Gwen rozluźniła mięśnie. Normalnie to i by ręką na nich machnęła, ale wiedziała jacy potrafią być khazadzi. Zbyt dumni by znieść ignorowanie i zbyt głupi, by próbować temu zaradzić. Nie wykonała więc żadnego gestu. Skoro w ich dziwnej grupie był już jeden krasnolud, to zapewne się między sobą dogadają. W dowolnie wybranym języku, bo jakoś nie czuła większej potrzeby, aby rozumieć o czym rozmawiają. Nawet gdyby mieli ją obrazić, to czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Na tym zatęchłym świecie jest wystarczająco dużo złych i okrutnych sił, aby przejmować się pyskówkami istot stąpających po ziemi tak bardzo przyziemnie, że ich umysł nie potrafiłby pojąć ogromu siły i nienaturalności występującym wokół nich.
Nie przedstawiła się, czekając aż Grimm to uczyni. Skoro za tego młodszego khazada odpowiadał starszy, to i niech tutaj się nasz ochlejmorda popisze. Gdy sprawa była na tyle klarowna, że można było ruszyć się z miejsca bez narażania grupy na negatywną opinię, Gwendoline postanowiła nie marnować już więcej czasu. Może i miejsce dobre znaleźli, ale trzeba było je jeszcze odpowiednio przygotować pod odpoczynek. Jakiś namiot rozłożyć, trochę drewna donieść, coś ugotować. Niby drobnostki, ale samo się nie zrobi.
- Chodź Caspar, opału trochę nazbierasz. Nie jesteś wystarczająco ładny by tutaj tylko stać, pachnieć i wyglądać - rzuciła oschle, a jej wzrok pozbawiony był jakichkolwiek większych emocji. Jedynie przelotnie na niego spojrzała, zastanawiając się jak szybko zareaguje i jak bardzo praca jego mózgu spowolnia reakcje ciała. Na samą myśl nawet kącik ust uniósł się ku górze, choć i szybko odwróciła głowę, aby wziąć się do roboty. Sprawa khazadów dla niej była rozwiązana.