Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2019, 21:45   #65
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Po próbach werbunku, najemnik chciał powrócić do swych towarzyszy, aby dogadać ostatnie tematy przed opuszczeniem miasta, ale było o to trudno, skoro wszyscy gdzieś wybyli, bądź zajmowali się swoimi znajomymi. Również fakt posiadania dość mało liczebnej grupy nastrajał go negatywnie do wyprawy, coraz częściej wtłaczając mu w głowę obawy w niepowodzenie, które różnie może się skończyć. Długo obserwował stolik, przy którym wesoło bawili się młodzieńcy. W końcu uznał, że nie ma co się gapić i siedzieć samemu przy stoliku, skoro już może nawet więcej do Wolfenburga nie wrócić.
- Hej! - odezwał się przyjaźnie, gdy ktoś ze stolika zwrócił na niego uwagę. - Pozwolicie, że być może w ostatnim moim dniu w Wolfenburgu dołączę do tak wesołej kompanii?

Zapytał przy okazji licząc, ile ich się tam znajduje. Jeśli nie było ich przesadnie dużo, planował postawić im kolejkę, by nieco wkupić się w ich grupę, ale tylko wtedy, jak wpierw dobrowolnie przyjmą go do siebie.

- Nie no tak za darmo to nie ma. Musisz postawić butelkę i kolejkę. - roześmiał się jakiś młodzian co akurat siedział plecami do kierunku skąd przyszedł Bernard więc musiał odwrócić się aby na niego spojrzeć. Ci co siedzieli na tej samej ławie podobnie. Wszyscy wydawali się nieźle rozbawieni i Bernard nie zauważył jakichś wrogich czy nieprzyjaznych spojrzeń w swoją stronę. Łącznie przy stole siedziało ich chyba z ośmioro, może dziesięć osób jak to zdążył szybko policzyć.

Chwilę Bernard się zastanawiał. Nie podobało mu się, że byli tak bezpośredni w wyciąganiu od niego darmowych napitków, nie dając mu nawet szansy na zaproponowanie czegoś samemu. Już miał rezygnować, ale uznał, że może to być jakaś inwestycja w drużynę, a nóż ktoś poczuje zew przygody i uda się razem z nimi.
- Skoro muszę - odparł w końcu, po czym przywołał kelnerkę i zamówił dokładnie to, czego oczekiwał młodzian. - To co tak świętujecie?

- Nic nie musisz ale chyba nie wypada wbijać się na krzywy ryj prawda? No ale jak już nie przychodzisz z pustymi rękami toś nam brat. Siadaj! Dzisiaj każdy przy naszym stole to nasz brat! Jestem Vadim! A ciebie jak zwą bracie? - Vadim miał wyraźnie wschodni akcent ale skoro nowy towarzysz nie okazał się sknerą okazał mu iście wschodnią gościnność. Razem z kolegą przesunęli się by zrobić dla niego miejsce na ławie na jakiej siedzieli. Wstał aby podać mu prawicę na przywitanie.

- A ja jestem Yurij. Siadaj z nami. Dzisiaj oblewany awans tej ślicznotki. Przestała być na okresie próbnym i zostaje z nami na stałe. No Lydia! Pochwal się! - drugi z sąsiadów nowego kolegi też wstał i się przywitał zapraszając go ze swojej strony. Wskazał też na młodą kobietę którą była w centrum tej małej uroczystości.

- A tak! Teraz już się skończy ganianie nowego! Teraz jestem taka jak wy! I za to wypiję! Zdrowie! Na pohybel! - Lydia uniosła swój kielich i jakoś spontanicznie wzniosła przy okazji toast za ten nowy rozdział w swoim życiu. Wesoła kompania podchwyciłą toast i hucznie wzniosła swoje kufle do tego toastu. W międzyczasie wróciła kelnerka z zamówieniem złożonym przez Bernarda więc ten też miał już czym dołączyć się do toastu.

- Jestem Bernard - odparł, gdy w końcu mógł dojść do głosu. Wzniósł podany przez kelnerkę kufel i upił sporą część trunku porządnym haustem. - A czym się zajmujecie? To znaczy domyślam się, że szable nie służą wam do strugania marchewek, ale tak konkretnie, wasza kompania ma jakąś specjalizację?

- My? My jesteśmy Szare Płaszcze! -
zawołał wesoło Yurij wskazując na płaszcz na jakim siedział. Rzeczywiście był sprany i spłowiały no ale głównie ciemnoszary. - Ochraniamy karawany stąd do Kisleva i Praag. Jesteśmy najlepsi! Tylko nasze karawany nie napadli zbóje co rozpanoszyli się ostatnio po traktach. - chłopak był pewnie w wieku i postury zbliżonej do Bernarda tylko był już kilka kolejek do przodu w porównaniu do niego. Był więc o wiele głośniejszy i weselszy od siedzącego przy nim Bernardzie.

- Tak jest! Nawet tak się rozbestwili, że napadli na karawanę krasnoludów. A nas nie! Boją się nas!
- Lydia zawtórowała wesoło równie wesołym kompanom. Ci poparli ją gromkimi okrzykami.

- Ooo! No! I to rozumiem! Na białego niedźwiedzia! I to jest zamówienie! Cholera, chyba zostaniesz naszym towarzyszem na stałe! - Vadimowi aż się oczka otworzyły gdy kelnerka przyniosła drugą część zamówienia Bernarda. Reszta też zawtórowała jemu i rozkładającej butelki i kelnerce radosnymi twarzami.

- A ty czym się zajmujesz Bernardzie? Może się do nas zaciągniesz? Przyda nam się taki obrotny towarzysz. I twoje zdrowie! - Lydia poczęstowała się z właśnie przyniesionej butelki i zagaiła wesoło do nowego kompana przy stole. W końcu znów wzniosła toast, tym razem na jego cześć i reszta kompanii przyłączyła się do niego pijąc na zdrowie nowego kompana.

Gdy kompania opowiadała o swoich przygodach i chęci przyjęcia do siebie Bernarda, poczuł chęć do takiej przygody, podróży z mocną grupą najemników po świecie. Szybko jednak przypominał sobie o swojej siostrze, dla której zazwyczaj nie mógł opuszczać zbyt daleko bram Wolfenburga. Chyba, że w poszukiwaniu bogactwa, czy jakiegoś magicznego sposobu, na przywrócenie jej zdrowia.

- A, nie myślcie, że na co dzień taki hojny jestem! -
zaśmiał się Bernard. - Wszystko dlatego, że to mój ostatni dzień w Wolfenburgu przed wyruszeniem na poszukiwanie Bastionu, nie wiem, czy kiedykolwiek o nim coś słyszeliście. Kto wie, czy wrócę z tego cało, więc to chyba najlepsza okazja, by nieco się rozluźnić przed wyjazdem, a że akurat moja kompania się rozlazła po całym mieście, to trafiło na waszą wesołą grupkę. Więc chociaż i chętnie bym spróbował takiej waszej wyprawy, to czeka mnie obecnie co innego.

- Ostatnia noc w mieście? No to zielona noc! To wypijmy za to! Na pohybel rabusiom i reszcie tałatajstwa! - Lydia roześmiała się tak samo jak jej towarzysze słysząc o ostatniej nocy w mieście ich gościa. Wznieśli kolejny toast za bezpieczne wojaże przez dzicz.

- Też niedługo ruszamy. No ale jeszcze nie teraz. - Vadim poklepał Bernarda po plecach w przyjacielskim geście solidaryzując się w tych podróżach przez dzikie ostępy tej i inne krainy.

Bernard poczuł rozczarowanie, gdy usłyszał, że Szare Płaszcze niedługo wyruszają. Oznaczało to, że mają już zaklepaną następną robotę i pewnie nie uda mu się zaciągnąć do swojej kompanii ani jednego członka ich drużyny. Co prawda czasem podczas wieczora przeciągającego się w późną noc, wspominał o tym, że przydałby się kto jeszcze do ich kompanii poszukiwawczej, ale nie chciał być nachalny. Nawet, jeśli jego kompani przyjęli go bardzo otwarcie, dzięki porządnemu wkupnemu.

Gryzła go trochę utrata zasobów finansowych, ale starał się to zagłuszać dobrą zabawą. Picie, żarty, opowieści różnej treści, okrzyki, toasty, uściski i wszystko inne, do czego doszło, gdy coraz gęściej płynący w żyłach alkohol zbierał swoje żniwo. Wszystko pozwalało zapomnieć zarówno o Bastionie, jak i rodzinie. Do tej ostatniej, jeszcze rano, przed wyruszeniem, planował zajrzeć na krótkie pożegnanie. A później już skupić się wyłącznie na zadaniu.
 
Zara jest offline