? - zapytał nonszalancko.
- Chyba dobrze. - Żenia przekazała Draganowi teczkę “dobrej woli” - jestem umówiona ponownie na jutro. Mają załatwić sprzęt i umundurowanie wedle sugestii Szklanego Smoka,
Dziewczyna wyszczerzyła się wilczo.
Dragan ruszył dość szybko spod wieżowca.
- Dobrze. Świetnie się wszystko układa. Nie wydaje ci się, że trochę za dobrze?
- Zakładam, że CIA będzie chciało się wykazać. złapać mnie, groźną terrorystkę, na gorącym uczynku. Ale dopiero gdy ubiję tuptusia. Bo tego im się do tej pory nie udało dokonać. Jutro będę mieć słuchawkę. Pójdę pogadam, a ty posłuchasz. Zobaczymy co mi dadzą jako post mortem z nieudanych akcji.
- Pewnie masz rację. Zastanawia mnie czy uda im się zorganizować sprzęt Shinzou. Jeżeli tak, to znaczy, że też się nimi interesują. - Zagryzł zęby. Próbował coś rozgryźć związanego z japońską korporacją, ale ciężko było dojść do tego o co konkretnie mu chodzi.
- To dokąd teraz? Oleg i jego ludzie?
- Maksim o co chodzi? Od kilku dni jesteś nieswój. Co cię gnębi? - Żenia pokiwała lekko na zgodę.
- Mam dziwne przeczucie, że czeka nas niewyobrażalne pierdolnięcie. I tyle. Nie wiem z której strony, ale siedzi mi to pod skórą. Otaczamy się coraz to nowymi potencjalnymi wrogami i w końcu któreś z nas dostanie nożem w plecy. To mnie gnębi. - Na moment podniósł głos. Jak nie on. Faktycznie rosnące ciśnienie znalazło ujście.
- Nie musimy robić zamachu z CIA. Dali nam teczkę. - uśmiech dziewczyny nie znikał z jej twarzy - Większość reconu już zrobiona. Nawet jeśli nie obejmuje on kwestii wampirów.

Po chwili milczenia podjęła na nowo:
- To co chcesz robić? Przenieść się na Ukrainę?

Pokiwał przecząco głową.
- Nie. To nie o to chodzi. Widzisz, wiem, że coś nadejdzie. Wolałbym, żeby to było już. Wtedy mógłbym działać. A tak? Większość się układa. Poza Shinzou. Kusi mnie, żeby władować się właśnie do Shinzou.

- No rozumiesz… wsadzić kij w mrowisko. Wysadzić ich siedzibę, czy coś... - wyraźnie adrenalina w nim buzowała, bo wyprzedzał kolejne auta niebezpiecznie przeciskając się między nimi.

- Rozumiem. To zróbmy to mrowisko tutaj. A potem skoczymy zrobić mrowisko w Shinzou. Może dałoby się to zrobić zdalnie? Co myślisz? Jakieś bombardowanie?
- Mhm - odpowiedział lakonicznie i nie mówił już więcej.


***


Byli w jakiejś podrzędnej dzielnicy Moskwy. Dragan zatrzymał ich auto pod wiaduktem ozdobionym graffiti. O ile można było użyć tego słowa w odniesieniu do wykazu zwrotów pejoratywnych na ścianie.
Na miejscu czekały dwie osoby. Oleg i Zeg. Obydwaj w czarnych płaszczach, niczym z gangsterskiego filmu.

- A gdzie czarna wołga? - Żenia pisnęła radośnie na powitanie.
- Póki co, Wołgami jeździ Zakon. Za bardzo zwracałaby uwagę. Opowiadaj cóż udało się załatwić i jak chcesz rozegrać sprawy z Bratvą i Pentexem. - zaczął Oleg. Zeg stał z papierosem i jedynym znakiem, że ich zauważył był delikatny ruch podbródkiem, który mógł znaczyć “witajcie”. Ale Sonia wiedziała, że taki Gustaw odebrał by go raczej jak wyzwanie do walki.
- Zed, skarbeńku, nie prowokuj. - Wesoły ton Sonii towarzyszył ściągniętym lekko brwiom - Nie lubię. - fochnęła się wyrośnięta nastolatka.

- Jadę jutro na kolejne spotkanie. Kozłow ma załatwić stroje Shinzou albo podobne na tyle by odwrócić uwagę wampirów - dopiero pod koniec wypowiedzi Sonia odwróciła wzrok od szamana.

Zeg zaciągnął się papierosem gdy zaczynała mówić. A gdy skończyła wypuścił dym i powiedział tylko:
- Zeg. Jestem Zeg.
- Dobra - wtrącił Oleg. - A co robimy z Dimą?
- Niech zrobi zwiad na Ukrainie. Co nie?
- Zwiad? Chcesz wpuścić słonia do składu porcelany? Zwariowałaś? - powiedział Oleg wyraźnie poirytowany. Nawet w pewnym momencie Zeg położył mu dłoń na klatce piersiowej. Wszystkim dawala sie we znaki nadchodzaca pełnia.

- Co chcesz wiedzieć o Ukrainie? - powiedział tym razem Szaman.
- Chcę zaskoczyć Grashoka i wyciągnąć go z nory. Jeśli Dima może odwrócić uwagę jego czujek to tym lepiej, hm? Nie każdy zwiad musi mieć na celu zwiad.

“Za dużo informacji, obwody się przepalą…”

- Najlepiej, jeśli Dima by ruszył tuż w czas zamieszek, które wywołamy tu.
- Grashoka nie wyciagniesz z jego nory - zaczął Zeg - on tam znalazł sobie mały raj. Duchy atomowego ognia. Szponiaki promieniowania. I inne tego pokroju istoty mają dom w raju Grashoka. A Dima tam zginie jak tylko wbije im się na teren. Daj mi jedna noc, a zbiore ci informacje o zasobach Grashoka, a grubasa poślij gdzie indziej. Do Niemiec?

Nawet Oleg zaniemówił. Nie wiedział co było powodem takiego wyskoku jego szamana.

- Zamiast Niemiec lepiej Słowacja. - Żenia pokiwała przyzwalająco na ‘petycję’ Zega - A potem chciałabym, żebyś razem z Maksimem rzucił okiem na jeden taki krąg tu na miejscu. Może uda się wam go dziabnąć.

Tamta rozmowa przebiegła szybko. Kilka ustaleń i działania w kierunku, jaki Sonia znała już od dawna. I w zasadzie jedynie ona była w stanie wszystko to zebrać do kupy.
 
corax jest offline