Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2019, 03:41   #17
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Plany, knucia i knowania - ot, chleb powszedni awanturników i poszukiwaczy przygód. Nie inaczej było tutaj. Najemnicy dyskutowali i radzili między sobą w najlepsze, a koboldy wtórowały im swym klekotopiskiem, który zdawał się wzbijać na decybelowe wyżyny z każdą kolejną sekundą. Była i krytyka koboldziego dowództwa, był i upiór, były i znikające zapasy. Pewnie i mogliby tak stać i przysłuchiwać się żywej dyskusji, przechodzącej pomalutku w kłótnię, ale postanowili działać. W odpowiednim momencie.

Gulbrek wjechał do komnatki razem z drzwiami, z bojowym rykiem na ustach i Płomieniem tuż za plecami. Bez drewnianej zapory smród rozlał się już kompletnie po najbliższej okolicy, uderzając z całą mocą i wyrywając z oczu łzy, ale nie to teraz było ważne. “Od słów do czynów,” jak zwykło się mawiać - i w tym przypadku tyczyło się to obu stron. Koboldy szykowały się do przejścia do rękoczynów, ba!, jeden z nich wspiął się nawet na stół i już, już brał zamach łyżką niby buzdyganem, ale nie było mu dane wyprowadzić ciosu.

Zaskoczenie działało na korzyść najemników. Jaszczurowaci lokatorzy zastygli w miejscu, skręcając łby w ich stronę i zaraz zaczęły się złowrogie syki, ale zdążyli ich przywitać tylko i wyłącznie nastawieniem. Na nic więcej nie starczyło czasu. Caspar, splatający czar w locie, zogniskował zaklęcie i tęczowa feeria barw rozświetliła podziemną stołówkę. Kolorowa wstęga wlała się między koboldy, jak woda z ceberka, i odbiła się w gadzich oczach.

- Ooooo - zachwycił się pokazem ten na stole.

I poleciał w dół, pyskiem orając po kamiennej posadzce. Chwilę później poleciał i drugi, i trzeci, i efektem domina doszło tak do sześciu łuskowatych ozdabiających podłogę. Caspar mógł sobie gratulować i poklepać się po plecach, ale i na to nie starczyło czasu. Gdzieś po prawej świsnęła stratonowa strzała, wycelowana w jednego z trzech koboldów którzy ostali się zaklęciu, ale półelf nie popisał się celnością. Z lewej znowuż zaświstał pocisk z lymseiowej procy, ale i tutaj próżno było szukać sukcesu - chyba że elfka celowała w stół.

Gulbrek wraz z Renrarkiem natarli wespół-zespół na kobolda, świstając toporami i rycząc wściekle. Niejeden pewnie straciłby rezon i spanikował, ale gadzina popisała się stalowymi nerwami, prześlizgując się gdzieś pod stalowymi cięciami i sycząc wściekle. Płomień natomiast... Płomień mógł być z siebie dumny. Niczym pikujący sokół natarł na kobolda po prawej, uderzył potężnie z wyskoku. Gadzia czaszka odbiła się od wyrytego w skale kominka, zostawiając jedynie krwawy ślad na kancie. Ciało wnet znalazło się na podłodze, wijąc się w pośmiertnych konwulsjach i przyozdabiając otoczenie krwią zmieszaną z łuskami i kawałkami mózgu.

Lymseia nuciła cicho pod nosem inkantację, kreśląc dłońmi misterne znaki splatające energię magiczną. Cienie zatańczyły na pysku gada, na którego nacierali Gulbrek z Renrarkiem i jego spojrzenie, zdawać się mogło, jakby się zamgliło. Kobold zatoczył się otumaniony magią, co uratowało go od świszczącego krasnoludzkiego topora, ale pół-ork już na niego czekał. Potężne uderzenie na skos zmiotło go z nóg i rąbnął w posadzkę w niemalże dwóch częściach, sikając na około posoką.

Caspar też nie próżnował. Spleciona przezeń kula paskudnie syczącego kwasu przecięła zasmrodzone powietrze, wyrywając krzyk bólu z ostatniego przytomnego kobolda. Przerośnięta jaszczurka wyglądała, jakby chciała zrejterować, bo i nawet zaczęła się odwracać na pięcie, ale Płomień już tam był. Tiefling susem przesadził drewnianą przeszkodę w postaci stołu, kama świsnęła i... to by było na tyle.

Stołówka, i tak dosyć śmierdząca, wzbogaciła się teraz o smród śmierci. Trzy martwe koboldy szumiały już tylko, wypełniając wyżłobienia w podłożu krwawiącymi ranami. Trzy do zera to był piękny wynik, ale nieprzytomna szóstka równie dobrze mogłaby zremisować to spotkanie kultur. Na razie tylko leżała i drgała co i rusz, ale Caspar zapewnił, że to się niedługo zmieni.


 
Aro jest offline