Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2019, 21:52   #55
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Istniały lokale, do których nogi same niosły strudzonych wędrowców, spragnionych odpoczynku, sutego jadła i przyjemnej nie tylko dla oka okolicy. W przybytkach owych roznosiły się od progu smakowite zapachy, stoły lśniły czystością, zaś dziewki służebne manewrowały między ławami, rozdając zamówione trunki wraz z promiennymi uśmiechami. Sama atmosfera takich miejsc sprawiała, że nie chciało się wychodzić, nim sakiewka nie pokaże dna, a kałdun nie napełni się mieszaniną dobrego posiłku i alkoholu… cóż. “Syty Kogut” definitywnie do podobnych zajazdów nie należał.

Wystarczył szybki rzut oka, aby Gabrielle odruchowo przełożyła jeden z noży do rękawa, chowając twarz pod kapturem, sakiewkę zaś głęboko w dekolcie, który profilaktycznie zasznurowała. Tak dla spokoju ducha, aby nikogo nie kusił łatwy, dyndający beztrosko łup. Już sam próg powitał ją zdechłym szczurem, rozkładającym się wesoło po lewej stronie futryny, tuż obok rynsztoka. Tajemnicą pozostawało czy padł spróbowawszy miejscowego jadła, czy po prostu odczuł absolutny brak perspektyw na dalsze życie…
- Na litość Morra... - Litz mruknęła pod nosem, nim weszła do środka. Przecież znała podobne speluny, nie raz gnieździła się w podobnych miejscach, zagnana robotą albo innym tałatajstwem. Osobiście wolała grasować po typie karczmy o wyższych standardach, los jednak miał w głębokim jak bezdenna studnia poważaniu, czego sobie padlina jej pokroju życzy. Wylądowała więc w “Kogucie”, sama do końca nie wiedząc po co zawraca sobie głowę czymś jej nie dotyczącym.

W ponurym milczeniu zagłębiła się w duszny półmrok wnętrza, mijając szereg twarzy których nie chciałoby się spotkać nocą na mieście… za dnia również, lecz gdy coś się zaczęło, należało sprawę dokończyć. Poza tym zawsze była wścibska.
Okolica odnotowała jej pojawienie się, zwłaszcza Kislevita i jego kundle… tak musiało być. Szybko znalazła wolny stolik, przywołując gestem dziewkę służebną. Ta wpierw przyjrzała się jej dokładnie, dopiero po chwili podeszła, zostawiając między nimi bezpieczną odległość.

- Co podać?
- głos dziewczyny bardziej przypominał strwożony szept, a gdy Gabrielle podniosła wzrok, ujrzała… cień.

[MEDIA]http://i.imgur.com/32rZizq.jpg[/MEDIA]
Młoda, blada, z lekko wytrzeszczonymi, pełnymi lęku oczami i rozciętą wargą, którą ssała chyba odruchowo, łypiąc spode łba na nowego gościa.

Litz wysiliła całą fizjonomię, by wykrzesać na twarzy ciepły, wesoły uśmiech. Usiadła wygodniej, opierając plecy o krzywe oparcie krzesła.
- Skarbie, bądź taka kochana i podaj mi coś do przepłukania gardła. Upał okrutny, a teraz ta mżawka… nie ma czym oddychać - wzruszyła ramionami - Byle z alkoholem. Zdaję się na twój gust… i na bogów, błagam. Bez zbędnego chrzczenia i podejrzanych dodatków, dobrze?

- Oczywiście proszę pani. -
dziewczyna skinęła żywo głową i wróciła do szynkwasu. W międzyczasie Litz miała okazję nieco przywyknąć do uroków sali a sala zrewanżowała jej się czymś podobnym. Jeszcze kilka spojrzeń kierowało się mniej lub bardziej ukradkowo czy po prostu otwarcie ale raczej klienci tego lokalu wrócili do swoich spraw. Więc przynajmniej chyba nikt nie miarkował zamachu na jej twarz czy sakiewkę. No i wróciła kelnerka stawiając na dechach stołu szklankę i gąsiorek kislevskiego miodu.

- Czy coś jeszcze do tego? - zapytała szybko i nieco nerwowo zerkając to na siedzącą klientkę to na pustą już tacę jaką trzymała w dłoniach.

- Na razie to wszystko - padła spokojna odpowiedź, do szklanki trafiła porcja złocistego trunku. Litz westchnęła w duchu, żałując że nie ma tu jej sprawdzonego towarzysza. Niestety miał swoje plany i zajęcia, a szkoda. Przydałaby się obstawa, albo przyzwoitka, a tak biedna kobieta musiała liczyć tylko na siebie.
- Powiedz kochanie - przytrzymała kelnerkę głosem, unosząc szklanicę pod usta - Słyszałaś gdzie tu można się zaczepić? Niedawno przyjechałam, zajęcia szukam. Poleciłabyś coś? Albo kogoś?

- Zaczepić? Zajęcie? A jakie?
- może nie do końca takiego zamówienia kelnerka się spodziewała ale też nie reagowała jak całkiem zaskoczona. Przyjrzała się zakapturzonej sylwetce siedzącej przy stole jakby próbowała odgadnąć jej możliwości i zamiary. Zapytała jednak neutralnie wracając na koniec spojrzeniem do twarzy klientki.

- A różnych rzeczy człek się imał na szlaku. Może coś dla dyskretnych ludzi? - wyszczerzyła się spod kaptura, zsuwając go odrobinę aby odsłonić twarz - Mówiono mi, że herr Dieter tu czasem przychodzi i o niego pytać należy, bo może coś by miał… interesującego- rozłożyła trochę ręce - Poza tym powiedz śliczna, czy jeśli zaproponuję ci kolejkę twój szef nie będzie się krzywo patrzył? - uniosła lekko naczynko do niemego toastu, nim zwilżyła miodem wargi - To naprawdę niezgorszy trunek. Grzechem byłoby pić go w samotności.

- Yyyy… -
dziewczyna zawahała się najwidoczniej nie bardzo wiedząc co powiedzieć, jak albo czy w ogóle coś mówić. Uśmiechnęła się nerwowo aby przykryć swoją niepewność zerknęła w stronę oberżysty, reszty stolików i w końcu podeszła nieco bliżej.
- Jak trzeba to mogę spróbować. - powiedziała wyciągając dłoń po szklanicę. Wzięła łyk słodkiego napoju i przełknęła bez oporów.
- Dobre. - przyznała uśmiechając się delikatnie i z aprobatą. -Dieter popularne imię. Nie wiem o kogo chodzi. Nawet tam jeden siedzi. - lekko skinęła bokiem głowy w stronę najbardziej rzucając ej się w oczy grupki gdzie prym wodził Kislevita. - Możesz spróbować. Albo pogadać z szefem. Znaczy moim. - zaproponowała upijając kolejny łyk że szklanki i oddając ją klientce.

Naczynie szybko napełniło się ponownie i wróciło do rąk służki, podczas gdy Gabrielle miała nieodparte wrażenie, że oto znalazła cel, na dodatek wąsaty. Dwóch zbirów pasowało do opowieści żebraka. Kislevita wyglądał na ważniaka jak w mordę strzelił.
- A twój szef potrzebuje robotników? - spytała z figlarnym uśmiechem, zaczynając się bawić kosmykiem włosów - Na konkretne stanowisko? Testy rozumiem będzie przeprowadzał, może nie osobiście… ale jeśli powiedzmy… przypadkiem oczywiście - zapewniła szybko, ukrywając jaką jej to sprawia radość -... oddelegowałby do owego testowania kogoś równie uroczego jak ty… wtedy mogłabym się pokusić o parę sprawdzianów. O ile powiesz mi kochanie swoje imię.

- Katja. -
dziewczyna zarumieniła się i uśmiechnęła z zakłopotaniem. Komplet widocznie trafił na podatny grunt i sprawił jej przyjemność. Upiła znów łyk miodu że szklanki i spojrzała na oberżystę. Chyba nie było tak źle bo odsunęła krzesło i usiadła przy narożniku stołu obracając w dłoniach częściowo pusta szklankę.
- Mogę usiąść ale tylko na chwilę. A ty jak masz na imię? - zapytała odgarniając lok za swoje ucho.

- Katja? Nietypowe… wschodnie - do kubka znów trafił miód - Masz kislevskie korzenie? Katja… jak to się zdrabnia, Katka? - uśmiechnęła się, pociągając prosto z gąsiora - Pasuje ci, delikatne, kobiece… śliczne imię dla ślicznej dziewczyny. - wyciągnęła dłoń do powitania - Veronica, ale przyjaciele mówią mi Vera, więc nie krępuj się. Co prawda przyjaźń to duże słowo, jednak myślę że obie dobrze się poznamy - spojrzała jej prosto w oczy - Długo tu pracujesz skarbie?

- Już cały sezon. Ale się kończy. Mam nadzieję, że będę mogła zostać. -
dziewczyna zerknęła na swój podołek na którym trzymała szklankę. W końcu przepiła swoje obawy łykiem słodkiego miodu. I wróciła do weselszych tematów.
- Tak, moja mama jest Kislevitka. Taka prawdziwą bo z Kisleva. Ja to się już tutaj urodziłam. Dlatego u nas w rodzinie wszyscy bracia noszą imperialne imiona a ja i siostry kislevskie. Miło mi cię poznać. Vera to też bardzo ładne imię. - uśmiechnęła się ciepło do sympatycznego gościa i znów upila łyk miodu. Tym razem wznosząc nieco szklankę do toastu.

- Po babce, tak przynajmniej matka lubiła gadać. Że z Tilei pochodzimy i inne klechdy - uniosła gąsior i stuknęła nim delikatnie w szklankę - Za spotkanie Kislevu i Tilei gdzieś pośrodku Imperium… spotkanie tej ładniejszej części - puściła jej oczko, upijając miodu, a gdy skończyła, podjęła temat - Stąd znasz tego wąsacza tam z kąta? Wygląda jakby właśnie z konia zsiadł… on te wąsy podkręca, czy ma tak naturalnie? - ściszyła głos do szeptu.

- No coś ty! Przecież te wąsy wyglądają świetnie! No w ogóle faceci z wąsami lepiej wyglądają. - Katja rozluźniła się na tyle by się zwierzyć że swoich preferencji. Całkiem możliwe bo chyba wszyscy dorośli Kislevici nosili wąsy. Widocznie ich kobiety też były do tej mody przyzwyczajone.
- A to jest Pietia. Często przychodzi do nas. Ale nie znam go za dobrze. Ja nie jestem z miasta. Przyjechałam na wiosnę za chlebem i na szczęście bogowie byli dla mnie łaskawi i pozwolili mi się tutaj zaczepić. A Tilea to chyba gdzieś daleko, co? - zaczęła mówić całkiem szybko, żwawo i nawet wesoło. Szybko skakała z tematu na temat ale dało się wyczuć, że spieszy się spodziewając się reprymendy od szefa.

Litz okazała się szybsza od barmana. Wychyliła się do przodu, chwytając palcami drobną brodę i przytrzymując ją aby się nie wywinęła. Za dłonią ruszyła głowa w kapturze, błyskawicznie zbliżając usta do rozchylonych w zdziwieniu ust. Wpiła się w nie, ledwo pamiętając o tym, by uważać na rozciętą wargę.
- Daleko… wolę to co bliżej - szepnęła chrapliwie, gdy skończyła pocałunek. Patrzyła lśniącymi oczami w zdziwioną i zmieszaną twarz kislevitki - Dla mnie bogowie też… są łaskawi - skończyła z zębatym uśmiechem, pożerając dziewczynę wzrokiem.

- Noo… - twarz dziewczyny spłonęła rumieńcem i znieruchomiała podczas zaskakującego pocałunku. Przełknęła ślinę nerwowym ruchem gdy rozejrzała się ukradkiem po sali. Oberżysta spoglądał w ich kierunku jakby kalkulował czy już wezwać pracownice do porządku czy jeszcze nie.
- Tak. Słuchaj sympatyczna jesteś i lubię cię. Ale już za długo z tobą rozmawiam. Chciałbym więcej no ale wiesz… W pracy jestem. - Katja wydawała się zmieszana. Ale też i jednak podekscytowana.
- Jakbyś coś jeszcze zamówiła to mogłabym cię znów obsłużyć. - powiedziała lekko już stawiając tacę do pionu ha znak, że zaraz będzie musiała odejść.

Walka z myślami w wykonaniu Gabrielle nie trwała długo. niby pamiętała po co mniej-więcej tu przyszła... lecz nim rozsądek zwyciężył, w półmroku sali rozbłysł złoty refleks, a po nim kolejny i kolejny. Metaliczne krążki toczyły się po stole od kobiety w kapturze do kobiety z tacą.
- Zamawiam ciebie - wymruczała niskim głosem ta pierwsza

Chwilę później szła po schodach na górę, do pierwszego pokoju po lewo od wejścia. Łyknęła z butelki, a dziewczyna już otwierała drzwi kluczem. Wpuściła ją pierwszą i weszła za nią. Standardem wnętrze też nie umywało się do “Włóczykija”, jednak towarzystwo miało zacniejsze. Kobiety zerkały na siebie, a gdy spojrzenia się skrzyżowały, wybuchały śmiechem - starsza ochrypłym, młodsza nerwowym. Wreszcie wyciągnęła dłoń, kiwając przyzywająco dłonią na barmankę. Ta znieruchomiała na niespodziewane zachowanie i gapiła się z wybałuszonymi oczami, czerwieniejąc na policzkach.

- Do twarzy ci w tej plamie na policzku, pasuje do twoich oczu - Litz drugą dłonią puknęła się w policzek, tam gdzie jej towarzyszka miała niewielkie zabrudzenie od kurzu, którego nabawiła się jakoś po drodze.

Rumieniec przybrał na sile. Ciekawe było to, jak szybko potrafiła się zmieniać. Wystarczyła mała pomoc w opuszczeniu jej wewnętrznej zapory.
- Eee... no tak, stale mi się to zdarza, sama rozumiesz - chrząknęła zawstydzona.

Próbowała się wytrzeć rękawem i zapewne odsunąć, ale starsza kobieta na to nie pozwoliła. Chwytając ją za nadgarstek powiedziała pewnie:
- Ja to zrobię - włożyła sobie kciuk do ust, zwilżając go nieco i dotknęła jej policzka. Powolnym ruchem starła plamę. Następnym pchnęła mocno w pierś, lecz nastąpiła niespodzianka. Filigranowa służka przywarła do niej i wpiła się w zaskoczone usta. Przez chwilę Gabrielle chciała odruchowo walczyć, uciec od niespodziewanej bliskości, ale szybko uległa, kwitując zmianę zachowanie pomrukiem zadowolenia. Pewnym ruchem chwyciła ją za kark, przysuwając tym samym szczelnie do swojej sylwetki. Całowały się z dziką namiętnością, próbując smaku i zapamiętując zapachy. Niemiłosiernie huczało jej w głowie, zapewne od mieszanki alkoholu i podniecenia. Walka z ubraniami, walka dwóch ciał na twardym sienniku.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 13-06-2019 o 21:58.
Driada jest offline