Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2019, 21:21   #59
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Tladin zmówił modlitwę do Grungniego wychodząc z założenia, że opieka każdego boga, nawet niewalecznego, w wyprawie może się przydać. Ponieważ jednak zbytnio pobożny nie był, nie trwało to długo. Rozglądał się więc niecierpliwie po świątyni starając wejrzeć w głąb przez niedomknięte drzwi. Gdy tak się zastanawiał, czy można wejść do środka czy też nie, od tyłu podszedł do niego dość cicho kapłan i położył mu sękatą dłoń na ramieniu.
- Czego szukasz, synu? - przywitał go basowym głosem i zmierzył surowym wzrokiem. Gladenson nie znał się specjalnie na hierarchii, ale jego rozmówca był wiekowym krasnoludem, więc z szacunkiem się odezwał.
- Witaj ojcze - ukłonił się. - Nazywam się Tladin, syn Gladena. Jestem przejazdem w Wolfensburgu i słyszałem, że jest tutaj kapłan Grimnira. Chciałem go zapytać o mojego brata, który też służy wielkiemu wojownikowi.

- Ah tak. Zapewne chodzi ci o brata Garila. W takim razie pójdź za mną. Masz szczęście niedawno wrócił do miasta
- kapłan pokiwał głową gdy usłyszał z czym przychodzi wierny po czym oszczędnym ruchem wskazał mu aby podążał za nim. Przeszli przez świątynię i weszli do jakichś mniejszych drzwi o spadzistym zakończeniu. Przeszli przez jakieś korytarze i pomieszczenia, czasem mijali ich jacyś akolici i kapłani pozdrawiający się skinieniem głowy i w końcu kapłan zapukał do jakichś drzwi.

- Proszę! - ktoś z wnętrza odkrzyknął gromko i kapłan wszedł do środka dając znać gościowi by uczynił to samo.

- Witaj bracie Garilu. Ten młodzieniec szuka swojego brata i ma nadzieję, że będziesz mógł mu coś w tym pomóc
- kapłan Grungniego przedstawił wstępnie gościa i jego sprawę gospodarzowi. Gospodarz zaś okazał się mocarzem co się zowie. Nawet zgrzebna toga nie była w stanie zamaskować jego potężnej postury. Był zdecydowanie bliższy wiekiem kapłanowi który przyprowadził tutaj Tladina niż jemu samemu. Ale w spojrzeniu dominował mu zimny ogień który jakby tylko czekał aby móc wybuchnąć z pełną mocą. Kapłan Grimnira miał też ślady jakiś dawnych szponów czy innej straszliwej rany jaka przeorała mu twarz zabierając oko po której została tylko czarna przepaska a co gorsza zdzierając fragment skóry przez co na tym fragmencie twarzy nie rosła dostojna broda. Po jednej z rąk został mu też kikut zastąpiony ponuro wyglądającym sierpowatym ostrzem.

- Szukasz brata młodzieńcze tak? No to opowiadaj kim jest twój brat i dlaczego uważasz, że miałbym coś o nim wiedzieć - gospodarz gromko zwrócił się do gościa dając okazję wypowiedzieć mu się osobiście.

- Ojcze - Tladin skłonił się przed kapłanem i jego tężyzną fizyczną. Zastanawiał się, czy pomimo wieku i odniesionych ran Garil nie byłby w stanie pokonać go w walce. - Mój brat, Bladin syn Gladena, dekadę temu przystąpił do braci Grimnira w Karaz-a-Karak. Skierowano go wtedy w nowicjacie z misją pomocy świątyni Sigmara tu w Wolfenburgu. Co jakiś czas dawał znać rodzinie, gdzie jest i co się z nim dzieje. Ale tuż przed stolicą Ostlandu ślad się urwał. Pomyślałem sobie, że jeżeli dotarł do miasta, to kto jak kto, ale wy możecie wiedzieć. Bo w świątyni Sigmara o nim nie słyszeli - rozłożył bezradnie ręce.

- A więc tak to wygląda - gospodarz pokiwał głową i przeczesał palcami swoją bujną u dumnie prezentującą się brodę. - Dobrze, powiem ci tak Tladinie synu Gladena z Karaz-a-Karak. Gdyby twój brat czy inny nowicjusz, trafił do tego miasta na nowicjat nie byłoby sposoby by nie trafił do tej świątyni. I to prędzej niż później jeśli na poważnie myśli o swoim nowicjacie. A w tej świątyni trafiłby na nowicjat do mnie bo jestem tu jedynym kapłanem Grimnira. A jak widzisz nie mam żadnego nowicjusza. I to dłużej niż od dekady. Twój brat do nas nie dotarł. Nie przypominam sobie nikogo o takim imieniu a pamięć mam jeszcze nie najgorszą. I na pewno nie przybył żaden nowicjusz z Karaz-a-Karak. Nie kojarzę aby w okolicy działał jakiś inny kapłan czy choćby nowicjusz. Przynajmniej nie na stałe albo choćby dłuższy czas. Dlatego uważam, że twój brat raczej nie dotarł do tej świątyni ani dekadę temu ani później - stary kapłan gromkim głosem podsumował to co wiedział o bracie Tladina i jego służbie w tym miejscu. A wynikało z tego, że nie udało mu się tutaj dotrzeć.

- Niemniej to zła rzecz się stała. Nie dość, że zaginął jeden z naszych to do tego stanu kapłańskiego. Nie możemy tego tak zostawić. Bracie, musimy się tym zająć. Nie możemy sobie pozwolić by w okolicy rozeszły się pogłoski, że my wybaczamy albo zapominamy naszych krzywd. A krzywda się nam stała jeśli odebrano nam naszego wyświęconego brata - Garil zwrócił się do kapłana który przyprowadził Tladina patrząc na niego gromkim wzrokiem.

- To prawda Garilu, nie godzi się. Zapytam wiernych, zobaczymy czy ktoś czegoś nie słyszał lub nie widział - kapłan Grungniego zgodził się, ze swoim bratem po fachu i pokiwał głową. Też wieści jakie przyniósł przybysz spoza miasta nie przysporzyły mu radości i zgadzał się z wnioskami kolegi.

- Dziękuję - to było jedyne, co mógł odpowiedzieć Gladenson. - Jasno z tego wynika, że do Wolfenburga nie dotarł. Ruszam jutro do Lenkster, będę tam pytał. A potem w góry wyruszę.

Pożegnawszy się wrócił do gospody. Czas było przygotować się do drogi. Sprawdzić ekwipunek, stan broni i pancerza. Poćwiczyć w garnizonie. I wyspać się.
 
Gladin jest teraz online