Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2019, 00:26   #86
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ojciec Dominik uniósł się z trudem na zakurzonym łóżku choć raczej spodziewał się co zobaczy pod sobą. Powieki zamrugały by złapać niezbędną ostrość, ale samo to już spotkało się ze srogim bólem. Ale rzeczywiście. Na kocu poniewierały się odleżane już kserówki i odręczne notatki.
- Liniowa, unormowana i zupełna... - powiedział powoli biorąc w dłonie jedną z kartek.
- Zostaw, Domiś. Same nieudane iteracje. Coś ty mi kurwa za towarzystwo sprowadził do chałupy?
Zostawiony samemu sobie łysy człowiek zajął się konsumpcją bojanowych browarów i oglądaniem telewizji, w czym towarzyszyła mu lodowa dziewczyna, ściskająca w obu rączkach kubek z na oko zamarzniętą herbatą. Siedzieli na podłodze, bo rozłożoną kanapę zajmowały Vanille. Trzy blondynki nadal spały i nie przeszkadzał im głośno podkręcony kanał sportowy, który zdaje się nadawany był w jakimś arabskim języku.
Młody ksiądz sam musiał przez chwilę przypomnieć sobie dokładnie skąd ich zna i skąd się tu wzięli. Najłatwiej poszło z Vanillą. Dziewczyna wszak utkwiła w dwóch jego wspomnieniach. Pozostała dwójka sprawiała więcej problemów, ale ostatecznie została dopasowana do odpowiednich sytuacji.
- Ogolony jest kibicem Tytanii. I po Placu Zwycięstwa włada wszystkimi językami ludzi. Dziewczynka się jeszcze nie odezwała… do mnie przynajmniej. Obniża temperaturę otoczenia. A panna Czech… Umie przekraczać przestrzenie Banacha.
Bojan cały czas kiwał głową w przedziwny sposób akceptując to mało dorzeczne przedstawianie, by ostatecznie wskazać leżące na kanapie osoby.
- A te dwie? Jej siostry?
- Nie -
ksiądz się uśmiechnął - To nadal Vanilla.
Wielki matematyk mrugał przez chwilę oczami z mało inteligentną miną, by ostatecznie podsumować epokowe odkrycie.
- Pierdolisz.

***

- To nie jest aż tak niemożliwe jak się wydaje.
Bojan gospodarzem okazał się nad wyraz jak na siebie uprzejmym. Po pierwsze nie wywalił za drzwi ani ogolonego kibica ani dziewczyny. Po drugie ugotował gar makaronu i wyjął z szafki słoik pesto. Po trzecie wyperswadował Dominikowi dzownienie na policję. A po czwarte w końcu, ze spokojem i skupieniem choć bez nijakiego przejęcia wysłuchał historii nie mającego ani siły ani ochoty się podnieść z łóżka Dominika. I jak łatwo było to przewidzieć, jeśli się go znało, większe wrażenie i zainteresowanie wzbudziły w nim cechy jakie się w ludziach obudziły.
- Co takiego? - mruknął Ojciec Dominik przez zamknięte oczy. Nadal mimo sprzeciwów Bojana rozważał telefon chociaż do mamy i nie czuł się przekonany spiskowymi teoriami matematyka, że to by miało na cokolwiek narazić rodziców. Ojciec wszak był człowiekiem nie pozbawionym wpływów.
- Ta blond dupa. W trzech osobach. Sobie nawet myślę, że to bardziej logiczne niż dres-poliglota.
- Ach… - ojciec Dominik westchnął i przytaknął. Wszak choćby i się modlił najgorliwiej to nie mógłby nie poddać tych zjawisk analizie - I co? Nadal nie wierzysz w deony?
Deony w pewnych kręgach praktyków filozofii chrześcijańskiej stanowiły naukowe określenie bożej iskry. A także podstawę rozważań teologicznych Dominika, których nieobalalność niebotycznie drażniła Bojana.
- Sreony tam… - żachnął się matematyk - Wymyślasz, a rozwiązania są gotowe. Brzytwa Ockhama Domiś. Dualizm korpuskularno-falowy. W aspekcie kwantowym, panna Czech musiała się poddać dyfrakcji i ulec rozproszeniu na trzy.
Ojciec Dominik uśmiechnął się. Mimo bycia świadkiem niedawnej śmierci nadal potrafił się uśmiechnąć. Co oczywiście było zasługą Bojana. Uśmiechnął się więc do przyjaciela tym pogodniej. I z niejaką wdzięcznością.
- To rzeczywiście proste. Ale by było wykonalne, musiałaby się w jednej chwili stać zbiorem kwantów. A to choćby i podlegało woli człowieka to policz sobie. Ile komórek jest w ciele człowieka. Razy ilość atomów w komórce razy n wiązań jonowych i drugie n wiązań kowalencyjnych. O siłach van der Wallsa nie wspominając. By je wszystkie w mgnieniu oka rozerwać i zaraz złożyć musiałaby czerpać energię prosto ze Słońca, które i tak szybko by się zużyło. Deony zatem.
Matematyk wzruszył ramionami.
- Sreony - odparł obalając tym argument młodego księdza po czym zapadło dłuższe milczenie, a dwaj przyjaciele niepewnie patrzyli w ledwo tknięty makaron - Domiś… ja chyba zabiłem kogoś.
Pierwszy raz ojciec Dominik słyszał jak temu gburowatemu facetowi trzęsie się głos. Zaraz też wezbrała w nim chęć pocieszenia go. Podniósł się ponownie na łóżku gotów wysłuchać Bojana gdy nagle obaj usłyszeli jakieś krzyki na zewnątrz. Bojan pomógł wstać księdzu i podreptali do okna w dużym pokoju gdzie stali już lodowa dziewczyna i łysy poliglota. Na zewnątrz z pewnością się coś działo, bo z okolicznych okien też zaczęli wyglądać ludzie. Tylko trzy Vanille wciąż spały. Zapewne spalając bezwiednie energię z trzewi słońca.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline