Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2019, 21:01   #58
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Karl przez bardzo krótką chwilę spoglądał na swoich znajomych.
- Bernard. Franz. Andreas. Emich. - Karl przedstawił swego towarzysza i przyjaciół. - Masz rację, Emichu - powiedział. - Nie ma co tu siedzieć i wdychać smród spalenizny, bo ktoś usiłował podpalić "Włóczykija" - mówił dalej. - Strzemiennego... i możemy jechać. Bernardzie? - Spojrzał na siedzącego obok towarzysza. - Masz ochotę na małą przejażdżkę? W razie czego możesz wziąć naszego muła.

Bernard zaczął od ukłonu wobec wyżej urodzonych, gdy przedstawiał go Karl.
- Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam - odparł, starając się zachować grzeczny ton, chociaż propozycja za bardzo mu się nie spodobała. - Mam jeszcze jedną, czy dwie sprawy na mieście, przed naszą wyprawą. Ale życzę dobrej zabawy.
Po wypowiedzianych słowach najemnik wstał od stołu, by zostawić szlachciców samych. Chodziło mu głównie o to, by nie musiał wysłuchiwać ich ewentualnych prób namówienia go na uczestnictwo.

- Powodzenia w interesach - rzucił za nim Karl. Gestem przywołał służącą. - Częstujcie się i jedziemy - powiedział, gdy na stole pojawiły się kubki. Napełnił wszystkie.
- Panno Lauro - zwrócił się do minstrelki - ma pani może ochotę przepłukać gardło szlachetnym trunkiem, a potem odetchnąć świeżym powietrzem? - spytał uprzejmym tonem, podchwytując słowa, jakie wcześniej wypowiedział Franz.

- Dziękuję za propozycję. Szczerze mówiąc trochę niezbyt dobrze się czuję. Głowa mnie boli no i słyszą panowie jak mówię. To przez ten dym z wczoraj. No i nie mam na czym jechać. - Rudzielec mówiła z wahaniem i rzeczywiście miała wyraźną chrypę. Pewnie dlatego ograniczała się dzisiaj do przygrywania gościom ale nie śpiewała. Co chyba nie działało na nią zbyt budująco czy podoła trudom takiej wyprawy w dzicz.

- Karl mówi, że coś ma, a skoro jego kolega nie jedzie, to chyba ci użyczy tego wierzchowca. - Emich zareagował od razu wskazując na Karla gdy wykorzystał słowa jakie ten niedawno wypowiedział do Bernarda. Minstrelka jeszcze chwilę się wahała ostrzegając, że na jej głos nie mają za bardzo co liczyć ale dała się w końcu skusić na tą leśną przygodę.

- Świetnie! No to w drogę! Darz bór! - Andreas wydał komendę i cała gromadka opuściła nieprzyjemnie woniejący lokal. Jeszcze chwilę trwało nim obsługa przygotowała kuca dla Laury a koledzy Karla rzeczywiście mieli dla niego przygotowanego wierzchowca. No i całą świtę. Więc gdy ruszyli w końcu ulicami to przypominało to mały orszak gdzie na czele jechali młodzi panicze a za nimi cała obsługująca ich ekipa.

Sprawnie przejechali przez bramę i za nią ruszyli w kierunku wcale nie tak odległej, ciemnozielonej linii lasu.
- A właśnie, Karl, na co byś miał ochotę? Jeleń, odyniec, niedźwiedź? Bo z tymi nicponiami nie można dość do ładu, każdy gada co innego! - ofuknął pozostałych dwóch paniczy, jakby rozmawiali o tym wcześniej i nie mogli dojść do porozumienia.

- Mogliście monetą rzucić - powiedział Karl, z cieniem ironii, spoglądając na Emicha i Franza. - Niedźwiedź zdaje mi się najlepszą zdobyczą - mówił dalej - ale powinniśmy zadbać o bezpieczeństwo na naszego gościa - uśmiechnął się do minstrelki - lepszy będzie jeleń.

- Ona? Nie, no ona zostanie ze świta. Przecież w las nie będziemy jej brać. Umili nam czas jak wrócimy. - Andrew aż obejrzał się na jadącą za nimi kobietę. Ani broni nie miała bo lutnie trudno było uznać za broń ani karlowy kuc nie prezentował się tak dumnie jak szlacheckie wierzchowce. Więc nijak rudowłosa nie wpisywała się w standardy młodej szlachty. Bardziej do reszty czeladzi obozowej jaka jechała za ich piątka.

- A tam jelenie i niedźwiedzie. Ja bym jakąś lanię przygruchał. - Emich wydawał się mieć własne priorytety i roześmiał się rubasznie wywołując podobną reakcje u reszty kamratów.

- Się mądrzycie jakbyście kiełbasę i rzeźnika wybierali. To polowanie! Pójdziemy na to co psy wytropią i wypłoszą. A nie jakieś fanaberie. - Franz odgryzł się bratu złośliwostką. Miał trochę racji bo rzeczywiście wyprawa w dzicz niosła że sobą pewien element ryzyka i losowości.

W międzyczasie dojechali i wjechali w las. Na razie jechali drogą a las wydawał się jeszcze dość cywilizowany. Niemniej to było pierwsze przedmurze złowieszczego Lasu Cieni. Potężne drzewa prawie całkowicie zasłoniły błękit nieba a światło słoneczne przebijało się snopami powiaty pomiędzy konarami i liśćmi jak w świątyni pomiędzy witrażami. Można było odnieść wrażenie, że nagle na świat nadciągnęły chmury. Tylko takie zielone i tuż nad ziemią. Koledzy Karla widocznie mieli swoje miejsce z jakiego chcieli zacząć i tam właśnie jechali. Dobrze, że na grzbiecie wierzchowca bo na piechotę to byłby niezły kawał drogi do przejścia.

Zielony dach nad głową zwykle sprawiał Karlowi wiele przyjemności, a myśl o polowaniu pozwalała zapomnieć o problemach codzienności. Myśl o Bastionie odpłynęła w dal.

- A co się wam udało ostatnio upolować? - spytał, spoglądając na przyjaciół. - Opuściłem parę ostatnich polowań... - dodał.

- Oh, nic o czym warto by gadać. Sama drobnica. - Andreas machnął dłonią w skromnym geście chociaż Karl nie był w stanie stwierdzić czy przesadza czy jednak jest dosłownie jak mówi.

Wjechali już w całkiem głęboki las. Wydawało się, że wraz z półmrokiem lasu zrobiło się chłodniej. Zjechali z głównej drogi a potem jeszcze ze dwa razy. I każda kolejna wydawała się dziksza i mniej uczęszczana. W końcu zobaczyli przed sobą światłość na końcu liściastego tunelu a gdy pokonali ten ostatni odcinek oczom jeźdźców ukazała się całkiem malownicza polana.

- No to jesteśmy. Tutaj zaczniemy. - Franz uśmiechnął się z zadowolenia ciesząc się, że są u celu. Polana była jak wycięta wśród ściany dżungli plama kruchej i wątłej roślinności. Przynajmniej taka się wydawała przy tych potężnych dębach, bukach czy topolach jakie ją otaczały. Do tego zwarta ściana zarośli od jeżyn przez paprocie i zwykłe trawy. Przedzieranie się na przełaj przez ten gąszcz nie zapowiadało się lekko.

No i zaczęli. Na początek sfora naganiaczy i psów poszła w las szybko znikając pozostałym na polanie z oczu. Tylko ujadanie ogarów myśliwskich było słychać. Oddalało się i słabło w miarę jak zwierzęta zwiększały dystans. Na polanie została niewielka grupka czeladzi oraz czwórka młodych paniczów i ich rudowłosy gość.

- No to czas na najlepszą część polowania. - Emich uśmiechnął się odbierając od służącego butelkę wina albo miodu. Służący sprawnie podał jemu i pozostałym po małym, podróżnym kubku i mogli się po chwili raczyć całkiem niezłym miodem.

- Najłatwiejszą - uśmiechnął się Karl. - Twoje zdrowie, panno Lauro.
Wypili zdrowie minstrelki, potem za udane łowy. A potem zaczęły się opowieści - nieco ubarwione oczywiście - o polowaniach, w których brali udział, i o zdobyczach, które padły (lub niemal padły) ich łupem.
Ze względu na obecność Laury o podbojach, czynionych wśród płci pięknej, niemal nie rozmawiano. Jedynie Emich coś na ten temat wspomniał, lecz spojrzenie Andreasa natychmiast skłoniło go do powrotu do kwestii czworonożnej czy upierzonej zdobyczy.

Na polowaniach często tak bywało, że trzeba było czekać, aż zwierzyna przyjdzie lub zostanie nagoniona, więc nic dziwnego, że rozmowy myśliwych trwają i przeskakują z tematu na temat. A że sprawa poszukiwania Bastionu była znana wszystkim, nic więc dziwnego, że i ten temat został poruszony.
- Panno Lauro, może tak z nami wyruszysz? - pół serio spytał Karl. - Będziesz miała temat do ballady, A może znasz kogoś, kto by chciał się wybrać na taką wycieczkę?

Gdy z oddali zaczęły dobiegać odgłosy zbliżających się naganiaczy Karl po raz kolejny sprawdził broń. To by mogło być bardzo nieprzyjemne, gdyby w kluczowym momencie pękła cięciwa łuku lub zawiodły pistolety...
 
Kerm jest offline