Gulbrek, stojący nad jedną ze srebrnych górek i przeliczający jej wartość pod nosem, odwrócił się w stronę zaklinacza słysząc pytanie. Milczał przez chwilę, drapiąc się po brodzie w zamyśleniu.
- Niezbyt to widzę - odezwał się w końcu. - Jakby tak usunąć te podpory i naruszyć cały ten korytarzyk... Może, może. Ale mi to bardziej wyglądało na ślady po ostrzach, niż górskim osprzętowaniu.
Była i taka możliwość. Być może na kamiennych stopniach po prostu stoczyła się walka, być może ktoś próbował zawalić chodnik i zamknąć tym samym kopalnię na cztery spusty. Nie szło określić stuprocentowo bez naocznego świadka, a tych brakowało.
Wodząc wzrokiem po krwawych smugach, Caspar dowiedział się niewiele. Były i na podłożu, i na ścianach, i nawet na górniczych wózkach. Tropiciel z niego był marny, ale dedukował. Czerwone ślady, w półmroku przybierające brązowawy odcień, w dużej mierze prowadziły na lewo - tak jakby tam ciągnięto zwłoki. Hurtem; a przynajmniej tak to wyglądało.