Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2019, 22:46   #21
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Wiem… – westchnęła. – wiem… – Wstała i zebrała naczynia.

- Czemu to tak długo ciągniesz? - zapytałam, ale już łagodnym tonem.

– Wiesz ile śmierci się za mną ciągnie… boję się – Powiedziała nawet się do ciebie nie odwracając. – Boję się, że znów zaczną umierać wokół mnie osoby, które kocham… Mój opiekun, nie chciał bym szła w jego ślady… pragnął bym znalazła własną drogę. Uważał, że nie powinnam iść samotną drogą kapłana boga umarłych… nie posłuchałam go… – usłyszałaś jak płacze. – Tak bardzo bałam się, że znów śmierć przyjdzie do mnie… a najwięcej śmierci widziałam już jako kapłanka… na wojnie… – Padła na kolana wypuszczając naczynia z rąk. – bogowie… czemu jestem tak głupia… – Rozpłakała się.

- Nie jesteś sama, a odtrącając tych, którzy są ci bliscy nawet nie zauważasz że i oni cierpią równie bardzo - spojrzałam na Garrena i skinęłam mu głową by podszedł do Morrisany i ją pocieszył. Sama cofnęłam się do wyjścia i opuściłam chatę by dać im czas.

Odeszłam na pewną odległość od domostwa i tam usiadłam pod drzewem, opierając się o jego pień.

Minęło jakieś pół godziny, gdy Morrisana wyszła z chaty i podeszła do ciebie.

Kucnęła obok.

– Masz rację Marion… miałam cię nauczyć czegoś, a to ty nauczyłaś czegoś mnie – Uśmiechnęła się. – Zrzeknę się kapłaństwa, jednak aby to zrobić muszę udać się do świątyni… To długa droga, niemal przez cały kraj. Dlatego, jeśli się zgodzisz… do czasu spotkania z cesarzem będę ci towarzyszyć jeszcze jako kapłanka. Potem wraz z Garrenem, który chce mi towarzyszyć w podróży, udamy się dalej, a ty zostaniesz pod opieką kapłanki Barayi i cesarza. Obiecuję ci, że do końca trwania mej służby jako kapłanka, nie zbliżę się do Garrena by się z nim kochać. – Westchnęła. – Przepraszam cię… że musiałaś to widzieć. Że moja ludzka słabość okazała się dla ciebie zawodem. Kocham Wilczego kła… ocalił mi życie i zawsze mnie wspierał, podczas całej naszej wyprawy jego pierś była mi tarczą… a ja byłam słaba i uległam własnemu sercu… nie jego namowom, bo do niczego mnie nie namawiał… potem on, jak rycerz przyrzekł mi lojalną miłość… Zawiodłam ciebie… zawiodłam mojego boga… i zawiodłam Garrena… dzięki tobie będę miała wreszcie siły, aby to naprawić.

Uśmiechnęłam się przyjaźnie do niej.
- Cieszy mnie, że w końcu dałaś sobie to wytłumaczyć - powiedziałam i zamyśliłam się nad jej wyjaśnieniem. - Nie jestem w stanie traktować już ciebie jako kapłanki. Wolałabym, żebyś już teraz złożyła atrybuty kapłańskie, bo twoje spotkanie z twoimi przełożonymi jest wyłącznie formalnością - wyjaśniłam swój punkt widzenia.

– Niestety to nie jest tylko formalność. Jeśli złamałam śluby będąc kapłanką, przed trybunałem świątynnym muszę stanąć jako kapłanka. Wiem, że może to godzić w twoje poczucie sprawiedliwości, jednak teraz odwołuję się do twojego miłosierdzia. – Westchnęła. – Co więcej zobowiązałam się do czegoś w związku z tobą i załamanie tego zobowiązania jest grzechem cięższym niż niedochowanie ślubów czystości.

Nie byłam zadowolona z tego, ale skinęłam głową zgadzając się w końcu.
- Idę przygotować się do drogi - powiedziałam i wstałam.

Poszłam do chaty tylko po to by wziąć z niej swój plecak. Z nim poszłam nad strumień, żeby umyć się. Na miejscu znalazłam sobie ustronne miejsce, gdzie mogłam mieć poczucie, że nikt mnie nie podgląda. Ułożyłam świeże ubranie na gałęziach krzaków i rozebrałam się, nie zdejmując z siebie jedynie medalionu i amuletu. Kąpiel w zimnej wodzie była bardzo orzeźwiająca i miałam po niej gęsią skórkę nawet gdy już skończyłam się ubierać. Nim jednak wróciłam, przeszłam się po zagajniku, żeby przyjrzeć czy rosną w nim jakieś rośliny warte mojej uwagi.

Do południa nie rozmawiałaś już z Garrenem ani z Morrisaną. Niedługo potem dotarło do was jeszcze dziesięciu mnichów z twojego klasztoru. Widok orka co najmniej ich zaskoczył. Ciebie natomiast zaskoczyło, że nie posłano nikogo z większym doświadczeniem i stażem, ale ludzi, którzy byli niewiele starsi od ciebie.

Zbroję przywdziałam tuż przed przybyciem moich braci, by być z miejsca gotową do drogi. Wyszłam naprzeciw moim braciom, by ich przywitać. Patrząc po twarzach zastanawiałam się czemu nie było z nimi nikogo ze starszych kapłanów, bo wydawało mi się, że na taką ważną wyprawę powinien ktoś taki zostać oddelegowany. Może po prostu Morrisana była w tej roli? Chcąc nie chcąc, musiałam przełknąć to na co zgodziłam się w jej sprawie i na razie dalej traktować ją jak kapłankę boga śmierci.

Byłam najmłodsza i co za tym idzie najmniej doświadczoną osobą w tym towarzystwie, więc tylko spojrzałam na Morrisanę pytająco, bo chciałam wyruszać jak najszybciej.

Kobieta też wyglądała na zaskoczoną takim składem delegacji.

– Nie wyrusza z nami nikt… bardziej doświadczony? – Zapytała zaskoczona.

– Przeor zdecydował, że mamy wyruszyć my – Przemówił Kapłan Dariel, mężczyzna, który został kapłanem stosunkowo wcześnie, ponieważ nie skończył jeszcze trzydziestu lat. Znałaś go słabo, bo większość czasu spędzał w klasztornej bibliotece. – Uznał, że do szybkiej i całodziennej podróży przyda się bardziej młodość i siła niż doświadczenie, zwłaszcza, że być może prosto z marszu będziemy musieli zająć się rannymi. – Wyjaśnił. – Po drodze zabieramy konny powóz z zaopatrzeniem, który we wsi, wraz z włodarzem przygotowuje dla nas kwatermistrz.

– Rozumiem. – Skinęła Morrisanna wciąż niezbyt przekonana.

- Ruszajmy - wtrąciłam się, chcąc ukrócić dalsze rozważania co do słuszności takiej decyzji, bo skoro przeor tak zadecydował to już nie pora była dyskutować z jego osądami. Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do chaty gdzie pod ścianą czekał mój plecak, zapakowany na drogę.

Niedługo potem całą grupą dotarliście do osady, gdzie mieliście odebrać powóz, ku twojemu zaskoczeniu, oprócz kwatermistrza i włodarza z grupą knechtów, stał tam Galadriel, który utkwił wzrok w tobie, jakby tylko na ciebie czekał.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline