Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2019, 14:14   #64
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Odmowną odpowiedzią Karl się nie przejął. Prawdę mówiąc pytanie zadał bardziej z uprzejmości... i nie bardzo wiedział, na co przydałby się im minstrelka w środku wielkiego lasu. Chyba że umiała gotować...
- Panno Lauro, chyba wiem, o kim pani mówi - powiedział, uśmiechając się do dziewczyny. - Jeśli będzie we 'Włóczykiju', to z nią porozmawiam.
Co prawda szansa na to, że elfka wyrazi zgodę na uczestnictwo w takiej wyprawie, była niewielka, ale cóż... Spróbować zawsze można było.


* * *

Dzik jest dziki, dzik jest zły,
dzik ma bardzo ostre kły.
Kto zobaczy w lesie dzika
z rohatyną nań pomyka.


Widać było, iż na wielką bestię, jaka wynurzyła się spośród drzew, łuk to trochę mało. Podobnie jak i dwa czy trzy łuki lub kusze, chyba że te ostatnie należałyby do gatunku cięższych, takich co to przebijają zbroję niczym kartkę papieru.

Karl nie ukrywał (przed samym sobą, oczywiście), że zna większe przyjemności, niż stanie z kawałkiem drąga w rękach i czekanie, aż wielka masa mięśni, ozdobiona parą ostrych, zakrzywionych kłów, spróbuje nadziać oponenta na wspomniane kły. Ale z drugiej strony... wszak nie pierwszy raz miał do czynienia z dzikiem. No i był pewien, że - w razie konieczności - kompani ruszą mu na ratunek.
Dzik był już o parę kroków, pędził z żądzą mordu płonącą w czerwonych oczkach. Na rozważania nie było czasu…

Ostrze rohatyny obniżyło się. Karl prawą stopę wysunął w kierunku bestii, lewą cofnął, by przydeptać drugi koniec drzewca, który po ataku dzika powinien wbić się w ziemię. Tylko głupiec mógłby myśleć, że utrzyma się na nogach, gdy 500 funtów żywej wagi nadzieje się na ostrze.

Rozpędzona bestia stanowiła potężną, dziką kulę zniszczenia, gotową zmieść z powierzchni ziemi wszystko co stanęło jej na drodze. Karl czuł jak ziemia tętni pod racicami odyńca. Widział jak wysoka trawa rozstępuję się rozbijana niczym fale przez dziób okrętu. Jeszcze moment, ostatnie kroki, spocone dłonie trzymające drzewce rohatyny i wreszcie decydujący moment. Albo on albo bestia!

Ostatnie trawy rozstąpiły się ukazując mocarne ciosy rozpędzonej masy. Dzik kwiknął z rozjuszenia i może nawet nie zauważył wystającego przed człowieka kolca. Zaraz potem nastąpiło potężne uderzenie która drzewce rohatyny przekazało na dłonie, ramiona i resztę cała myśliwego. Wbiło się głęboko w trzewia bestii i pękło. Ale i odyniec kwiknął rozdzierająco. Karl zdołał uskoczyć w bok, gdy nagle tracąca pęd bestia przebiegła obok niego i zaryła w glebę szorując po niej nogami a w końcu bokiem. Zakwiczała żałośnie w swojej skardze i zaczęła dogorywać swojego zwierzęcego ducha.

- No Karl! Tall ci dzisiaj sprzyja przyjacielu! - Andreas wraz z kamratami podbiegł do towarzysza składając mu gratulacje i klepiąc po plecach.

- Pięknie. Prosto w płuca albo serce. - Franz pokiwał z uznaniem głową spoglądając na słabnącego zwierza. Jasne było, że bestia otrzymała śmiertelny cios prosto we wraże organy i jej los został przypieczętowany tutaj, na tej polanie.

- No, pięknie go usadziłeś. - Emich też dołączył się do gratulacji oglądając pierwszą upolowaną zwierzynę tego szczęśliwie zaczętego polowania.

- Tak się cieszę, że ten straszny dzik nic ci nie zrobił Karl. Byłeś taki dzielny gdy na ciebie biegł ten potwór. - Laura też złożyła mu gratulacje chociaż do nawet powalonego dzika wolała się pewnie nie zbliżać.

- Lepsze było stawić mu czoło, niż uciekać - stwierdził Karl. - Poza tym... Nie wypada uciekać przed jakimś dzikiem na oczach pięknej niewiasty, prawda? - Uśmiechnął się do dziewczyny. O tym, że owa niewiasta jest minstrelką, a opowieść o ucieczce stałaby się dość szybko dość sławna, profilaktycznie nie wspomniał.

- Ale z ciebie pochlebca Karl. - Laura uśmiechnęła się skromnie, lekko spuszczając głowę, ale atencja Karla chyba sprawiała jej przyjemność.

Na dalszą wymianę komplementów czasu już nie było, bowiem naganiacze byli coraz bliżej, a przed nimi podążały uciekające w popłochu zwierzęta.


Los najwyraźniej uznał, że skoro Karl zgarnął najwspanialsze trofeum, to więcej mu się nie należy. Z tego też powodu łupem szlachcica padło zaledwie parę szaraków. Przydatny podczas wyprawy w głuszę, lecz nic, czym można by się chwalić przy kolacji, przy winie.

* * *

"Włóczykij" przyjął swych gości z otwartymi ramionami, w czym zresztą nic dziwnego nie było, bowiem pobyt Karla był opłacony, a jego kompani, poprzednio już tu goszczący nigdy nie szczędzili grosza. Fakt -, że to Karl był 'gospodarzem' i hojnym sponsorem kolacji, nie miał w tym przypadku znaczenia.

- Wybaczcie na chwilę - powiedział Karl, gdy na stole pojawiły się zamówione dania. - Zobaczę, czy panna Maruviel da się namówić na wyprawę do lasu.
Ruszył w stronę stołu zajmowanego przez efkę, żegnany docinkami na temat płci osób, jakie Karl chciałby zabrać na wyprawę...

- Karl von Schatzberg - przedstawił się. - Czy mogę zająć chwilę?

Widział, że w czasie gdy on razem z kompanami siadał do kolacji to Maruviel wraz z Raina przysiadły przy jednym ze stołów i dyskutowały o czymś z dużym zaangażowaniem. Akurat gdy podchodził umilkły, gdy pierwsza dostrzegła go Raina, bo siedziała frontem do kierunku z jakiego nadchodził. Ale widząc jej spojrzenie i milczenie elfka odwróciła się w jego stronę zanim się odezwał. Jego słowa chyba ją zmieszały bo spojrzała pytająco na czarnowłosą.

- Cześć Karl. Jak oczka? Bo wczoraj wieczorem to wyglądałeś słodko jak zapłakany kociak. Ale nie powiem, ten skok z okna nie wyszedł ci najgorzej. - Raina zagaiła wesołym, bezczelnym tonem najwidoczniej chociaż częściowo będąc świadkiem jego wczorajszych wyczynów. Jej raźny i wesoły ton sprawił, że elfka uśmiechnęła się ubawiona tą gadką.

- Dziękuję za troskę. - Karl uśmiechnął się do dziewczyny. - I za opiekę - dodał. - Wszystko w idealnym porządku. Na tyle dobrze, że nawet na polowaniu mi się powiodło. Co prawda dzik jest dość duży i łatwo w niego trafić... - Zawiesił głos.

- Upolowałeś dzika? - elfka wyglądała na zaciekawiona ta informacja. - Jestem Maruviel. - przedstawiła się.

- No to nieźle. Dobra no to sobie pogadajcie. Ja idę pogadać z dziewczynami. Jakby co. - Czarnowłosa rzuciła do długouchej blondynki i wstała od stołu wskazując na inny że stołów gdzie rozmawiały Gabrielle i Laura. Elfka pokiwała głową i Raina kiwnęła głową Karlowi na pożegnanie i rzeczywiście poszła w stronę tamtego stołu.

- Sam się nadział na ostrze rohatyny - powiedział, z ciut przesadną skromnością, Karl. - Ale nie o polowaniu chciałem rozmawiać. Wybieramy się w góry i lasy na poszukiwanie starej twierdzy zwanej popularnie Bastionem i, nie ukrywam, przydałby się nam ktoś, dla kogo las jest domem. Nie miałabyś ochoty na udział w takiej wyprawie?

- Wyprawa? W góry? Teraz? No teraz nie mogę, mam tu sprawę do załatwienia.
- Elfka okazała zdziwienie słowami Karla jakby podejrzewała, że sobie z niej żartuje albo to jakaś zmyłka.

- No szkoda... Jutro wyruszamy w stronę zamku Lenkster - odparł Karl. - Ale rozumiem. Są sprawy ważne i ważniejsze, a skoro masz coś do załatwienia, to trudno. Gdybyś zdążyła wszystko załatwić, to będziesz mile widziana.

Elfka mierzyła go przez chwilę wzrokiem który Karlowi trudno było rozszyfrować na jej urodziwej ale jednak egzotycznej twarzy.
- Ty pytasz na poważnie? Przychodzisz dzisiaj wieczorem czy będę chciała pojechać z wami gdzieś w góry od jutra rana? - długoucha lekko przekrzywiła głowę i zmrużyła powieki chyba nadal niepewna czy to nie jest jakiś żart.

- To oferta dla tych, co lubią las, przygody, a przy okazji chcą zarobić nieco złota - stwierdził Karl. - Płaca jak dla medyka i udział w tym, co znajdziemy w Bastionie - zaproponował.

- Płaca jak dla medyka? Czyli dokładnie ile? I co spodziewacie się znaleźć w tym Bastionie? - Elfka słysząc jakiś konkret i to z karlikami w roli głównej chyba przestała traktować ofertę rozmówcy jak jakiś dziwny żart.

- Pięć sztuk złota na tydzień - odparł Karl. - A w Bastionie równie dobrze mogą być skrzynie pełne złota, jak i banda goblinów czy innych potworów - przyznał szczerze.

- Pięć sztuk złota na tydzień. - Maruviel pokiwała w zamyśleniu swoją blond głową zastanawiając się nad tym wszystkim. - Nie brzmi źle. Nawet całkiem nieźle. Tylko ten termin. Jutro rano? - Uniosła wzrok aby popatrzeć na rozmówcę i sprawdzić, czy dobrze się rozumieją z tym terminem. - Wiesz, Karl, w ogóle nie miałam w planie opuszczać miasta jutro rano. Mam jedną sprawę do załatwienia i nie mogę wyjechać, dopóki jej nie załatwię. Mam nadzieję, że Raina mi pomoże, bo wydaje się właściwą osobą do załatwienia tej sprawy. Ale wątpię, by udało się to załatwić do jutrzejszego poranka. - Elfka z kolei przedstawiła jak to wygląda sprawa z jej strony lekko wskazując brodą w kierunku stołu gdzie teraz siedziały Gabrielle, Laura i właśnie Raina.

Karl zrobił średnio zadowoloną minę.
- Na jutro mamy zamówiony wozy - wyjaśnił - które zawiozą nas do zamku. Nie wiem, czy ruszymy skoro świt. Po śniadaniu zapewne. Ale oferta jest aktualna - dodał. - Możesz nas dogonić... jeśli oczywiście będziesz zainteresowana.

Pożegnał się z elfką i, nim wrócił do kompanów, podszedł do Johana. Po niezbyt długich targach Karl pozbył się swojej największej dzisiejszej zdobyczy - upolowany dzik zmienił właściciela, a sakiewka Karla wzbogaciła się o kilka sztuk złota. W sam raz, by pokryć koszty przyjęcia przyjaciół.
A przyjęcie to trwało dość długo, bowiem rozochoceni kompani nijak pamiętać nie chcieli, że Karl nazajutrz wyrusza w drogę.
- Najwyżej na wozie odeśpisz - powiedział Andreas, co pozostali skwitowali pełnymi aprobaty pomrukami.

Zabawa co prawda nie trwała do świtu, ale i tak dobrze po północy już było, gdy towarzystwo się rozeszło, a Karl, ciut zmęczony, poszedł spać.
 
Kerm jest offline