Tuluza, 1796
Przyczajona jak kocica do skoku, obserwowała w napięciu wydarzenia rozgrywające się na dole. Odetchnęła, gdy Raul znalazł wyjście z impasu, zasłaniając się ciałem szlachcica, a Charles odpuścił, udając się na poszukiwanie trupa swego wspólnika. Nie wiedziała jak powinna się zachować, czy powinna dołączyć do Hiszpana czy wycofać się do środka i czekać na niego w pokoju. Czuła się bezsilna i bezradna. Sytuacja ją przerosła. Pozostało jej tylko liczyć na jakiś znak od niego. W końcu dostrzegła kiwnięcie wskazujące ruchem głowy, że powinna skoczyć. Suknia zafurkotała w powietrzu i uniosła się, ukazując jej łydki. Nie czas był jednak, żeby przejmować się konwenansami. Zresztą chyba nikt nie zwrócił na to uwagi. Najemnicy stali bez ruchu, wpatrzeni w trzymającego ich w szachu Raula. Syknęła cicho, gdy upadając, poczuła ból w kostce. Udało jej się jednak utrzymać równowagę i dobiec do księdza. Nie czekając na instrukcje zaczęła przeszukiwać markiza. Bez trudu odnalazła sakiewkę i ukryty sztylecik. Pieniądze schowała, sztyletu użyła zaś jako argumentu dla zdębiałego woźnicy, który tępym wzrokiem spoglądał to na swego pana to na tego, który mu zagrażał.
- Zabierz nas stąd, a nic ci się nie stanie, tylko bez sztuczek! - rozkazała, sadowiąc się obok niego i przytykając ostrze do jego szyi. - Raul? - odwróciła się w stronę swego towarzysza. - Potowarzysz mi?
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |