Uciekł. Uciekł przed wami. Władca demonów. Marduk zachichotał.
Co by tu jeszcze dodać?
Cóż, Kinbarak i Marduk nie chcieli wiele. Tylko trochę dobrej zabawy. Nieco czarnej krwi demonów i czartów. Armii, którą można by stratować. Armii! Jak to pięknie brzmi.
Ktoś najwidoczniej postanowił spełnić te zachcianki.
W odległej części korytarza prowadzącego na powierzchnię dobiegł was cały zestaw dźwięków. Chrzęst kościanych pancerzy, zgrzyt stalowych ostrzy, skowyt wyrażający czystą radość boju. I tupot stóp, setek stóp. A nad tym wszystkim górował szaleńczy ryk, który popędzał hordę skuteczniej niż bat.
Strażnicy stanęli czujnie. Hałas narastał.
I wreszcie ich zobaczyliście.
Do kawerny wlał się potok pokrak, bestii krwawego chaosu, o kształtach niemożliwych do wysłowienia. Otwarte pyski pełne zębów jak sztylety, zbroje, które jakiś szalony snycerz wyrzeźbił w motywy otchłani, sztandary w barwach czerwieni i czerni, rogi niczym u kozłów, szponiaste łapy dzierżące oręż, miecze, włócznie, maczugi, topory, sztylety, które, dał się to wyczuć, już nie raz piły krwi, ludzkiej i nieludzkiej.
Horda rozlała się po kawernie jak potok nieczystości. A za nią wznosił się ku sufitowi jaskini monstrualny kształt demonicznego generała.
To była ta chwila. Ta krótka chwila kiedy obie strony przyglądają się sobie oceniając swe siły. Czerwone i żółte ślepia bez jednego mrugnięcia oceniły strażników. Nagle padł rozkaz i horda z wyciem runęła do przodu. Niczym ciśnięta włócznia demony pobiegły i poleciały w kierunku waszych serc.