IX.02; popołudnie; Nice City; hotel “Hamilton”; gorąc, pochmurno
Wszyscy
Hotelowa restauracja stopniowo zapełnia się załogą która miała obsadzić granatową furgonetkę. Mężczyzna z oszpecona twarzą, jego indiański towarzysz, postawny ojciec z drobno przy nim wyglądająca córką oraz ich czarne psisko. Na koniec zjechała jeszcze para właścicieli granatowego vana czyli postawny, ciemnowłosy facet w skórzanej, wycwiekowanej kurtce i drobna dziewczyna o czekoladowych włosach. Wraz z nimi weszła jakaś szczupła, rudowłosa w rozpiętej koszuli i podkoszulku no i starszy facet o wujaszkowatym wyglądzie i najlepiej ubrany z nich wszystkich.
Zostały jeszcze ostatnie formalności. Rolf musiał pójść na górę i wrócił na dół z teczka. Usiadł przy dobrze już znanym “federackim” stole i rozmawiał z Arią w sprawie kontraktu. W międzyczasie pozostali mieli okazję się poznać.
Anton i Morgan wcześniej już widzieli jak Marcus i Pazur rozmawiali z lady Amari. Teraz mieli okazję poznać ich lepiej. Podobnie jak detroidzką parkę o jakiej wcześniej usłyszał od szefowej. Marcus co prawda parę z Detroit już zdążył poznać ale ojciec i córka byli dla niego nowością. Zaś dla Alexa i Vesny była to okazja poznać Indianina o jakim Marcus wcześniej tylko poznał i rodzinną dwójkę z psem.
- Nowi? No to cześć. Ja jestem Alex a to jest Vesna. - kierowca granatowej fury przywitał się wesoło wskazując na siebie i swoją dziewczynę. Wsadził sobie skręta zalatującego palonym ziołem w zęby aby podać rękę nowym znajomym.
- Ale masz fajny tatuaż. - wypaliła do niego Morgan gdy przy podawaniu ręki rękaw kurtki Alexa nieco zjechał do góry odsłaniając właśnie tatuaż na nadgarstku. Wtedy chyba przykuła uwagę gangera.
- Fajny? On nie jest fajny. On jest zajebisty! Zobacz. - kierowca znów wsadził sobie skręta w zęby i podwinął rękaw kurtki aby zademonstrować z połowę przedramienia. Teraz rzeczywiście obrazki na jego skórze były o wiele bardziej widoczne.
- Noo… - nastolatka przytaknęła oglądając dzieło tatuażysty na prezentowanym przedramieniu.
- Co Klocu, teraz za dzieci się zabierasz? - Alex usłyszał za plecami, kpiący, kobiecy głos więc się odwrócił w tą stronę.
- No nie mów, że cię przyjęli. - burknął do rudowłosej kobiety która z nimi przyjechała.
- Nagadałam im, że gdybyśmy byli w jednej kategorii wagowej to na pewno bym ci spuściła łomot wtedy na arenie. - ruda pomachala wesoło trzymanym kontraktem jaki mieli podpisane wszyscy obecni.
- Akurat. Większych od siebie też rozkładałem. - Alex prychnął widocznie pewny swoich atutów. Ale sam do cherlaków się nie zaliczał. Wydawał się być nabity mięśniami podobnie jak Anton chociaż ten był od niego wyższy.
- Aha. Pewnie dlatego ten żółtek cię rozłożył. Nie wyglądał mi na wielkoluda. - szczupła ruda zasznurowała wargi pewnie aby ukryć uśmiech i pozornie zgodnym tonem kontynuowała te słowne przepychanki.
- Hej! Tyle! - riposta rudzielca widocznie trafiła w czuły punkt i zirytowała gangera bo zaperzył się na całego. Wskazał na niewielką odległość między swoimi palcami.
- Tyle brakowało abym jego też rozwalił! Następnym razem zobaczymy czy też mu się pofarci jak ostatnim razem! - ganger wyrzucił z siebie ze złością sugerująca, że może został pokonany ale bynajmniej nie uznaje wyższości tego drugiego. A tamta finałowa walka rzeczywiście była wyrównana i rozstrzygnęła się w ostatnim momencie.
- Dobra, dobra. Jeszcze zobaczymy Klocu. - dziewczyna machnęła ręką kończąc temat i zwróciła się do reszty nowych sobie twarzy.
- Cześć. Jestem Aria. Wygląda na to, że jesteśmy w jednej ekipie. - przedstawiła się reszcie.
---
Kilka chwil później zeszła do nich szefowa. Znów w towarzystwie dwóch ochroniarzy i Rolfa.
- Przyszłam się wam podziękować, że zgodziliście się wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Wierzę, że razem odniesiemy sukces i pokonamy wszelkie przeciwności. Życzę wam powodzenia i będę czekać na wasz powrót. - arystokratka lekko skinęła głową uśmiechając się ciepłym choć oszczędnym uśmiechem.
- Vesno czy mogę cię prosić? - zapytała zwracając się imiennie do swojej pracownicy. Gdy ta podeszła milady podała jej zamknięta kopertę. -
To jest mój list dla kawalera von Urka. Bardzo cię proszę dostarcz mu go osobiście. Będzie czekał na ten list. - zwróciła się do Vesny przekazując zaadresowana do szefa karawany kopertę.
- Jestem też zadowolona ze sprawnego dostarczenia poprzedniego. - oświadczyła i jej wręczyła dodatkowo lokalny talon na 10 l paliwa.
IX.02; zmierzch; droga z Nice City do Crow; Pustkowia; gorąc, pochmurno
Wszyscy; furgonetka
- Wiesz Klocu kiedy dojedziemy na miejsce? - Aria podniosła głos aby z paki być słyszalna w szoferce. Furgonetka była całkiem spora ale na tyle osób z psem i bagażami, wstawionym KTM-em, to się zrobiło nieco ciasno. Najlepsze miejsca mieli Alex i Vesna siedzący całkiem wygodnie w szoferce. Marcus, Pazur, Anton, Morgan i Aria, razem z Burgerem i plecakami musieli pomieścić się na kufrze. Albo na względnie wolnej ławce wzdłuż burty albo na podłodze. Na dłuższą metę podróż w rozgrzanej żarem dnia, kanciastej puszce w tej ciasnocie zapowiadała się męcząco.
- Powinniśmy być przed zmrokiem. - kierowca również musiał podnieść głos aby w tym sumie wpadającego przez otwarte okna wiatru i pomruku silnika być wyraźnie słyszalnym. Do zmierzchu zaś było jeszcze jakieś dwie, może trzy godziny. I może z pół godziny do godziny zanim zrobi się zupełnie ciemno. Biorąc pod uwagę drogę poprzednim razem takie prognozy wydawały się Ves czy Marcusowi całkiem zasadne.
- A zatrzymujemy się gdzieś po drodze? - dziewczyna indagowala go dalej. Dopiero co wyjechali z miasta a Crow, jako pierwsza osada na południe od Nice City było jeszcze przed nimi.
- Tak? A na przykład gdzie? - Alex albo zgrabnie udawał, że nie czai o co chodzi no albo nie. Bo zerknął w tylne lusterko na odbicie pasażerki, w bok, na Vesne i coś nie wyglądał na zbyt kumatego o czym pije Aria.
- Vesna coś wspominała o jakiejś Nutellce. Podobno niezła łaźnie mają. Chętnie bym skorzystała. - rudzielec niefrasobliwie wyłuszczyła o co jej chodzi zerkając rezolutnie w stronę szoferki.
- Vesna coś mówiła? - Alex spojrzał w bok na siedzącą obok Vesnę.
- Ale wiesz, że ja i Ves to naczynia połączone? - zarzucił nieco odchylając głowę do tyłu aby Aria go mogła lepiej usłyszeć. A przy okazji i reszta pasażerów.
- Taaak? No popatrz. I to tak zawsze? - gladiatorka bawiła się chyba całkiem nieźle tą dyskusją bo zrobiła wielkie oczka i ironiczną minkę.
- No pewnie. - głos kierowcy ociekał pewnością siebie i niepodwarzalnością tej reguły.
- Naprawdę? No ale jakoś na arenie Vesny nie widziałam. A ciebie w konkursie na mokry podkoszulek. - rudowłosa kobieta zauważyła niewinnym głosem i znów udało jej się wbić szpilę gangerowi.
- No ej no… Jesteśmy razem no ale czasem oddzielnie nie? No gdzie Ves na arenę no co ty chrzanisz… - Runner wydawał się być zirytowany, że ta z tyłu nie czai takich oczywistych rzeczy i trzeba jej to wszystko tłumaczyć.
- Czyli razem ale oddzielnie. No dobrze. No to właściwie ja się umówiłam na dzisiejszy wieczór z Vesną. To teraz nie wiem właście jak to traktować. - dziewczyna siedząca na ławce paki vana dalej odgrywała całkiem udanie swoją komedię bawiąc się przy tym na całego.
- Umówiłyście się? Na dzisiaj? A na co? - Alex zmarszczył brwi i spojrzał w bok na Vesnę nie wiedząc jak czytać to co mówiła ta druga.
- No na damskie płacze. Wiesz, będziemy się sobie wypłakiwać. Tak po babsku. Ves mnie dzisiaj uświadomiła, że całe życie to robiłam w niewłaściwy sposób i mówi, że zna lepszy. - Aria coś za bardzo nie wgłębiała się w detale tego o czym rozmawiały w domu Martineza z Vesną ale brzmiało to mało męsko.
- Ryczeć? Będziecie sobie ryczeć? - Alex zmarszczył brwi w wysiłku zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi. Ale zapewne zajeżdżało mu to jakąś babską logiką do jakiej prawdziwy mężczyzna nie zniża się aby próbować ją zrozumieć.
- Ktoś jedzie za nami? - zapytał niespodziewanie zanim Aria zdążyła coś odpowiedzieć. Spoglądał w tylne lusterko to mógł to zauważyć. No ale gdy pozostali wyjrzeli przez zakurzone szyby w tylnych drzwiach wozu rzeczywiście było widać jeźdźców na motocyklach. Z kilku. W sumie może z dziesięciu czy tuzin nawet. Bez trudu ich szereg doganiał granatową furgonetkę. Zrobiło się trochę poważniej. Niby tamci tylko jechali no ale chyba nie dało się słyszeć o gangerach na motorach co niejako byli stereotypem wszelkiej zakały na Pustkowiach.
Z oddali narastał drażniący uszy odgłos motocyklowych silników. Burger nadstawił uszu na dźwięk ktory słyszał ale którego źródła leżąc na podłodze nie widział. Odgłos przeszedł w ryk gdy motocykle dogoniły granatową furgonetkę brzmiąc niepokojąco. Z dyszka czy tuzin. Cała zgraja w skórzanych kórtkach, czasem w hełmach, kaskach lub bez. Ci bez błyszczeli łysymi albo prawie łysymi glacami na głowie.
Pierwszy motocyklista dogonił, wyprzedził furgonetkę i pojechał dalej. Drugi, z boczną przyczepką tak samo. Trzeci wyprzedził ale jakoś zwolnił i zrównał się z szoferką furgonetki. Wyraźnie przyglądał się albo Alexowi albo siedzącej dalej pasażerce.
- Na co się kurwa gapisz?! - detroidzki kierowca sprzedał motocykliście uliczne savoir vivre kierowcy z Novi irytując się jego zachowaniem. Tamten wyszczerzył się w odpowiedzi w bezczelnym uśmiechu i pokazał mu w odpowiedzi środkowy palec. To na Runnera podziałało jak płachta na byka.
- Ah tak?! Takie zabawne? Taki dowcipny jesteś? Też ci pokażę kawał! Znami w Det taki jeden, zobaczysz spodoba ci się! - Alex zaperzył się jak zwykle gdy oktany w żyłach zaczęły buzować mu szybciej. Niespodziewanie zrobił obrót kierownicą i półciężarówka nagle odbiła w bok próbując narożnikiem podciąć motocyklistę. Ten jednak okazał się mieć niezły refleks no i jednoślad miał zdecydowanie większe przyspieszenie niż van więc chociaż zrobił nerwowy wizg i zjechał aż na pobocze wzbijając tumany kurzu to jednak zdołał umknąć niebezpieczeństwa. Został gdzieś z tyłu a po chwili z szoferką zrównał się kolejny motocykl. Ten też miał boczną przyczepkę. Facet w goglach i niemieckim kasku spojrzał na kierowcę furgonetki, w przyczepce siedział ktoś jeszcze.
- Co kurwa?! Też chcesz sobie pożartować? Wiesz ile w Det znamy żartów na takie okazje?! - Alex krzyknął do niego zaczepnie gdy adrenalina zabuzowała mu w żyłach na całego. Ale tamten nie chciał sobie pożartować. Zamiast tego pasażer z przyczepki cisnął czymś w stronę furgonetki. To coś huknęło o dach szoferki i roztrzaskało się. Z dachu zaczęła spływać zapalona ciesz wylewając się na przednią i boczną szybę od strony kierowcy. Ale, że ta boczna szyba była otwarta to ściekała trochę na zewnątrz a trochę do środka, na rękaw skórzanej kurtki.
- Ty chuju! - wydarł się Alex robiąc gwałtowny unik kierownicą i zjeżdżając w stronę własnego pobocza. Zaraz odbił z powrotem przy okazji wprowadzając pojazd ruch slalomowy a pasażerów chybocząc na wszystkie strony. Motocykliści wydarli się okrzykiem bojowym obwieszczając początek walki. W ruch poszły łańcuchy, pistolety, maczety i ciskane pociski.