Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2019, 13:02   #123
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Oreja przeklął i ruszył w kierunku Xaviego, obserwując czujnie El Manivela.

- Javier! - ryknął na całe gardło, zwracając uwagę turystów i miejscowych mentów, zamachał rękami w kierunku chłopaka, licząc na to, że jego dziwne zachowanie wzbudzi czujność El Nino, a skupiona uwaga przechodniów odwiedzie od ataku potencjalnego napastnika.

Orozco od razu pojął, że nie było to zwykłe przyjacielskie zawołanie na piwo.
Dostrzegł Ucho i podążąjąc za jego spojrzeniem rozejrzał się wokół, wypatrując zagrożenia. Nie wyciągnął pistoletu, lecz położył dłoń na rękojeści zatkniętej za pasek broni.
Zbyt wolno.
Słysząc krzyk Ucha, Narwaniec wyszarpnął pistolet zza paska, ruchem szybkim jak myśl i nacisnął spust.
Dwie kule trafiły Xaviego gdy się odwracał. Jedna w pierś, druga w szyję.
Rany zapłonęły żywym ogniem, a chłopak poczuł, że leci na ziemię, niczym szmaciana kukła. Świadomy tego co się z nim dzieje lecz zupełnie bezradny. Jak ofiara.
Widząc, że Szajbus szykuje się do ataku, Alvaro puścił się biegiem, czego Javier nie mógł już widzieć, w jego kierunku, sięgając jednocześnie po broń. Wiedział, że w bezpośrednim starciu nie ma z narwańcem szans, lecz teraz nie działał rozsądnie. Kierował nim impuls, wściekłość i adrenalina. Widząc upadającego chłopaka zawył, zatrzymał się i złożył do strzału. Tym razem celował w głowę Szajbusa, żeby zabić. Dał skurwielowi szansę o jeden raz za dużo.
Narwaniec rzucił się w bok, w boczną uliczkę.
Ucho strzelił. Trafił, ale nie tak jak chciał. Kula zahaczyła ucho, otarła się o skroń. Narwaniec już prawie zniknął w bocznej uliczce. Ucho miał jeszcze jedną szansę. Ostatnią, chyba że pogoni za zbiegiem w ciemną noc i w nieoświetlone uliczki.
Javier zawył boleśnie i wtedy Oreja zauważył, że rana na jego piersi dymi, jakby ktoś wetknął w nią peta.
Alvaro strzelił raz jeszcze w zbiega nim ten zniknął zupełnie w ciemnej uliczce i przypadł do chłopaka. Uklęknął przy nim zamykając oczy wysłał przekaz do Xolotla.
Pomóż!
Obraz strzelającego w Javiera El Manivela powędrował do mrocznej krypty.

Mistrz odpowiedział dość szybko. Karminową falą gniewu, która wessała Oreję w głębię furii. Wiedział jednak, co ma robić. Krótki przekaz wysłany gdy ich umysły nawiązały ze sobą kontakt.
Musiał go wynieść z oczu ludzi i wyjąć kulę. Zapewne była srebrna. To dlatego rana płonęła. A srebro, teraz to poczuł, było dla nich groźniejsze niż ołów. Dużo groźniejsze.

Podsycony gniewem Mistrza, Oreja dźwignął chłopaka jak kukłę, przerzucił go przez ramię i ruszył w przeciwną stronę od tej, w której zniknął Szajbus. Gdy tylko osiągnął mrok uliczki wszedł w pierwszą otwartą bramę i zrzucił ciężar na ziemię.

- Uaaa! Uaaaa! Uaaaa! - wył Xavi.
- Będzie dobrze, El Nino - rzekł uspokajająco Perez, chociaż wcale nie był pewien czy będzie dobrze. - Zaraz będzie lepiej…

Zlokalizował dymiące miejsce i jednym ruchem rozerwał ubranie odsłaniając ciało. Krawędź rany, z której buchał dym był zwęglony. Smród przypalającego się mięsa drażnił powonienie. Ucho zwinął kawałek oderwanej koszuli w kulkę i wepchnął jęczącemu w usta.

- Przygryź! - rozkazał. - Może kurwa zaboleć jak chuj ale zaraz powinno być po wszystkim!

Miał nadzieję, że nie będzie po wszystkim i że chłopak przeżyje ale nie zamierzał dzielić się teraz swoimi wątpliwościami. Kuli nie było widać i jedynie gęsty dym świadczył o jej obecności. Odrzucił zatem możliwość wykorzystania noża i wepchnął w dymiącą ranę rękę z zamiarem wyjęcia pocisku. Spodziewał się, że natknie się na coś, co zacznie mu parzyć palce. Był przygotowany.

Rana wydawała paskudne, obsceniczne dźwięki, kiedy obracał w niej paluchami. Javier wył, ale knebel zmieniał to wycie w przeciągły, zdławiony jęk. I w końcu opuszki palców Ucha przeszył ognisty ból. Jakby trafił na zapaloną świecę lub palnik. Bardziej palnik. Szybko, nie certoląc się, wyciągnął coś srebrzystego, dymiącego i okrwawionego. Srebro. Kula była srebrna.
Zaraz, jak tylko pocisk opuścił ciało Xaviego, rana przestała dymić.

Odrzucił kulę na podłogę, zawinął w kawałek materiału i schował w kieszeń. Nachylił się nad Javierem, wyciągnął szmatę z jego ust i spytał z troską.

- Lepiej, El Nino? Żyjesz sukinsynu?
- Aaaaa! Pali! - krzyknął Xavi. - Puta, mieliśmy być, puta, odporni na kule. Jebanymi supermenami. Taki chuj. O Jezu.
- Żyjesz, kurwa! - poklepał go po policzku zadowolony z siebie i chyba trochę zdziwiony. - Srebro zdaje się nam szkodzić. Zajebię skurwysyna! Pomyśleć, że mu darowałem życie za pierwszym razem i tak mi się chuj odpłaca. Sin piedad! Weź się w garść! Musimy stąd spierdalać nim nas dorwie matkojebca!

Podał rękę chłopakowi, pomagając mu wstać.

- Tito chyba mógłby być ze mnie dumny - rozdziawił gębę w parodii uśmiechu. - Mógłbym zostać pierdolonym konowałem, nie?
- Totalnie - jęknął Javier, niespecjalnie współpracując przy wstawaniu. Nogi się pod nim uginały. - Aaaa… Skurwiel, to z tobą miał na pieńku. Czemu strzelał do mnie?
- Chce rozjebać wszystkie węże. Pojeb… - skwitował, jakby to jedno słowo tłumaczyło całe zachowanie El Manivela. - A dlaczego chciał zabić mnie? - Wzruszył ramionami. - Szajbus! Trzymasz się? - Spojrzał na towarzysza z troską. - Dasz radę iść?
- Sam chyba nie - Xavi z trudem łapał oddech. Z pomocą companero wreszcie dźwignął się na sflaczałe nogi, lecz było jasne, że bez pomocy daleko nie ujdzie. - Mam nadzieję, że chociaż rany będą się na nas goić jak na Wolverinie, bo inaczej to chyba potrzebuję szpitala. Albo chociaż Tito.
- Wyliżesz się - Alvaro podparł chłopaka, pomagając mu iść. Dobry humor go nie opuszczał. - Idziemy do Pięknej Buźki Angelo. Chłopaki powinny tam być. Tito też.

Natknęli się na niego w ciemnej uliczce, między kubłem na śmieci a schodami do piwnicy. Leżał nieprzytomny i najwidoczniej napruty jakimś świństwem. Miejscowy ćpun. Obdarty, wychudzony, ze skrzepłymi strupami krwi na rękach. Oreja przystanął i położył ostrożnie Javiera obok nieprzytomnego mężczyzny.

- Czekaj... - szepnął.

Podszedł do ćpuna i naciął ostrym nożem oba nadgarstki, jeden podkładając chłopakowi pod twarz.

- Pij, to cię wzmocni.... chyba. On i tak jest już trupem.

Krew pachniała słodko i mimo początkowej odrazy Alvaro sam przyssał się do drugiego nadgarstka.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest teraz online