Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2019, 20:29   #70
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
LOS ANGELES

van Erp, Carson, Cook, Collier, Hauser, Pearson.


- Czyli czeka nas zabawa w chowanego - powiedział Kit, gdy agentka Jensen pokrótce przedstawiła sytuację. - Ofiarami po tamtej stronie nie musimy się przejmować?
- Jeśli się poddadzą i wyjdą z rękami uniesionymi w górę, to nie wypada ich zastrzelić z zimną krwią. Ale jeśli zaatakują, to cóż… to sytuacja wagi państwowej i nie musicie się z nimi cackać- wyjaśniła agentka.
- Uzbrojenie? Ilu ich jest? Chcę poznać dane waszego wywiadu. - Zapytała sierżant, przyglądając się bacznie agentce.
- Przykro mi. Tego akurat nie wiemy. Zakładam, że mogą być tu jacyś gangsterzy, ale to nie jest pewnik.- odparła agentka wzruszając ramionami i przyglądając się van Erp dodała.- No i nie mamy żadnego wywiadu… to operacja policyjna nie wojskowa.
-Cudnie.- mruknął pod nosem Cook z sarkastycznym pomrukiem.
- Jaki kawałek tego labiryntu nam przypadnie? - Kit zadał kolejne pytanie. - Czy też planujecie, jak na polowaniu z nagonką, wejść z jednej strony i systematycznie spychać przeciwników?
- Nie interesuje nas żadne polowanie. Należy znaleźć i zabezpieczyć kontenery z niebezpieczną zawartością. Jeśli obejdzie się bez strzelania, to ja uznaję to za plus tej sytuacji.- odparła z uśmiechem agentka Jensen.
-Nie przeprowadziliście rozpoznania.- Z usta Elizabeth padło bardziej stwierdzenie niż pytanie. - Nic dziwnego, że ponieśliście straty w ludziach.- Pokręciła głową z dezaprobatą. - To co wy właśnie wiecie?
- Nie ponieśliśmy strat w ludziach. Nie wiem skąd ten pomysł.- stwierdziła ze zdziwieniem agentka Jensen .- Za dużo chyba siedziała pani na froncie, bo najwyraźniej myli pani realia. Potrzebowaliśmy ludzi do przeszukania dużego obszaru i dlatego przysłano was tutaj. Jest w powietrzu trochę dronów monitorujących cały obszar, ale kontenery szybciej odnajdziemy przeszukując na nogach każdy sektor po kolei. Południowo wschodni będzie wasz. Przejdziecie się i sprawdzicie numery wszystkich kontenerów o jednolitym kolorze… to wszystko.
- Sama pani mówiła o martwym agencie. - Wyjaśniła van Erp. - Idziemy, więcej informacji nie uzyskamy. Znacie numery kontenerów. Oczy szeroko otwarte.
- Tak. Agent który zginął prowadząc tę sprawę. Dwa tygodnie temu. Po nim przejęłam ją ja.- odparła Jensen i dodała.- Wystarczy znaleźć te kontenery i zawiadomić mnie przez komunikatory. Resztą zajmie się specjalistyczny oddział do neutralizacji zagrożeń biologicznych i chemicznych.
- W jakim szyku idziemy? - zapytał Pearson panią sierżant.
- Dwójkami, równolegle do siebie. Ty i Dwight. Charlotte z Anthonym, a Kit ze mną. Ruszamy.- Lili skierowała swe kroki we wskazanym kierunku.
- Czemu ja na szpicy…- jęknął “Ważniak” któremu to miejsce nie odpowiadało. Dobrze przynajmniej, że silny Dwight wybrał ciężki karabin maszynowy na to zadanie.
Ruszyli więc… na razie w dwuszeregu, marszobiegiem. Bez ciężkiej zbroi na grzbiecie, poruszało się o wiele wygodniej i szybciej. Ale też ten brak, sprawiał że nie czuli się niezwyciężeni. Wkrótce dotarli do ich sektora i zobaczyli “ściany” zbudowane z kontenerów i wąskie korytarze pomiędzy nimi. W ich przypadku takich korytarzy były trzy.
- To jak się rozdzielamy i jaki plan, pani sierżant?- zapytała Collier.
- Przeczesujemy każdą alejkę po kolei. Wy do pierwszej.- Odpowiedziała na pytanie kobiety. - Wy do drugiej.- Wskazała na Pearsona i Hausera. - Po dojściu do końca czekacie na pozostałych i idziemy dalej.
- Tak jest.- padła niemal zbiorowa odpowiedź. I nastąpiło rozdzielenie. Żołnierze ruszyli w swoje korytarze zerkając na ściany kontenerów, by znaleźć ich oznaczenia. 7456790, 7456791, 7456792… wedle numeracji jaką znajdowali van Erp i Carson, to brakujących kontenerów tu być nie powinno. Ale jak wspomniała agentka Jensen.... celowo umieszczono je tam gdzie być nie powinny. Do uszu Lili i Kita dochodziły warknięcia Collier.
- Trzymaj stabilniej. Żebym nie spadła.- zapewne wspięła się na ramiona Cooka, by zajrzeć wyżej i sprawdzić numery kontenerów postawionych na innych.
- Odczytuj numery, a ja będę pilnować, by nas nikt nie zaskoczył - zaproponował Kit.
- Dobrze- Lili kiwnęła głową i rozpoczęli żmudny proces sprawdzania numerów wymalowanych na kontenerach.

...93, ...94,... 95. Robota robiła się żmudna i monotonna. Zagrożenie o którym wspomniała Jensen się nie pojawiało. O ile było tu jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Zwiedzenie pierwszych alejek zajęło im chwilkę. I nie przyniosło sukcesu. Potem były kolejne.
- Współczuję teraz straży granicznej. To straszliwie nudna robota.- ocenił Pearson przez komunikator.
- Bez wątpienia wolę taką nudę, niż żeby ktoś miał do nas strzelać zza węgła - powiedział Kit, rozglądając się na wszystkie strony.
- To lepiej współczuj nam, ponieważ my odwalamy tę nudną robotę- van Erp zaśmiała się gorzko. - A teraz oczy i uszy szeroko otwarte. To przy takiej monotonii ginie najwięcej ludzi. - To, że Christopher pilnował ich obojga nie oznaczało wcale, iż ona mogła sobie pozwolić na brak czujności.
-Tęsknię za pancerzem.- mruknął Pearson.
-Nie martw się chłopie, zasłonię cię w razie czego.- pocieszał go Hauser.
-Wolałbym bardziej kuloodporną osłonę.- burknął sarkastycznie Ważniak, po czym nerwowo zakomunikował.-Ruch zauważyłem!
- Ostrożnie to sprawdzić!- Poleciła sierżant.
- Tak jest!-odparli Pearson z Hauserem.
- Gdybym miał złe zamiary, to bym się wybrał na górę - powiedział Kit - i stamtąd wypatrywał kogoś, kto chce mi przeszkadzać w zbożnym zadaniu pilnowania kontenerów.
- Z góry patrolują drony. Miejmy nadzieję że są równie sumienni jak Louise. - Odpowiedziała Lili.
- Powiedz im, żeby nie gonili za cieniami - powiedział Kit. - Może chcą ich odciągnąć.
- Czy tobie też mam wydawać takie polecenia?- Lili na chwilę oderwała wzrok od kontenerów i spojrzała na swojego towarzysza.- To dobrze wyszkoleni żołnierze. Wiedzą co robić i jak się zachować.
Kit przez moment milczał. Najwyraźniej Lili nigdy nie widziała, jakie ciekawe rzeczy potrafią robić dobrze wyszkoleni żołnierze gdy ktoś im nadepnie na odcisk. Ale w końcu nie on tu dowodził i nie on oberwie, jak coś pójdzie nie tak.
- Od tego są ponoć dowódcy, by co jakiś czas powtarzali biednym wojakom oczywiste oczywistości - odpowiedział na pół żartem.
- Już nie rób z dowódców takich demonów z piekła rodem.- Van Erp odpowiedziała również pół żartem i wróciła do nudnego zajęcia jakie im przydzielono.
Nagły terkot broni maszynowej i odgłos kul odbijających się od metalu dowiódł, że podwładni Lili napotkali wroga.
- Nawiązaliśmy kontakt. Dwa… nie… trzy pistolety maszynowe. Uzi albo H&K.- zameldował Pearson.
- Czyli nie patrolują sumiennie. - Skrzywiła się Lili i dodała już do wszystkich. - Idziemy do was!. Charlotte, Anthony?! Słyszeliście?! Agentko Jensen potrzebujemy wsparcia!
- Pewnie byli blisko kontenerów - powiedział Kit. - Idziemy dalej, czy wracamy? - Spojrzał przed siebie, usiłując wypatrzyć najbliższe skrzyżowanie.
-Zbliżamy się .- zameldowała Collier. Także i Jensen się odezwała.-Wsparcie w drodze, ale nie oczekujcie go za szybko. Muszą przebyć ten labirynt kontenerów na piechotę.
- Idziemy- Lili odpowiedziała Carsonowi.
-Przyślijcie też jakiegoś drona.- Sierżant nie skomentowała słów agentki o niezbyt szybkim pojawieniu się wsparcia.
- Już leci. - odparła Jensen.
Na tyle szybko na ile pozwalał zdrowy rozsądek i względy bezpieczeństwa pani sierżant ruszyła w stronę swoich podwładnych, sprawdzając przy tym broń i przygotowując ją do szybkiego użycia.

Gdy już dotarli na miejsce, byli świadkami kanonady. Pearson i Hauser kucali przy obu stronach alejki kontenerów. Ważniak strzelał z Onyxa. Dwight opatrywał swoje ramię.
- To tylko powierzchowna rana.- rzekł z uśmiechem.
Po drugiej stronie alejki pistolety maszynowe, odpowiadały na zaczepki Ronniego.
- Collier z Cookiem próbują ich zajść z boku.- stwierdził Ważniak.
- Jakieś osoby majstrują coś przy kontenerach kilkanaście metrów na północny wschód od twojej pozycji, sierżant van Erp.- poinformowała Jensen.
- To już wiecie gdzie są wasze kontenery. - Odpowiedziała jej Elizabeth. - Jesteście w stanie nam powiedzieć, ilu ich jest?
- Dziesięciu. Z czego czterech przy kontenerach z bronią bio… Cholera. Zestrzelili drona - odparła Jensen.
- Może granaty dymne, a potem łzawiące? - zaproponował Kit.
- Raczej oślepiające - oceniła szybko sierżant.
- Uwaga, będzie światło i dźwięk... - Kit uprzedził towarzyszy, po czym sięgnął po granat hukowo-błyskowy, wyciągnął zawleczkę, odliczył do 3 i rzucił granat w stronę przeciwników.
Nastąpiła eksplozja i jakieś krzyki w języku… zapewne chińskim. A potem rozległy się strzały i krzyki bólu. Cook i Collier wkroczyli do walki atakując przeciwników z drugiej strony.
Wzięci w dwa ognie terroryści byli w prawdziwych opałach, ale to nie znaczyło, że misja zakończyła się sukcesem.
Kit, przypominając sobie dawne, dobre czasy, gdy jeszcze nie biegało się w pancerzyku, rzucił się na ziemię.
- Rzućcie broń i wychodźcie z podniesionymi rękami! - zawołał, dla zachęty oddając krótką serię w stronę najbliższego przeciwnika.
Na razie odpowiedzią były kolejne serie strzałów, ale… głośny jęk bólu potwierdził, że albo Cook, albo Collier zaliczyli trafienie. I przeciwnicy zaczęli wołać.
- Nie strzelać. Poddajemy się!
- Wstrzymać ogień - Powiedziała van Erp do swoich ludzi.-Tylko uważajcie na nich
- Odłóżcie broń na ziemię i kopnijcie w naszą stronę!- Krzyknęła następnie do tych którzy chcieli się poddać.- Wyjdźcie z rękami uniesionymi do góry!!- Dodała przygotowując się do strzału w razie gdyby tamci coś kombinowali.
Chińczycy odrzucili uzi wprost na ziemię i unieśli ręce do góry poddając się.
Pistolety też!- krzyknął Cook i jeńcy zaczęli wyciągać schowane pistolety zza pasków i rzucać na ziemię.
- Coś tu śmierdzi szefowo… za szybko się poddali. - stwierdził ponuro Bear.
- Ilu ich tam widzicie? - Sierżant podzielała obawy Cooke.
- Tych czterech… co i wy. Trzech, jeśli nie liczyć trupa. Za mało.- odparł Bear.
Brakuje sześciu.- Stwierdziła oczywistą rzecz Lili.
- Powtarzam, odłóżcie broń i wyjeździe z rękoma podniesionymi do góry! - krzyknęła do Chińczyków.
- Może należałoby ich zachęcić?- Rzuciła ciszej do towarzysza.
- Mam nadzieję, że nie mają ochoty na zbiorowe samobójstwo - powiedział cicho Kit. - Czy mamy jakiś podgląd z powietrza? Może uciekli do góry? Na kontenery?
- Nie mam. Zestrzelili drona.- Odparła Lili.
- Jeśli zaraz nie zobaczę dwudziestu rąk uniesionych do góry, to przygotować się do unieszkodliwienia tych tutaj. Jeden…- Zaczęła liczyć.
Zamiast odpowiedzi Chińczyków, wszyscy usłyszeli ryk… głośny i dudniący. Nieludzki i ludzki zarazem. Potem potężne łupnięcia czegoś ciężkiego o metal. Każde coraz bliżej pozycji van Erp i jej drużyny.
Łup… Łup… Łup.
Coś było coraz bliżej. Kontenery nagle się przesunęły pod wpływem mocarnego kopnięcia.
Przed całą ekipą van Erp stał mężczyzna. Nagi… duży… dwu i pół metrowy. Masywny olbrzym, o kończynach zbudowanych z potężnych węzłów mięśni. Klatce piersiowej szerokiej jak u goryla. I siusiaku jak u niemowlaka. Gruby kark kończyła dość mała główka chińskiego neandertala. Skośne oczy sugerowały rasę, a wiedza żołnierska… pozwalała stwierdzić że mają przed sobą szczyt myśli genetycznej Chińskiej Republiki Ludowej.
- To jakiś kurwa, żart! - Pani sierżant odwróciła się w stronę tego czegoś co rozwalało kontenery.
- Broń biologiczna - rzucił, wcale nie żartem... Kit. - Chińska wersja Hulka
- Ognia!! - Wrzasnęła Lili. - Ognia! Nie będą nam się tu panoszyły sukinkoty!!- I dając dobry przykład otworzyła ogień do przerośniętego i napakowanego sterydami mutanta“made in PRC”.
- Jensen! Szybciej! - nie wdając się w subtelności rzucił Kit, również otwierając ogień do nieproszonego gościa, na cel biorąc głowę nagusa.
Kule żołnierzy trafiały w giganta raniąc jego skórę, lecz napędzany adrenaliną móżdżek ignorował ból. Bestia gnała wprost na Lili, Kita i… zakładników pilnowanych przez Hausera. Cóż… te stwory nie rozróżniały wrogów od przyjaciół i generalnie masakrowały wszystko co napotykały, także siebie nawzajem. Niestety naukowcom spod znaku czerwonej gwiazdy nie udało się rozwiązać tego problemu.
Kit żałował, że nie ma pod ręką wyrzutni rakiet czy innego poręcznego niszczyciela czołgów, ale czarne myśli nie pomagały w rozwiązaniu problemu. Sięgnął po granat ( brata-bliźniaka poprzedniego) i po wyciągnięciu zawleczki rzucił go prosto w mały łeb przerośniętego mięśniaka.
Elizabeth van Erp waliła w komunistyczną myśl biotechnologiczną z tego co miała najsilniejsze pod ręką nie zamierzając schodzić bydlakowi z drogi dopóty ten nie padnie martwy, lub przynajmniej nie zostanie wyłączony z akcji.
Granat Carsona rzucony prosto w jego twarz oślepił olbrzyma, ale nie zatrzymał. Chwiejąc się na boki niczym pijak nadal pędził, choć krwawił z wielu ran. Kule musiały utknąć w jego masie mięśniowej nie docierając do witalnych organów. Pewnie łatwiej będzie spenetrować jego ciało bronią, gdy znajdzie się bliżej. Ale też i jemu także będzie łatwo dopaść strzelających do niego żołnierzy. Van Erp dzielnie trwała na posterunku nie przejmując się nadal szarżującą bestią… jednakże coś rzuciło się na nią z boku i powaliło na ziemię. W samą porę…
Rozpędzony gigant uderzył w ich grupę. Carson zdołał się odsunąć. Dwóch jeńców też… trzeci skończył jako krwawa miazga wgnieciona przez giganta kontener który się przesunął od impetu uderzenia.
A osobą która przygniatała obecnie Lili był Dwight. On to się rzucił na dziewczynę w ostatniej chwili usuwając ją z drogi szalejącemu potworowi.
Z boku Collier i Cook rozpoczęli ostrzał raniąc bestię i chcą odciągnąć jej uwagę od towarzyszy broni znajdujących się niebezpiecznie blisko potwora.
Pearson zaś trzymał w ręku granat crio, ale bał się go użyć, ze względu na bliskość Lili, Kita oraz Dwighta. Mogli też oberwać nim.
Im szybciej porusza się obiekt, tym trudniej mu się zatrzymać i zawrócić. Dlatego też Kit miał nadzieję, że zanim ich przeciwnik zdąży ponownie zaatakować, oni zdążą go wykończyć. I z tą nadzieją obrócił się i zaczął strzelać w plecy giganta.
Wytrącona, i to dosłownie, z równowagi Lili w pierwszej chwili chciała ostro zwymyślać tego kto odważył się w tak brutalny sposób przerwać jej dobrą zabawę. Jej bojowy nastrój został jednak wnet ostudzony gdy dotarło do niej to co się stało z nieszczęśnikiem wgniecionym w kontener. Kobieta powoli przeniosła wzrok na osobnika, który przygniatał ją w tej chwili do ziemi.
- Dzięki Dwight -Niedokończone przekleństwo płynnie przeszło w pochwałę. Lili poklepała przy tym BFG w ramię, chcą jeszcze bardziej podkreślić swoją wdzięczność, a przy okazji dać mu do zrozumienia, że już powinien ją puścić.
- Nagi gigant zaatakował wsparcie dla was. Posłałam prośbę do centrali o posiłki w postaci w pojazdu do tłumienia zamieszek, ale będzie dopiero za kilka minut.- odezwała się spanikowana Jensen, gdy Hauser pospiesznie przetoczył zsuwając z van Erp. A sam olbrzym machał ciężkimi łapami, próbując dosięgnąć najbliższy żądlący go cel… Kita.
Gdy tylko Elizabeth odzyskała swobodę ruchów, przetoczyła się na plecy i zaczęła ponownie strzelać do mutanta.
-Załatw to!! - Wrzasnęła przy tym w odpowiedzi do Jensen.
Gdyby mieli do czynienia z piękną panienką, to Kit byłby zachwycony okazanym sobie zainteresowaniem, lecz w tej sytuacji nie czuł się zbytnio zachwycony. Odrzucił pistolet maszynowy i sięgnął po colta, mającego znacznie większy kaliber, po czym, cofając się pospiesznie, strzelił do giganta, mając nadzieję, że potężniejsza kula powali wreszcie przeciwnika.
-Robię to !- w głosie agentki był zarówno gniew, jak i nutka paniki. Raniony ze wszystkich stron olbrzym jęknął z bólu z bólu po postrzale Carsona i machnął łapą w kierunku Kita. Żołnierz uskoczył do tyłu, wiedząc że teraz gigant chce właśnie jego zamordować. Postrzał, choć skuteczny, nie był śmiertelny. Nagus chwycił za kontener i uniósł by przygnieść nim Christophera… oraz Hausera i van Erp przy okazji. Krwawił z wielu miejsc swojego ciała, ale adrenalina nadal przytrzymywała go przy życiu i czyniła trudnym do ubicia.
- Noga!! Skupcie ogień na jego prawej nodze!! Tuż poniżej kolana.- Lili nie odpowiedziała agentce, ale co sobie pomyślała o jej. Zamiast tego skupiła się na kierowaniu swoimi ludźmi, by z potyczki wyszli cało i zdrowo.
Rada była mniej więcej słuszna, więc Kit nie do końca wykonał polecenie. A przynajmniej zinterpretował ją po swojemu i strzelił w kolano przeciwnika.
- Uciekajcie! - rzucił do swych towarzyszy. W końcu im dalej będą od siebie, tym trudniej będzie ich zabić za jednym zamachem.

To była dobra rada… Hauser pociągnął Lili za sobą, gdy ciśnięty w ich kierunku kontener uległ destrukcji przy uderzeniu o tworzące korytarz kontenery. Przez pęknięcia w nim wysypały się niczym małe pociski puszki “Sprite’a”.
Postrzał w jedno kolano… był sensownym planem… niestety nie dającym natychmiastowych efektów. Stawy… podobnie jak inne części tego mutanta oplecione były grubymi węzłowatymi naroślami mięśni, przez które pociski musiały się przebić, by dotrzeć do torebki stawowej. Niemniej… to był już jakiś plan dający nadzieję na sukces.
Raz nie stale, dwa razy nie wciąż...
To, że gigantowi nie udało się zasypać Kita gradem puszek nie znaczyło, że nie uda mu się to za drugim razem. Z tego też powodu Kit spróbował zapobiec owemu 'drugiemu razowi'. Wycofując się ponownie strzelił w kolano osiłka.
Zamiast kąpiel w mleku stwór zafundował im kąpiel w Sprite. Pewnie nie dawało to takich efektów jak kuracja wymyślona przez Kleopatrę. No i, na szczęście, nie dane im było. I lepiej było nie dać mutantowi drugiej szansy. Odciągnięta przez BFG Lili znalazłszy odpowiednie miejsce zaczęła znów strzelać w wyznaczony przez siebie cel.
Również BFG zaczął sypać ołowiem w kierunku już szarżującego giganta. Który to pędził wprost na Kita, Lili oraz Hausera. Oraz znajdującego się za nimi Pearsona. Collier i Cook ostrzeliwali go z drugiej strony. “Ważniak” cisnął granatem crio w giganta… i mrożący gaz zadał mu ból i spowolnił. Wystarczająco, by seria z rozgrzanego Hellgasta, w końcu rozerwała mu kolano, nabite nabojami wystrzelonymi przez całą ekipę. Taka rana zatrzymałaby każdego… ale nie cudowne dziecko komunistycznej genetyki. Ignorując ranę rozszalały potwór ruszył w kierunku sierżant i jej ekipy raczkując na czworaka. Tego urodzonego berserkera tylko śmiertelna rana mogła zatrzymać. Ból tylko wzmacniał jego furię.
- W nogi - zawołał Kit, mając nadzieję, że okaleczony gigant nie będzie tak szybki, jak będący w dobrej formie wojacy. Strzelił po raz kolejny, po czym dał biegiem wycofał się o kilka metrów, chcąc zanurkować w jakąś boczną odnogę.
- Zdychaj do cholery!- Krzyknęła, zdenerwowana upartym trzymaniem się przez chińskiego mutanta chińskiego życia. Celowała przy tym w twarz.
Kule dość często rykoszetowały od twardych kości osłaniających zdegenerowany mózg, znacznie mniejszy niż ludzki. Za to z silnie rozwiniętym ośrodku motorycznym.
Kule zmieniły jego twarz w krwawą maskę, ale on sam nadal poruszał się w kierunku Dwighta i Lili. Bo Kit już się biegiem wycofał na nową pozycję, a Pearson widząc jego odwrót spanikował nieco i również podążył śladem Carsona, cofając się do tyłu.
- Ty też się wycofaj… ja go powstrzymam, na tyle byś uciekła.- odparł Hauser rozrywając ciągłym ogniem mięśnie na karku w nadziei że dotrze do tętnicy. Atakujący z drugiej strony, Cook i Collier rzucili w potwora granatami hukowymi pożyczonymi od zaopatrzeniowca agentki Jensen. W nadziei, że przyciągną jego uwagę. I udało im się. Stwór zerknął za siebie i ryknął wściekle.
Kit wystrzelił ostatnie dwa naboje, celując w szyję giganta, po czym zaczął zmieniać magazynek.
- Sam się wycofaj - odpowiedziała Lili nie przerywając ostrzału. - To rozkaz.!
- Ale….- odparł zaskoczony Hauser, gdy potwór ruszył w kierunku Cooka i Collier, którzy wykorzystali kolejne granaty hukowe, by przyciągnąć uwagę podążającego na czworaka mutanta. Jego ruchy były coraz wolniejsze. Tracił siły wraz upływem krwi.
- Już!- Ryknęła niezadowolona z kwestionowania swoich rozkazów.
- Tak jest ma’am.- odparł pospiesznie BFG wykonując polecenie. A do strzelającego zza rogu Kita, dołączył Pearson posyłający serie z drugiej strony.
Będąc pewna, że jej podwładni są już na nowych pozycjach i ostrzeliwują dalej cel, sierżant van Erp dołączyła do nich.
Na szczęście inteligencja nie była cechą bestii, w przeciwieństwie do uporu. Rozdrażniony granatami parł nieustannie w kierunku Collier i Cook’a nie dbając w ogóle o fakt, że są oni oddaleni od niego. BFG przestrzał strzelać, bo musiał zmienić magazynek. Ale wkrótce nie miało to znaczenia. Zmasakrowany ciągłym ostrzałem mutant osunął się na ziemię i przestał się ruszać jedynie kilka metrów od Cook’a.
- Zastanówmy się, gdzie jest trzeci - powiedział Kit, rozglądając się dokoła.
- Znajdźmy te kontenery najpierw. - Powiedziała van Erp.
- Jensen? Jak ci idzie?- Zwróciła się do agentki bezpiecznie czekającej gdzieś tam -Musiałam wezwać SWAT i pociągnąć za sznurki w departamencie, ale udało mi się zebrać ludzi i pacyfikują te chińskie mutki.- odparła zmęczonym głosem Jensen.-Wóz do uspokajania zamieszek, całkowicie zdemolowany. A najgorsze jest to, że po coś sprowadzono tutaj te… bestie.
- Na ilu na razie trafiliście? - spytał Kit.
-Dwóch.- wyjaśniła agentka. - Jeden już martwy. Drugiego też próbują ubić.
- Koniec pogaduszek. Mamy zadanie do wykonania - Elizabeth ruchem ręki "zaprosiła" swoich ludzi do dalszego poszukiwania kontenerów.
Kit podniósł pistolet maszynowy, wymienił magazynek, po czym spojrzał na panią sierżant.
- No to wracamy do miejsca, gdzie nam przerwano - powiedział.
- Wracamy - przytaknęła Elizabeth kierując swe kroki tam gdzie skończyli przeszukiwać nabrzeże.
- Trzy kontenery, trzech chińskich mutantów. Zbieg okoliczności?- Zauważyła po chwili. - Nie - odparł Kit. - Ale i tak coś mi tu nie pasuje. Uznałbym to raczej za próbę odwrócenia uwagi.
- Dziewięć. Kontener mógłby pomieścić z trzech takich mutków, sądząc po rozmiarze tego truposza i rozmiarach metalowych pudełek dookoła nas.- ocenił Cook przyglądając się trupowi.
- Lili, powiedz Jensen, że mogą być kolejne kłopoty, że z kolejnych kontenerów może wyleźć coś jeszcze - zasugerował Kit.
- Jestem pewna, że ona zdaje sobie z tego sprawę. - odpowiedziała zagadnięta.
- Myślę że powinniśmy znaleźć kontener z którego ten wylazł.- zaproponowała Collier zmieniając magazynek.
- Znaleźliśmy i zabiliśmy. Zadanie wykonane. Możemy wracać.- zaproponował Ważniak.
Tymczasem Cook otworzył usta martwego mutka i wsunął w nie karabin.
Po czym posłał serię wywalając mózg przez rozrywaną czaszkę.
- Lepiej się upewnić. Mógł tylko zasłabnąć z upływu krwi.- wytłumaczył Bear.
- Mamy znaleźć trzy kontenery. O konkretnych numerach. Resztą zajmie się już agentka Jensen. - Powiedziała van Erp również przeładowując broń.
- Rozdzielamy się czy razem. Ten sam szyk, czy coś nowego? - zapytała Charlotte.
- Idziemy wszyscy razem. Ja idę pierwsza, dalej ty, Ronald, Kit i Anthony na końcu. - Odpowiedziała jej Elizabeth.
- A ja?- przypomniał o sobie Hauser.
- A ty idziesz za Kitem.
Po krótkim “Tak jest” BFG ruszyli. Ostrożnie i cicho. Nasłuchiwali i rozglądali się wiedząc czego oczekiwać. Gdzieś tam w oddali słychać było krzyki i odgłosy strzałów. Najwyraźniej inni mundurowi również natknęli się na chińską superbroń.
Rozsądnym wyborem ścieżki, była ta którą wybrał mutant pędząc do nich. Jako bowiem typ silny i głupi, po prostu szarżował zostawiając za sobą przesunięte bądź uszkodzone kontenery.
W końcu dotarli na miejsce “ narodzin” ich przeciwnika. Inkubatory będące szklanymi tubami wypełnionymi płynem odżywczym płynem dozowały tlen i składniki odżywcze do pływających w nich potworów. Te wyglądały jak eksponaty w pracowni biologicznej zanurzone w formalinie. Tylko ich słoiki były olbrzymie i z zamontowaną u podstawy oraz na górze mechanizmami i elektroniką. Tłoki u jednego z nich były rozsunięte i zawartość jego uwolniona. Tam pewnie pływał typek, z którym walczyli. Pozostałe trzy “słoiki “ nadal miały uśpionych gości. Cook źle ocenił sytuację. W kontenerze mieściły się cztery inkubatory.
- Jensen, ściągaj wszystko co możesz. Tych chińskich mutantów jest tu więcej.- Lili dokładnie przyjrzał się zbiornikom.
- Zabezpieczyć teren.- Zwróciła się do swoich ludzi. A BFG i Cook zajęli pozycję po obu stronach wejścia do kontenera. Zaś Collier z pomocą Pearsona próbowała się na niego wdrapać.
- Atakują was?- odparła Jensen z wyraźną nutką paniki i subtelnym odcieniem utraty panowania nad sytuacją w tonie głosu.
-Ja pier…- Lili zmełła przekleństwo nie mogąc uwierzyć w zachowanie agentki.
- Nie, nie atakują. Znaleźliśmy jeszcze trzy osobniki uśpione w wielkich probówkach. - wyjaśniła spokojnie. - Ale nie wiemy jak długo i potrzebujemy specjalistów. Dzwoń do gubernatora czy gdzie tam i załatwiaj.
- Aaa… to dobrze. - odetchnęła agentka z ulgą i dodała.-Zaraz wyślę specjalistę. Nic nie dotykajcie, to się nie wybudzą. Ktoś musiałby uruchomić procedurę aktywacji, albo wiesz… jest szansa, że przy rozbiciu zbiornika sami się wybudzą.
- Czekamy.- Rzuciła beznamiętnie do agentki - Może trzeba było rozwalić te pojemniki bez powiadamiania jej?- Zaczęła się zastanawiać na głos.
- Któryś z nich może się wyrwać z letargu. Albo wszystkie na raz. Szkoda że Kurishimy tu nie ma. Odczytałby te wszystkie znaczki na klawiaturze i ekranach.- westchnął Pearson.
-On jest chyba Japończykiem.- przypomniała sobie Collier.
- Z Wisconsin.- przypomniał Cook. A blondynka siedząca na kontenerze dodała.- Ale Japończykiem.
-Inny kraj. Inny zestaw znaków.- upierał się Anthony.
- Nawet gdyby był Japończykiem z Japonii, to i tak na niewiele przydałby się.- van Erp podsumowała rozmowę. - I lepiej żeby się nam tutaj nie wybudzili.Także niczego nie dotykać.
- Dwanaście takich przyjemniaczków mogłoby narobić niezłego zamieszania - stwierdził Kit. - I mamy też pytanie, czy te trzy, które tu biegały, wydostały się same, czy ktoś im w tym pomógł. Chociaż, zapewne, w tym drugim przypadku obudziłyby się wszystkie... Mechanizm zegarowy? - Spojrzał nieufnie na aparaturę. Nic jednak nie wskazywało na tę ostatnią możliwość - nie było żadnych cyferek zdążających do zera, ani też żadnych 'ruchomych żuczków'.
- Jeśli byłby mechanizm zegarowy, to ci od Triad by się tu nie zjawiali.- stwierdził Cook.
- Może mieli pokierować tymi gigantami... - wyraził przypuszczenie Kit. - I dlaczego z tego kontenera wyszedł tylko jeden, a nie wszystkie? Jeśli zdążyli wypuścić jednego, to dlaczego nie pozostałych?
- Nie bardzo im się to kierowanie udało w takim razie. Jeden skończył jako krwawa plama.- wspomniał Pearson.
- Może dlatego, że gigantowi włączył się tryb zabijania? - odparł Kit, rozglądając się dokoła. - Jakoś muszą nimi kierować, inaczej... Mało praktyczny twór, chyba że siedzisz w bunkrze.

W końcu zjawiły się postacie w hazmatach, które przedstawiły się jako oficerzy: Benson i Musk. One to zaczęły grzebać przy ustawieniach i cóż… van Erp miała nadzieję, że wiedzą oni co robią. Bo dla AST najwyraźniej ta misja się już zakończyła.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline