I znowu byli na szlaku. Cyrulik powoli przyzwyczajał się do życia poza murami miasta, uczył się obserwując tych bardziej doświadczonych. Patrzył, słuchał i dopytywał. Skąd wziąć wodę i jedzenie, jak rozpalić ogień, z czego zbudować schronienie...
Okolica była piękna, a droga – nawet przy wodospadzie – nie aż tak trudna do pokonania. Tym niemniej, całodzienna wędrówka była męcząca i Rache z radością przyjął propozycję rozbicia obozowiska. Pomagał, tak jak umiał. Klasztorny prowiant był prosty, ale za to smaczny i przede wszystkim sycący.
Dietmar dołączył do krasnoluda zapraszając wędrowców do ogniska, a potem również położył dłoń na rękojeści miecza. Upomniał się w myślach i nakazał sam sobie większą ostrożność.