Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2019, 01:38   #57
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - 2519.VII.32; południe

Miejsce: Ostland; Wolfenburg; świątynia Grungniego
Czas: 2519.VII.32 bezahltag (5/8); południe
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; na zewnątrz pogodnie



Tladin



Tladin znów ruszył na kolejną miejską wycieczkę. Pogoda wydawała się mu sprzyjać bo niebo było błękitne a powietrze ciepłe. Tłumy w większości wyższych od niego ludzi i wozów co prawda zasłaniały mu większość widoków no ale w końcu to było normą w środku dnia i centrum wielkiego miasta.

Na szczęście dla niego wskazówki od Birgit okazały się celne. Zresztą okolica gdzie go kierowały była zbliżona do tej gdzie był już z wizytą u Morgrima Starego. Do tego po drodze spotkał znajomą twarz. Przechodząc przez plac handlowy dojrzał znajome budy cyrkowe a wśród nich Astrid. Znów zachwycała widzów swoim pokazem mistrzowskiego władania biczem i łańcuchem. Znów deski, dynie i butelki rozpryskiwały się w efektownie wyglądających eksplozjach od uderzenia jej egzotycznej broni. A widownia oklaskiwała artystkę nie szczędząc okrzyków zachwytu, gwizdów aplauzu ani słów podziwu.

W końcu jednak znalazł się tam gdzie zamierzał. Wśród przechodniów dało się zauważyć coraz niższy przeciętny wzrost oraz bujniejszy zarost. A gdy odnalazł właściwą ulicę i budynek co wśród pobratymców trudne nie było to i od razu po zdobieniach dumnie wyglądającej kapliczki rozpoznał, że jest na miejscu. Przed wejściem widział robotę mistrzów kamieniarskich którzy uformowali twardy i niezłomny granit w znajomy wizerunek boskiego ojca wszystkich khazadów.





Świątynia Grungniego była dumnym i pięknym budynkiem. Godnym swojego patrona. Widać Birgit nie kłamała z tą prężną społecznością khazadów w tym mieście. Taki budynek nie mógł powstać na poczekaniu w sezon czy dwa. Wśród tych miejskich skał ludzi prezentował się dumnie niczym krasnoludzka twierdza. Oczywiście przepychem nie mógł się równać do wspaniałych świątyń w samym Karaz Ankor. Przy tamtych wspaniałościach prezentowała się jak skromna kapliczka właśnie. No ale i tak cieszyła khazadzkie serce czymś swojskim i znajomym na tej obcej od ojczyzny ziemi.

Wewnątrz panował przyjemny, dostojny półmrok rozświetlany światłem kolorowych witraży i kandelabrami świec. Witraże w ten pogodny dzień prezentowały się przepięknie kładając się w sceny ze sławnych dokonań khazadów. W tym półmroku nawy głównej płomyki świec jawiły się niczym gwiazdy na nieboskłonie. Khazadów w środku dnia było niewielu. Część modliła się w skupieniu w intencji swoich próśb i interesów. Tladin dojrzał drzwi na uboczu jednej ze ścian które powinny prowadzić do pomieszczenia kapłanów gdyby chciał się z nimi rozmówić. Mógł też poczekać aż jakiś się pojawi w świątyni.




Miejsce: Ostland; Wolfenburg; karczma “Włóczykij”
Czas: 2519.VII.32 bezahltag (5/8); południe
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; ciepło, czuć swąd, na zewnątrz pogodnie



Karl i Bernard



Czwórka podróżników niczym przypływ opłynęła wysepkę “Włóczykija” gdy spotkali się całą czwórką na chwilę tylko po to by niczym odpływ znów odpłynąć każde w swoją stronę. Gabrielle i Tladin po krótkim spotkaniu i usłyszeniu relacji z ratuszowych wieści każde poszło w swoją stronę. Wyglądało na to, że skoro ratusz ma załatwić wóz czy może nawet dwa, razem ze zwierzętami i wozakami to warto poczekać do jutra. Zresztą do końca miesiąca i tak ratusz opłacał wynajem obydwu pokoi dla podróżników. Więc jeszcze ani dzisiaj, ani jutro nie musieli się martwić o wikt i opierunek na całkiem przyzwoitym poziomie. Właściwie to nawet noc z Konistag na Agnestag też była opłacona. Dopiero więc od południa Agnestag musieliby opłacać pobyt z własnej kiesy. A na zasoby własnej kiesy też w większości składała się wypłacona ratuszowa zaliczka. Więc jak na razie o byt i podstawowe potrzeby martwić się nie musieli.

Po tym gdy znów Karl i Bernard zostali sami mieli właściwie czas wolny. Towarzysze znaleźli sobie jakieś zajęcie i poszli w miasto. Z Klausem nie było właściwie wiadomo co się stało. Nie było jego ani jego rzeczy od wczorajszego wieczornego napadu na karczmę. Może leżał gdzieś w pobliskich domach gdy jednak ucierpiał jakoś podczas ataku a może zwinął swój interes i poszedł szukać szczęścia gdzie indziej. Skoro go nie było można było tylko snuć domysły co się z nim stało.

Lokal nadal zalatywał spalenizną chociaż szło się do tego już przyzwyczaić. A może to cała noc i dzień wietrzenia jednak powoli wypierały ten przykry, świdrujący nozdrza zapach. Obsługa i jacyś robotnicy dalej porządkowali lokal. Brali namiar na nowe stoły, okna, słychać było odgłosy przesuwania mebli i pracujących pił czy młotków. Johann widać nie stracił głowy i mimo tych przejściowych trudności zapowiadało się, że w ciągu kilku dni poza nowym wyposażeniem nie będzie śladu po wczorajszym ataku. I goście i obsługa też już traktowali to całe zajście z przymrużeniem oka i jawną kpiną. Widać ludzi którzy upodobali sobie ten lokal nie było łatwo zniechęcić czy zastraszyć. A mieszanka kulturowa była spora. Kupcy, cwaniaczki, rycerze, artystyczne dusze, najemnicy, rzezimieszki, typy spod ciemnej gwiazdy. Ludzie i nieludzie. Ci którzy przyszli tutaj się zabawić, najeść, załatwić interesy, przenocować czy szukali dopiero okazji na coś z tego wszystkiego.

W to wszystko, słuchając melodii przygrywanej przez ognistowłosą Laurę która coś dzisiaj ograniczała się tylko do wygrywania melodii, wkroczyły śmiało trzy sylwetki. Młodzieńcy rozejrzeli się po lokalu i gdy wzrok ich spoczął na jednej z bocznych alków z obecnie wybitym oknem, ich twarze rozpromieniły się.

- Aha! Tu się schowałeś! - młody mężczyzna ruszył śmiało ku bocznej alkowie pijąc wyraźnie do siedzącego za stołem Karla.

- No tak czułem, że jeszcze nie wyjechałeś. Swoją drogą co do tego czucia to co tu tak zalatuje? - młodszy z braci von Brocke lekko skrzywił się z niesmakiem wyczuwając nieprzyjemny i drażniący nozdrza zapach spalenizny.

- No nieważne. Nie ma co tu gnić. Zbieraj się, jedziesz z nami na polowanie. Szkoda tak pięknego dnia aby gnić w mieście. - Emich zatrzymał się przy alkowie razem z braćmi von Brocke i nie bawił się w zbyt długie przemowy.

- Właśnie Karl, chodź, wzięliśmy konia dla ciebie. Zapolujemy sobie na coś skoro jeszcze gościsz u nas w mieście. Kolega jak się czuje na siłach też może się zabrać no ale kolejnego konia nie mamy. - Andreas wskazał ruchem kciuka na drzwi wejściowe przez jakie właśnie przeszli i gdzie pewnie zostawili konie. Spojrzał na siedzącego obok Bernarda dając znak, że jeśli ma ochotę i wierzchowca to może się zabrać z nimi.

- Chyba, że znalazłoby się miejsce dla tej ślicznotki. Mógłbym nawet poświęcić się i podrzucić jej kibić na swojej kulbace. - Franz wodził zainteresowanym spojrzeniem po zgrabnej sylwetce rudowłosej minstrelki na co pozostali też spojrzeli w jej stronę i roześmiali się nieskrępowanym, rubasznym śmiechem. Widać trójce młodych szlachciców humor w ten pogodny dzień dopisywał wybornie.




Miejsce: Ostland; Wolfenburg; karczma “Syty Kogut”
Czas: 2519.VII.32 bezahltag (5/8); południe
Warunki: ciepło; sucho; półmrok pomieszczenia; ciepło, pogodnie, na zewnątrz pogodnie



Gabrielle



Gabrielle nie była pewna czy to sprawiły ratuszowe krążki jakie zostawiła na blacie na parterze czy to coś tak sobie we dwie podpasowały już na pięterku w każdym razie zapewniły sobie obie nawzajem całkiem sporo przyjemności i rozrywki. Młodej brakowało doświadczenia w obcowaniu z drugą kobietą ale jednak jak sama później przyznała już raz czy dwa miała tą grzeszną przyjemność. Czasem trafiały się klientki co miały ochotę aby na jakiś czas ozdobiła im wynajmowany na godziny materac. Ale to co Katji brakowało w doświadczeniu z nawiązką nadrabiała entuzjazjmem, zapałem i była tak rozkosznie niewinna, że w ogóle człowiek mógł zapomnieć, że jakieś karliki zmieniły na parterze właściciela. Zupełnie jakby robiła to z czystej przyjemności, ciekawości i sympatii.

W końcu jednak zaległy obok siebie w błogim rozleniwieniu próbując uspokoić oddech i zebrać myśli. - Jesteś bardzo miła Vera. I bardzo ładna. - wyszeptała cicho ciemnowłosa kelnerka “Koguta” leżąc obok wspomnianej kobiety. Na dowód, że mówi prawdę pocałowała ją w pierś. Fajnie było ale niestety chociaż jeszcze trwało błogie rozleniwienie to już było po. Powoli umysły zaczynały błądzić ku światu poza czterem, wąskim ścianom wynajmowanej klitki. Wzrok wodził po leżących bez ładu i składu ubraniach w które w końcu trzeba było się z powrotem ubrać. Przynajmmniej mżawka się skończyła i znów wyszło słoneczne światło dnia.


---



Obie były już ubrane. Katja otworzyła drzwi na korytarz chcąc wyjść na zewnątrz gdy zaraz potem natknęła się na idącą w tym samym kierunku postać. - Katja? No cześć Katja. - zapytał trochę tylko zdziwiony kobiecy głos. Kobieta na chwilę zatrzymała się i spojrzała na kelnerkę oraz za wychodzącą za nią klientkę. Zatrzymała na niej wzrok i Gabrielle też miała wrażenie, że skądś kojarzy twarz tej drugiej.

- O! Cześć Raina. O! Raina! Chodź na chwilę! - Kislevitka przywitała się z widocznie jakąś swoją znajomą ale jej widok widocznie coś jej przypomniał.

- A też mnie Oleg policzy jako gościa na godziny? - dziewczyna w kapturze zapytała uśmiechając się i do kelnerki i do jej gościa wskazując głową w kapturze w stronę schodów prowadzących na dół.

- Wiesz, myślę, że Vera zapłaciła tyle, za pokój, że mu wszystko jedno kto jest tu jeszcze. No ale ja nie o tym chciałam. No chodź. Pogadamy. - dziewczyna machnęła ręką czując się w temacie Olega i służbowych spraw całkiem pewnie. Na koniec wróciła jednak do proszącego tonu gdy chciała zaprosić koleżankę do pokoju.

- No widzisz? Za darmo to nawet mnie do łóżka nie chce. Widać aż taka szpetna jestem. Tylko do pogadania najwyżej. - kobieta w kapturze rozłożyła bezradnie ramiona ale przyjęła zaproszenie i minęła obie dotychczasowe użytkowniczki tego pokoju uśmiechając się nieco złośliwie do Gabrielle. Z bliska Litz miała wrażenie, że na pewno już się gdzieś musiały spotkać.

- Oj, że do łóżka nie chce… A poza tym za wszystko płaci Vera więc ja tu nie mam nic do gadania… No ale ja nie o tym. - Katja westchnęła od tego prztyczka ale zajęła się zamykaniem drzwi aby mogły porozmawiać w spokoju. Ta nowa rozejrzała się po pokoju ale poza siennikiem niewiele tu było innego więc siłą rzeczy uwagę przykuwali użytkownicy pomieszczenia a nie ono samo. Tak, Gabrielle wydawało się, że widywała ją jak nie na mieście to w ratuszu albo “Włóczykiju”. Nie cały czas ale pewnie więcej niż raz.

- No to o czym? - Raina odwróciła się kładąc ręce na biodrach i spoglądając wesoło na dwie inne kobiety.

- Vera jest nowa w mieście. Szuka kontaktów. Roboty. No same może to obgadajcie. - kelnerka zaczęła te wzajemne negocjacje wyjawiając się po co zaprosiła dziewczynę w kapturze do środka. Ta więc przekierowała swoją uwagę właśnie na nią.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline