Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2019, 22:09   #95
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Dla mnie wyglądało jak piwnica - saper dopiła piwo, bujając blondynkę w ramionach, co pomagało się uspokoić. Wydawało się jej, że znów słyszy strzały i ryk płomieni, powtórzyła w myślach mantrę: wtorek, jesień. Mason City. Manhattan. Bezpieczny teren… wtorek, jesień…

- Spytam ich, na bank - odezwała się, wzdrygając się - W przyszłym tygodniu do was wpadnę na dłużej. Dziś jestem tylko parę godzin, wieczorem musimy być w Sioux Falls, ale wrócę… - popatrzyła mu w oczy - Obiecuję, że wrócę we wtorek. Przypilnuj tego zjeba z karceru, żeby znowu się w coś nie wpakował. Pójdziemy w miasto, wywalimy worek talonów. Pogadamy… damy komuś w mordę, coś wyrwiemy - zaczęła się uśmiechać weselej - Machnęli mi stan spoczynku w papierach, niezdolną do dalszej służby. Przez trzy miechy mam lekarzy i inne takie szajsy… trochę mi odjebało - przyznała szczerze - Mieszkam u Betty, dałam Perezowi adres. Jakbyście przypadkiem zaszli do Sioux wpadajcie. - jej mina nabrała kosmatych odcieni - Nie będziemy się nudzić. Poznasz resztę dziewczyn… nagrałyśmy kilka ciekawych… filmów krótkometrażowych - trąciła policzek Eve nosem - Takie nasze hobby i… kurwa! - sapnęła nagle, przywołując gestem barmankę - Kochana, daj nam flaszkę whisky i trzy browary. Żyjemy, trzeba to opić! - zaśmiała się szczerze, klepiąc Byrona po łapie - Kurwa Chudy… a nawijałam coś o rodzinie? O matuli? Ojcu? Gdzie mieszkałam, skąd w ogóle wzięłam się w tym pierdolniku?

- Właśnie lala dawaj szkło! - Byron podchwycił temat i ponaglająco poklepał dłonią blat aby popędzić barmankę. Dziewczyna ruszyła do szafek i półek aby przygotować kolejne zamówienie. - To jak mamy pić to chodźcie do stolika. Aha, tylko pójdę tam do swoich i powiem im co i jak. Bo właściwie to w pokera gramy. - oderwał się od baru i cofał się ze dwa kroki wskazując za siebie kciukiem na kierunek skąd przyszedł. Potem odwrócił się i odszedł właśnie w tamtą stronę.

- Oj ale Lamia. No nie przesadzaj z tymi filmikami. Nie wiem czy bym chciała aby on je oglądał. - Eve idąc do wolnego stołu zwróciła na to uwagę z pewnym zażaleniem. Usiadły przy nim czekając kiedy gruby sierżant wróci. W międzyczasie kelnerka przyniosła tacę z zamówieniem ustawiając na stole butelki i szklanki. - Nie chcę ci psuć zabawy i spotkania po latach no ale te nasze hobby to sama wiesz. Reszta okey no ale wiesz, że do tych filmików to mam słabość. - blondyna mówiła prosząco i widocznie nie chciała urazić Lamii ale jednak nie aprobowała pomysłu pokazywania nagranych już filmików obcym sobie ludziom.

Mazzi już miała coś powiedzieć, wyrazić zdziwienie, albo chociaż zaznaczyć że przecież są jedną rodziną… gdy doszło do niej, że nie do końca. Westchnęła, obejmując Eve i pocierając jej ramię pocieszająco.
- Wybacz, zapomniałam… po prostu - zaczęła tłumaczyć, nie za bardzo wiedząc jak wyrazić to, co czuje. - Słuchaj… Chudy… to Chudy, ok? Znam go, pamiętam że trzymaliśmy się razem. To moja rodzina, zawsze nią byli, dzieliliśmy się wszystkim, od racji po wszy. Mój oddział, ty też do niego należysz, ale dla ciebie Chudy jest obcy, rozumiem. - pocałowała ją w skroń - Nie będzie żadnych nagrań dla niego. Wspomniałam mu o hobby, nie oznacza to z automatu, że ma je obejrzeć. Powiem, że zostały w Sioux, niech spierdala - wyszczerzyła się - Będziesz chciała przyjechać tu ze mną w przyszłym tygodniu na balet? Poznasz Pereza, Plumma. Są spoko, ten pierwszy słyszałaś. Warty tego żeby go przynajmniej z raz przelecieć.

- Rozumiem. Poniosło cię z tej radości i ekscytacji. Nie ma sprawy. - Eve wyraźnie ulżyło i ucieszyła się, że kumpela ją rozumie i przyznała jej rację. Pogłaskała ją po policzku, wzięła jej dłoń w swoją, pocałowała ją i przyłożyła do swojego policzka.

- Wiesz, z dziewczynami z naszej paczki to inaczej. Właściwie wszystkie coś tam już mamy ze sobą nagrane. Nawet z Diane z wczoraj. - roześmiała się na to wspomnienie które tak przyjemnie jej się kojarzyło. - No ale obcym to bym wolała nie pokazywać. No nie chciałabym aby się po okolicy rozniosło, że taka jedna fotograf ze Sioux kręci pornole. - wyjaśniła tak łagodnie jak potrafiła. - A z hobby dobrze zrobiłaś, można nawet powiedzieć, że lubimy razem oglądać filmy akcji czy cokolwiek. Nie bój się, nie gniewam się na ciebie po prostu wolałabym aby te nasze hobby zostało między nami. - powiedziała przesuwając dłoń Lamii ze swojego policzka ku swoim ustom i gdy skończyła mówić pocałowała palce ciemnowłosej dziewczyny.

- A przyjechać za tydzień? No nie mogę ci obiecać tak na pewno. Mam jedno takie spotkanie co to może być we wtorek czy środę. Po prostu mam w poniedziałek się dowiedzieć kiedy to będzie. Ale jakby się udało to chętnie. Ale może ustawimy się z nimi na następny weekend? Weekendy zwykle wszyscy mają luźniejsze. No może oprócz kelnerek. - Eve wróciła do planów na przyszły tydzień. Wyjęła ze swojej kieszeni mały kalendarzyk i otworzyła go na odpowiedniej dacie sprawdzając jak to ten przyszły tydzień wygląda. A potem popatrzyła ciekawa jak na to wszystko zareaguje jej dziewczyna.

- Weekend? - sierżant zmarkotniała, zaczynając bawić się nitką wystającą z rękawa kurtki. Milczała dłuższą chwilę, pochłonięta tym zbożnym dziełem. Z logicznego punktu widzenia rozwiązanie było świetne - każdy prawie ma wolne, albo chociaż luźniejsze. Prócz Val, chyba żeby się dogadała z Garrym. Nie chodziło jednak tylko o to, nie przez dredziarę wewnątrz brunetki zrodził się sprzeciw i pierwsze symptomy paniki.
- Steve ma wolne tylko weekendy - burknęła, urywając nitkę i zwijając ją w palcach - W tygodniu ich rzucają w teren, a… nie wiem, jak ta sobotnia randka okaże się niewypałem, to czemu nie… ale jeśli - podniosła na blondynę umęczony wzrok - A czwartek by ci bardziej pasował? Jak coś skołuje sobie transport i przyjadę sama, bez obaw. Nic na siłę.

- To może przyjedziemy razem? Znaczy ze Stevem? Przecież to też żołnierz tak jak oni prawda? Może go zapytasz w ten weekend? - blondyna zaproponowała jakieś rozwiązanie od siebie. Położyła dłoń na dłoni kumpeli patrząc na nią z troską. - Ale dobrze, to ja się postaram w tygodniu. Świetny pomysł, podobają mi się wspólne wyjazdy z tobą w plener. - złapała mocniej dłoń leżącą na stole i uściskała ją posyłając ciemnowłosej ciepły uśmiech. - No ale początek tygodnia no mogę mieć trudny. Nie mogę ci obiecać, że się uda. Ale na sa wyjazd może któraś z dziewczyn by mogła albo kogoś się zorganizuje. Jeszcze jest parę dni i weekend przed nami to na pewno coś się wymyśli. - blondynka spojrzała w stronę głębi sali bo zwalista sylwetka sierżanta z zaopatrzenia wyłoniła się z bocznych drzwi i sunęła przez salę w ich kierunku.

- Mam… pozwolić, żeby ta banda oszołomów nagadała Steve’owi jak to prułam się z połową plutonu u Chudego w kanciapie? - saper zrobiła wielkie oczy, a brwi podjechały jej do góry. Parsknęła wyobrażając sobie takie spotkanie. O tak, na pewno byłoby wesoło, tylko pytanie czy potem Krótki jeszcze kiedykolwiek by się pojawił w Honolulu, bo prywatnie pewnie nie chciałby mieć z nią nic wspólnego. Przytuliła blondynkę, kładąc jej głowę na ramieniu, ciesząc się bliskością.
- Kocham cię - wypaliła nagle, zamykając przy tym oczy… ale świat się nie skończył, budynek nie zawalił, a życie toczyło się dalej.

- Ja ciebie też. - blondynka zrewanżowała się tym samym całując w nadstawiony policzek i obejmując swoją kumpelę. Akurat z hałasem wrócił Byron sadowiąc się na wolnym miejscu i szczerząc się do nich radośnie.

- No musiałem tym swoim powiedzieć by grali beze mnie. W końcu nie co dzień wraca kumpela z Frontu nie? - roześmiał się rubasznie sadowiąc się jeszcze na krześle ale i sięgając po butelkę. Odkręcił ją sprawnym ruchem i zaczął rozlewać rubinowy płyn w szkło. - A co takie zmęczone? Nie mówcie, że na sam widok was zemdliło. - roześmiał się widząc dość senną scenkę po drugiej stronie stołu.

- No ja najwyżej jednego. Muszę być na tyle trzeźwa by zawieźć nas do Sioux. - blondyna uśmiechnęła się sympatycznie dyskretnie głaszcząc Lamię po łopatkach i plecach ale zaznaczyła, że nie może uczestniczyć w regularnej pijatyce.

- Spoko, ja nadrobię - obiecała, uspokajając blond dylematy. Odgarnęła bidulce włosy z twarzy i oparła czoło o jej policzek, patrząc na grubcia.
- Przycinamy komara bo nie polewasz. Co tam, już się zasapałeś? Nie mów że reanimacja ci potrzebna - wycelowała w niego paluch i zaśmiała się - Nie nabiorę się na to! Dawaj, nie przetrzymuj flachy… dobrze pójdzie to upije się, przetrzeźwieje po drodze i wieczorem będę jak nowa. Mamy coś do załatwienia w Sioux gdy wrócimy - wyjaśniła na wszelki wypadek - Dlatego na razie flacha. Czwartek-piątek nadrobimy, jak mówiłam… a co w ogóle u ciebie i chłopaków? Właśnie! - pacnęła się w czoło - Wilma! Perez kazał ciebie o nią pytać. Podobnie buja się w Sioux, wiesz coś więcej? Odwiedziłabym ją, a co! Skoro żyję, kto mi zabroni?

- No to chlup! Z nas i za naszych! Zawsze i wszędzie! - grubas wyglądał na zadowolonego. Wzniósł szklankę i stuknął się z pozostałymi dwoma szklankami. Eve też podchwyciła toast który nagle Lamii wydał się znajomy. Była prawie pewna, że już go słyszała albo i nawet sama go wznosiła. Ale trzeba było przełknąć bursztynowe promile i z zadowoleniem stuknąć w stół.

- A Wilma? No tak, czekaj zaraz ci napiszę. No i też daj mi swój adres bo ten jełop to pewnie zgubi albo zepsuje. - sierżant pokiwał głową i sięgnął do kieszeni. Wyjął z niej notatnik, ogryzek ołówka i zaczął coś na nim smarować. Wyrwał kartkę i podał ją dziewczynom po drugiej stronie stołu.

- Aaa! To wiem gdzie to jest. Truck Company. Tak mówimy na mieście na te koszary bo tam od groma ciężarówek jeździ. - blond główka pokiwała gdy zobaczyła adres gdzie miała obecnie stacjonować frontowa kumpela Lamii.

- No pewnie tak. Tylko mówię, ona jest kierowcą i mechanikiem to sporo teraz jeździ. Ale jak zostawisz jej jakiś namiar to pewnie się jakoś w końcu spikniecie. Dobra, to teraz daj swój adres. - Byron skinął brodą aby Lamia zrewanżowała mu się swoim adresem bo chyba coś w Isaaca za bardzo nie wierzył w tej materii.

- Już, już… bo się spocisz - brunetka szybko napisała na kartce potrzebny adres i razem z ołówkiem oddała Chudemu - Tylko jedna prośba chłopaki. Jak będziecie się zwalać na ten namiar to z kulturwą i bez ekscesów, dobra? Betty to porządna babka, na odpowiedzialnym stanowisku i z dobrej dzielnicy. Nie naróbcie mi kurwa siary, bo wam nogi z dupy powyrywam - zastrzegła, grożąc palcem - Żadnego darcia mordy pod oknami, rzygania na klatce schodowej i bijatyk w obrębie kamienicy. Rozumiemy się?

- No do kogo ta mowa? Byłem sierżantem zanim złamałaś swoje życie. - klepnął się wymownym gestem po złamanych naszywkach sierżanta na rękawie jaki popularno nazywali “złamanym życiem”. - To najwyżej do tej szeregowej hołoty mowa. - uniósł w górę brwi aby zaznaczyć, że on to jest kulturka i w ogóle go takie niecne zarzuty nie dotyczą. - A w ogóle słyszałem ploty, że Wilma ma dostać awans. Takie ploty chodziły na jednostce. Fajnie, mam nadzieję, że przyjedzie do nas aby to opić. - podzielił się z towarzyszkami plotą o kumpeli leniwie przechylając szklankę i upijając kolejny łyk.

- Oby to nie były ploty, należy jej się - Mazzi rozlała nową kolejkę i podniosła szklankę do toastu - Za Wilmę, naszą tirówkę! - przepiła i odstawiła szklankę z hukiem na stół.
- W końcu nie odpowiedziałeś Chudy, nawijałam wam coś o mojej rodzinie, albo skąd jestem? Jeśli gdzieś tam kogoś jeszcze mam, dobrze byłoby mu dać znać, że wyczołgałam się z dziury.

- Ano. Ale nie za wiele. Poza tym szczerze mówiąc to to było nie do wymówienia więc nikt sobie nie zawracał głowy aby to wymówić. Uznaliśmy, że pochodzisz z takiego zadupia, że siara mówić. A w ogóle to, że ściemniasz z tą wiochą. Więc sorry ale nie mam pamięci gdzie to było. - kumpel rozłożył ramiona w geście przeprosin i bezradności, że nie może w tym punkcie pomóc Lamii. - Pewnie gdzieś są twoje akta to tam mogłoby być. - rzekł po chwili namysłu nad tym problemem.

- Pewnie gdzieś są… - mruknęła ponuro, upijając łyk piwa - Pewnie w bazie… i pewnie znowu będzie trzeba gadać z tym pedałem z biura przepustek. Jack, też złamas, ale fiut. Gdyby nie ten drugi nie zobaczyłabym się z Perezem. A walić to - machnęła ręką - Następnym razem jak tu będę podłubię w papierach. Alboooo… - zamyśliła się, przybierając minę czystej niewinności - Po kiego wała mam się denerwować, nie? To szkodliwe, jeszcze mi się pogorszy. Dobrze że w Sioux jest jeden porucznik, grzebiący przy mojej sprawie. Rodney, całkiem niezła sztuka. - kiwnęła głową dla potwierdzenia - Ma ze cztery dyszki na karku, ale jak go zobaczyłam w galówce… ja pierdolę. Dupkę miał jak marzenie, aż się chciało mu przywalić klapsa. - zaśmiała się jak stary zwyrol - Szkoda tylko że cipowaty, trzyma się regulaminu i chyba boi kobiet. Patrzyłam mu na łapę, nie miał obrączki. Eh kurwa, gdyby Steve tak się zabierał do roboty zatarłabym się ze starości - wzruszyła ramionami - Tyyy, Chudy. Nie trzeba wam czegoś? Mogę coś ogarnąć na następny raz, wystarczy cynk. Tym dwóm leszczom z bazy? Tobie? Nie wstydź się, sami swoi - przytuliła mocniej Eve.

- Coś ty, teraz to mamy tutaj życie jak w Madrycie! - roześmiał się wesoło grubas w rozpiętej koszuli mundurowej. - Nieustające wakacje! Same prawa i żadnych obowiązków. I nikt nam nic nie mówi bo jesteśmy weterany frontowe. No chyba, że jakiś przypał jak Perez wczoraj przy bramie. A miałby trochę oleju w głowie to znów mógł się wyślizgać. - sierżant od zaopatrzenia prawie jawnie puszył się swobodą jakiej tutaj używali. Widać armia postanowiła dać im spokój i pewnie dopóki nie wyrośnie kolejne pokolenie Bękartów to ten stan miał się szansę utrzymać. Kto wie, może do końca roku, do wiosny, do następnego lata. W końcu laba się skończy i jednostka znów wyruszy do swoich zadań. No ale na razie można się było cieszyć wolnością i swobodą jak na warunki trepów to prawie niespotykaną.

- No jak masz kogoś tam na miejscu to spoko. Inaczej moglabyć napisać mi upoważnienie. Że nie jesteś stąd, trudno ci tutaj przyjeżdżać i upoważniasz mnie do odpisu ze swoich akt. Chociaż tamten porucznik jak mówisz, grzebie w twojej sprawie to pewnie i tak ma twoje akta. To jak tam wracasz to pewnie będzie dla ciebie prościej. - Chudy pokiwał głową i znalazł dodatkowe rozwiązanie ale coś Lamii świtało, że był z niego stary, systemowy wyga co znał te wojo od podszewki a do tego był sprytny. Dlatego tak dobrze sprawdzał się w roli zaopatrzeniowca oddziału.

Z tej okazji saper polała jeszcze jedną kolejkę, uśmiechając się do niego uroczo i trzepocząc rzęsami.
- Oj Chudy… ty to ogarniesz na biegu, w przerwie między apelem, a śniadaniem. - podsunęła mu kielonka - Rodney wysłał prośbę o odpis i inne takie, ale wiesz jak jest. Zanim list dotrze, zanim go otworzą, przeczytają, pomyślą co z tym zrobić, machną odpis i wyślą… pewnie będzie gwiazdka. Dam ci to upoważnienie, bo kto ma to załatwić jak nie ty, Isaac? Przecież to zwykły kot, tylko z szerszym pagonem.

- Dobra, to masz. - podał jej swój notatnik i ołówek i streścił co i jak powinna napisać. Że upoważnia srg. Byrona do odpisu swoich akt, sama ma z tym kłopot bo mieszka poza Mason City. Do tego kontuzje i lekarsko stwierdzona niezdolność do dalszej służby na skutek obrażeń frontowych. Gdy tak dyktował to wszystko wydawało się proste i oczywiste. Na koniec jeszcze podpis i datę. Gdy Lamia przekazała notatnik właścicielowi ten przeczytał, pokiwał głową w zadowoleniu i schował go znów do kieszeni.

- To może jak się uda i będziemy się widzieć następnym razem to będę miał ten odpis. A jak nie to wyślę ci pocztą na ten adres co podałaś. - mundurowy uśmiechnął się jakby sprawa już była załatwiona a przynajmniej na najlepszej do tego drodze. Stuknął się szkłem do kolejnego toastu a po opróżnieniu szklanki przystąpił do uzupełniania poziomu promili w szkle.

- Dzięki, odwdzięczę się - powiedziała z namaszczeniem i zaraz dodała zjadliwym tonem - O ile chcesz podziękę od takiego kaszalota jak ja. Przyznaj się, wstydzisz się przed kolegami, dlatego na bok nas wziąłeś. Jeszcze by pomyśleli że siedziałeś z oddziale z dziećmi specjalnej troski - wydęła usta próbując się nie śmiać. Chwyciła kieliszek i stuknęła nim w ten drugi - Jak stoicie z czwartkiem? Perez wyjdzie do tego czasu? Właśnie… powiesz mi jak wygląda Wilma? Nie… nie pamiętam.

- Do czwartku? Raczej tak, weteran to go łagodnie potraktowali. Dostał 4-8. No chyba, że znów coś skaszani do następnego czwartku. - ponownie areszt i los aresztanta kompletnie nie wydawał się spędzać snu ani humoru z oczu Chudego. - W czwartek dobry jak każdy inny. Dasz radę to przyjeżdżaj. Znaczy obie jeśli chcecie naturalnie. - sierżant w rozpiętej koszuli mówił głównie do sierżanta w skórzanej kurtce ale w ostatniej chwili zmitygował się, że nie siedzą tutaj sami więc zaprosił też i jej dziewczynę.

- No mam nadzieję, że się uda. W ten lub inny sposób. - Eve pokiwała głową zerkając na Lamię w nawiązaniu do tego o czym rozmawiały gdy sierżant na chwilę ich zostawił same.

- A Wilma no taka nieduża. Ciemne włosy. Dziarę ma na ramieniu. - klepnął się po swoim gdzie widocznie ich wspólna kumpela powinna mieć tatuaż. - Powiesz, że jest do niej Złota Rybka to będzie wiedzieć o kogo chodzi i da radę to pewnie sama cię znajdzie. - znalezieniem Wilmy też chyba zaopatrzeniowiec nie uważał za zbyt wielki kłopot.

Czas płynął szybko, podobnie jak upływała zawartość butelki. Rozmowy robiły się coraz głośniejsze i bardziej wylewne, mimo wzmagających się problemów z komunikacją. Saper przegapiła spotkanie z Plummem, jednak obiecała Chudemu, że na pewno pojawi się w czwartek... tak się jej przynajmniej wydawało, gdy Eve odkleiła ją od spaślaka i po przedłużającym się pożegnaniu, wywlekła z baru pod ramię, żeby posadzić w furze. Mazzi kręciło się w głowie, promile szalały w jej krwi, a w głowie burza rozbijała czaszkę od środka. Pojedyncze błyski, statyczne obrazy. Krótkie komendy, zapachy. Dźwięki, kolory, twarze - chory kalejdoskop niekończących się obrazów, z których nie dało się wywnioskować niczego sensownego... ale wiedziała już jedno.
Nie była sama.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline