- Skrzynka to nie problem jak mam materiał pod ręką. - Odparł Tommy.
- Nie bierz materiału stąd - powiedziała Brooke
- lepiej z jakiegoś miejsca, z którym nie da się nas powiązać. Mamy poważniejszy problem, muszę się przebrać, żeby ojciec mnie nie rozpoznał.
- Mam kominiarkę - odparł Tommy.
- A ja mam chusty - dodał Franko.
- Chyba sobie sama coś kupie - odparła Brooke -
mamy czas do wieczora. Będąc już w kanale Tommy złożył na nowo “trumnę”. Wcześniej była co prawda w porządku, ale wejście do kanałów okazało się za wąskie.
Brooke poprowadziła ich ciemnymi tunelami. Jako jedyna miała latarkę, Franko nie potrzebował Tommy… zapomniał. W końcu po półgodzinnym błądzeniu stanęli przed kratą. Solidną kratą z solidną kłódką.
- Pamiętasz jak to robił to Max? - zapytał Tommy.
- Nie bardzo - powiedział Franko biorąc kłódkę w dłoń i przekręcając. Oderwaną kłódkę rzucił pod ścianę.
- Te znaczki to na poważnie? - zapytał Tommy pokazując znak zagrożenia biologicznego.
- Nie, to od zdrowej diety taka jestem - mruknęła Brooke wymijając Tommiego i idąc przodem.
Szli jakiś czas tunelem, sforsowali kolejną kratę aż w końcu stanęli przy basenie. Śmierdziało okropnie, płyn w basenie też nie budził zaufania. Szeroka rura zasysała płyn z jednego końca by przepuścić go przez oczyszczalnię. Przynajmniej w teorii. Praktyka mogła być zupełnie inna.
Brooke pokazała wlot w suficie nad basenem.
- Ta rura prowadzi do laboratorium mojego ojca. To jakieś trzy piętra w górę. Na rozwidleniu w prawo.
Do rury było jakieś 3 metry. Rura miała prawie dwa metry szerokości i po skosie wznosiła się do góry.