Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2019, 00:10   #190
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - Spotkanie po latach

Kryjówka



- To? - stalkerka zapytana przez milczącego dotąd Japończyka wesoło podrzuciła krótką tube do góry. Tuba obróciła się kilka razy w powietrzu nim spadła z powrotem do czekającej dłoni kobiety. - To coś na ostudzenie klimatu. - odpowiedziała po złapaniu kawałka rury z powrotem.

- A Nick z tą śmiercią i uciekaniem mówił wam bardzo dobrze. - rzekła raźno z uśmiechem jaki dał się wyczuć pod maską.

- On tak ma jak mówi o strefie. - Pszczółka wtrącił się na chwilę do tej dyskusji.

- A spluwy mamy tak na wszelki wypadek. Tutaj nie ma zbyt wielu okazji do strzelania. Praktycznie zawsze jest sensowniejsza alternatywa więc nikt się do tego nie pali. Nikt od nas. Spluwy są na ludzi a tych tutaj właściwie nie ma. A na strefowców albo to nie działa albo działa pozornie. Więc rzadko jest sens używać broni. Czasem strzela się w powietrze aby zrobić hałas. - Kari spojrzała w dół na kaburę w jakiej trzymała swoją broń a jakiej jak dotąd nie odbyła ani razu. Zresztą jej partner też nie.

- Jeżeli już musisz walczyć to znaczy, że skrewiłeś coś wcześniej. Albo dałeś się wykryć albo sam włączasz strefowy system alarmowy, że obcy kręcą się po rewirze. Dlatego my nie walczymy. Chowamy się, uciekamy, robimy objazdy, czekamy ale nie walczymy. Walka tutaj to samobójstwo. Tylko rozłożone na raty. Rzadko komu udaje się umknąć że strefy zanim dopadną go konsekwencje. Do tego, można dostać taki wilczy bilet jaki ty dostałeś co właściwie wyklucza sensowny powrót do strefy. Dlatego nijak to nam się nie opłaca. - stalker wyprostował się, wyciągnął daleko nogi przed siebie i wygodniej oparł o ścianę. Mówił jakby nie widział innego sposobu na przetrwanie w strefie niż ten jaki stosowali sami.

- A walka w strefie jest przećwiczona. Na początku chodzili komandosi i zmotoryzowane kolumny, desant ze śmigłowców i pruli w tą strefę z czego tylko się dało. I dupa. Mało kto wracał z takich wypraw. A ci co wrócili mówili, że im więcej się strzela, pali i wybucha tym więcej przybywa a nie ubywa. Zwłaszcza, że większość ich fikuśniego sprzętu tutaj nie działa. Dlatego wiadomo, że walka to nie jest dobre rozwiązanie. - Kari uzupełniła wypowiedź swojego partnera o dodatkowe wieści z dawniejszych czasów. Znów wesoło podrzuciła sobie krótką tubę jaką miała w dłoni od momentu wyłonienia się ze ściany dymu jaki tworzył kryjówkę.

- Z walką strefie jest tak, że trzeba wiedzieć jak coś pokonać, zniszczyć czy odesłać. A jak to wiesz, to zwykle łatwiej jest to coś ominąć czy przeczekać bo nawet jak wiesz jak coś załatwić nie znaczy, że masz przy sobie środki aby to coś załatwić. Po prostu nie da się zabrać ze sobą sprzętu na każdą okazję. A z walką są prawie same minusy więc zniknąć niebezpieczeństwu z namiaru zanim cię namierzy jest dużo skuteczniejsze. - stalker sprawnie dorzucił coś od siebie na temat niechęci stalkerów do toczenia konfliktów s strefie.

- No a wy macie zwykłe spluwy. To nawet na takie hellhoundy co one pomogą? Że “zabijesz” jednego? - Kari zwróciła się znów do Koichi wracając do konkretnego przykładu. “Zabijesz” wzięła w wyraźny cudzysłów także gestem na znak, że nie do końca z tym zabijaniem hellhoundów jest jak to dawniej bywało. - Niby się da bo są zbudowane z podobnych składników jak my. Większość. Da się je spalić, rozpruć czy rozstrzelać. Tylko dajesz tym sygnał strefie, gdzie jesteś. Więc strefa wysyła następne. Zwykle już kilka. Co zrobisz? Też je “zabijesz”? No dobrze, zabijesz. I co dalej? No przyśle kilkanaście. No banda z was herosów i każdy ma spluwę co się patrzy. Dacie im radę, wybijecie je co do nogi i bez żadnych strat. Pójdę wam na rękę w tym scenariuszu. I co dalej? No strefa przyśle kilkadziesiąt. I jak? Dacie radę dwóm, trzem, czterem tuzinom? Macie tyle pestek? Tyle sił? Dobra. Zrobicie oblężoną twierdzę i superpułapki. Wykosicie znów te pół setki hellhoundów? No bosko. Więc strefa przyśle kilka setek. Jesteście gotowi załatwić kilka setek? A nie jest powiedziane, że kilka setek to koniec limitu strefy. - Kari popatrzyła na niecałe pół tuzina hibernatusów zgromadzonych w zdewastowanym, zapomnianym living roomie aby sprawdzić jak zareagują na ten potencjalny scenariusz.

- A do tego to nigdy nie jest tak, że jeśli już zadrzecie z jednym elementem strefy to macie problem tylko z tym jednym. Nie. On porusza sąsiednie a te znów poruszają jeszcze sąsiednie. Tak jak kamień rzucony w wodę zatacza po niej coraz szersze kręgi. Albo przy włamaniu gdy alarmowane są kolejne sektory i ściągane kolejne posiłki. Robi się efekt kuli śnieżnej. Dlatego o wiele prościej jest nie poruszać żadnego kamyka i prześlizgiwać się między nimi jak szczur. Tym właśnie jesteśmy. Szczurami strefy. Jak ktoś ma się za lwa i pana sawanny no niech tak sobie myśli. Gwarantuję, że strefa to szybko zweryfikuje ale niech tym lwem sobie będzie z dala od nas. - Pszczółka też widać nie miał zbyt dobrego mniemania o podejmowaniu walki w strefie. Mówił o tym z wyraźną niechęcią chociaż jak zwykle był o wiele spokojniejszy, wręcz flegmatyczny, w porównaniu do swojej żywiołowej towarzyszki.

- No tak. Niby można spróbować załatwić coś i dać dyla. Zanim zlecą się inne strefowce zaalarmowane “śmiercią” kolegi. Tylko to też ma ten feler, że trzeba zwiewać szybko. A jak zwiewasz szybko to nie jesteś ostrożny. Bo to albo - albo. Albo ostrożność albo szybkość. Więc jak tak szybko zaginasz aby oddalić się od tego co napsociłeś strefie masz spore szanse, że wdepniesz w następne tarapaty. I co wtedy? Znów spróbujesz to zabić? No to znów nawet przy 100% sukcesie tego “zabicia” wracasz do punktu wyjścia. Co dalej? Znów szybka ucieczka? Jak jesteście rozsądni to mam nadzieję, że dostrzegacie, że walka to ślepa uliczka i najlepsza droga do pozostania w strefie na zawsze. - stalkerka pokręciła głową rozkładając do tego ręce jakby oczekiwała na jakieś kontrargumenty.

- O. Pokażę ci skąd Fifi wie, że właśnie ty jesteś markerem. - Pszczółka dojrzał widocznie jak Koichi odwiązał swój bandaż i oglądał swoją ranę jaką zadał mu hellhound w kanałach. Rana wyglądała na szarpaną, podobną jaką można się spodziewać po szczękach zwykłego psa czy podobnego zwierza. No i dalej była świeża z sączącą się krwią i posoką. Pszczółka wstał razem ze swoją pszczołą która latała nad jego otwartą dłonią jak zaczarowana. Stalker w czarnej masce podszedł do Davida, Mariana, Sigrun i Mervina. Przy każdym z nich pszczoła okazywała jakby ożywienie, latała trochę szybciej i bardziej nerwowo bzycząc przy tym jak to pszczoły miały w zwyczaju. Za to gdy podeszli do Japończyka pszczoła prawie dostała szału z tym lataniem. Zwłaszcza gdy stalker powoli zbliżył dłoń do zranionego miejsca. Bzyczenie i ruchy owada stały się wyraźnie intensywniejsze. - Widzisz? Wyczuwa cię. Hellhoundy też wyczuwają tak was wszystkich a zwłaszcza ciebie. - zachowanie Fifi było widocznie ostatecznym argumentem dla Pszczółki bo mówił jakby uważał, że to wyjaśnia już wszystko.

- Dlatego też nie przejdzie numer, że strefa kogoś podmieni na stałe. Takie rzeczy tylko w filmach. Jeśli dostaniecie się za mur obejrzyjcie sobie “Detektyw Harp”. Spodoba wam się. Zawsze stalkerzy są tam jako banda tępaków, brutali i sekciarzy. Facet co robi ten serial też jest turystą więc widocznie coś do nas ma. Obejrzyjcie, normalnie turyści zwykle uwielbiają ten serial. Tam właśnie detektyw Harp ściga strefowego stalkera - przebierańca który popełnia kolejne zbrodnie a stalkerscy koledzy sekciarze tylko go kryją. Tylko, że to nijak ma się do rzeczywistości. - brunetka jaka została pod ścianą prychnęła z rozbawieniem ale i nie ukrywaną niechęcią do wspomnianego serialu.

- Czemu? Ja tam lubię ten serial. Można się fajnie z niego pośmiać. Mam kumpla co z każdego odcinka robi świetną parodię. No ale fakt, merytorycznie to nijak kupy się to nie trzyma. Ale dla śmiechu obejrzeć można. - Pszczółka odwrócił się do Kari i chyba się uśmiechnął. Wrócił na swoje krzesło i znów na nim usiadł.

- Tylko widzicie, nawet strefa ma swoje ograniczenia i rządzi się swoimi prawami. Na przykład zdarza się, że może coś czy kogoś przerobić czy skopiować. Tylko dla strefy my jesteśmy czynnikiem obcym. Nie potrafi utrzymać tej obcej formy zbyt długo. Im dokładniej jest coś skopiowane tym krócej strefa może utrzymać swoją formę. Dlatego zwykle kopiuje jakieś pojedyncze aspekty. Głos, obraz, zapętlony kawałek ruchu albo jest to zamazany kształt. Im bardziej każdy detal, włosek, głos czy pieprzyk się zgadza tym krócej może utrzymać taką formę. Dlatego jeśli się już zdarzy najlepiej delikwenta zamknąć i poczekać co z tego wyjdzie. Jeśli już nie da się inaczej rozpoznać kim na pewno jest. - stalkerka wyjaśniła coś co sądząc po tonie i stylu mówienia uważała za jakieś strefowe i stalkerskie podstawy.

- I to nawet tutaj, w głębokiej strefie. W płytkiej, nie mówiąc już za murem no to już w ogóle. A jeszcze tak długo, że to tygodnie czy lata. Mowy nie ma. Dlatego ten serial merytorycznie jest do dupy. Zrobiony przez turystę dla innych turystów i ludzi co nie mają o strefie pojęcia. No ale klimat i pieniądz robi. - stalker też na merytoryczną część “Detektywa Harpa” wydawał się zirytowany chociaż jako brany na lekko to nadal go widocznie bawił.

- No i do tego taka kopia wyglądałaby jak człowiek, może zachowywała sie jak człowiek ale brakowałoby jej głębi. Bo nawet strefa ma kłopoty z kopiowaniem wszystkiego, każdego detalu pamięci czy detalu ciała, może złapać wzór człowieka w danej chwili ale, że tak powiem taka kopia ma kłopot z udawaniem człowieka im dalej i później tym bardziej. Więc to można rozpoznać, zwłaszcza jak się kogoś zna. No i technicznie to byłby ulep a nie człowiek. Więc byłby z innych składników co też dałoby się wykryć. Dlatego ten serial to szmira i się kupy nie trzyma. - Kari widczonie nie żywiła żadnych ciepłych uczuć względem tego serialu o jakim mówili. Widziała w nim same wady i ją po prostu wkurzał albo przynajmniej irytował.

- No i to by łamało najważniejszą zasadę czyli, że strefa nie działa poza strefą. Przecież dlatego tak trudno jest wynieść jakieś próbki ze strefy do zbadania. Dlatego te największe cyrki nie wychodzą poza głęboką. Dlatego kocimiętka jest takim rarytasem bo chociaż słabnie to chociaż przez chwilę działa nawet za murem. No ale serial klimat i kasę robi. - zamaskowany mężczyzna mówiący zniekształconym przez maskę głosem znów dorzucił coś co było zwieńczeniem całego wątku. Stalkerka pokiwała głową i nastała chwila ciszy.

- No dobra. To my będziemy się zbierać. Dłużej nie możemy czekać. - stalkerka pokiwała głową i odkleiła się od ściany wesoło podrzucając swój kawałek tuby. Stalker też popatrzył na świece. Wypaliły się już gdzieś do połowy. Skinął głową, westchnął i wstał ze swojego krzesła. Kari popatrzyła na hibernatusów jakby zastanawiała się czy albo co powiedzieć na pożegnanie. O zamaskowanym stalkerze nawet to trudno było powiedzieć.

Wtedy właśnie na korytarzu dały się słyszeć kroki. Stalkerzy popatrzyli w ścianę dymu w miejsce gdzie powinno być przejście. Stalkerka nieco uniosła swoją tubę jakby była gotowa nią rzucić w to przejście. Stalker uniósł do górę dłoń i przyglądał się Fifi. Kroki na zewnątrz zatrzymały się. Pewnie przed rozwalonym wejściem. Wydawało się, że obie strony badają się nawzajem przez warstwę dymu. W końcu właściciele kroków zrobili ostatni krok i przez dym wyłoniła się dłoń ściskając kawałek, pogiętego drutu na łańcuszku a potem reszta Nicka. A za nim Abi. Oboje wyglądali na brudnych i wymęczonych. Do tego Norton ociekał wodą jakby wpadł w jakąś kałużę czy nawet pływał. Ale zaskoczenie i radość była wielka.

- Nick! No cześć Nick! - Pszczółka krzyknął jowialnie i rozcapierzył ramiona aby uściskać drugiego stalkera.

- Pszczółka? Kari? - Nick wydawał się na całkowicie zaskoczonego. Ale dał się uściskać większemu mężczyźnie i nawet się trochę uśmiechnął.

- Kari! Abi! - dziewczyny były bardziej wylewne i rzuciły się sobie w objęcia ściskając się z tej radości.

- Kiedy wyruszyliście? - Nick zapytał gdy już uwolnił się od uścisku drugiego stalkera.

- Kilka dni po was. Widzę, że niezłą wycieczkę sobie przygruchaliście. Obrobiliście szkolny autobus? - Pszczółka wskazał na grupkę hibernatusów rozsypaną po living roomie.

- A weź nic mi nie mów. - Norton westchnął i powiódł spojrzeniem po hibernatusach. - A gdzie Wielki? - zapytał gdy widocznie doliczył się braku jednej osoby.

- Weź, to zdejmij, chociaż na chwilę, chcę cię zobaczyć normalnie. - w tym czasie stalkerki były bardziej wylewne. Abi postukała palcem w półmaskę koleżanki i ta po chwili wahania rzeczywiście ją zdjęła. Ukazała się twarz młodej kobiety o ładnych ustach jaka mogłaby pewnie przykuć zainteresowanie sporej ilości mężczyzn. Ale szpeciła ją jednak blizna. Kończyła się właśnie przy kąciku ust i schodziła niżej, ku pograniczu brody i szczęki i znikała gdzieś pod spodem. Wyglądała jak dawny rozprysk kwasu czy jakby coś innego wypaliło w tym miejscu ciało prawie do kości. Ale tym chyba nikt ze stalkerów się nie przejmował.

- Można przez chwilę normalnie odetchnąć. - zaśmiała się Kari i jej kumpela pokiwała do tego głową ciesząc się tą chwilą i niespodziewanym spotkaniem.

- Nick, oni mówią, że poszliście po kocimiętkę. Prawda to? - Pszczółkę zainteresowało coś innego więc zapytał o to stalkera. Norton trochę się skrzywił ale potwierdził skinieniem głowy. Zamaskowany i ubrany na czarno stalker pokręcił z niedowierzaniem głową.

- I co? Macie? - Kari też tym aspektem wydawał się zaciekawiona. Nick pokiwał głową i podszedł do plecaka Abi zaczynając go rozpinać a potem w nim grzebać zostawiając na zapylonej podłodze mokre ślady.

- Matko jak ciężko było! Już myślałam, że nam się nie uda! Za czwartym razem dopiero się udało. A raz to tak nam zwiała, że nawet Nick miał kłopot ją namierzyć. Poszliśmy prawie na czuja. No ale udało się! - Abi na szybko zrelacjonowała przebieg polowania na kocimiętkę. A jej partner w międzyczasie wyjął słoikowaty, hermetyczny pojemnik a w nim było coś.

- O rany, prawdziwa kocimiętka… - Kari podeszła bliżej aby lepiej przyjrzeć się znalezisku. Hermetyczny pojemnik był trochę większy niż przeciętny kubek na kawę. Tylko przezroczysty, typowy do przechowywania w nim różnych próbek. A wewnątrz było coś. Coś co najpierw wydawało się jakimś wydzielającą bladą poświatę organem z kawałkami żył. Ale ruszało się! Poruszało się wewnątrz słoika i chwilę potem wyglądało jak duży pająk który próbuje wydostać się z pojemnika. A jeszcze chwilę potem trochę się inaczej zwinęło, znieruchomiało i wyglądało jak ładny kwiat o kilku płatkach. Wydzielający przyjemną, bladą poświatę. A jeszcze chwilę potem jak jakaś morska rozgwiazda albo raczej wężowidło jaka przylepiła się do wnętrza pojemnika. Tylko ta blada, nieco pulsująca poświata się nie zmieniała.

- Wiesz ile byście za to dostali za murem? - Pszczółka zapytał wpatrzony w słoik z widocznie rzadkim nawet jak na strefę zjawiskiem. No i czar prysł.

- Pszczółka… - Nick popatrzył na niego krzywo i przekazał słoik Abi. Drugi ze stalkerów zaś uniósł dłonie w obronnym geście na znak, że nie szuka zwady.

- Dobra, słuchajcie, mamy bombę! Normalnie wyskoczycie z butów! - Kari rozpromieniła się i spojrzała na swojego partnera nie mogąc się doczekać aż pochwali się ich znaleziskiem. Ten pokiwał głową a pozostała dwójka czekała na te wieści. - Znaleźliśmy Instytut! - brunetka wypaliła z grubej rury. Tak można było sądzić po reakcji Abi.

- O rany! Naprawdę?! Nick! Słyszałeś? Znaleźli Instytut! O rany! - Abi była wyraźnie pod wrażeniem tej wieści. Norton był jednak bardziej zachowawczy.

- Skąd wiecie, że to Instytut? - zapytał patrząc na drugą parę stalkerów. Usiadł na krześle niedawno zajmowanym przez Pszczółkę i sięgnął po coś do swojego plecaka.

- No bo zgadza się z opisami! Wielki budynek, kolumny przed wejście, stalowe ogrodzenie, jakieś resztki barykad, ostrzeżenia przed skażeniem no wszystko sie zgadza! - Kari trajkotała wyraźnie podniecona tym znaleziskiem.

- Wiesz, Kari, ten opis Instytutu pochodzi od jednego czy dwóch stalkerów co o nim gadali w ciągu ostatniego półwiecza. Do tego połowa z nich majaczyła w gorączce i odwaliła kitę w szpitalu kilka dni później. Trochę mało. - Norton wyjął ze swojego plecaka rację MRE i zaczął ją rozpakowywać.

- No nie przesadzaj Nick. Wiesz, że spora część info o strefie to właśnie takie ploty. Jak tak na to patrzeć to niewiele by zostało z naszej wiedzy o strefie. - Pszczółka wtrącił się w tą rozmowę mówiąc rozważnym tonem.

- To fakt. - Nick przyznał mu rację wyjmując niezbędnik i otwierając pierwszy pojemnik z rozpakowanej racji.

- No i Nick! Tam są światła! Czaisz?! Światła w strefie! - przez Kari nadal przemawiała radość odkrywcy niezwykłego miejsca. Niezwykłego nawet jak na głęboką strefę.

- No czaję. Anomalia elektryczna. I ci potrafi wtedy zaświecić nawet rozwalona żarówka. - Norton pokiwał głową wcale nie podzielając jej entuzjazmu. Kari popatrzyła na partnera szukając w nim wsparcia.

- Może i tak Nick. Dobra, może to nie jest Instytut. Ale i tak cholernie ciekawe miejsce. Fifi dostała jobla jak tam była. Tam coś jest Nick. Coś niezwykłego. Pasuje do Instytutu ale masz rację, niewiele o nim wiadomo więc trudno o weryfikację. - drugi ze stalkerów starał się być ugodowy i nie drażnić przemoczonego i głodnego kolegi. Mówił spokojnie i przekonywująco.

- Wiadomo, że mało kto wrócił z tego Instytutu. Prawie nikt. Jeśli to jest ten Instytut. - entuzjazm Abi nieco opadł i wydawała się mieć wątpliwości co do owego miejsca.

- Dlatego możemy być pierwsi którzy to rozgryzą. I to szybko. Niedługo będzie przetasowanie. Jeśli się nie pospieszymy to stracimy szansę aby zbadać to miejsce. A do cholery! Możemy być pierwsi którzy rozgryzą Instytut! Daj spokój Nick, to twoja osiemnasta wyprawa. Ile jeszcze razy ci się uda? Nie chciałbyś być kojarzony z tymi którzy rozkminią Instytut? - Kari wróciła werwa i starała się przekonać jedzącego stalkera do współpracy. Ten milczał, jadł, może się zastanawiał nad tym a może nad czym innym.

- Nick, po prostu chodź z nami i sam zobacz jak to wygląda. Rzucisz okiem i powiesz co sądzisz. Jak nie będziesz chciał z nami wejść to trudno. Pójdziemy sami. Ale chociaż rzuć na to okiem stary co? Gdyby nie chodziło o Instytyt to bym sobie darował zwiedzanie. Ale sam wiesz jakie krążą o tym legendy. Może wreszcie coś się wyjaśni? Stary już nie chodzi o ciebie czy o mnie. Ale o tych za murem. O tych co przyjdą po nas. No? To jak będzie brachu? Zostawisz nas z tym samych? - Pszczółka mówił patrząc na siedzącego kolegę. Ten kończył właśnie wcinać pierwszy pojemnik i dalej się nie odzywał ważąc słowa pozostałej dwójki. Za to odezwała się Abi.

- Chwila, chwila! Jak to Nick? Jak Nick idzie to ja też! Co ja sama zrobię jeśli nikt z was nie wróci? Przecież niedługo ma być przetasowanie jak ten Instytut jest na innym kaflu to się rozdzielimy na dobre. - stalkerka interweniowała nie chcąc zostać sama w głębokiej strefie bez wsparcia chociaż jednego bardziej doświadczonego stalkera.

- Ona ma rację. - Nick wyrzucił pusty pojemnik na podłogę i sięgnął do swojej manierki przy okazji wstając. - Nie możemy zostawić jej samej. Pójdę z Pszczółką się rozejrzeć. Kari zostaniesz tutaj. Jeśli nie wrócimy do przetasowania idźcie na lotnisko. - rzekł Nick zakręcając manierkę i wsadzając ją z powrotem na miejsce.

- A Instytut!? Ja chcę zobaczyć co tam jest! - Kari zawołała buntowniczo nie chcąc się zgodzić na taki plan.

- Ale Nick, myślisz, że zdążymy obrócić tam, rozejrzeć się, wrócić i jeszcze raz tam zawinąć przed przetasowaniem? - drugi ze stalkerów też miał wątpliwości co do planu Nicka ale nieco innego rodzaju.

- Nie wiem. Myślę, że mamy szansę. Warto spróbować. - Norton wzruszył ramionami przyjmując dość obojętny wyraz twarzy. Sięgnął po swój mokry plecak i założył go z powrotem na plecy. - A ty Kari. - zwrócił się do brunetki zakładając drugi pasek plecaka. - Jeśli na rozpoznaniu wetnie mnie i Pszczółkę to jaką wy macie szansę wejść i wyjść? - zapytał raczej retorycznie kończąc gotować się do drogi. - Abi, zajmij się kocimiętką. I jeśli nie wrócimy do przetasowania wracajcie na lotnisko. - Nick powtórzył jeszcze raz swoje wytyczne i dziewczyna pokiwała głową.

- Dobra, pewnie dlatego, że jesteśmy babami. To idźcie już, nie będę się żegnać bo to przynosi pecha. - Kari udawała obrażoną machając ręką jakby spławiała obydwu stalkerów. Nick i Abi to chyba nawet ubawiło bo się uśmiechnęli o Pszczółce z powodu pełnej maski trudno było coś powiedzieć.




Joe



Ciemność. Pustka. Nicość. Próżnia. Błysk! Światło! I znów ciemność… Unosił się. Chyba. Pływał? Leżał? Oddychał? Nie był pewny. Trwał w jakimś dziwnym zawieszeniu. Nie wiadomo gdzie i kiedy. Nawet nie wiedział czy śni czy to jawa. A może śmierć? Umarł? Ma oczy zamknięte? Otwarte? Nawet świadomość własnego ciała sprawiała mu kłopot. Nie był pewny czy lewituje, pływa, leży czy stoi. Wszystko się mieszało, kotłowało… Dookoła? Czy to w nim samym? W jego mózgu? Czuł coraz mniej. Zatracał się. Coraz mniej pamiętał. Tracił siły, razem z pamięcią. Rozpływał się. Jak… Jak miał na imię? Przecież jakoś go wołali prawda?

Ale nie. Joe. Miał na imię Joe. Joe Xero. Tak go wołali. Tak sam się wołał. Tak. To już pamiętał, tak. Ale zniknęli. Wszyscy. Ci okaleczeni ludzie, sztanga, sale, korytarze. Nic nie było. A on sam? Tak. Był. Tu. Tutaj. Gdzieś. Nie był pewny gdzie. Nie stał. Nie siedział. Nie leżał. Nie biegł, nie skakał, nie szedł, nie wykonywał żadnego standardowego ruchu czy pozycji w jakiej zwykle przyjmowali ludzie. Tylko… No właśnie… Jakby pływał? Unosił się? W czym? W jakiejś wodzie? Powietrzu? Przestrzeni?

To gdzie był? Był gdzieś w tych korytarzach z tamtymi dziwnymi ludźmi a teraz tutaj czy cały czas był tutaj a tamto było jakimś zwidem? Trudno było orzec. Obie wersje wydawały się równie prawdopodobne. Unosił się gdzieś jak na dnie jakiegoś oceanu czy kosmicznej głębi. Nawet nie było wiadomo gdzie jest góra a gdzie dół. Wszystko się mieszało. Niczego nie był pewny. Jakieś kształty kłębiły się na krawędzi postrzegania ale nie mógł skoncentrować na nich wzroku. Nie był pewny czy są daleko czy blisko i co właściwie widzi. I czy właściwie widzi? Wszystko mętniało, ciążyło, słabł, nadchodziła senność i zmęczenie, śmiertelne zmęczenie, ciemność…

Joe

Nie zwrócił na to uwagi. Było ciemno. Ktoś coś wołał. Jakiegoś Joe. A. A nie… Zaraz… No tak… Przecież to on był Joe. Ale może wołają kogoś innego?

- Joe, obudź się. Wstawaj. - poczuł coś. Coś na swoim barku. Dłoń? Ktoś go dotykał? Nawet przyjemne. To jednak było do niego?

- Joe! Wstawaj! - nacisk dłoni się zwiększył. Tak, jednak to o niego jej chodziło. Jej? No tak, przecież głos należał do kobiety. Coś go gniotło i pętało jakby na złość nie chcąc mu powstać. Otworzył oczy. No tak. Pościel. Znów się zaplątał. Cisnęła go jakby go ktoś liną związał. Ale przy łóżku stała pielęgniarka. Od razu dostrzegł jej przyjemne, kobiece kształty w białym, pielęgniarskim fartuchu. Co więcej miała rozpięte górne guziki więc gdy się nachylała aby go obudzić pojawiła się bardzo ciekawa perspektywa na wnętrze jej dekoltu.

- Co robisz Joe? No wiesz, w takiej chwili? Po młodzieńcu takim jak ty tego się nie spodziewałam. - głos pielęgniarki pałał delikatną nutą nagany gdy widocznie zorientowała się gdzie puszcza żurawia. Podniósł wzrok wyżej i nagle zdał sobie sprawę, że ją zna. Pamiętał ją! Jasne włosy, prawie białe, mleczna cera, pełne, jasnoróżowe usta…

Keira!

To Keira była pielęgniarką? A on był w szpitalu? Rozejrzał się. No tak. Szpitalne łóżko, pościel, piżama, sala… no szpital. I zaraz, zaraz… jak to “młodzieńcem”?

- Joe! Wstawaj! Musimy już iść! - pielęgniarka - Keira ponagliła go. Pomogła mu podnieść się do pionu więc usiadł. Cofnęła się aby sięgnąć po kule jakich używał. Spojrzał na swoje ręce. Ręce młodzieńca. Coś mu się mieszało, źle coś postrzegał? Czy znów był młodzieńcem? Tym cherlawym i chorowitym. Może mu się tylko zdawało, że miał inne, mocniejsze ciało? Ale przecież była Keira. A Keira poznał przecież…

- Joe! Na co czekasz? Wstawaj, pośpiesz się! Nie możemy tu zostać! - głos Keiry stał się ponaglający i natarczywy. Zaczęła oplątywać kołdrę aby pomóc mu wstać. I dobrze! Ale się splątała! Jak kołdra może tak się zaplątać? I jak mocno! Rany jak cisnęła! Wydawało się, że jakieś całe kłęby są tej kołdry i rozplątywanie, nawet we dwoje, nigdy się nie skończy. A trzeba było się śpieszyć, czas uciekał. Nie był pewny czy to udzielił mu się pośpiech i zdenerwowanie bladolicej czy coś innego ale czuł, że coś jest nie tak, że ona ma rację, trzeba się śpieszyć.

- Nareszcie! Zostaw, te kapcie, nie ma czasu! Musimy uciekać! - pielęgniarka już wyraźnie była zdenerwowana. Gdy chciał wsunąć stopy w kapcie machnęła na to reką podając mu kule i pomagając wstać do pionu. Potem gdy kuśtykał przez salę do wyjścia. Otworzyła drzwi gdy wyszli na korytarz i popatrzyła na boki nim dała mu znać by wyszedł na zewnątrz.

- Joe, nie masz zbyt wiele czasu. Musisz się pośpieszyć. Musisz się wydostać, jak najprędzej. - tłumaczyła mu szybko gdy prawie truchtali korytarzem. Zmuszała go do desperackiego kuśtykania na kulach tłumacząc szybko i często oglądając się za siebie. Jemu było trudniej ale gdy się oglądał za siebie widział tylko pusty korytarz. A gdzie inni? Pacjenci, lekarze, pielęgniarki. I okna. Za oknami była jakaś czarna mgła. Dym? Coś się paliło?

- Pośpiesz się, no szybciej! - dziewczyna jęczała wciskając raz za razem przycisk wzywający windę. A młodzieniec na kulach czuł jak pot perlił mu się na czole i oddech ma wyraźnie przyspieszony. Widział też, że Keira wyraźnie się boi. Tylko nie wiedział dlaczego. Ale coś było nie tak. Taki duży szpital a taki pusty.

- No szybciej! - dziewczyna już prawie krzyczała nerwowo uderzając przycisk windy. Ale już była blisko, już ją słyszeli. Zatrzymała się i słychać było jak otwierają się jej wewnętrzne drzwi. - Joe, jedź na dół, ja muszę jeszcze zabrać resztę pacjentów. Spotkamy się na dole. Jedź na dół Joe, wydostań się stąd jak najprędzej, nie ma czasu! - zdenerwowanie pielęgniarki nieco zmalało gdy drzwi windy stanęły otworem. Popchnęła lekko swojego pacjenta do środka i wcisnęła przycisk zamykający drzwi. Może nie tak całkiem lekko bo wylądował na przeciwległej ścianie. Pewnie przez to zdenerwowanie. Gdy się odwrócił drzwi się już zamykały. Ujrzał znikającą za nimi bladolicą twarz. - Jedź na dół! Spotkamy się na dole! - krzyknęła do niego nim drzwi zamknęły się na dobre.

Winda ruszyła na dół. Joe poczuł jak zjeżdża ale ledwo ruszyła a coś usłyszał. Nawet nie zdążył się zastanowić co i skąd gdy o dach windy coś gruchnęło z pełną mocą. Klatką windy zatrzęsło, metal zazgrzytał gdy coś zaczęło szorować metalem o metal. Joe’m siła uderzenia rzuciła o podłogę. Światło w windzie zamigotało. A na tej windzie coś było! Coś ciężkiego i potężnego! I to coś zaczęło rozpruwać dach windy! Słyszał jak metal ulega potężnej sile. Jak sufit windy zaczyna się odkształcać. Jak jakaś bestia tam warczy zwierzęcym warkotem prując metal jak ostry nóż dyktę. Światło zamigotało i zgasło ostatecznie. Winda zazgrzytała i zatrzymała się.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline