Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2019, 02:45   #66
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Ranald im nie sprzyjał, tak przynajmniej stwierdziła Raina wracając do stolika i obwieszczając iż muszą poczekać nim tajemniczy zleceniodawca pojawi się na horyzoncie, możliwe że pod wieczór. Litz nie widziała tego jako dopustu bożego, o nie. Oto zyskała okazję wydojenia paru kubków miodu w zacnym towarzystwie, które w myślach zdążyła wyłuskać z łachów już z tuzin razy. Siedziała więc rozwalona na krześle, a na jej twarzy próżno było szukać smutku.

- Wygląda, że jesteśmy na siebie skazane przez te parę minut - uniosła kubek w toaście, przepijając z ochotą i odsapnęła - Widzisz, mój przyjaciel dostał przykaz, by sprawdzić tę stertę zmurszałego gruzu, nie pytaj dlaczego. To poborca podatków, najpewniej chodzi o wycenę - machnęła ręką zbywająco - Zacny z niego człowiek, nie raz mnie wyciągnął z tarapatów. Ma też pewną wyjątkowo pożądaną u mężczyzn cechę… raczy się nie wpierdalać w moje interesy. Pomagam mu, spłacam stary dług i przy okazji modlę się do bogów o łut szczęścia, który pozwoli powrócić z tego zadupia jako bogaty człowiek.

- Poborca podatkowy? Zacny człowiek? No ciekawy z niego musi być jegomość.
- dziewczyna o czarnych włosach uniosła brwi i tak potrzymała chwilę na znak, że te dwa określenia raczej do siebie nie pasują. I rzadko idą w parze.
- Ciekawych ludzi znasz. - opuściła wzrok na kufel w którym zamotała zawartością i upiła łyk miodu. - To w takim razie niech fortuna ci sprzyja i obyś wróciła bogata i miała farta wydać tą fortunę. - dziewczyna uniosła swój kufel do życzliwego toastu.

- Za to mogę pić zawsze - odparła śmiejąc się wesoło i stuknęła aż na stół poleciały drobiny napoju - Gdzieś mi się kurwi syn zapodział, ale myślę że się znajdzie. Jest trochę jak wesz, niby już nie widać i cieszysz się że spokój masz… a tu niespodzianka, wypełza gdzieś z kąta, a ty jak głupia suszysz zęby na jego widok - zachichotała znad kufla.
- Ponoć taki dar mam, los poskąpił rozumu. Wymachiwać dwurakiem też nie dam rady. Na świętą przy boskich wersetach też się nie nadaję, więc do czegoś mus mieć szczęście… jedna przyznam, że tak urocze towarzystwo rzadko udaje mi się znaleźć… długo jesteś w mieście?

Raina zaśmiała się ubawiona przypowieścią współbiesiadniczki.
- Troszkę się tu kręcę. - odpowiedziała skromnie z delikatnym uśmiechem. Brzmiało dość enigmatycznie jakby przyjechała tu w tym sezonie albo się tu urodziła. - To mówisz jakie masz te talenty? - zaciekawiła się czym może pochwalić się nowa dusza na mieście.

Łopot rzęs Gabrielle wyglądał profesjonalnie i poważnie, tak samo jak mina czystej niewinności.
- Mam wiele talenów, lecz czy prawdziwy sztukmistrz nigdy nie zdradza swych tajemnic do końca? - nachyliła się nad stołem, biorąc dłoń kobiety w swoją aby unieść ją i pocałować wierzch - Niektóre tajemnice lepiej aby nimi pozostały, inne warto dzielić jedynie za zamkniętymi drzwiami. Tak się przypadkowo składa, że mam tu pokój, a skoro i tak czekamy na twojego przyjaciela, pozwól że zaproszę cię tam celem - uśmiechnęła się lekko - Prezentacji części swych talentów.

- Czy to jest jakaś niemoralna propozycja?
- Raina lekko przekrzywiła głowę jak mały ptaszek i popatrzyła na rozmówczynię z zaciekawieniem. - Nie wiem czy powinnam się zgodzić. Coś mi świta, że w “Kogucie” robiłaś bardzo niemoralne rzeczy z Katją jak się zamknęłyście same w pokoju. Teraz nie wiem czy nie powinnam się obawiać, że i mnie będziesz próbowała sprowadzić na manowce. - czarnowłosa rozłożyła na blacie rączki aby podkreślić, że są pewne podstawy do podejrzeń iż może jednak jej rozmówczyni może mieć jakieś niecne względem niej zamiary. Chociaż wbrew słowom ton miała pogodny a uśmiech psotny i rozbawiony.

- Niemoralna?! Brońcie bogowie! - Litz przyłożyła dłoń do piersi na wysokości serca - Nigdy, przenigdy bym nie proponowała ci bezeceństw, ani niczego co w twe dobre imię godzić będzie. Oczywiście że chodzi o talenta związane z pracą… zresztą ciężki dzień za nami obiema, myślałam czy nie zechciałabyś się odświeżyć. Balia z ciepłą wodą, czyste ubrania… nie wiem jak ty, ale ja zabiłabym za kąpiel - zabujała ciemnymi brwiami - Przy okazji zademonstruję co potrafią moje ręce… oczywiście dla dobra naszej przyszłej współpracy.

- Ah tak? -
Raina uniosła w górę brwi i tak je chwilę przetrzymała badając spojrzeniem twarz i zamiary tej drugiej. Tylko chyba wciąż głównie była rozbawiona całą tą rozmową która widocznie wprowadzała ją w dobry humor.
- Więc nie chodzi o żadne bezeceństwa? Tylko o czystą odzież. I jeszcze zademonstrujesz mi co potrafią twoje ręce. - znów zabujała kuflem przyglądając się jak płyn wewnątrz chlupocze. - Troszkę szkoda. Bezeceństwa są czasem całkiem ciekawe. - powiedziała cichutko i dopiła swój napitek po czym otarła usta rękawem i odstawiła go na stół a sama wstała od stołu. - No dobrze. To prowadź. Zobaczymy czy mamy jakąś płaszczyznę do przyszłej współpracy. - dziewczyna wskazała zapraszająco w stronę schodów które prowadziły na piętro do pokojów gości dając znać, że Gabi może przejąć rolę przewodniczki.

Dziewczyna wstała raźno od stołu, wyciągając zapraszająco ramię i posyłając drugiej kobiecie czarujący uśmiech.
- Z grzeczności nie odmówię… zapraszam zatem w me skromne progi - dodała, ruszając do schodów. Po drodze złapała dziewkę służebną, stopując ją delikatnym chwytem za łokieć gdy ta przemykała z pustą tacą do kontuaru.
- Kochanie, potrzebna mi kąpiel. Przygotujcie balię, mieszkam pod czwórką… i przynieś jeszcze butelczynę tego zacnego miodu. Albo najlepiej dwie.

- Oczywiście. Trzeba zaczekać ze dwa, trzy pacierze.
- dziewczyna skinęła głową ale wyglądało na to, że nie widzi w tym zamówieniu żadnego problemu. Czas oczekiwania też był raczej standardowy na taką usługę. Dziewka odeszła w stronę baru a w tym czasie Raina przyjęła zaproszenie i objęła podstawione ramię więc teraz mogły iść we dwie.

- Cała balia? A dla kogo to? Coś słyszałam o jakiejś misce. - czarnowłosa zagaiła idącą tuż obok kobietę jakby nic a nic się nie domyślała. Albo się domyślała ale chciała usłyszeć to na własne uszy.

- Proszę cię… w misce to można twarz rano obmyć, a nie po ciężkim dniu pełnym wrażeń odpocząć jak człowiek. Gdybym była sama pewnie zadowoliłabym się miednicą, ale skoro mam cię ugościć, nie wypada by tak urocza dama gniotła się w blaszanej misce jak ryba na targu - Litz mrugnęła do niej, idąc tuż obok aż do drzwi na piętrze. Otworzyła je, zapraszając gestem do środka. - Śmiało, te pod oknem moje. Zero pluskiew i wszy, zadbałam o to. Pod łóżkiem znajdzie się jeszcze jakaś butelka na przeczekanie.

- Dobrze, że chociaż w pokojach mniej tą spalenizną zajeżdża.
- czarnowłosa zajrzała do otwartego pokoju po czym raźno weszła i rozejrzała się jeszcze raz, tym razem od środka. Skończyła ten ogląd na łóżku przy oknie jakie gospodyni wskazała jako swoje. Odwróciła się do niej widząc jak podchodzi bliżej po zamknięciu drzwi.
- Ciekawe. Zaprosiłaś mnie do pokoju, łóżka i kąpieli. I jeszcze masz mi pokazać coś o swoich rękach i talentach? No bardzo ciekawe. - Raina odwróciła się do łóżka, podeszła do niego i siadła na nim. I zaraz zajęła półleżącą pozycję w poprzek łóżka opierając się łopatkami o fragment ściany z oknem.

- Dobrze, że nie było mnie tu gdy się paliło - Litz uklękła przy łóżku, nachylając się aż znalazła się ustami tuż przed ustami drugiej kobiety. Patrzyła jej głęboko w oczy, macając pod wyrem. Wreszcie znalazła flaszkę. Wyciągnęła korek zębami i podała gościowi jako pierwszej.
- Pozwolisz że nie będę śpiewać, jeszcze ktoś wezwie straż miejską… bo kogoś torturują.

- No skoro tak to pozwolę. No to zdrówko!
- półleżąca w poprzek łóżka dziewczyna uśmiechnęła się wesoło przyjmując trunek, sprawdzając aromat i kiwając głową aprobująco. Zaraz potem wzięła pierwszy, oszczędny łyk jakby bawiła się w testowanie smaku a potem mocniej kiwnęła głową gdy przełknęła i uśmiechnęła się wesoło. Znów upiła z butelki, tym razem już bez takich ceregieli.

- Ale to jak nie będziemy śpiewać to co będziemy robić do tego picia wina? - zapytała z ironicznym zestawem uśmieszku i spojrzenia na klęczącą przed łóżkiem gospodynię. Ledwo skończyła mówić już leciała do tyłu, pchnięta z całej siły w pierś, a nim wylądowała plecami na sienniku, Litz już na niej siedziała. Chwilę potem w powietrzu zafurkotały ściągane pospiesznie ubrania, dłonie i usta błądziły na oślep, odnajdując po omacku drogę do spełnienia... obietnic na temat prezentacji talentów różnego rodzaju.


Barowa atmosfera nawet mimo smrodu spalenizny miała w sobie coś rozluźniającego. Czas przeciekał Gabrielle przez palce, tak jak miód przelewał się przez jej gardło. Po kąpieli i dokładnym zapoznaniu z Rainą, a także prezentacji talentów manualnych, kobieta czuła zmęczenie, lecz przyjemne. Uśmiechała się lekko sennie, wodząc po sali machinalnie wzrokiem, chociaż nie widziała nikogo dokładnie… aż nie dosiadła się Laura. Jej rude włosy rozpoznałaby wszędzie, tak samo jak te oczy i słodkie usta kryjące niezwykle giętki i wytrenowany nie tylko pieśniami język. Niestety zamknięta postawa i wyczuwalne napięcie nie wróżyły, że minstrelka wróciła po dokładkę z którejś tam z poprzednich nocy.
- Mów kochanie - Litz od razu przystąpiła do interesów, podsuwając jej własny kufel - Jak mogę pomóc?

- Oj nie wiem od czego zacząć Gabi…
- ruda wyłamała palce w nerwowym geście ale chyba to jak zaczęła Gabrielle rozmowę jakoś jej pomogło. Uśmiechnęła się krótkim, urwanym, nerwowym uśmiechem i obejrzała do tyłu. Ale Raina dalej rozmawiała z tą elfką jaką Gabrielle widziała dzisiaj rano. I chyba prędko nie miały skończyć bo usiadły przy jakimś wolnym stole i dalej prowadziły ożywioną rozmowę. Minstrelka wróciła spojrzeniem do swojej rozmówczyni.
- Raina mówiła, że masz list żelazny z ratusza. I możesz nam pomóc. - zaczęła od jakiegoś początku chyba dlatego, żeby się przełamać i cokolwiek zacząć mówić. - Chodzi o moją panią. Została wrobiona przez rodzinę! No ale wysłali ją tutaj, do kazamat i ją trzymają bez wyroku. Musimy ją jakoś stamtąd wyciągnąć. Tylko ja nie wiem jak. Dlatego poprosiłam o pomoc Rainę. Ona jest lepiej zorientowana w takich sprawach. No a ona teraz powiedziała, że ty możesz nam pomóc. Ale zrobisz to? Pomożesz nam? Z tym listem i w ogóle… - szybko i cicho wywaliła co najważniejsze a na koniec zmieszana popatrzyła prosząco na ciemnowłosą.

- Twoja pani… czuję się zazdrosna - Litz udała że akurat ta konkretna rewelacja wywarła na niej największe wrażenie. Uśmiechała się bezczelnie, choć wiedziała już że przepadła. Co poradzić, miała słabość do ślicznotek, a co dopiero do ich podwójnej dawki.
- Lauro… słodziutka. Życie to nie bajka - powiedziała trochę poważniejszym tonem, mimo że wciąż oczy się jej śmiały - Nie ma nic za darmo. Jak mówiłam już Rainie, też czegoś chcę… teraz nawet jeszcze bardziej. Jeśli ci pomogę pojedziecie ze mną do tego przeklętego Bastionu, tam w góry. Daleko, po pustej, nudnej drodze, gdzie chyba powieszę się na pasku od własnych spodni. Naprawdę zrządzeniem losu i boskim wsparciem byłaby twoja obecność, pieśni, uroda… i przede wszystkim obecność. Myślę, że z Rainą byśmy się dogadały, a i bezpieczniej spać we trzy niż dwie… - wydęła wargi - Pomogę wam, jeśli ze mną pojedziecie. Nie chcę złota, ani cię nie odeślę w cholerę. Pytanie czy ty zechcesz pomóc mi?

- Oh…
- Laura przybrała bardzo tragiczną minę bijąc się z myślami. Poskrobała nerwowo paznokciem po blacie stołu obserwując swoje dzieło ale w końcu chyba zorientowała się, że to nic nie da. - Ojej Gabi, bardzo bym chciała być z tobą. - rzekła z boleścią w głosie i spojrzeniu jakby pękało jej serce. Położyła dłoń na dłoni brunetki w geście wsparcia i współczucia.
- Zrobię co będę mogła. Ale należę do mojej pani. Muszę robić co mi każe. - wyjaśniła z obawą na twarzy.
- Moja pani jest bardzo piękna. I bogata. Ma piękny zamek i posiadłość. Znaczy jej rodzina. Pewnie będzie chciała tam wrócić. A nie chciałabyś wrócić z nami? Moja pani myślę, że by cię potraktowała odpowiednio za taką pomoc. Ale jak mi pozwoli to z przyjemnością z tobą pojadę. Ale nie wiem teraz czy mi pozwoli. I pięknie maluje. To artystka, maluje śliczne obrazy. I na poezji i pieśni też się zna, czasem znajdywała takie rymy do poematów, że pasowały idealnie do tego co potrzebowałam. I jest bardzo dobra. - mówiła na przemian z przejęciem i rozpromienieniem gdy opowiadała o swojej pani aż do przejęcia w drugą stronę gdy zdawała sobie sprawę, że wola jej pani może rozdzielić ją i jej niedawno poznaną koleżankę. W końcu popatrzyła niepewnie na Gabi nie wiedząc czy ta zechce się angażować w to ryzykowne przedsięwzięcie.

Dobra, piękna, artystka i jeszcze bogata. Musiało być w tym coś więcej, nie istniały księżniczki z legend, o serduszkach czystych i równie czystych intencjach. Litz przytakiwała bardce, jednak im więcej słyszała, tym mniej miała ochotę poznawać pani rudowłosej. Sprawa śmierdziała jej na dziesięć mil, zwłaszcza że wszyscy arystokraci których Gabrielle miała nieprzyjemność poznać, wcześniej czy później okazywali się kurwimi synami, kłamcami i zwyrodnialcami gotowymi sprzedać własną matkę za nowe ziemie, tytuły lub złoto.
- Ja już mam robotę - rozłożyła bezradnie ręce - Zobowiązałam się aby jechać w góry, nie lubię robić z gęby cholewy. dziękuję za zaproszenie… może kiedyś skorzystam. Na razie skupmy się na tym, jak wyciągnąć twoją panią malarkę z lochu, który nie jest odpowiednią siedzibą dla tak zacnej i łaskawej kobiety. Pogadam z nią, że chcę ciebie. Wypożyczyć, jak nie… lochy ponoć mają długi termin wizyt... - urwała, bo przy stoliku pojawiła się Raina. Wyszczerzyła się do niej - Cholera, coraz ładniejsze te karczmarki.

- Cholera, coraz ładniejsze te klientki.
- Raina płynnie zrewanżowała się komplementem dosiadając się do stołu. A przy stole z którego odeszła Karl rozmawiał teraz z tą elfką o blond włosach. - I co? O czym tak dyskutujecie? - zagaiła czarnowłosa siadając obok Gabrielle i zerkając na nią i na Laurę.

- Gabi była taka kochana, że zgodziła się nam pomóc! - Laura wystrzeliła się z miejsca nie wiedząc już na którą z nich ma patrzeć i mówić. Wydawała się rozpływać ze szczęścia z decyzji jaką obwieściła jej Gabrielle.

- Tak? - Raina oparła się łokciami o blat stołu i spojrzała w bok na siedzącą obok Litz. - Świetnie. To nam bardzo ułatwi sprawę. Zrobimy to jutro rano. Przed wyjazdem z miasta. Tylko teraz, żeby nie skrewić. - Raina przystąpiła do omawiania planu chociaż z daleka nikt by się pewnie nie skapnął bo dalej miała figlarny uśmieszek na twarzy jakby omawiała jakąś psotę podpatrzoną u cyrkowców lub obgadywały mało lubianą koleżankę.

- List żelazny pozwoli nam na wejście do kazamat i widzenie się ze skazańcem. Tylko teraz trzeba wymyślić gadkę. Co powiedzieć strażnikom aby wypuścili ją razem z nami od ręki. Oczywiście jeśli zaczną coś podejrzewać, że to ściema to we dwie wylądujemy w kolejnej celi. Tylko nie tak luksusowej i z nami nie będą się tak cackać jak z wielką jaśnie panią. - dziewczyna ze zdjętym kapturem mówiła do nich obu ale pod koniec popatrzyła na Gabrielle z którą jutro rano miały spróbować tego numeru w kazamatach. - Jeśli sprzedać dobry tekst to pomyślą, że mamy takie prawo i robimy swoją więc nam ją wydadzą. Tylko właśnie ten dobry tekst trzeba wymyślić. - podkreśliła ten fakt i czekała na propozycje jakie padną.

- Nie można ich pewnie otruć, ani zarżnąć, co? - Litz westchnęła i wzruszyła ramionami, rozkładając ręce - Albo zerżnąć… wolałabym to drugie, o ile dzieci nie płaczą na ich widok, ale tak. Na poważnie wypadałoby coś sprzedać. Coś co łykną i nie będą pytać za dużo - zamyśliła się, łapiąc za kufel i parskając w niego nim się napiła - Rzeczywiście mamy problem. A już myślałam, że machniemy świstkiem i wyjdziemy po dywanie z płatków róż, sypanych przez strażników. Powiedzmy że w trybie natychmiastowym jest wzywana do ratusza na przesłuchanie w sprawie herezji. Do ratusza przyjechał jakiś tam jaśnie wielmożny sługa Simgara, niechaj ogień zawsze płonie w jego sercu… i zabiera się, jak to psy młotowców, do roboty od zaraz. Łowcy czarownic to skurwysyny, nikt ich nie lubi - uśmiechnęła się pod nosem - Dajmy mu Lozaris, znałam takiego. Kutwa jakich mało… z doświadczenia wiem, że gdy pada hasło herezja nikt o zdrowych zmysłach nie drąży tematu. Mamy też list żelazny, na miejscu uszyjemy ciąg dalszy na bieżąco. Walniemy improwizację… jakoś będzie. Pod presją myśli się najlepiej. Ponoć. - skończyła, posyłając Laurze buziaka w powietrzu. W końcu należało dbać o pozory babskiej gadki.

- Taaakkk… nieezłee… - Raina wolno przeciągała słowa mrużąc oczy i powoli kiwając głową. - Ale widzę dwa potencjalnie słabe punkty. Myślę, że taki tekst mógłby zadziałać i na takie żądanie mogliby nam ją wydać od ręki. Jednak wtedy raczej najpóźniej na wieczór powinna trafić z powrotem do kazamat więc mogliby się zorientować, że coś jest nie tak i zrobić rumor. A dwa to masz list żelazny ale na podróż za miasto. I to list imienny. To zostawi ślad kto odebrał skazańca a więc kogo ścigać. Więc nawet jeśli by się udało to dość szybko moglibyśmy mieć pościg z miasta na karku. - czarnowłosa podsumowała ostrożnie to jak szacowała szanse i konsekwencje takiego pomysłu. Na koniec popatrzyła na Gabrielle a potem na Laurę. Ta chyba poczuła się wezwana do odpowiedzi bo się też odezwała.

- To może coś rodzinnego? Że ją wzywają do domu czy już się nie gniewają na nią. - bardka zaproponowała coś od siebie sprawdzając reakcję obydwu kobiet po drugiej stronie stołu.

- Też niezłe. Ma sens skoro mówisz, że oni ją tutaj wysłali a wyroku oficjalnego nie ma. Więc właściwie kibluje tam nielegalnie no ale cóż, kto bogatym zabroni? - czarnowłosa w szarym płaszczu uśmiechnęła się na tą oczywistą prawdę, że na świecie sa równi i równiejsi. - No ale mamy list żelazny na podróż w dzicz a nie list od jej rodziny. Trochę trzeba by się nagimnastykować aby to jakoś zgrabnie połączyć. - Raina przedstawiła swój komentarz do pomysłu minstrelki znów patrząc po nich obydwu i czekając na kolejne pomysły.

- Zesłanie do klasztoru Shayli? - Litz zmrużyła oczy, myśląc intensywnie. Shayla to Shayla, lepsza niż łowcy czarownic, a kto się nimi interesuje, ściąga uwagę i tak dalej. Nie żeby miała co ukrywać… lecz kiedyś słyszała że nie ma ludzi bez winy - Zadupie pasuje do głuszy. Niech ją tam rodzina ześle żeby przemyślała co ma przemyśleć. Ja, czyli strażnik, będę miała ją tam oddelegować po cichu. Aby sensacji nie wzbudzać. Jest wyprowadzenie z miasta, nikt nie musi znać położenia celu podróży - postawiła pusty kufel na blacie.

- O. To mogłoby przejść. Niedaleko gór jest klasztor siostrzyczek. Można by sprzedać bajeczkę, że rodzina dogadała się z ratuszem i postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Więc ty jesteś z tej wyprawy w góry a ja jestem od strony tej rodziny co ma dopilnować by znalazła się w tym klasztorze. To by wyjaśniło dlaczego jesteśmy we dwie i skazaniec ma jechać z nami nie tylko z miasta ale w ogóle. No i dlaczego nie wraca do kazamat. Podoba mi się. - Raina pokiwała głową mówiąc w skupieniu i dość wolno gdy widocznie cały czas analizowała pomysł w głowie. Ale na koniec pokiwała główką o wiele raźniej i uśmiechnęła się wesoło. To spowodowało, że spiętą dotąd twarz minstrelki też rozjaśnił wesoły uśmiech.

- Ojej wy jesteście takie mądre! I takie odważne! Będę się za was modlić aby wam się udało! O rany teraz z tych emocji chyba nie zasnę przez całą noc. - Laura ucieszyła się z trudem opanowując eksplozję radości widoczną w ruchach i spojrzeniu. Ale też wyglądała jak w ostatnią noc przed bitwą czy innym egzaminem.

- Dobrze… - Litz westchnęła, odstawiając kufel na bok i nagle bez ostrzeżenia opuściła głowę na stół. Szybko i mocno, aż huknęło czoło o deski - Potrzebuję paru detali, choćby jak się rodzina nazywa i cel… będziemy potrzebować wozu, jaśnie pani nie pojedzie na oklep chabetą bez podków...musimy mieć kajdany - podniosła głowę, patrząc na Rainę - I płaszcz z kapturem dla niej. Będzie do nas pasować - dorzuciła trochę sarkastycznie, bo obie ze wspólniczką coś nie lubiły pokazywać twarzy.

- Tak, wóz. Może być. Chyba uda coś mi się zorganizować do rana. Kajdany możemy poprosić w kazamatach to chyba nam dadzą. Może nawet sami ją skują. A może i nie, bo w końcu to błękitna krew.
- Raina zmarszczyła brwi gdy mówiła na głos to co myślała. Nie wydawała się specjalnie przejęta trudnością zdobycia wspomnianego sprzętu.

- Ja mam jakieś ubrania, płaszcz też, możecie go wziąć. A na nazwisko ma von der Osten. Dokładnie to Simone von der Osten, córka Theodore i Aldony von der Osten. - Laura szybko dodała od siebie to jak mogła wspomóc swoje koleżanki w tym przedsięwzięciu.

- Z czyjego rozkazu działamy, jej matki? - Litz założyła nogę na nogę i oparła głowę na zgiętym ramieniu opartym łokciem o blat - Tak na gębę dziwnie, szkoda że nie mamy jak podrobić pieczęci rodowej… chyba że masz coś podobnego przy sobie - zerknęła na bardkę.

- Niestety nie. - Laura przepraszająco pokręciła głową na znak, że w tym nie może ich wesprzeć.

- Niiee… jej rodziny lepiej to nie mieszać. Niech będzie, że oni dogadali się z ratuszem a ratusz wysłał nas. A my jesteśmy tylko biedne żuczki do wykonywania poleceń ważnych ludzi. Zresztą nie mamy właśnie żadnego pierścienia, pieczęci czy listu od jej rodziny a za to mamy list żelazny z ratusza. Więc tego się trzymajmy. - Raina też wysłuchała rudowłosej minstrelki ale po namyśle chyba pomysł z mieszaniem w tą sprawę rodziny średnio jej podpasował i dała o tym znać. Zaczęła mówić wolno ale w miarę jak się jej klarowały myśli to przyśpieszała coraz bardziej.

- Brzmi rozsądnie, jak na całkowite szaleństwo - Litz przetarła twarz wierzchem dłoni i zaśmiała się trochę jakby była obłąkana. Pomyśleć że jeszcze rano nie miała w planach pakowania się w nieliche tarapaty, lecz wypad z miasta w dziką, zieloną krainę… - Zróbmy to. Raina, zajmij się wozem. Laura zorganizuj ciuchy. Widzimy się tutaj za dwie godziny. - pokiwała głową - Lepiej ją ulokować gdzieś, gdzie nie będzie się do rana rzucać w oczy. Lub od razu wyjedziemy z miasta i przeczekamy poza murami. Chyba z tego braku wygód nie umrze.

- Wiesz, ja myślę, że jeśli to wypali i nam ją wydadzą to po prostu grzecznie sobie wyjedziemy z miasta.
- Raina uśmiechnęła się pod nosem dopijając łyka ze swojego kufla. Laura też się uśmiechnęła i obie zaczęły szykować się do wyjścia kończąc swoje trunki.

Pozycja siedząca nadawała się idealnie do obserwowania oddalających się kobiet tak poniżej pasa i od tyłu. Gabrielle nie byłaby sobą, gdyby z niej nie skorzystała. U Rainy efekt psuł długi płaszcz, lecz rudzielec nie był niczym zakryty, dzięki czemu podskakujące w rytmie pośpiesznych kroków pośladki żegnały ostatnią z trójki, wciąż tkwiącą przy stole. Wychodziło, że miała parę chwil dla siebie, nim zacznie się maskarada. Westchnęła przeciągle, żałując braku zaufanego przyjaciela pod ręką. Przeklęty gryzipiórek zaginął gdzieś, zapewne zajmując się własnymi sprawami. Był jak kot, taki stary, liniejący i wredny. Zbyt zaawansowany wiekowo aby próbować go tresować, zbyt leniwy aby mu się chciało zmienić. Miał swoje przyzwyczajenia, ścieżki i interesy. Zupełnie jak z kotem - Litz powinna się cieszyć jak wraca, karmić go i głaskać za uszami.

- Jeszcze jeden - zwróciła się do przechodzącej obok kelnerki, wskazując pusty kufel. Rozsiadła się na krześle i z premedytacją zaczęła rozglądać się po sali. Do tej pory nie zwracała uwagi na okolicę, nic dziwnego. Też miała w sobie coś z kota.

- Oczywiście, zaraz przyniosę. - kelnerka pokiwała zgodnie i ruszyła dokończyć swoje zamówienie. Gabrielle zaś zyskała okazję do rozejrzenia się po lokalu. Dojrzała swoich towarzyszy. Bernard siedział z jakimiś chyba najemnikami i bawił się z nimi w najlepsze. Karl podobnie zostawił już blondwłosą elfkę i wrócił do swoich kompanów z jakimi przybył do lokalu. Też coś hałaśliwie świętowali. Nigdzie nie widziała Tladina. Za to widziała trochę rozrzuconych po oberży grupek, duetów i pojedynczych osób. Niezbyt wiele bo w końcu wczorajszy atak nadal odstraszył sporą część potencjalnych gości.

Wśród tej klienteli dostrzegła jegomościa w płaszczu i w kapturze. Ale nie był aż tak głęboko naciągnięty na twarz by nie dało się dostrzec rysów twarzy. Mógł być w jej wieku, może trochę starszy. O twarzy z ciemnym zarostem. Siedział sam i akurat spojrzał albo zatrzymał się na jej sylwetce więc złapali się tak nawzajem spojrzeniami. Mężczyzna lekko skinął jej głową, uśmiechnął się i wzniósł niemy toast swoim kielichem przez te kilka stołów co ich dzieliło.


Czy potrzeba było więcej do szczęścia? Dwie godziny czekania zapewne dłużyłoby się, gdyby siedzieć w miejscu i tylko czekać… zresztą nie wiadomo jak zakończy się planowana akcja, a Gabrielle nie znosiła pustki i zastoju. Wolała działać, no i obcy miał całkiem niezły kaptur.
- Dziękuję - powiedziała do dziewki służebnej, zgarniając jej z tacy zamówiony miód i bez wahania przeszła przez salę, siadając przy stole obcego jegomościa. Uśmiechając się pod kapturem stuknęła kuflem w jego kufel, przepijając toast i rozsiadając się wygodnie na krześle.

- Trochę mnie ubiegłaś. Właśnie sobie rozważałem ty czy ta elfka. - powiedział z uśmiechem facet w kapturze z subtelnym uśmiechem wskazując lekko kuflem na samotnie siedzącą przy stole elfkę.

- Niezły kaptur. Skrywasz pod nim łysinę czy to tak z przyzwyczajenia? - Litz odparowała, uśmiechając się znak krawędzi kufla - Pilnujesz aby wszy za daleko nie uciekały… ale czytasz mi w myślach. Miałam ten sam dylemat - odstawiła miód na blat.

- A więc po spławieniu swoich uroczych koleżanek miałaś dylemat co dalej? - facet powtórzył powoli jakby upewniał się czy dobrze się rozumieją. Ale wydawał się być w dobrym humorze a całą sytuację traktował swobodnie. Litz dojrzała, że pod płaszczem ma skórznie. - I dlaczego wygrała właśnie ta opcja? - zapytał wskazując palcem na stół przy jakim siedzieli.

- Ostatnimi czasy czuję się jak grabarz
- westchnęła ciężko i tak tragicznie, że serce pękało - Od dziury do dziury, ile można? Idzie dostać depresji, potrzeba mi odmiany… i naprawdę niezły kaptur - parsknęła - Wyglądasz w nim jak typ spod ciemnej gwiazdy, za którym rozesłano listy gończe. To czego nie widać pobudza wyobraźnię, ale nie o tym chciałam - podniosła kufel i stuknęła nim w ten drugi - U mnie czy u ciebie?

- Od dziury do dziury mówisz? I potrzebujesz odmiany?
- brodacz słuchał z widocznym zainteresowaniem bawiąc się swoim kielichem. Zakręcił nim, upił a właściwie osuszył go jednym haustem i dość głośno odstawił na blat. - Myślę, że będę mógł ci pomóc. Chodźmy do mnie. - wstał zapraszając kobietę gestem ręki aby podążyła razem z nim.

Żadnych pytań o głupoty typu imię, albo “co tu robisz?”. Konkrety, je właśnie Gabrielle lubiła, ich potrzebowała. Z uśmiechem polującego kota wstała powoli z krzesła i jak gdyby nigdy nic, biorąc obcego pod ramię. Szła przy nim, pozwalając się ni to prowadzić, ni holować aż do schodów. Tam, na górze, pchnęła go na ścianę i zaatakowała używając ust i dłoni. Pierwszymi wpiła się wygłodniale w jego usta, rękoma badała elementy pancerza, rozplątując zapięcia skórzni.

Chyba udało jej się go zaskoczyć bo dał się rzucić o ścianę i przywrzeć do siebie. Ale zaraz potem zrewanżował jej się tym samym i posłał ją pchnięciem na przeciwną ścianę korytarza. Dopadł ją mocno i zdecydowanie jakby chciał ją wgnieść w deski. Szybko jednak mu się znudziło i popchnął ją w głąb korytarza. Dogonił i jeszcze w marszu zaczął ją obłapiać i czasem całować aż zatrzymał się przed jednymi z drzwi. Musiał je otworzyć co mu chwilę zajęło. Ale gdy drzwi stanęły otworem złapał ją za nadgarstek i posłał od razu na łóżko na które właściwie wpadła z tego impetu. Sam wszedł zaraz za nią i zamknął za sobą drzwi. Wewnątrz zrobiło się ciemno bo jeszcze żadne z nich nie zdążyło zapalić świec czy lampy. A już Gabrielle widziała ciemną sylwetkę zmierzającej ku niej od strony drzwi i słyszała kroki tej zbliżającej się sylwetki.
Wyciągnęła ręce, chwytając go za ubranie i ciągnąc do siebie i na siebie, gdy potknął się o krawędź pryczy padając prosto na materac i nocnego gościa. Błyskawicznie odnalazł się w nowej sytuacji, chwytając jej ręce i siłą zmuszając aby skrzyżowała je w nadgarstkach nad głową. Niczym kajdanami unieruchomił drobniejsze dłonie jedną swoją, drugą rozwiązując rzemyki koszuli i spodni. Nie silił się na delikatność, wgniatając kobietę w materac przez bite dwie godziny podczas których nie odezwali się do siebie ani jednym słowem. Opuszczając jego pokój na miękkich nogach Gabrielle ledwo dała radę zejść po schodach do głównej sali, gdzie czekały obie wspólniczki. Szybko wymieniły podstawowe informacje. Wóz i ubrania czekały... do rana. Wtedy też miały zacząć całą akcję.

- Wiecie co... chyba mam pomysł - potargana i rozkojarzona Litz ściągnęła usta, dopijając miód na przechył i w paru krótkich zdaniach wyjaśniła co jej chodzi po głowie, żywo przy tym gestykulując.

Obie towarzyszki wpierw spojrzały na nią z niedowierzaniem, później rozbawieniem, aż wreszcie zaśmiały się, spoglądając na siebie i przytaknęły. Dopiły co miały w pucharach, wstały od stołu i wspólnie poszły na piętro, prosto do niepozornych drzwi na końcu korytarza.
Cztery szybkie stuknięcia we framugę, chwila oczekiwania i szurania z drugiej strony. Skrzypnięcie zawiasów, po którym w niewielkiej szczelinie pokazała się twarz brodacza. Na widok trzech kobiet brwi podjechały mu do góry.

- To Raina i Laura, moje przyjaciółki - Gabrielle ubiegła go, obejmując wspomniane niewiasty - Nie mamy się gdzie podziać do rana, a coś słyszałam, że masz całkiem nieźle wyposażony... - uśmiechnęła się bezczelnie -... pokój. Poratujesz niewiasty w potrzebie? Bez twej pomocy czeka nas tułaczka zimnie i mroku...

Nieznajomy zaśmiał się krótko, kręcąc głową z miną zdradzającą dalsze niedowierzanie. Zmieniła się ona w zaskoczenie i fascynację, kiedy bez ostrzeżenia niewiasty w potrzebie zaczęły się do siebie łasić i całować. Prędko otworzył szerzej drzwi, praktycznie wciągając je do środka, ratując z opresji... jak na zbawcę przystało.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 28-06-2019 o 03:08.
Driada jest offline