Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2019, 00:20   #97
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0ohH8SpJgQU[/MEDIA]

Jeden dzień, kilka godzin i kilkadziesiąt mil… no, może kilkaset - tyle wystarczyło, aby starsza sierżant w stanie spoczynku odczuła, że może odetchnąć. Jeszcze nie z pełnym rozluźnieniem, lecz jej oddech przestał przypominać rozpaczliwy wizg duszonego człowieka. Czerń wciąż czaiła się gdzieś w okolicy, przelewając się czarnymi fraktalami na granicy rejestracji wzroku, nie zbliżał się jednak na odległość rzuconego kamienia.

Wystarczyło jedno południe, jedne uchylone drzwi i jeden dotyk, aby Mazzi znów chciało się żyć. Co prawda kac męczył ją niemiłosiernie, gdy siedziała z resztą dziewczyn przy stole, wcinając bulion, ale jej twarz promieniała. Już nie przypominała kogoś, kogo życie jest jak czekoladowy suflet. Człowiek spędza godziny na przygotowaniu, a gdy wyciąga się go z piekarnika, wygląda jak przygnieciony kot. Niby żadna tragedia, po prostu nie taki powinien być. Jedno wielkie rozczarowanie. Patrzy się na niego i myśli: coś poszło źle. I to wszystko, co pozostaje. Nie można go wsadzić z powrotem do piekarnika na kolejne parę minut, bo i tak nic już z tego nie będzie.

- Co do niedzieli… - zaczęła niby neutralnie, upijając bulionu z kubka. Siedziała przy stole prosto, z dumnie uniesioną głową i bez wiecznie przyklapniętych ramion. Z ciemnogranatowych oczu uciekła melancholia basseta marznącego w deszczu. Nie odeszła całkowicie, pozostając na etapie psiaka widzącego dno w misce - duży postęp. Ogromny. Wreszcie nie sprawiała wrażenia kogoś, kto kiedyś zgubił coś bardzo cennego, a teraz nie może sobie przypomnieć, co to było, jak wyglądało albo co by z tym zrobił, gdyby to znalazł. Więc była, stale błądząca po swych wewnętrznych komnatach, korytarzach, podziemiach, składach, i jeśli nawet natknęła się na coś, co zgubił, jak mogła to rozpoznać? Przechodziła znużona i dalej szukała… do wczoraj.

- Myślę, że mogłybyśmy powtórzyć spotkanie z ostatniej niedzieli, jeśli żadna z was nie widzi przeciwwskazań, ani nie ma niczego… innego w planach - parsknęła wesoło, posyłając Betty całusa - Sęk w tym… jest sprawa, nie wiem jak- się do tego odniesiecie. - tutaj rozejrzała się po stole i przyjaciółkach - Na weekend ustawiłam się z Krótkim, możliwa jest opcja z niedzielną pobudką tutaj, no a wieczorem Honolulu. Tak trochę głupio i ździebko po chamie byłoby go wywalać kopem w dupę na parę godzin, żeby później znów się łapać, więęęęęc - zrobiła przerwę na oddech - Będzie komuś przeszkadzać jeśli posadzi się gdzieś w kącie na ten czas? Mógłby nawet nagrywać, odpadnie konieczność że któraś z nas lata z kamerą i nie ma z tego nic prócz satysfakcji - zrobiła niewinną minę - Twórczej.

Przez chwilę nad stołem zapanował całkowity ale bardzo kobiecy chaos. Wydawało się, że wszystkie kumpele, koleżanki, kochanki i przyjaciółki zaczęły piszczeć, krzyczeć, mówić coś jedna przez drugą, uciszać się, chichotać czy po prostu śmiać się na całego gdy dotarło do nich co powiedziała ich najbardziej skacowana kumpela z wesołej paczki.

- No i tak by miał siedzieć sobie tylko z kamerką i nagrywać? - Madi podpytywała jakby nie do końca dowierzała w taką rolę Krótkiego jaką miałby pełnić nadchodzącej niedzieli.

- A ja to nie wiem… w zeszłą niedzielę to chyba miałam ustne zaliczenie z każdą z was i strasznie mi się to podobało… a tak ktoś by miał tak tylko siedzieć i to tak o całkiem innym smaku niż reszta obsady… no nie wiem, nie wiem czy to taki dobry pomysł… - Eve przybrała minkę niezbyt mądrej blondyneczki co jak zwykle wyszło jej po mistrzowsku bo rozbawiła tym całą babską obsadę stołu.

- A co to za Krótki? Fajny jakiś? - Diane popatrzyła po zebranych twarzach i z twarzy wyzierało jej zaciekawienie. - I jak ma być jak ostatniej niedzieli to znaczy jak? - Indianka dopytała się bo była jedną z najmniej wtajemniczonych w te plany ze wszystkich współbiesiadniczek.

- Myślę, że skoro żadna z nas nie ma nic przeciwko wizycie w naszych skromnych progach. Co mnie bardzo cieszy. I żadna z nas nie ma nic przeciwko wizycie Steve’a. To myślę, że mamy najważniejsze rzeczy ustalone jeśli chodzi o plany na te niedzielne popołudnie. Zostaje nam ustalić detale. Na przykład skład osobowy bo wydaje mi się, że na przykład Val byłoby przykro gdyby ją obeszła taka impreza. - Betty jak zwykle była tą osobą która uporządkowała ten cały chaos. Zaczęła mówić i nagle cała reszta się uciszyła i zaczęła słuchać co ma do powiedzenia. Nawet w tak luźnej rozmowie o samych przyjemnych rzeczach dało się przez skórę wyczuć, że jest to osoba z autorytetem i realną władzą w tym gronie. Nawet nie mówiła specjalnie głośno, całkiem spokojnie a i tak wszyscy jej słuchali.

- No właśnie i tak jakby trochę jesteśmy umówione z tą drugą kelnerką z Honolulu. Z Sonią. Też była strasznie najarana, żeby dostać się na audiencję. No i właśnie Diane, no jakbyś została do niedzieli no to byłoby cudnie jakbyś zgodziła się zostać. - blondynka z finezyjnym lokiem na czole poparła okularnicę i zwróciła się do swoich kumpel a na koniec do ich najnowszej, indiańskiej kumpeli z Mason City.

- Ale zostać na czym? I kto to jest Krótki? - Indianka powtórzyła swoje pytania nie bardzo wiedząc kto jej ma udzielić odpowiedzi.

- Krótki to… emm… kolega z wojska - Mazzi przybrała najbardziej neutralną minę jaką się tylko dało, odstawiając z gracją kubek na stół. Popatrzyła na Di i pokiwała głową, bo faktycznie niewiele jeszcze biedna wiedziała o stadzie harpii, które ją obsiadło. - W tygodniu ganiają go w teren, weekendy ma wolne, więc tak jakoś przypadkiem się stało… no nie miał planów na ten czas, a ja chciała… ekhm, chciałam mu jakoś zorganizować rozrywkę inną niż militarka, dlatego…ekhem. Strasznie suche powietrze, nie sądzicie? - kaszlnęła wymownie, łapiąc szklankę Eve żeby przepić, bo w jej już nic nie było. - A w niedzielę organizujemy babskie spotkania z pejczami, dybami, obrożami i masą podobnych zabawek. - zerknęła na fotograf pytająco. Wszak poprzednio nie obejrzały niczego w hotelu z tamtego spotkania, zbyt zajęte gnieceniem jednej blondi.

- Aha. Kolega z wojska? - Diane zmarszczyła brwi i może by się zastanawiała a może nie co i czy Lamia próbuje coś jej powiedzieć. Ale reszta dziewczyn mniej lub bardziej wyraźnie gruchnęła wesołym śmiechem. Więc w końcu pokiwała głową widząc tą rubaszną reakcję nowych koleżanek i też się uśmiechnęła. - Aha, taki kolega. - domyśliła się Indianka uśmiechając się nieco szerzej. - Ale te babskie spotkania z dybami i obrożami to jakiś wkręt? - zapytała licząc chyba, że chociaż druga część tej nieprawdopodobnie brzmiącej historyjki okaże się żartem. Dziewczyny znów się wesoło roześmiały i albo pokiwały albo pokręciły głowami no ale ogólnie dało się odnieść wrażenie, że to jednak chyba nie żart.

Mazzi za to zrobiła urażoną minę, sapiąc ciężko przez nos. Gapiła się z wyrzutem na towarzystwo, nie wiedząc którą bardziej obciąć wzrokiem żeby było sprawiedliwie.
- Widzisz… no widzisz Di, jakie z nich ropuchy paskudne? - spytała Indianki dramatycznie - Toż mówię, że to zwykły kolega z wojska, a te tutaj już coś insynuują, robiąc ze mnie nie wiadomo kogo - wygięła usta w smutną podkówkę, zerkając na gospodynię - Jakbym nie wiadomo co z nim ostatnio robiła… w klubie, albo w łóżku… no powiedz Betty, to chyba nic złego, że chcę mu urozmaicić czas na przepustce? Wiem na czym to polega, sama kamasze nosiłam… zołzy wredne - udała focha, sycząc do przyjaciółek. Westchnęła i dokończyła już wesoło - Żaden wkręt z dybami. Miałyśmy ci pokazać wtedy w hotelu, ale wiadomo… Eve zaczęła masaż, a potem to już nas zmogło i poszłyśmy spać - rozłożyła bezradnie ręce.

Znów zapanowała chwila powszechnej radości. Motocyklistka chociaż nie wyłapała pewnie wszystkiego to na tyle dużo by dać się ponieść tej fali uciechy. - Nie skądże, to bardzo pozytywne i pocieszająco, że weterani trzymają się razem i pomagają sobie i nie tylko sobie nawzajem także po zakończonej służbie. A ten Steve wydaje się być całkiem obiecującym młodym człowiekiem. Za darmo kapitanów w jego wieku nie rozdają. - Betty udała, że nie dostrzega całej błazenady i na ciepło przyjęła podaną przez Lamię monetę.

- Robiłaś masaż? - Madi wydawała się zainteresowana tym wspomnianym aspektem który pokrewny był jej pracy i pasji jednocześnie. Popatrzyła na siedzącą obok blondynę która jak się właśnie dowiedziała też coś miała być obeznana w temacie. W odpowiedzi Eve posłała jej przez stół całusa. - No to może dla odmiany mnie zrobisz? - masażystka też postanowiła widocznie przyjąć ten gest za dobrą monetę i zaproszenie jednocześnie.

- No ale wiesz Madi, dziewczynom w nocy to musiałam zrobić kompleksowe, ustne zaliczenie przy tym masażu. - fotograf przyjęła ton jakby próbowała się targować czy coś ugrać dla siebie. Diane się roześmiała i potwierdziła ruchem głowy.

- Oj wiesz Eve, chyba jakoś to przeboleję. - masażystka zrobiła dobrą minę do jeszcze lepiej się zapowiadającej gry okazując łaskę blondynie.

- No to chodź Diane, szkoda słów, sama zobaczysz. - okularnica zwinne ześlizgnęła się ze swojego stołka i wstała wychodząc z kuchni zapraszając nowego gościa gestem. Motocyklistka spojrzała szybko po pozostałych twarzach ale zapraszana gestem i poganiania ciekawością też zeskoczyła ze swojego stołka i podążyła za gospodynią. To jakby wywołało reakcję zwrotną bo pozostałe dziewczyny też ruszyły za nimi.

Sierżant szybko wzięła ją pod ramię, drugim przygarniając do siebie blondynkę aby we trzy mogły przemierzyć korytarz za gospodynią i Madi, aż do jej prywatnych komnat, ze szczególnym uwzględnieniem łazienko-lochu z Królem na zaszczytnym, centralnym miejscu.
- Zero ściemy, sama prawda - szepnęła Indiance do ucha - Mówiłam że cię nie wkręcamy…

Przy apartamentach zamku w jakim mieszkała Królowa to trochę się szło z tej kuchni do prywatnej sypialni Królowej. Ale gdy się już tam znalazły gnane ciekawością jak nie niespodzianki to reakcji nowej kumpeli to poszło zaskakująco i szybko jak pewnie za każdym razem gdy ktoś tutaj zawitał. - To moja sypialnia. - okularnica wyjaśniła jakby oprowadzała nową lokatorkę po mieszkaniu. Teraz gdy drzwi do łazienki i szaf były zamknięte mimo wszystko nic aż tak dziwnego nie rzucało się w oczy. Ot, zwykła, kobieca sypialnia zamieszkała na stałe. Zadbana i uporządkowana tak samo jak gospodyni i reszta jej zamku. Nic niezwykłego.

- A tu jak w każdej sypialni w tym budynku jest łazienka. Niestety rury są zapchane, że beznadziejna sprawa. Więc używam jej jako podręcznego składziku na różne graty. - Betty tłumaczyła z uprzemym spokojem dobrej gospodyni tłumaczącej kiedy i jak ma się płacić czynsz czy inny rutynowe sprawy. Dziewczyny zdołały ograniczyć się do zasznurowania ust i wyczekujących uśmieszków widząc niepewną minę Indianki która chyba czuła pismo nosem ale nie miała mimo wszystko pojęcia czego się spodziewać. Dlatego gdy okularnica o kasztanowych włosach otworzyła drzwi do łazienki, zapaliła światło i stanęła obok wejścia aby goście mogli się rozejrzeć samo reakcja Diane była dokładnie taka jakiej można się spodziewać.

- Oooo! O matko! To prawdziwe? To wszystko?! To działa! O matko… - Diane była wyraźnie pod wrażeniem. A nawet jakby trochę w szoku od tego oczopląsu jakiego można było doznać od zaskoczenia i kumulacji erotycznych zabawek jakie udało się gospodyni zgromadzić na tej małej przestrzeni.

Nie pierwsza Di prawie zeszła na zawał widząc tajny składzik Betty, Lamia aż za dobrze pamiętała pierwsze wrażenie jakie na niej wywołał. Też nie wiedziała gdzie patrzeć najpierw, bo najchętniej obzobaczyłaby wszystko jednocześnie.
- Oczywiście że wszystko działa - klepnęła Indiankę w tyłek, popędzając aby podeszła bliżej - Łaskawa pani trzyma sprzęt zawsze w gotowości - puściła Betty oczko, przechodząc do niej aby stanąć jej za plecami i położyć brodę na ramieniu tak, że patrzyła z policzkiem przyklejonym do jej policzka.
- Nie będzie złe, jeśli ulotnię się na trochę? - spytała nagle dość poważnie - Obiecałam jednemu palantowi, że go dziś wyśmieję parę razy… przy okazji powiem Val o niedzieli. Spytałabym go, czy wpadnie… nie chcę jednak zwalać kolejnego faceta na babskie zebrania. Jeszcze któraś by się poczuła zmęczona tym, albo spięta. Poza tym - skrzywiła się - Wiecie jaki on jest. Ktoś go walnął w łeb i to mocno, nie wiem jakby nawet zareagował gdybym go zaprosiła… w sumie to moja sypialnia jest tam - machnęła ręką gdzieś w bok za ścianę, myśląc intensywnie - Nie obrażę się jeśli ktoś zajmie w dybach moje miejsce… jeśli wy się nie obrazicie, że… gram na gitarze z jednym palantem gdzieś za ścianą - patrzyła czujnie po twarzach dookoła, czekając na reakcję. Po raz kolejny wywracała plany do góry nogami, dodając nowe elementy… tym razem nie będące Stevem - pewnie miła odmiana dla otoczenia.

- Po 23 obowiązuje cisza nocna. Więc żadnych śpiewów ani grania na gitarze. I to w środku tygodnia. Ale na samą wizytę jeśli masz ochotę to oczywiście proszę bardzo. Ale dzisiaj obawiam się z audiencji kogokolwiek będą nici. Wszystkie jeśli nie miałyśmy długiego dnia to czeka nas pobudka o poranku i kolejny długi dzień. - Betty oparła swój policzek o policzek Lamii a jej dłoń nasunęła się na krągły pośladek saper przyciągając ją do siebie mocniej. Dziewczyny zaś skorzystały z zaproszenia i okazji aby obskoczyć dyby oraz resztę atrakcji. Eve i Madi gorączkowo tłumaczyły Diane co i jak używały ostatnim razem. Nawet od samego słuchania i patrzenia na te tłumaczenia to w wykonaniu dwóch tak gorących kociaków jak blondynka i brunetka to mogło się zrobić gorąco.

Na saper bardziej działało ciepło i zapach jabłek, tak znajoma i uspokajająca. Przytuliła się do pielęgniarki, korzystając że reszta dziewczyn zwiedzała atrakcje. Jej ręce owinęły się wokół jej kibici, oczy przymknęły, gdy policzek pocierał policzek okularnicy.
- Znalazłam ich Betty - wyszeptała głosem zdławionym wzruszeniem - Trzech w Mason City, ostatnia jeździ tutaj, mam adres. Widziałam ich… moich chłopaków. Isaaca, Chudego… żyją, przeżyli. Są cali i pamiętają. Tęsknili - musiała przerwać na chwilę aby wziąć się w garść - Ja też za nimi tęskniłam. Jest dobrze, lepiej… nie jestem sama… ostatnia, rozumiesz? Nie wszyscy tam zdechli od ognia, wyciągając nieogarniętego sierżanta z dołka… i wcześniej też był ze mnie niezły numer - zaśmiała się cicho, otwierając jedno mokre oko żeby zerknąć na kasztankę. - To wszystko dzięki tobie. Ty jedna we mnie wierzyłaś i wspierałaś od samego początku. Nigdy ci się nie odwdzięczę.

- Ależ Księżniczko… - Betty odwróciła się tak, że teraz znalazły się twarzami do siebie. Wzrok okularnicy był czuły i troskliwy a uśmiech ciepły i pokrzepiający. - Bardzo się cieszę, że udało ci się ich odnaleźć. Nawet nie wiesz jak bardzo. Dla mnie to tak jakby ktoś tak bliski jak moja osobista Księżniczka, faworyta i następczyni tronu odnalazła kogoś z rodziny. Naprawdę cieszę się, że ci się to udało. - mówiła cicho i czule głaszcząc policzek i włosy Lamii. Na sam koniec jeszcze delikatniej pocałowała ją w usta. - I co masz na myśli, że wcześniej też był z ciebie niezły numer? Opowiadaj. - zaśmiała się cicho zupełnie jakby kumpela przyszła do niej z pikantnymi plotkami o bardzo interesującym zabarwieniu. W tym czasie Madi i Eve równie gorączkowo tłumaczyły gangerce jak to było w ostatnią niedzielę. Tak można było sądzić po tym jak Eve uniosła ramiona do góry wskazując jednocześnie na króla kolekcji a Madi stanęła tuż za nią dość wymownie ją ujeżdżając na stojaka tak samo jak w ostatni weekend. Nawet jeśli obie teraz były w ubraniach i bez żadnych zabawek to i tak wyglądało bardzo kusząco i interesująco. Indianka w każdym razie bawiła się na całego oglądając i słuchając tych chaotycznych ale gorączkowych relacji.

- Nie wiem jak ci to powiedzieć - Mazzi zrobiła dramatyczną przerwę, skupiając uwagę na pielęgniarce, chociaż obok robiło się coraz ciekawiej i ciekawiej. Priorytety jednak wciąż się nie zmieniały. Oddała pocałunek i z tajemniczym uśmieszkiem kontynuowała - A podobno sprowadzałam Chudemu do kanciapy za magazynek cały sznurek przeróżnych mundurów… aż dziw, że miałam czas na wojaczkę - parsknęła nie wytrzymując presji. Wzruszyła lekko ramionami - Mówili na mnie Złota Rybka, Chudy twierdzi że miałam złote łapy, ale z nim raczej nie spałam. Za to Isaaca z raz wywaliłam z munduru - parsknęła krótko - Znaczy eksplozja i uraz głowy nie są odpowiedzialne za sposób bycia… no ale nie ma się co dziwić. Wiem czemu tam polazłam, w kamasze. Och Betty, jakbyś widziała te towary z koszar - dodała rozmarzonym tonem. - Co prawda nie było czasu ani okazji żeby z nimi się bliżej zapoznać, jednak byli prawie tak ruchalni jak Steve… znaczy ten, no. - kaszlnęła zmieszana - Niezłe dupy.

- Nie wątpię. I strasznie się cieszę, że to nie ten wypadek coś namieszał ci w głowie tylko taką masz naturę. Mam nadzieję, że się nie zmienisz bo po prostu nie sposób nie kochać tej twojej grzesznej natury. - Betty uśmiechnęła się ubawiona relacją z wyprawy do Mason ale wydawała się zadowolona i szczęśliwa szczęściem tej drugiej. - A propo niezłych dup. - lekko skinęła głową bo pozostała trójka przeżywała te wszystkie zabawy i scenariusze w sposób który był i zabawny i przyciągał uwagę oraz wzbudzał sympatię.

- No i właśnie tak mnie Madi brała w ostatnią niedzielę. Ale wcześniej jeszcze była Val. Zobaczysz, jak zostaniesz parę dni to pewnie ją poznasz. I ona wtedy była tutaj, chodź pokażę ci. - Eve gorączkowo tłumaczyła Indiance kto, jak, z kim i w jakiej pozycji. Wzięła ją za rękę i poprowadziła do króla kolekcji ustawiając ją mniej więcej we właściwej pozycji w jakiej ostatnio była i Val i Lamia. Przez co jej zgrabne nogi i tylne wdzięki obite ciasnymi, skórzanymi spodniami wyeksponowane zostały w bardzo kuszącej pozycji.

- No tak, Val właśnie brałam o tak. - Madi najwidoczniej zaczynała znów rozgrzewać endorfinowa gorączka gdy miała przed sobą kolejne kuszące wdzięki w swojej ulubionej pozycji. Złapała za czarne, proste włosy Indianki i pociągnęła je do siebie we władczym geście.

- No! A ja pomagałam dziewczynom aby się nie zatarły! Bo oczywiście Madi brała jak leci, w obie dziurki więc no ja dbałam o odpowiedni poziom nawilżenia. - blondyna tłumaczyła wesoło gdy uklękła gdzieś przy biodrach jednej i drugiej tak samo jak parę dni temu zajmowała pozycję przy Val i Madi.

- No to nieźle się tu zabawiacie! Cholera chyba zostanę do tej niedzieli. Też mi się podobają takie zabawy. - Diane roześmiała się i wyprostowała odwracając się przodem do obu dziewczyn i oparła się tyłkiem o króla kolekcji.

- To super! A w jakiej roli? - Eve była bardzo ucieszona taką odpowiedzią nowej koleżanki. Zerknęła prosto na Betty i Lamię unosząc do góry kciuk i bujając wymownie brwiami.

- No kurde nie wiem. Wszystko fajne. Fajnie mi się gniotło cię ostatniej nocy. Ale to co tutaj też brzmi fajnie. - Diane miała minę jakby otwarto przed nią sklep ze słodyczami i aż nie mogła się zdecydować co łapać najpierw z tego nadmiaru.

- To zapytajmy Lamię. Ona układa fajne scenariusze. No i w ogóle jeden musimy wymyślić na jutro do “Neo”. - blondyna podniosła się z kolan i popatrzyła na Księżniczkę. Pozostałe dziewczyny zresztą też czekając co Lamia wymyśli im tym razem.

- Ja bym serio zrobiła ten bootcamp - saper wyszczerzyła się słuchając płynącej obok rozmowy i tego co mówiła do niej Betty. - Myślę że najpierw można na spokojnie przetestować czy Di będzie wygodnie, Madi zobaczy czy nie jest spięta. Ewentualnie zawsze istnieje opcja z dorobieniem historii - podrapała się po nosie, skacząc oczami po wnętrzu - Przy takiej scenerii odpada przypadkowe spotkanie, można iść w kierunku porwania, niewolnic i ostrych numerów. trochę podduszania, wiązania, parę rzuconych dziwek… no wiecie o co chodzi - machnęła ręką wesoło, jakby nie chodziło o nic niezwykłego - Wypadam na trochę, na pewno wrócę przed porankiem, bez obaw Eve. Skoczę do “41”, przekażę Val zaproszenie na niedzielę… no i ten palant - rozłożyła ramiona w geście czystej bezradności pt.” nic na to nie poradzę” - Wicie, rozumicie.

- O! Genialne! Mogę być tą niewolnicą do ostrych numerków! No wiecie, niewolnicy bardziej pasuje dużo do ustnego zaliczania. No i te wiązanie i bycie dziwką też mnie kręci. - Eve zareagowała pierwsza zgłaszając się na ochotnika do tego projektu. Wystrzeliła się z tym tak bardzo, szybko i gwałtownie, że wywołała falę radości.

- No to w takim razie Madi by chyba wypadała rola jakiejś naszej prawej ręki co by dbała o nasze samopoczucie. No i miałaby prawo do ostrego zapinania tych niewolnic. - Betty popatrzyła na dziewczyny przedstawiając swoje propozycje do tego kompletu.

- Podoba mi się. Chyba bym mogła wziąć taką robotę. - masażystka ze słabością do męskich ubrań pokiwała głową na znak wstępnej zgody nad wzięciem udziału w takim projekcie.

- Brzmi super! To jeszcze Val, ona pewnie też by nie miała nic przeciwko byciu niewolnicą. Zwłaszcza jakby dostała buty i stopy do zabawy. No i ta nowa z “Honolulu”. Tylko trzeba by z nią pogadać, najlepiej przed weekendem. No to byłoby nas trzy na trzy. No i ty. - fotograf podchwyciła pomysł jaki widocznie już układał jej się w sensowną całość nawet jeśli na razie szyły ten pomysł na kolanie i było jeszcze sporo do ustalenia.

- No kurde nie wiem. Obie strony fajne. - Diane westchnęła gdy trudno jej było się zdecydować na obranie jednej ze stron.

- Nie ma pośpiechu. Coś się wymyśli, nie przejmuj się Di. Jeszcze jest dobre parę dni, żeby lepiej się poznać i ustalić szczegóły. - Betty położyła jej dłoń na ramieniu Indianki jednocześnie kierując ją do wyjścia. Dała tym dyskretnie znać, że czas opuścić ten prywatny, tajny loszek. Grupka kobiet więc stopniowo wypłynęła z danej łazienki, przez sypialnię aż do głównego holu apartamentu.

- Właśnie. I jakieś miejsce się znajdzie na ten bootcamp. - dorzuciła fotograf pełna zapału i entuzjazmu do nowego projektu. - Cholera, może nawet Tashę udałoby się wkręcić? Można by z nią jutro o tym pogadać. - główkowała na bieżąco jak to wszystko zgrabnie zorganizować.

- A teraz gdzieś chcesz jechać? Sama? - Di zapytała Lamię widząc, że zanosi się na to jakby miała zamiar opuścić ich gościnne progi.

Gdzieś w korytarzu saper przystanęła przy lustrze, przyglądając się wymiętej gębie i poczochranych kłakach. Skrzywiła się, bo zdarzało się wyglądać lepiej…
- Do klubu, baru, knajpy… Val tam pracuje, nasza kumpela. - popatrzyła na Di i puściła jej oko - Wypada ją poinformować, nieprawdaż? Zresztą obiecałam jednemu palantowi spotkanie, a słowo rzecz święta. Nie będę was ciagnąć, bo to nudziarz, erotoman i do tego jeszcze ma drętwe teksty - kiwała smutno głową, tylko oczy coś jej się cieszyły - Obrócę chwila moment… no dobra. Taka dłuższa chwila. Postaram się go ściągnąć padalca tutaj, wtedy szybko obróce i niedługo wrócę. Oczywiście w razie czego wiecie gdzie moje wyro - zwróciła się do Indianki i blondi - Eve zna drogę, Madi kochanie chyba nie będziesz miała przeciwko niczego? - zamrugała do masażystki - Prezencik od ciebie powinien być w moim plecaku. Czysty, umyty. Maść też… to co, chcecie coś z miasta? - rozejrzała się po okolicy - Któraś mi pomoże z kudłami i ciuchami? Nie mam w co się ubrać…

- No chyba coś ci znajdziemy. - Betty zaprosiła gestem Lamię aby poszła z nią i ruszyła w stronę jednej z licznych szaf pełnej ciuchów na każdą okazję.

- A prezencik się przydał? - Madi zapytała zaciekawiona zerkając na dwie i trzecią koleżankę które niedawno wróciły z podróży do sąsiedniego miasta.

- O tak! Bardzo! No bez tej zabaweczki i maści no to by nie była ta sama wyprawa. Było cudownie! Właśnie już gadałam z dziewczynami, że muszę ci się za to odwdzięczyć. A wiesz, mi najlepiej to wychodzi podziękowanie ustne. Mamy nawet taki mały projekcik i prezencik dla ciebie. - fotograf szczebiotała jak nakręcona od tej całej euforii i pozytywnych emocji skutecznie ściągając na siebie uwagę przynajmniej masażystki.

- O. Jakiś projekcik? I niespodziankę? Dla mnie? No ciekawe, ciekawe. - ciemnowłosa rehabilitantka wydawała się naprawdę zaciekawiona zerkając to na Eve to na Lamię gdy widocznie blondyna umiejętnie ją podpuściła.

- Myślę, że coś z tego powinno być w sam raz. - Betty wyjęła ze trzy komplety ubrań które na wieczorny wypad do klubu rzeczywiście były w sam raz.

- Oj Madi, gdybyśmy ci powiedziały, wtedy nici z niespodzianki - saper wyburczała zrzędliwym tonem, biorąc od gospodyni krótką czerwoną kieckę, w której była z nią na kolacji. Szybko się przebrała, nie przejmując się obecnością innych kobiet, tak samo bez guzdrania wymalowała gębę i przeczesała włosy, ostatecznie splatając je w warkocz opadający na prawe ramię. Następnie wycałowała i wyściskała każdą kumpelę, całując je po kolei, aż zatrzymała się przy Betty. Tu sytuacja się powtórzyła, lecz doszło ujęcie smukłej dłoni i zostawienie na niej również całusa.
- Będę… no na pewno wrócę przed ranem - pomachała im w progu, nim skoczyła energicznie na schody, pędząc po dwa w dół i jednocześnie zakładając skórzaną kurtkę na grzbiet.

- No wróć jak najprędzej bo jak mam spać z nimi dwiema w twoim łóżku to kurcze nie zdzierżę. A mam straszną chcicę no ale bez ciebie to nie zabawa. - Eve szepnęła łobuzersko na ucho Lamii gdy się ściskały i żegnały na ten późno wieczorny wypad.

- Uważaj na siebie Księżniczko. Cokolwiek by się nie działo pamiętaj, że dla ciebie moje drzwi są zawsze otwarte. - Betty też powiedziała coś miłego i ciepłego na pożegnanie przyjmując pocałunek w dłoń jak na łaskawą panią wypadało. - I wróć w jednym kawałku! - dodała na pożegnanie sprzedając jej jeszcze siarczystego klapsa w opięty czerwoną materią tyłek ku uciesze całego dworu.

Jeszcze widziała je na dole gdy wyszły na balkon aby jej pomachać na drogę i pokrzyczeć coś wesoło zbereźnego w ramach życzeń. A potem musiała dojść na przystanek i poczekać na furgonetkę napędzaną owsem. Było już prawie ciemno. Miasto było jednak jeszcze całkiem żywe. Paliły się światła w oknach i czasem widać było przejeżdżający samochód. Miasto wydawało się nawet o tak późnej porze całkiem cywilizowane i ludzkie. Nie jak ciche, bezduszne, bezimienne Ruiny które przykrywała złowroga ciemność nocy. Nawet na przystanku nie czekała zbyt długo. Dotoczyła się jakaś niebieska furgonetka zaprzęgnięta w dwie szkapy. Była prawie pusta, poza nią jechało może ze trzy czy cztery osoby. Potem musiała jeszcze raz zmienić środek lokomocji gdy wyjechali na 41-szą. I tym razem pojechać wzdłuż niej, w kierunku klubu. Mazzi była już na tyle obyta w tym centrum miasta, że radziła sobie z tą miejską nawigacją całkiem nieźle.

W końcu jej obcasy zastukały o asfalt gdy wysiadała z furgonetki. Jeszcze przejść przez dość spory parking i już znalazła się w całkiem znajomej i przyjemnie oświetlonej atmosferze “41-ki”. Wydawało się, że może z jedna trzecia czy jedna czwarta stołów jest zajęta więc było dość luźno. Jednak wśród gości nie namierzyła charakterystycznej, ciemnowłosej głowy w skórzanej kurtce. Za to prawie od razu namierzyła i Garry’ego i Val bo oboje stali za barem.

Jak po nitce podeszła do kontuaru, szczerząc się szeroko ledwo zobaczyła dwie przyjazne twarze po drugiej stronie blatu. Pomachała im wesoło i ledwo posadziła tyłek na barowym krześle już zaczęła nadawać:
- No siemasz wam! Co słychać? Val kochanie, machniesz mi browara i whisky z lodem? Garry! Zmieniłeś fryz czy co? Wyglądasz jakbyś zaraz na randkę szedł, albo balet… - zmrużyła oczy, celując paluchem w barmana - Przyznaj się! wyrwałeś małolatę stąd ta zmiana i energia która aż tryska!

- No. Wreszcie się jakaś domyślna trafiła. - Garry uśmiechnął się oszczędnie lekko kiwając głową na przywitanie. Ale widocznie sprawiło mu ono przyjemność. Jego pracownica z dredami zachichotała wesoło na te kosmate komplementy a sama przechyliła się przez bar aby uściskać swoją kumpelę.

- Ojej ty też się nieźle odstawiłaś! Wyglądasz bardzo apetycznie! - powiedziała gdy jeszcze trochę wisiała na jej ramionach ale spojrzała w dół na sylwetkę Mazzi z warkoczem i czarną, skórzaną kurtką narzuconą na krwisto czerwoną kieckę.

- Nie no Garry… weź się tak na mnie nie gap, co? - uściskała blondynę i rzuciła nad jej ramieniem prosto we właściciela - Tak się patrzysz, że zaraz zapomnę o tym palancie z którym się tu mam spotkać i spędzę resztę nocy gapiąc się na ciebie i śliniąc na kontuar - posłała mu buziaka w powietrzu, prostujac plecy - Val, wpadłam żeby cię zaprosić na seans filmowy na niedzielę. Będzie takie… małe święto, a potem jak gadałyśmy - puściła jej oko i rozejrzała się po sali - A skoro o gadaniu mowa… gdzie ten palant nad palantami? Tylko nie mówcie, że zapomniał i go nie ma - jęknęła.

- A wiesz, chyba mógłbym to jakoś zdzierżyć. - Garry uśmiechnął się oszczędnym półgębkiem ale widać było, że jest rozbawiony tymi uwagami na całego.

- Rude Boy? No jeszcze go nie było. Ale po koncercie to zwykle go parę dni nie ma. Z pół tygodnia czyli ze trzy czy cztery dni. No to tak wypada jakby wczoraj albo dzisiaj. No ale jak przyjedzie to pewnie później, koło północy, jak skończą te swoje próby, imprezy i w ogóle jak zgłodnieje. Do nas przyjeżdża głównie na żarcie. - Val wyjaśniła kumpeli jak to jest z tym przyjeżdżaniem lidera “The Palantas” po koncertach do tego przybytku gastronomicznego. Mówiła w miarę jak obchodziła bar aby przejść na drugą stronę i usiąść na stołku obok swojej kumpeli.

- No. Jak go do północy czy nawet pierwszej w nocy nie będzie no to nie ma co panikować. Ale jak jednak nie będzie to też nie ma co czekać. - właściciel lokalu pokiwał głową na znak zgody ze swoją pracownicą dorzucając swoją filozofię do tego co już powiedziała.

- Seans filmowy? A gdzie? - blond dredziara zapytała z podekscytowaniem w oczach gdy usadowiła się na stołku obok Lamii i wydawało się, że ciekawość i ta ekscytacja pożera ją od środka. - Świetnie, że wpadłaś. Dawno cię nie widziałam. Fajnie jak wpadasz. - dodała szybko przesuwając w jej stronę zamówione szkło.

- U Betty, klimat z ostatniej niedzieli. Najpierw seans, potem ploty, a na koniec do chłopaków z klubu - westchnęła, upijając piwo gdzieś do połowy. Odstawiła kufel na stół, sarkając w pianę - Co za palant… przecież się umówiliśmy na dziś… pies go trącał - rozweseliła się, wracając do obsługi i coś jej ręka uciekła Val na kolanko - Bo oczywiście Garry jest taki wspaniałomyślny, seksowny i mądry, że bez problemu da ci wolną niedzielę, prawda? - zamrugała rzęsami - Przecież bez ciebie nie będzie zabawy, a jest co oblewać boooo… - przeciągnęła dramatycznie, wstrzymując oddech, a potem szybko i radośnie się wypruła - Znalazłam ich! Moich chłopaków, żyją! Przeżyło trzech, gniją w Mason City… żyją… Wilma też. Żyją… - parsknęła w kufel, kryjąc wzruszenie za kolejnym łykiem piwa.

- O! Oooo! Oo! - dredziara w ten wymowny sposób skomentowała serię kolejnych rewelacji jakimi podzieliła się z nią kumpela. A kumpela mogła poczuć jej przyjemną gładź kolanka do której nie sięgała krótka spódniczka kelnerki. A nawet jakby trochę mocniej naparła swoim udem na udo w czerwonej kiecce przez co jej własne uda utworzyły interesujący kąt przykryty tą czarną spódniczką.

- I na niedzielę? Tą niedzielę? I taki seans i reszta jak w ostatnią? I pamiętałaś o mnie? O rany, Lamia, jaka ty jesteś kochana! - Val rozpromieniła się i jeszcze raz objęła i uściskała swoją kumpelę. - Miałam straszną nadzieję na powtórkę! Ostatnim razem było bosko! - wyszeptała jej do ucha korzystając z tej okazji. Potem odsunęła się do pierwotnej pozycji i tylko jej udo wesoło się integrowało z udem kumpeli.

- I co jak co ale niedzielę mam wolną! A w poniedziałek dopiero na nockę! - obwieściła radośnie śmiejąc się jednocześnie i do szefa i do swojej kumpeli.

- No to skoro ci co mieli już nie żyć jeszcze żyją… - Garry po swojemu skomentował wieści od swojego gościa. Dostawił trzy kieliszki i nalał jakiegoś wysoko promilowego trunku do wszystkich trzech. Po chwili on, Val i Lamia mieli już po pełnym kieliszku w dłoni. - Na pohybel! - właściciel lokalu wzniósł toast i szybko przechylił swój kieliszek. Płyn był mocny aż szczypał w oczy. Ale też wydawało się, że przyjemnie rozgrzewał człowieka od środka.

- Na pohybel! - zawtórowała mu sierżant. Nowa dawka promili budziła te stare, śpiące i do tej pory przygaszone w saperskich żyłach. Mimo tego nie żałowała toastu wypitego chętnie, pomimo niebezpieczeństwa wypalenia krtani. Kaszlnęła, prychnęła, otarła łzę z kącika oka.
- O szlag, Garry… - odstawiła kielonka na stół - Skąd do diabła masz bimber do czyszczenia maszyn?

- Z maszyn. - Garry też chuchnął i uśmiechnął się oszczędnie na ten swój prywatny żarcik. Val też roześmiała się na to wszystko. - Przepraszam was na chwilę. - rzekł gdy z drugiej strony ktoś podszedł do lady aby coś zamówić więc kierownik sali ruszył w jego stronę.

- Jej naprawdę robimy powtórkę w niedzielę! Ale numer! A kto będzie? - Val skorzystała z okazji i natychmiast zaczęła dopytywać się o tak interesująco zapowiadającą się niedzielę.

Dłoń Mazzi przeniosła się z kolana pod czarny materiał spódniczki i tam powoli zwiedziała turystycznie teren wzgórz i dolin.
- Będzie trochę inaczej, szykujemy z Eve małą niespodziankę do Honolulu. Zobaczymy co z tego wyjdzie, na razie tajne przez poufne - zrobiła gest sznurowania ust - Zacznijmy od tej brzydszej części… czyli Steve. Zostaje na noc, lipa go wyganiać na parę godzin, skoro i tak w Honolulu będziemy się widzieć. Więc tak… będzie Steve, oczywiście Betty, ty, ja, Madi, Eve… Diane, laska którą poznałyśmy z E w Mason City - wzruszyła ramionami - Tak jakoś wyszło… dzień jak co dzień. Spotkaliśmy się w barze, przeleciałyśmy z naszą blondi ją i jej kolegów, a na koniec zgarnęłyśmy do Sioux na balet… bo w niedzielę przecież powtórka z Boltów - ściszyła konspiracyjnie głos - Po wszystkim wiesz gdzie mam wyro, zapraszam serdecznie. Miejsca starczy dla wszystkich.

- Ooo jaaa… ale ty masz fajne przygody… - Val aż westchnęła z rozczuleniem i odrobiną zazdrości w głosie i spojrzeniu. Nie reagowała na dłoń podoficer w stanie spoczynku która wesoło buszowała coraz bardziej pod jej ubraniem. A nawet jakby tęsknie obserwowała te jej poczynania. - I mogłabym w niedzielę po wszystkim nocować u was? No byłoby świetnie. - uśmiechnęła się z sympatią i rozejrzała po okolicy. Garry coś szykował gościom jakiegoś drinka dobre kilka kroków dalej a w okolicy ich kącika nie siedział nikt w pobliżu.

- Lamia? A co zamierzasz robić do czasu aż przyjedzie Rude Boy? Tak pytam bo wiesz, może udałoby mi się wykręcić jakąś przerwę na fajkę czy coś takiego. Dzisiaj środek tygodnia to jak widzisz nie ma zbyt wielu ludzi. - dredziara zagaiła zaczynając skubać rąbek suwaka kurtki swojej kumpeli. Na koniec pozezowała na nią z nadzieją wlepiając w nią spojrzenie.

- Nooo nie wiem - wymamrotała, dopijając piwo do końca i oddychając ciężko. Zerkała na kelnerkę katem oka, udając że wcale się na nią nie gapi - Myślałam czy by nie skoczyć do kibla i nie ogarnąć butów, bo strasznie przykurzone od tego czerwonego syfu który tu padał przedwczoraj… ale fajek też jak najbardziej może być. Trzeba nakarmić zwierzaczka - zaśmiała się wesoło, chwytając ją za rękę i ciągnąc w kierunku zaplecza.

- Garry! Ja idę na zaplecze! - Vak krzyknęła do szefa na co ten pokiwał głową dając im zielone światło. A sama kelnerka szybko przejęła prowadzenie śmiało prowadząc Lamię na zaplecze. Weszły do jakiejś toalety i dredziara była już tak rozgorączkowana, że zaczęła całować Lamię ledwo tam weszły. - I mówisz, że buty trzeba ci wyczyścić? Jej no to jak jesteśmy kumpelami to nie mogę cię tak zostawić. - wysapała kurczowo i trochę po omacku sięgając dłonią aby zamknąć drzwi. Potem znów wróciła po całości do kumpeli. Zaczynając od jej ust i zsuwając się niżej. Gdy zeszła tak nisko, że musiała klęknąć posadziła ją na kibelek a sama z lubością zaczęła nawilżać jej uda, kolana, łydki by wreszcie zająć się rzeczonymi butami i stopami. - O rany, jak mi tego brakowało od ostatniego weekendu… - wyznała zachwycona pozwalając swoim ustom i ciału zapoznać się za fragmentem anatomii Lamii do jakiej tak bardzo miała słabość.

- Jej i w niedzielę naprawdę zrobimy to wszystko jeszcze raz? Jak ja teraz wytrzymam do niedzieli? - powiedziała z rozmaślonym spojrzeniem gdy klęczała między udami Lamii po tym gdy obie wracały do stanu względnej używalności ciała i umysłu po fali obopólnej przyjemności.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline