Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2019, 00:23   #98
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Szło to wolno, mózg też nie chciał wychodzić ze stanu słodkiego otępienia. Myśli płynęły leniwie, problemy świata uciekały gdzieś obok - nieistotne i niezauważone.

- Raz, dwa… ogólnie mamy plan - przyciągnęła kelnerkę do siebie, aby móc ją sobie posadzić na kolanach i oprzeć czoło o jej ramię - Najpierw powtórka z audiencji, potem wypad do Honolulu… a co tam, Eve się nie pogniewa za uchylenie rąbka tajemnicy. Mamy w planach wynajęcie pokoju i odwalenie baletu roku. My, chłopaki z Boltów, dużo wódy, zdjęć, butów, kajdanek, pejczy i czego dusza zapragnie. Madi bierze swoje zabawki, zgarniamy jeszcze jedną laskę… Tashę. Z Neo. Wynajmiemy ją. Będzie też Di, poznałyśmy się w Mason City… zostaje do niedzieli. Jeśli chcesz… i ci się znudzi, albo zatęskni wpadaj. Moje łóżko zawsze chętnie cię przyjmie, ktoś w nim zawsze jest… - pocałowała jej bark.

- O rany! Ale impreza! No pewnie, że przyjdę! - Val była pod wrażeniem tych wszystkich rewelacji. Roześmiał się aż odrzuciła głowę ze swoimi dredami na swoje plecy. - No i najpierw u was w domu a potem jeszcze w “Honolulu”. O rany! Dwie czadowe imprezy w ciągu jednego dnia! - blondyna przeżywała ekscytując się imprezą na jaką właśnie została zaproszona. W końcu z tego wszystkiego ujęła głowę Lamii i pocałowała ją z tej radości, ekscytacji i wdzięczności. A na koniec trochę przekręciła się tak, że dosiadła ją okrakiem i zaplotła dłonie na jej karku. - Jej ale normalnie aż mi jest tak ciepło, że pamiętałaś o mnie. Normalnie aż z miejsca mam ochotę paść ci do stóp i w ogóle zrobić ci dobrze z tej radości. - blond dredziara patrzyła na kobietę u jakiej gościła na kolanach z mieszaniną wzruszania i uwielbienia.

- Taaaaaak? - saper przeciągnęła pytanie, obejmując ją mocno w pasie i przyciskając do siebie. Spojrzała jej w oczy, przekrzywiając kark - Chyba bym miała dla ciebie propozycję… z tym padaniem i stopami. Co powiesz żeby jutro iść ze mną na obiad? Do Domu Weterana, Eve i Diane też tam będą… dostaniesz całkiem niezłą szamę i na deser moje szpilki… i co będziesz chciała - mruknęła jej prosto do ucha - Chcę… odwdzięczyć się paru zjebom za to jak mnie tam potraktowali i potrzebuję twojej pomocy.

- Szpilki! Dasz mi szpilki! Takie sexy! A jak będzie ci się podobać to będę mogła je zdjąć i zająć się twoimi stopami?! Uwielbiam się nimi zajmować! A szpilki to w ogóle bomba! Zawsze przy nich mięknę! - wydawało się, że w momencie gdy Val usłyszała “szpilki” całą resztę puściła mimo uszu jakby było nieistotnym tłem. Aż objęła mocniej kark Lamii a właściwie z tej ekscytacji nawet zaczęła podskakiwać na jej udach nie mogąc się doczekać tych wszystkich dobroci. - Ale poczekaj a wpuszczą nas tam? By no ty chyba tam mieszkasz ale my nie. Aha i kiedy to byśmy miały tam iść? Bo no jak wieczorem i w tygodniu no to ja nie mogę bo jestem tutaj. - po tej pierwszej fali dzikiej radości coś jednak z tej rzeczywistości dotarło pod dredy kelnerki bo trochę się stropiła i na twarz wyszedł jej wyraz konsternacji.

- Pójdziemy na obiad, w godzinach odwiedzin, czyli koło południa - Mazzi szybko ją uspokoiła, głaszcząc po policzku - Przed twoją pracą, nie martw się. Tak ustawimy aby sie wyrobić ze wszystkim… i oczywiście, że was wpuszczą, to nie pierdel tylko Kołchoz. Będziecie moimi gośćmi, postawię wam obiad w stołówce. Zajmiemy stolik i coś wymyślimy, żeby okolicy oko zbielało - znów ją pocałowała.

- Aha, w dzień? A no to dobra, bo wiesz, ja o 18 to już muszę szurać tutaj. Ale jak wcześniej to pewnie. Za takie seksowne szpile to zawsze! - roześmiała się uspokojona blondyna znów odrzucając z tej radości głowę do tyłu. - No i z dziewczynami jeszcze one też są fajne. Bardzo je lubię. Ale kiedy? Znaczy w jaki dzień? - zapytała już całkiem pozytywnie nastawiona na tą inicjatywę z jaką wyskoczyła jej kumpela.

- Co powiesz na jutro? - pocałowała ją po raz kolejny - Umówimy się koło południa u Betty, albo wpadniesz na śniadanie… lub nawet po pracy, jak ci wygodnie. Zawsze jesteś mile widziana u nas, przecież wiesz - zaczęła ją bujać w ramionach - Przygotujemy się i ruszymy w trasę bryką Eve. Zakręcimy się na miejscu, zobaczymy… jest paru dekli, którym bardziej niż chętnie zepsuję dzień - zaśmiała się wesoło - Do tego no weź… to dopiero okazja aby się odpierdolić full serwis. Wskoczymy w obroże, obcasy i zrobimy małe show. Mam zajebisty humor, tym bardziej mnie na to ciśnie. Dziś wróciłam z Mason City, z bazy Bękartów. Trzech moich chłopaków przeżyło Front, gadałam z nimi… kurwa no, co może pójść źle przy takim tygodniu? - mówiła szybko, z przejęciem, na sam koniec wybuchając głośnym śmiechem.

- O! To znalazłaś jakichś swoich kolegów? Takich z wojska? No to gratuluję! A no tak! Przecież mówiłaś w bardzo i nawet Garry pozwolił mi na kolejkę! Oj durna blondynka ze mnie! - Val pogratulowała kumpeli ale sama już w trakcie mówienia zorientowała się, że coś w ten deseń już było w barze mówione i opijane więc klepnęła się w czoło z rozbrajającą szczerością.

- A jutro byłoby okey. Kurde chyba najlepiej jakbym z tobą wróciła dzisiaj. Ale kurde nie mam samochodu a normalnie kolega mnie odwozi… Ale jej i szpile i obroże i reszta?! Ale czad! Jej aż już teraz mi się gorąco zrobiło! Nie mogę się doczekać! - znów się zaśmiała wesoło na myśl o jutrzejszym wypadzie do Domu Weterana. Zaraz po tym gdy na chwilę szara, nocna rzeczywistość na chwilę sprowadziła ją na ziemię. Bez samochodu i autobusów to na piechotę do domu Betty był jednak dość spory kawałek do przejścia.

- Porozmawiajmy z Garrym, może cię dziś puści wcześniej. - Lamia rzuciła propozycją, zaczynając w głowie ustawiać odpowiednie klocki jeden przy drugim - Jest środek tygodnia, puchy jak cholera. Poradzi sobie sam, a my… no chcę zaprosić do nas RB, tak żeby na spokojnie móc z nim pogadać na balkonie, bez potrzeby ciągłego zgrywania - uśmiechnęła się krzywo - Sam na sam… wtedy całkiem miły z niego gość.

- Oj no tak, Garry jest w porządku. Może mnie puści. Dziś za dużo klientów nie ma. A jakby Rude Boy przyjechał i dał się zaprosić no to kurde miałybyśmy transport. - dziewczyna pokiwała swoimi dredami uznając słuszność argumentów kumpeli. - Dobrze to może chodźmy by nie wkurzać Garry’ego. Muszę trochę ochłonąć od tych szpil i obroży no i weekendem. - uśmiechnęła się i wstała z ud Lamii pozwalając jej tym samym też wstać. Sama zaczęła poprawiać swoje ubranie aby doprowadzić się do względnego porządku. - Poczekaj, pomogę ci. - uśmiechnęła się i szybko uklękła przy kolanach opiętych czerwonym materiałem i z pieczołowitością ujęła najpierw jedną stopę Lamii wsadzając ją w jeden bucik a po chwili z drugą zrobiła to samo. - Właściwie bardziej lubię odwrotną kolejność no ale czego się nie robi dla szpil, stóp i kumpeli nie? - powiedziała wesoło prostując się z powrotem do pionu i puszczając jej oczko. Potem odwróciła się aby otworzyć drzwi do toalety i wrócić na korytarz.

Nie pozostawało nic innego jak zebrać się do kupy i podążyć grzecznie za przewodniczką, choć sierżant chichotała cały czas pod nosem. Oto została bękarcim kopciuszkiem… i nawet jej pasowały buty.
- Znasz Garry’ego, powiedz co on lubi? - zapytała nagle, bystrzejąc - Wódka, żarcie, drobiazgi typu książki, obrazy, magnesy na lodówkę czy znaczki? Ostatnio się mną zajął, muszę się mu odwdzięczyć. Szukam odpowiedniego sposobu.

- Stare płyty. Ma u siebie gramofon na zapleczu a drugi mówił, że ma w domu. I lubi puszczać płyty. No ale kasety to bomboxa też mogą być. Jakiś rock, metal, punk z poprzedniego wieku. Klasyka. Pewnie dlatego się z Rude Boy’em tak dogadują. Aha no i mamy na zapleczu szafę grającą ale jest zepsuta. Jakbyś miała namiar na jakąś co działa względnie tanio no albo kto by mógł naprawić to pudło to też pewnie by się ucieszył. - Val odpowiedziała od razu. Mówiła pewnie i szybko jakby miała na to gotową odpowiedź. W międzyczasie przeszły przez korytarz i wróciły do głównej sali lokalu. Ludzi chyba było jeszcze trochę mniej niż gdy szły na zaplecze. Albo tak się tylko wydawało.

- Dobra to trzymaj kciuki, żeby dał się uprosić aby mnie wcześniej puścił. - powiedziała cicho gdy ich drogi zaczęły się rozmijać po obu stronach baru.

- Będę… mocno - mruknęła pocieszająco, klepiąc ją w tyłek na pożegnanie. Szybko przedreptała na poprzednie miejsce, siadając na stołku przed barmanem i od razu wyszczerzyła się do niego najbardziej czarująco, jak tylko potrafiła.
- Hej Garry, Val mówiła że ci padła szafa grająca - machnęła ręką gdzieś w stronę zaplecza - Jeśli nie masz nic przeciwko rzucę na nią okiem, zobaczę co da się zrobić, które moduły uległy awarii i należy je wymienić - wzruszyła beztrosko ramionami - Postawię ci ją do pionu… przynajmniej w ten sposób się odwdzięczę za to niańczenie gdy tego… - skrzywiła się - Dzięki że mi wtedy pomogłeś, staczałam się po równi pochyłej, ale to przeszłość. Nie na darmo należałam do korpusu Inżynierów Bojowych - puściła mu oko - Twoja szafa będzie w dobrych rękach. Złotych.

Val prychnęła z zaskoczenia i zadowolenia gdy dłoń Mazzi trzepnęła ją w tyłek. Na krótko odwróciła się do niej posyłając uśmiech zadowolenia ale już musiały się rozdzielić po obu stronach baru.

- O. Znasz się na takich gruchotach? No to Val, weź ją zaprowadź. Jakbyś dała radę rzucić okiem to rzuć jak to złom to powiedz to się wyrzuci i nie będzie miejsca zajmować. - Garry wydawał się być zdziwiony propozycją no ale szybko się dostosował. Zwrócił się do kelnerki aby zaprowadziła Lamię gdzie trzeba a sam chyba wydawał się nie żywić specjalnych nadziei na to, że uda się przywrócić szafie grającej drugie życie. Kelnerka skinęła głową i znów przejęła na siebie rolę przewodniczki prowadząc kumpelę na zaplecze.

Mazzi nie ociągała się, zacierając ręce przed robotą aby rozruszać palce. Widziała w starym barmanie brak entuzjazmu, co tym mocniej godziło w jej chęć, aby sprawić mu tę frajdę i naprawić cholerne dziadostwo.
- Potrzebuję latarki i śrubokrętów… noża - mruczała, zaczynając powoli kompletować listę potrzebnego szpeju - Nic specjalnego… zobaczymy na czym stoimy.

- No właśnie, chodź zobaczysz jak to wygląda to powiesz co dalej. - Val pokiwała swoimi dredami prowadząc do tego samego rejonu lokalu gdzie wylądowały na zapleczu przy pierwszym spotkaniu. Tylko teraz kelnerka otworzyła jakieś inne drzwi. - To to. - wskazała na kanciasty przedmiot stojący pod ścianą wielkości jakiejś mniejszej lodówki czy pralki. No od razu widać było do czego to służy. - Poczekaj, włączę kabel. - powiedziała kelnerka i chwilę gimnastykowała się z szukaniem i podpinaniem kabla do gniazdka. Ale gdy wpięła no to coś tam drgnęło jakąś diodką ale nic więcej. - No to jak Garry mi tłumaczył to tu powinno się świecić to wszystko. - wskazała na główną część przeszklonej gabloty gdzie widać było krążki i tytuły do wybierania. Widać było, że spora ilość zasobników jest pusta albo krążki się popękane. Ale i tak chociaż część uchowała się cało. - I tutaj, zobaczy, wybiera się kawałek. No powiedzmy 43 bo zobacz, chyba cały jest. - dredziara wcisnęła na odpowiednie klawisze które chyba powinny uruchomoć procedurę załadowania odpowiedniego krążka. - No i nic. - kelnerka rozłożyła ręce w geście bezradności bo rzeczywiście ani krążek z odpowiednim numerem ani żaden inny nie drgnął. Pocieszające było to, że chociaż trochę świeciły się niektóre lampki i diodki więc chociaż trochę maszyna musiała działać. Ale jak się nie było specem od robocich bebechów to właśnie w tym momencie można było tylko bezradnie rozłożyć ręce jak właśnie zrobiła to kelnerka.

Każda operacja wymagała wykonania nacięcia, otworzenia pacjenta żeby dobrać się do jego bebechów i sprawdzić co jest grane. Tutaj było tak samo, z tym że szafa przynajmniej nie wyła z bólu, ani nie szarpała się bezsensownie.
- Potrzebuję tego śrubokręta - mruknęła, ale zaraz pstryknęła palcami, z kurtki wyciągając Gerbera. Wypakowała go z pochwy i postukała ostrzem o policzek - Dobra, więcej światła. Świeca, lampa… nie ma tragedii, coś tam żyje, skoro diody mają siłę świecić. Nie spaliła się całkowicie… ale to zaraz zobaczymy - zrzuciła kurtkę, potem po chwili zadumy zrzuciła też sukienkę, zostając w bieliźnie. Robota przy maszynach i ludziach miała raczej brudną naturę, a szkoda było ubrań, skoro jeszcze w planach czekała sierżant niby randka z RB.

- Już się rozbierasz? Jej a ja muszę wracać na salę. - Val uśmiechnęła się nico ironicznie ale widocznie wolałaby zostać z Lamią niż wracać do swoich obowiązków no ale mus to mus. - Dobra to zaraz ci wszystko przyniosę. - uśmiechnęła się i wyszła z magazynku. Nie było jej jakiś czas po czym wróciła znowu. Przyniosła działającą latarkę “L” którą można było postawić na podłodze albo wpiąć w kieszeń czy trzymać w ręku. Do tego lampę oliwną i ze dwie świece do rozświetlenia miejsca operacji. I jakąś skrzynkę z narzędziami. Wyglądało na typowy misz masz narzędzi które ktoś skolekcjonował bo może coś z tego się jakoś przyda. Ze dwa młotki, brzeszczoty, mała piłka do drewna, różne śrubokręty, kleszcze, obcęgo, kilka zwojów różnego drutu jednym słowem na start było całkiem przywozicie. Nawet rękawice robocze były i gumowe i skórzane. - Coś jeszcze byś chciała? Świetnie wyglądasz w samej bieliźnie wiesz? - kelnerka zapytała i od razu dodała z ciepłym uśmiechem.

Saper zaśmiała się i pokręciła głową dając znać, że ma wszystko czego aktualnie potrzebuje. Już miała się schylić nad robotą, gdy wyprostowała się i popatrzyła na kelnerkę prosząco.
- Dasz mi znać jak pojawi się ten palant? - poprosiła, uśmiechając się tym razem dość oszczędnie - Albo jak będzie miał ochotę niech przyjdzie tutaj, na zaplecze. Jeśli się pojawi, nie zapomniał, nie oblezą go fanki, ani nie pójdzie z jakąś testować siedzeń w bryce lub składziku Garryego - wzruszyła ramionami i odwróciła się do maszyny - Jeśli to nie problem… kufel z wodą, albo czymś bez alkoholu. Kawa byłaby super.

- No pewnie. Ale za to jak będziemy nocować u ciebie to chcę się móc zająć twoimi stopami. - Vel roześmiała się stawiając jednak pewien warunek za tą całą współpracę. Potem jeszcze ze dwa razy wracała raz z wiadereczkiem z wodą i drugi raz z gorącą prawdziwą kawą razem z firmowym zestawem cukru, śmietanki i łyżeczki. Zostawiła w końcu Lamię samą machając jej na pożegnanie rączką a ta mogła się już na spokojnie zabrać za rozkładanie maszyny grającej.

Początek poszedł dość prosto: odkręcić płytę główną. Dzięki czemu mogła dostać się do bebechów maszyny. I całych warstw nagromadzonych tam pajęczyn, truchełek samych pająków i masy kurzu. Powoli kawałek po kawałku śledziła poszczególne lementy mechanizmów.

Przede wszystkim należało odpowiednio sprzęt wyczyścić, lecz byłaby to syzyfowa praca jeśli całość miała zamiar być totalnym trupem… tylko te diody.
- Nie ugryziesz mnie, prawda? - mruknęła do szafy w przypływie czarnego humoru. Siorbiąc kawę strzepywała część wylinek i trupków, przeczyszczając co się dało z płyty. Poza tym nie działał mechanizm podający płyty, zasilanie nie dochodziło do całej góry. Zmajstrowanie obejścia mogło pomóc, o ile cała górna część nie pieprznęła. Val w skrzynce przyniosła kable, tym Mazzi zamierzała się zająć w drugiej kolejności, po usunięciu nadmiaru zasuszonych zwłok. W trzeciej kolejności czekał zacinajacy się mechanizm podajnika - to też dało się obejść robiąc mostek z kawałka metalu…
- Tylko nie wybuchnij maleńka - mruknęła, odstawiając pustą szklankę i biorąc się do pracy na poważnie.


Szło powolutku. Kawałek po kawałku. Mała szczotka oraz stara szczoteczka do zębów okazały się na tym etapie prac bardzo przydatne. Wokół szafy stopniowo rosła kupka wymiecionych pajęczyn, kurzu, kłaków i odpadków. Kawa zaś bardzo się przydała. Podziałała na panią mechanik pobudzająco i rozgrzewająco gdy spływała przyjemnym ciepłem w głąb żołądka.

Odpięła stare kable wyrzucając je na podłogę obok. Musiała wymierzyć, dociąć i wpiąć te które znalazła w skrzynce licząc, że będą działać jak należy. Potem przeciągnąć je pomiędzy mechanizmami szafy i porodzielać, polutować na górze do odpowiednich podzespołów. Coś musiało być na rzeczy bo wreszcie więcej diodek i lampek zapaliło się na górze. Te które się nie paliły mogły być niedokręcone czy nawet spalone. To już trzeba by każdą sprawdzać osobno. Został jeszcze sam podajnik płyt. Coś tam się zruszyło, pękło i właściwie nie było co w tym dłubać. Ale w skrzynce znalazła kawałek rurki który można było dociąć i zamienić na wybrakowany element oryginału. I wtedy kto wie, może sam mechanizm zadziała. Jak nie to trudno, trzeba będzie szukać dalej.

- Szkoda, że mój mechanik nie pracuje w takim stroju. No i tak nie wygląda. - usłyszała głos największego palanta w mieście gdzieś od progu. Uśmiechał się co dało się poznać nawet po samej barwie głosu. I głos już wrócił mu do normy więc nie chrypiał tak jak w sobotę tuż po koncercie gdzie widzieli się ostatnim razem.

Ledwo się odezwał, a ciepło rozpłynęło się kobiecie po żołądku, przywołując na twarz niewymuszony i szczery uśmiech radości. Zamarła z kawałkiem rurki wetkniętej między zęby aby łatwiej szło ją dociąć co też zrobiła.

- Ogonek został w drugich spodniach - udało się jej przybrać zblazowany ton, choć w środku aż się rwała aby lecieć do niego i chociaż zburzyć artystyczny nieład który miał na głowie - W tej pozycji i tak byłby niewygodny, zresztą skończył mi się termin ważności szczepień na wściekliznę, stąd brak króliczych uszu - dodała, odkładając narzędzia i powoli wstając z podłogi. Wytarła dłonie w szmatę.
- Jeszcze ktoś by mnie ustrzelił i co wtedy? - spytała, odrzucając ścierkę, a potem spięła się i jednym susem doskoczyła do gangera, obejmując go za szyję i mocno się przytulając. Był mniejszy od kapitana Boltów, nie aż taki nabity. Miał czarne włosy, skrzypiał skórzaną kurtką, do tego roztaczał aurę zapachu tytoniu, zioła i owocowego wina… i miał to coś, czego nie dało się ignorować, gdy stał obok, choćby człowiek się starał zachowywać rozsądnie.

- Tak, zdecydowanie tak. Muszę jakoś skombinować takiego mechanika z takim wyglądem, takim strojem i takimi skillami. - powiedział niby poważnie ale i tak było wiadomo, że jak zwykle się nabija i nie traktuje niczego, nikogo łącznie z sobą samym poważnie. Objął ją przy tym i gdy nieco się uspokoiło odchylił jej głowę by spojrzeć w dół na jej twarz. - Ale się usmarowałaś. Tak punkowo. Normalnie wyjdziesz tak na ulice to wszystkie punki twoje. A jak dobrze zbajerujesz to kto wie, może nawet punkówy. - ocenił minął fachowca oceniając stopień ubrudzenia twarzy kobiety którą trzymał w objęciach. W końcu nawet zbliżył swoje wargi do jej warg i ją pocałował wreszcie.

Iskra zapalnika rozbłysła, momentalnie dokonując zapłonu nagromadzonego pod skórą paliwa. Saper chętnie oddała pocałunek, przyciskając go jeszcze mocniej do siebie. Stanęła na palcach, ramionami uciskała jego kark aby pochylił głowę, przez co łatwiej szło wniknąć językiem poza granicę z jego zębów i tam się rozgościć. Trwało to długo, albo krótko… dla Mazzi przypominało wybuch granatu zapalającego, ogarniającego błyskawicznie całą najbliższą okolicę. Ogień płynął żyłami, usta i język żyły własnym życiem, witając palanta niczym dawno niewidzianego kochanka, za którym zdążyły się porządnie stęsknić.
Opanowanie przyszło z trudem i ogromną niechęcią… został dyszący oddech i nieprzytomne spojrzenie wlepione w kpiące oczy tuż przed zarumienioną twarzą.

- Muszę wychodzić… żeby zbajerować swojego punka? - mruknęła z ustami przy jego ustach, po czym zaśmiała się krótko - Jednak pamiętałeś… albo przypadek. Tak, zgłodniałeś to wpadłeś napełnić kałdun i przypadkowo akurat Val ci powiedziała, że tu jestem. Czysty przypadek, wiem wiem. Nie musisz zgrywać bohatera… jeszcze nie skończyłam - wskazała wzrokiem na szafę grającą - Będzie grać, Garry dostanie niespodziankę, ale na razie cicho, dobra?

Głowa o czarnych włosach nieco odchyliła się aby ponad rozebranym ramieniem Lamii spojrzeć na rozebrane urządzenie. - Coś z tego jednak będzie? Kozacko jakbyś zrobiła. Dawno płakał, że by się muza w knajpie przydała i ma tą szafę ale nie działa. - punk pokiwał głową widocznie popierając taki pomysł na zrobienie przyjemności zaprzyjaźnionemu barmanowi.

- A no tak, pewnie, że przyjechałem bo zgłodniałem. Chyba nie myślałaś, że coś innego co? - popatrzył na nią unosząc w górę jedną brew i lekko przekrzywiając po ptasiemu głowę aby sprawdzić czy przypadkiem u ubrudzonej kobiety w samej bieliźnie nie pojawiły się takie głupie pomysły. - No wiesz, muszę dbać o swoją palantową reputację. To wystarczy trochę nieuwagi i już ludzie zaczynają o tobie gadać jakieś głupoty. A w ogóle to dopiero dzisiaj zebraliśmy się na próbę. Taki projekt mamy na nowy kawałek to trochę nam zeszło. Dopiero skończyliśmy. Wiesz, fajnie jak na koncercie gramy jakiś nowy kawałek. - punkowiec wyjaśnił swoim niefrasobliwym tonem jakby jak zwykle rzecz była nie warta uwagi i gadania. Puścił w końcu kobietę w samej bieliźnie aby mogła dokończyć swoją robotę.

- A długo ci to zajmie? Znaczy zrobisz to jakoś teraz czy to robota na parę dni? - zapytał opierając się tyłkiem o rant stołu. - Bo coś mnie Val bajerowała jakbym miał was gdzieś zawieźć czy co. Tak ćwierkała szybko, że nie wyłapałem o co jej chodzi. - zapytał o to co pewnie coś zdążyła mu wcześniej przekazać kelnerka z blond dredami.

- Dobrze pójdzie, to skończysz jeść i walniesz browara, a ja akurat dokręcę ostatnią śrubkę - saper jak gdyby nigdy nic wróciła pod maszynę, siadając przed nią po turecku i znów grzebała w bebechach, montując cholerną rurkę - Pójdzie źle, jutro wrócę i dokończę… mam jednak nadzieję na szczęśliwy finał dzisiaj, teraz… tak, racja. Chciałyśmy z Val dziś podjechać do mnie i pomyślałam, że skoro nie masz planów i już jesteś napełnić kałdun po próbie to dasz się wyciągnąć na prywatny koncert u mnie. Mam całkiem wygodne łóżko, znajdzie się miejsce między tymi… hm, paroma laskami z którymi sypiam… i co za nowy numer, o czym?

- A o czym. Weź mnie nie rozśmieszaj co? Cały wieczór, żeśmy się żarli o czym to ma być. Na końcu to pewnie bym trzasnął drzwiami no ale od ostatniej eee… narady twórczej… nikt ich jeszcze nie wstawił to tak sobie leżą obok. To jak i tak byłem głodny no to przyjechałem do Garry’ego. - król punk rocka w tym mieście bez skrępowania i ceregieli streścił coś co chyba było niezłą awanturą w ich zespole jaka zajęła im ten wieczór. Mówił zblazowanym tonem jakby nic wielkiego się nie stało ironizując z siebie, swoich kolegów i całej reszty swojej pasji z jakiej w końcu żył.

- A ty jak nie zejdzie ci do rana to spoko. To idę na tego browara i wrzucić coś na ruszt. I mówisz, że koncert u ciebie? Dzisiaj w nocy? W łóżku? Z laskami z którymi sypiasz? - zaczął rozmowę o kolejnym poruszonym przez grzebiącą przy maszynie kobietę. Ta akurat odmierzyła miarką odpowiednie kawałki rurki i zaczęła ciąć ją brzeszczotem.

- No nie wiem. To by brzmiało trochę jak komercja. Czyli system. A prawdziwy punk olewa system. Tak grać na zamówienie jak jakiś grajek z jakiegoś festynu. Poza tym no tak zagrałbym i nara w ciemną noc. To co mi po laskach z jakimi ty sypiasz? Jakby to chociaż jakieś fanki były to może, może… wiesz, to bardzo punkowo tak opędzać się od stad zaślinionych z wrażenia fanek, rozdawać autografy no i wozić się i gwiazdorzyć. No i pić tanie wina do tego wszystkiego oczywiście. Bez taniego wina to nie ma punkowania. - oparty o stół punkowiec nawijał sobie spokojnie i swobodnie jakby miał całą noc na zrzędzenie, marudzenie i strzelanie fochów. A chociaż wydawało się, że w lot odgadł co i jak z tym zaproszeniem to oczywiście musiał uderzyć w te swoje kpiarskie tony jak to zwykle miał w zwyczaju, że sam z siebie robił autoparodię rozwydrzonej gwiazdeczki.

Mazzi posłała mu długie spojrzenie znad ramienia, nie mrugajac przy tym przez dobre pół minuty.
- Koncerty w starym kinie, fanki, gitary, punk rock… a nie ma wam kto drzwi wstawić, bryki naprawić. Albo szafy - prychnęła, wracając do obserwacji tego, co robiły jej dłonie w mechanicznych bebechach. Jeszcze jeden kabel, jeden mostek i przejściówka. Zaizolować druty, podpiąć kolejne kable i mieć nadzieję, że nie wyskoczy żadna nowa awaria.

- Przydałby się wam dyżurny technik-mechanik, może i jakiegoś bym znała godnego polecenia. Zostawię ci namiary w razie czego. - mruknęła pochylając się, ale pozycja była niewygodna. Zmieniła ją więc z siadu po turecku na klęczki, zginając plecy aby dostać się do styków od spodu płyty - Może gdyby to nie było nasze przypadkowe spotkanie pomyślałabym o tych fankach-niespodziankach, a tak skoro trafiliśmy tu na siebie całkowitym przypadkiem obawiam się, że nie jestem odpowiednio przygotowana. - wzruszyła zbywająco ramionami, choć zrobiło się jej smutno. Zamaskowała to jednak, pomogło że nie musiała na niego patrzeć. Proste pytania, proste odpowiedzi. Bez gierek, zwodzenia albo usilnego przekuwania całego świata w żart. Ten jeden raz, proste zasady, bez masek. Widać nie trafiła z marzeniami, trudno. Bywały gorsze rzeczy.
- Skoro brzmi za bardzo mainstreamowo po prostu podrzuć nas do mnie, a postawię ci flachę za fatygę, pasuje? Może w drodze powrotnej natkniesz się na te fanki, albo temat na nową piosenkę.

- Dyżurny technik - mechanik? No może, może… Tylko u nas zaraz Albert by skakał bo jest u nas technicznym. To miałby za złe, że go olewamy. Powiem ci, że punk rock jak widzisz, to nie jest bułka z masłem. - pokręcił głową i westchnął dalej nie tracąc rezonu. Pokiwał głową i nieco ją przechylił widząc jak prawie naga dziewczyna modeluje w mechanizmach dziewczyny.

- Ale ej! - zawołał nagle pochylając się i bezczelnie wykorzystując wypięte pośladki saper w stanie spoczynku które okryte były tylko cienkim materiałem majtek i trzasnął je otwartą dłonią aż z tego wszystkiego wypuściła trzymany kawałek już odciętej rurki. - To jest myśl! Za flachę to całkiem inna gadka! No i wiadomo. To wtedy jest porządny, punkowy biznes a nie jakieś frajerstwo czy wstrętna komercha. - dodał pochylając się nad klęczącą kobietą tak, że teraz znalazł się twarzą tuż przed jej twarzą. I na niedogolonej gębie wykwitł bezczelnie zadowolony z siebie uśmieszek.

- Racja… punk rock nie dla trepów w stanie spoczynku. Inna mentalność - mruknęła zadumanym głosem, głaszcząc go po tym zarośniętym policzku ostrzem Gerbera. Drugą namacała opuszczoną rurkę - Inna mentalność, ten cały beton wojskowy, systemiarstwo. - pokiwała smutno głową, zabierając nóż i wracając do przerwanego zajęcia. Przycięła rurkę odpowiednio, powinna pasować jak ulał.
- Świetnie, będziemy wdzięczne za podwózkę - dodała neutralnie - Może być takie wino jak te którym poczęstowałeś mnie przy pierwszej ucieczce ze szpitala? - puściła mu krótkie oczko, ale nim dodała coś jeszcze, w progu pojawiła się jasnowłosa kelnerka, machając na punka zapraszająco.

- No pewnie. Byle nie było za drogie i sponiewierało. Wiesz, muszę dbać o reputację. - powiedział to tak poważnie, że aż trudno było się zdecydować czy mówi to jak najbardziej poważnie czy jednak znów się nabija. Ale też zauważył kelnerkę więc wyprostował się aby dać się zawołać na tą szamę. Ale zanim wyszedł sięgnął po coś do kieszeni kurtki i wyjął paczkę pomiętych fajek. Z niej skręta którego odpalił i zaciągnął się pierwszym machem. Gdy wydmuchał dał się czuć zapach palonego zielska.

- A to na te betonowe systemiarstwo. Pal aż się skończy. Powinno pomóc. Jak nie to przyjdź to zajaramy jeszcze. - powiedział pochylając się i wciskając odpalonego skręta w usta Lamii. Pogłaskał ją jeszcze chropawą dłonią po policzku po czym znów się wyprostował i wyszedł z magazynku. Val sprytnie dała mu wyjść przodem i szybciutko podbiegła do Lamii zajmując jego miejsce.

- I co? Gadałaś z nim? Zgodził się? Kurde jakby się zgodził i pogadał z Garrym to by było najłatwiej dla nas wszystkich. - zapytała szybko i cicho nachylając się nad klęczącą półnagą mechanik.

Brunetka zaciągnęła się, wzdychając przy wydechu i posyłając w maszynę chmurę sinego dymu.
- Zgodził - powiedziała pogodnie, patrząc na Val - Podwiezie nas za flaszkę wina, bo wiadomo, nie może być za mało punkowo. Potem się go zaciągnie na górę… najpierw twoje wolne - zagryzła wargę i potrząsnęła głową - Poproś go po prostu, żeby zagadał do Garry’ego. Jesteś w końcu jego wierną fanką, nie? A praca wiadomo, wymysł systemu i systemowe godziny pracy. Powinno mu zależeć na pomocy uciskanej przez wyzyskiwacza proletariackiej duszy - zaśmiała się - Zagadaj do niego w ten klimat, on pogada z Garrym i będzie ok, zobaczysz.

- Coś ty! On się tylko tak zgrywa, żeby nie wyszło, że jest mięczak i w ogóle. Za darmo jakbyśmy go poprosiły też by nas pewnie podwiózł. Tylko o tym nie gadaj, zwłaszcza przy nim. - Val roześmiała się wesoło ale cicho, szybko pocałowała Lamię w ubrudzony policzek i znów szybko podskoczyła do wyjścia. Zatrzymała się jeszcze w progu i posłała spojrzenie w głąb korytarza gdzie może jeszcze widać było punkowca a potem wróciła spojrzeniem do pracującej Mazzi. - I jej! Naprawdę świetnie wyglądasz w samej bieliźnie! Najchętniej bym się z tobą stentegowała od razu! - posłała jej całusa przez to małe pomieszczenie i czmychnęła za Rude Boyem.

Lamii zaś została już końcówka roboty. Wymiana uszkodzonego ramienia podajnika na przyciętą na kształt i rozmiar rurkę. Zamonotowanie tego wszystkiego do mechanizmów podajnika i już. Jeszcze tylko pstryknąć parę guziczków i działa! Jest! Widziała jak surowe mechanizmy z cichym szumem ukazują swoją niesamowitą magię. Jeden przycisk tam, drugi tu, jeszcze kolejny potwierdzenia i już. Tam coś się wcisnęło, ramię podajnika przesunęło się z jednej na drugą pozycję i złapało jeden z ocalałych krążków. Krążek został przesunięty w odpowiednią przegródkę a przegródka przesunęła płytę do odpowiedniej wnęki. Tam doskoczył do niej czytnik który przetworzył zapisane znaki na słyszalne dla ucha dźwięki. Magia! Całość działała jak jakaś mała, automatyczna fabryka! Nie było w tych mechanizmach nic zbędnego, każdy ruch, detal, element miał swoją rolę i był do czegoś potrzebny. Nawet jak na pierwszy rzut oka wyglądało to jak plątanina kabli, rurek i kondensatorów i nie wiadomo czego jeszcze.

Ale działało! No co prawda nie było wiadomo na jak długo. Sprawdziła to co najbardziej oczywiste ale to wystarczyło do uruchomienia maszyny. Może coś jeszcze tutaj nawalało. Sporo lampek nadal się nie paliło a widać było różne pęknięcia i odłamane fragmenty mechanizmów. Może coś jeszcze nawalało no ale to już oznaczałoby gruntowne rozebranie flaków na czynniki pierwsze. Teraz zaś pozostało zakręcić z powrotem płytę główną i zameldować wykonanie zadania.

Gdyby była prawdziwym punkiem, saper pewnie powinna przykopać w stary złom i drąc ryja o drobne na wino, iść do baru, a najlepiej od razu gdzieś na koncert w plenerze. Niestety… była tylko sobą, dlatego wytarła ręce w szmatę i sięgnęła po kieckę… widok usmarowanego pyłem i brudem przedramienia szybko ją zastopował. Szkoda ciucha.
Westchnęła, przymykając oczy.

- Jebać system - burknęła, poprawiając włosy i jak gdyby nigdy nic, raźnym krokiem wyszła z pokoju na korytarz. Tam minęła drzwi do głównej sali, wynurzając się za barem. Stanęła obok Garry’ego, tyle że po stronie dla klientów, opierając łokieć o kontuar.

- Mam dla ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą - popatrzyła na staruszka udając powagę - Zacznę od złej, a co. Po weekendzie wbijam ci się na zaplecze jakoś na cały dzień jak nie lepiej… chyba żeby jakiś palant przewiózł tę szafę gdzieś, gdzie będę miała spokój i możliwość pracy. Lepiej to zrobić poza lokalem, bo każdą śrubkę i każdą zębatkę trzeba wyjąć, wyczyścić, nasmarować i złożyć całość jeszcze raz. Od groma roboty, brudnej. Nie katuj jej za bardzo do przyszłego tygodnia. - podrapała się po nosie, zostawiając na nim czarną smugę smaru i starego kurzu. Wyszczerzyła się szeroko - Dobra wiadomość jest taka, że działa. Naprawiłam ją, ale jak mówiłam wcześniej… potrzebuje gruntownego serwisu. Na chwilę obecną żyje i ma się nienajgorzej.

- Co? Naprawiłaś ją? Działa? - Garry był wyraźnie zaskoczony gdy podchodził do przejścia na zaplecze w jakim stanęła sprytna pani mechanik. Potem jej widok w samej bieliźnie i brudzie zaskoczył go chyba jeszcze bardziej gdy odsłonił kotarę i ujrzał ją na własne oczy. Ale szybko się opanował i wszedł do środka odgradzając zasłoną od reszty sali.

- No aż nie wierzę, tyle czasu stała, myślałem, że już na złom tylko pójdzie. - barman szedł całkiem szybko i raźno w kierunku małego magazynku na zapleczu. Gdy razem znów tam zawitali właściciel podszedł do szafy i sprawnie wybrał jakąś kombinację cyfr. I roześmiał się ubawiony widząc jak zapalają się niektóre światełka, jak ramię unosi się, sięga po płytę, przesuwa ją na odpowiednie miejsce tam znów sunie kawałek w głąb maszyny i wreszcie jak z głośnika zaczną płynąć dźwięki muzyki.

- Działa! To działa! - roześmiał się na całego wyrzucając ramiona do góry, w triumfalnym geście. Potem capnął Lamię za ramiona i uściskał ją mocno z tej wdzięczności. - No to ile za to chcesz? Daj spokój coś ci się należy za to grzebanie. - starszy pan wydawał się wniebowzięty a do tego w tle przygrywał jakiś stary rockowy kawałek z uruchomionej płyty.

Kobieta poklepała go po plecach, ciesząc się z tego jego uśmiechu czystego szczęścia. Było warto się ubrudzić, oj było.
- Weź daj spokój - prychnęła, opierając się na jego ramieniu i powoli kiwając głową w rytm muzyki. - Puść Val dziś ze mną wcześniej i tyle. Zresztą nie dziękuj jeszcze - przyznała nagle szczerze - Działa, żyje i gra… ale na serio muszę ją przeczyścić całą po weekendzie. Gdy to zrobię pogra jeszcze z pięć lat minimum… ostatnio bardzo mi pomogłeś, tak przynajmniej się odwdzięczę. - uderzyła w weselszy ton - choćby za zbitą szklankę i krew na barze.

- Tamto? Daj spokój, nie ma o czym mówić, to nie było nic wielkiego. - barman machnął ręką widocznie zdziwiony, że Lamia przywiązuje do tamtego zdarzenia taką wagę. Ale wydawał się być pogodnie nastrojony i zadowolony. - A Val jasne, zrywajcie się jeśli macie ochotę. I tak ją miałem puścić wcześniej bo ruch jaki jest to widać. - na ten detal też mówił jakby nie było o czym mówić. - Chcesz się umyć? Zaraz podeślę ci Val z jakąś miską. - przyjrzał się dokładniej sylwetce Lamii i chyba głównie teraz dostrzegł to jak się ubrudziła podczas tej naprawy. - A po weekendzie pewnie, wpadaj kiedy zechcesz. Myślę, że mógłby być trochę kłopot by przewieźć tego kloca gdzie indziej. Na razie zostanie tutaj to nikt nie będzie jej ruszał do twojego powrotu. - wrócił też tematem do wizyty na kolejną naprawę. Też wydawał się pogodny i skory do wszelkiej współpracy.

- Zostajemy więc przy serwisie na miejscu… będzie się kurzyć jak diabli - Lamia podrapała się po głowie, patrząc na maszynę i nie pozostało nic innego jak przestać się przejmować.
- W niedzielę mam urwanie dupy… dosłowne. Do samej niedzieli to samo. Poniedziałek pewnie odeśpię, czyyyyli wtorek jestem u ciebie z rana - szybko przekalkulowała co i jak, zacierając ręce z uciechy, aż wyszedł temat mycia. Spojrzała krytycznie na swoje odbicie w szklanej szybie szafy.
- Nie no… - obejrzała się z prawej i lewej strony, a także od tyłu - Nie jest tak źle, szkoda marnować wody...dobra, RB powiedział, że mu się podoba bo to punkowe - wzruszyła ramionami, chwytając kurtkę i zakładając ją na ciało. - Dzięki Garry, umyję chętnie ręce gdzieś w wiadrze czy co - z niewinną miną podniosła czerwoną kieckę.

- Jasne, jak wolisz. - Garry nie robił problemów i poczekał aż Lamia się pozbiera ze swoimi rzeczami po czym zgasił światło i zamknął drzwi na klucz. Poprowadził ją wzdłuż korytarza do jakiejś małej umywalki gdzie na taborecie stał zestaw dzbanka i wiadra do mycia do umycia twarzy czy rąk w sam raz. Obok był ręcznik i gospodarz poczekał aż gość się doprowadzi do porządku a potem razem wyszli za bar. - Val, myślę, ża na dzisiaj to już wszystko co bym od ciebie potrzebował. Masz już wolne. - zwrócił się do kelnerki która zapiszczała z radości.

- Dziękuję szefie! - zawołała i podbiegła do niego obejmując go mocno i całując w policzek. - Tobie też! - zawołała zaraz potem podobnie traktując Lamię. - Poczekasz na mnie? Pójdę po swoje rzeczy. Jakby co to ten palant jest tam. - dredziara z entuzjazmu paplała bardzo szybko i bardzo chaotycznie. Gestykulowała raźno wskazując przy tym na przejście na zaplecze gdzie pewnie miała swoje rzeczy i na stół przy jakim siedział Rude Boy. Nawet chyba ten sam co za pierwszym razem gdy przywiózł tutaj Lamię. - Ojej tak chcesz iść? Ostro! Podoba mi się! No i te szpile! Do tej bielizny! I kurtka! Kurcze aż mi się znów gorąco zrobiło! Dobra lecę, zanim zacznę gadać i robić jakieś głupoty! - dredziara dopiero na drugi rzut oka zorientowała się co Lamia ma pod skórzaną kurtką i szybko dorzuciła swój rozchichotany komentarz. Ale też szybko ją puściła aby jak najszybciej wydostać się na wcześniejszą wolność.

Zanim uciekła dostała klapsa na rozpęd i żeby tradycji stało się zadość.
- Garry… masz tamto wino które… - zmrużyła oczy i machnęła ręką - Łatwiej będzie w ten sposób: daj mi ze cztery butelki taniego wina które lubi tamten palant - wzrokiem dyskretnie wskazała na wspomnianego szarpidruta - Żeby mi potem nie płakał że na pusto jechał.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline