Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2019, 23:40   #60
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Najemnik natychmiastowo poczuł jakąś niechęć do trójki szlachciców, znajomków Karla. Rozumiał to, że nie mieli dla niego konia, ale ich rubaszne zachowanie, komentarze o minstrelce skutecznie odebrały mu chęć do polowania, biorąc także pod uwagę jego brak doświadczenia. Był słabym jeźdźcem, a praktycznie jedyne zwierzęta, na jakie w swoim życiu polował, to szczury. Był pewien, że w przypadku jakiegokolwiek niepowodzenia, wyżej urodzeni tym bardziej nie szczędzili by mu ośmieszających uwag, dodatkowo ukazując różnicę w pochodzeniu. Być może by to przebolał, ale w perspektywie jutrzejszego wyjazdu z Wolfenburga, obawiał się, że jego znikoma wprawa może ściągnąć na niego jakieś kłopoty w postaci chociażby kontuzji. Czuł, że polowanie to nie jest jego miejsce i postanowił się wykręcić z zabawy. Podczas wyprawy jeszcze zdąży zatęsknić za miejskimi murami stolicy Ostlandu, więc nie żałował, że ten dzień jeszcze spędzi w mieście.

Słowa herr Adlera o nieodnalezieniu ludzi odpowiednich do uczestnictwa w wyprawie nieco usiadły mu w głowie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę częste "zniknięcia" dwójki z dotychczas zwerbowanych ludzi, miał obawę, że może to być zbyt mało. Nieco rozpaczliwie, w ostatniej chwili postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Wiedział, że pieniędzy na wynajem ludzi nie ma zbyt dużo, toteż bardziej zależało mu na namówieniu kolejnych wartościowych śmiałków do udania się do ratusza w celu przekonania władz miejskich do przyjęcia do wyprawy. Czy robił to z rzeczywistej wiary w to, że uda się kogoś znaleźć, czy w celu zagłuszenia sumienia, że siedział bezczynnie przez większość czasu, trudno było mu samemu powiedzieć. Ale wzrokiem zaczął szukać odpowiednich ludzi.

Najlbiżej jego stolika siedziała młoda krasnoludzka kobieta, co już było dość rzadkie dla oczu Bernarda, a tym bardziej widok... prawdopodobnie dość wyzwolonej przedstawicielki tej rasy. Siedziała w dość mocno odpiętej koszuli, odsłaniając w większości ludzkiej klienteli swoje typowe rasowe, czyli obfite kształty. Po zachowaniu było widać, że robi to w pełni świadomie i celowo. Kto wie, być może dla krasnoludów byłaby bardzo łakomym kąskiem, ale zarówno dla Bernarda, jak i pozostałych bywalców karczmy, nie wywoływało to zbytniego podniecenia. Najemnik jednak zwrócił uwagę na inne rzeczy - jej oporządzenie wskazywało, że może być przydatna dla misji. Sztylet, łom i z trudem dojrzany wytrych świadczyły o tym, że pewnie trudni się wykonywaniem nie do końca zgodnych z prawem zleceń. A drogie butelki win, które chełpliwie piła, przy ubraniach, które raczej nie świadczyły o ogólnym bogactwie i życiu w dobrobycie, że była po udanym, intratnym zleceniu. Czyli musiała być dość skuteczna w swojej robocie.

Przez chwilę Bernard zastanawiał się, czy jest to odpowiednia osoba do podjęcia w ogóle próby namówienia do uczestnictwa w wyprawie, ale problem rozwiązał się sam - przez dość długie wpatrywanie się w jej stolik, w końcu został zachęcony przez samą kobietę gestem. Z ociąganiem najemnik wstał i podszedł do niej, przysiadając się do najdalszego od niej krzesła. Birgit, bo tak miała na imię, źle zinterpretowała zamiary mężczyzny i myślała, że jest nią zainteresowany fizycznie. Bernard długo musiał to wybijać jej z głowy, słuchając przy tym, że jego szramy na ryju są dla niej całkiem pociągające. Gdy w końcu jednak mocno już wstawiona i rozgadana krasnoludka dała dojść mu do sedna sprawy, przedstawił jej ich misję oraz to, że Ratusz wciąż szuka chętnych, chociaż wyruszenie w drogę już jutro. Nie omieszkał wspomnieć, że w ich drużynie znajduje się młody krasnolud, którego być może znacznie łatwiej będzie jej namówić na odkrycie jej kobiecości.

Pierwszą osobę miał z głowy, choć zajęła mu zdecydowanie za dużo czasu, niż na to liczył. Ratusz pracował do określonej godziny, a ochotnicy musieli zgłosić się jeszcze tego dnia, żeby była jakaś szansa zrekrutowania ich do drużyny. Już podchodził do kolejnej osoby, która zdawała mu się prezentować jakieś umiejętności, kiedy podszedł do niego jakiś parszywy, odrapany i miejscowy typ, jakich wielu błąkało się po Wolfenburgu. Szybko okazało się, że gość podsłyszał jego rozmowę z Birgit i w mało parlamentarnych słowach domagał się przyjęcia chłopaków z jego bandy do misji odnalezienia Bastionu. Z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namolny i agresywny, nie zrażało go nawet groźne spojrzenie Bernarda oraz próba wyperswadowania mu tego pomysłu. Gdy atmosfera zaczynała gęstnieć w stronę bójki, obudziła się ochrona "Włóczykija", biorąc gościa za fraki i wypieprzając z karczmy, do której poziomu klienteli zbir zwyczajnie nie przystawał. Za chwilę jeszcze jedna z karczmarek, przynosząc Bernardowi kolejne piwo, przeprosiła za incydent, tłumacząc, że przez dalsze prace z naprawianiem szkód po pożarze, czasem przemknie do ich karczmy niewłaściwy człowiek.

Najgorsze jednak było to, że osoba, do której Bernard chciał podejść, już zniknęła w głębi karczmy i ponownie musiał poszukiwać wzrokiem kogoś interesującego. Nie zdążył jednak porządnie odwrócić głowy, gdy zobaczył, że bacznie obserwuje go elf i to nie byle jaki. Wygląd, świta i bogactwo świadczyły o zupełnie różnym poziomie, niż ten, który prezentował Bernard. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Schweiger wytrzymał tylko chwilę. Ale mimo to, niedbałym ruchem ręki wskazał jednemu ze swojej służby, by porozmawiał z najemnikiem. Chociaż ten wyraźnie nie chciał tracić na to czasu, a szukać jeszcze kogoś do dołączenia do wyprawy, tak trudno było odmówić rozmowy chociażby słudze kogoś ewidentnie ważnego, czy to w Ostlandzie, czy to wśród elfów. Okazało się po słowach sługi, że zainteresowanie pana Cavindela wzbudziła wzmianka o Bastionie i chciał się dowiedzieć, o co chodzi w misji. Nie chcąc się narażać, Bernard wyjawił kilka pobieżnych faktów o misji, mówiąc przy okazji o tym, że próbuje jeszcze kogoś zrekrutować do ich drużyny. Sługa kazał mu zaczekać, aż przekaże informacje. Pan Cavindel nie miał jednak żadnych dalszych pytań, a najemnik został odesłany przez sługę.

Trwało to jednak wystarczająco długo, by zwątpić w sens szukania kolejnych ochotników. Postanowił wrócić do stolika, przy którym siedzieli jego kompani i posłuchać, co im zdarzyło się tego ostatniego dnia przed wyruszeniem w drogę.
 
Zara jest offline