Sytuacja wyglądała jak wyglądała. Kleryk szwankował [jest jeszcze na gwarancji?], zielony coś się zamyślił [knuje? Układa nową melodię na ukulele?], towarzystwo jakieś mało interaktywne [nie chcą się integrować], coś się pałęta po lesie [Leszek?], coś wyłazi z trupów i wnika w ziemię [to się akurat w normalnych okolicznościach też dość często zdarza], a niebo zasłoniła podejrzana, połyskliwa magiczna tarcza [sonic rainboom?].
- Wierzymy im, przesłuchujemy, szukamy innego źródła informacji, szukamy byle jakiego innego miasta korojadów, szukamy drugiej strony tej klątwy, czy jeszcze coś innego? – no właśnie?...
- A Może By Tak…? – wymamrotał pod nosem krasnolud.
- A Może By Tak co?
Towarzystwo zmierzające w głąb wioski przystanęło i zerknęło na postać wyłaniającą się zza jednej z chat.
https://www.deviantart.com/sharpener...lete-118416276
- Dlaczego nadal tu jesteście? – warknął, opierając się leniwie bokiem o ścianę. – I dlaczego taszczycie tego szczeniaka?
- Napotkaliśmy na małe… kłopoty… - wyjaśnił dwarf.
- Właśnie widzę… - mruknął drow, spoglądając na Diritha i resztę.
Jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Diritha.
- Widzę, że jednak świetnie sobie poradziliście bez latającego środka transportu… - drow powoli ruszył w waszym kierunku.
- O, wy się znacie? – zdziwił się dwarf.
- Troszeczkę – mruknął niemrawo drow. – Mieliśmy okazję… Mieli okazję zostawić mnie, powiedzmy… na czatach… W Miejscu porośniętym śmiertelnie zabójczą trawą…
- Ehe… - mruknął kąśliwie krasnolud.
- W miejscu, które, jak się okazało… - zza chaty wyłonił się czarny kot-Bestia i paroma skokami dołączył do idącego w waszym kierunku drowa - …należy do jednego z nich.
- Ehe…
Drow obejrzał się kątem oka na krasnoluda.
- Ekhym, no to tak trochę teges… nie…? Ekhym…
- Właściwie… - mruknął drow. – Dostałem to, czego poszukiwałem w tamtym Miejscu. Także dziękuję. Jednakże, nie było to zbyt miłe z waszej strony, tak po prostu… zniknąć bez słowa… - dobył jednego ze swoich sejmitarów i niby obejrzał lśniące ostrze w słońcu. – I zostawić mnie… czekającego na wasz powrót… na swoją śmierć… - spojrzał znów Dirithowi w oczy. – Nieprawdaż?
- Daruj że się wtrącam, ale mamy teraz ważniejsze problemy – wtrącił ogoniasty. – Ta magiczna aura...
- WY macie ważniejsze problemy – ofuknął ich drow, a jego Bestia zrobiła to samo.
- Słuchaj, tu jest chyba jakaś klątwa…
Drow uśmiechnął się krzywo.
- A co ty wiesz o klątwach?... Myślę, że nie zdziwisz się, jeśli ci powiem, że jestem… lekko zaniepokojony obecną sytuacją… ale zapewne z całkiem innego powodu niż wy… - spojrzał znów na swoją broń. – Myślę, że mam tu małe rachunki do wyrównania, małą sprawę do wyjaśnienia…
- Teraz?
- Nie chce mi się z tobą gadać – warknął do krasnoluda.
Spojrzał znów na Diritha, na Kiti.
- To jak? Pogaduszka, mały pojedynek dla ukojenia nerwów, czy od razu porozmawiamy na poważnie?