Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2019, 23:23   #393
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Namiot był paskudny. Ascetyczny i pedantyczny kontrastował z pięknym biurkiem, ale przede wszystkim z pełnym bólu i sadyzmu „trofeum” ze skór złapanych humanoidów. Jace’owi aż zakręciło się w głowie, gdy wszedł do środka i musiał chwycić się stojaka na broń, by nie upaść. Aura tego miejsca przyprawiała go o wymioty. Skupił się na tym, by nie zwymiotować i nie patrzeć na rozciągniętą w grymasie bólu twarz Yastry. Bardzo mocno skupił się by wytłumić to pomieszczenie i móc funkcjonować, ale czuł jak cały namiot go przytłacza. Brakuje mu powietrza do oddychania, oczy zachodzą mgłą, a na barki ktoś zarzucił niemożliwy do udźwignięcia ciężar. Podpierając się mieczem psionik doszedł do biurka i opadł ciężko na krzesło. Pedantycznie ułożone pliki dokumentów były tym, po co przyszedł. Wziął głęboki oddech stawiając kolejną barierę w głowie i zabrał się za przeglądanie dokumentów. Zajęło mu to sporo czasu, mimo iż przeglądał je dość pobieżnie, wydawać się mogło, że nie usłyszał wchodzącego do namiotu Kharricka.

Odwrócony tyłem do wejścia porządkował dokumenty. Cześć plików była pedantycznie ułożona w równe kupki, pozostałe leżały luźno podzielone na trzy grupy.
Kharrick czuł się gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. To miejsce w jakiś dziwny sposób nie dawało mu spokoju.
- Jace? Przyniosłem klucze… cholera - wzdrygnął się patrząc na wszystko dookoła. Zwrócił uwagę na broń zawieszoną na stojaku. Był wśród nich miecz Yastry.
Chłopak powoli odłożył dokumenty. Starał się nie patrzeć na namiot kierując wzrok na Emi. Był upiornie blady, w blasku świec twarz wyglądała upiornie, zmęczona, przytłoczona ciężarem tego miejsca. Wydawało się, że mężczyzna czuł ból każdego ciała którego skóra „zdobiła” to potworne miejsce. Błękitne oczy były przygaszone, prawie szare, nawet blask smutnie pyrkajacej pochodni nie zdołał ich rozświetlić.
Bez słowa Jace wskazał na skrzynki stojące pod przeciwległą połą namiotu.
Złodziej rozszerzył oczy widząc stan w jakim był psionik. Czym prędzej rzucił się do otwierania skrzyń, skądinąd wiedząc, że ten nie da się wyciągnąć przed skończeniem.
- Byli naprawdę blisko złapania naszego tropu - powiedział Jace do majstrujacego przy skrzyniach Kharricka.
- Tak? Wiedzieli, że mogliśmy pójść do jaskiń? - zapytał, a potem nastąpił szczęk zamka. Pierwsza skrzynia.
- Patrząc na raporty zwiadowców, to mieliśmy szczęście, że Sulim ukrywał nasze ślady, ale zaplanowane trasy przecinały nasz szlak w kilku miejscach. - odpowiedział składając dokumenty. - Oprócz tego jest kilka wiadomości do… - Jace przewrócił kilka kartek - ...porucznika Scabvistina, dowódcy fortecy w Phaendar. Wygląda na to, że zabiliśmy mu syna. - odpowiedział beznamiętnie. To było dziwne, słyszeć o zabójstwie w ten sposób z ust psionika.
- Oprócz tego są jeszcze raporty o obecności łowców z Chernasardo i jakaś stara notka od tajemniczego GU do Scarviniusa, z prośbą o przetestowanie jakiegoś nowego dzieła w warunkach polowych. Cokolwiek to jest i kimkolwiek on jest. - wzruszył ramionami chowając dokumenty.
Kharrick zamarł. Zamknął oczy próbując uspokoić drżenie rąk. Bezskutecznie.
- Kurrrwa mać! - zaklął siarczyście. Nie czuł się gotowy. Nie był gotowy. Za wcześnie, za szybko. Gonitwa myśli nie pozwalała mu się skoncentrować. Dziwne uczucie jakie go dopadło w tym namiocie nie pomagało. Szarpnął za skrzynię aby ją wytoczyć na zewnątrz. Nie miał siły.
W końcu się poddał.
- Wiem kto to GU.
Jace przyglądał się łotrzykowi z zainteresowaniem. - Widzę, że nie jest to znajomość z opowiadań i miłosnych westchnień. -
- Nie. Pracowałem dla niego. Szczurołaczka jest jego "dziełem". Widziałem podpis… Kurwa. - Kharrick chciał się zmienić, ale bał się, że bandaże jakie nałożyła na niego wiedźma się poluzują. Miał dość bólu na dziś.
- Trzeba… będzie uważać.
Psionik przyglądał się swojemu rozmówcy uważnie wzruszając w końcu ramionami.
- Wrócimy do tematu później, jak ochłoniesz po walce. - powiedział spokojnie. Był skupiony, walcząc cały czas z wszechogarniającą aurą bólu i cierpienia, która niczym głaz przygniatała jego duszę. - Znalazłeś coś ciekawego w skrzynkach? - zmienił temat. Kharrick przemógł się aby skoncentrować się na tym co miał zrobić. Nie do końca docierało do niego zachowanie Jace’a. Za bardzo był zajęty własną mieszanką uczuć i natłoku informacji. Zaczął otwierać kolejne skrzynie.
- Duża ilość kasy, klejnotów… kilka butelek z miksturami… narzędzia… cholera. Worek z… czyimiś rzeczami. Może należą do któregoś z jeńców. O Desno! - westchnął otwierając trzecią skrzynię. - Masa pierdół. Wyglądają na osobiste rzeczy. Raczej nie jego sądząc po niektórych. Chyba ludzkie. Może to tych z Gristledawn? Znałeś tam kogoś?
- Jedną dziewczynę, przelotnie. I jej ojca też poznałem. -

Złodziej wypuścił powietrze ustami zastanawiając się czy przeglądać dalej. Ostatecznie zagłębił się w drobnostkach i zaczął je wyciągać po kolei szukając co kosztowniejszych przedmiotów. W oczy mu się rzucił ciężki pierścień z błękitnym topazem. Złoty. Przy bliższym spojrzeniu, oszlifowany kamień miał wygrawerowaną wypukłą literę ‘B’.
- Ło, to wygląda na drogi pierścień - mruknął zafascynowany tym jak się mienił w świetle. - Zobacz, nawet do ciebie pasuje. Jest niebieski i ma literę “B”.
Jace momentalnie spoważniał. Krew odpłynęła mu z twarzy o ile to w ogóle było możliwe. Przełknął ślinę czując nagłą i niepohamowaną suchość w gardle. Chciał wstać, ale zatoczył się wpadając na Kharricka. Nieprzytomnym wzrokiem ślizgał się po twarzy zmiennoksztaltnej, po znalezionych fantach unikając trzymanego pierścienia. Drżącymi dłońmi, po omacku wyszukał pierścień.
- Jace? Hej, weź… nie możemy oboje tak mocno reagować... - Złodziej jęknął łapiąc młodzieńca aby nie upadł. Bez oporów oddał mu błyskotkę.
- Jace, co jest?
Chłopak obracał pierścień w palcach niczym ślepiec próbujący „zobaczyć” przedmiot. Kciuk przebiegał po idealnie wyszlifowanych krawędziach inicjałów rodowych Belerenów. Znał niemal każdą rysę, gdy był mały ojciec często pozwalał mu go obejrzeć. Przełknął ślinę, ale nie pomogło.
- To pierścień Maxa - powiedział przez zaciśnięte gardło. - Mojego taty… - oczy mu się zeszkliły gdy spojrzał w końcu na sygnet rodzinny.
Emi, nie Kharrick, zareagowała instynktownie. Cały rozsądek poszedł się pieprzyć. W jednym momencie zamiast mężczyzny była smukła szaroskóra dziewczyna, która przytuliła Jace’a mocno do siebie. Chłopak wtulił się mocno. Łzy popłynęły mu ciurkiem po policzkach. Przestał je powstrzymywać, próbował złapać powietrze, ale nie umiał. Znów czuł się jak małe, bezradne dziecko. Zawył nie mogąc powstrzymać targających nim uczuć. Pierścień wrzynał się w zaciśniętą wokół pięść, jednak nie zważał na to. Musiał wyczuć aurę, jednak w tym stanie emocjonalnym nie był stanie rzucić nawet najprostszego zaklęcia.
Stali tak dłuższa chwilę, jednak Jace nie był w stanie opanować się na tyle by móc wyjść z namiotu. Zacisnął zęby opanowując kolejny atak płaczu. Był wyczerpany. Spojrzał na Emi przekrwionym, szarym spojrzeniem bez wyrazu. Pełne usta były sine i popękane, cera trupio-blada z wielkimi sińcami.
- P-p-pomóż mi stąd wyjść… proszę - wychrypiał cicho. - Nikomu ani słowa. Zw… zwłaszcza rodzinie. - zdołał jeszcze wyszeptać resztkami głosu.
Stan Jace’a przeraził dziewczynę. Kiwnęła niemrawo głową. Chwilę później z cichym sykiem bólu Kharrick wyprowadził młodzieńca na zewnątrz. Zimne powietrze nieco ostudziło emocje. Wiatr zdmuchnął resztki łez z policzków, jednak przyniósł ze sobą zapach śmierci i wszechogarniające uczucie wrogości, strachu i nienawiści. Opierając się na Kharricku przeszli pod rozłożyste drzewo, gdzie psionik usiadł ciężko na ziemi opierając się o pień. Rozpięty płaszcz leżał obok na ziemi. W dłoni nadal ściskał sygnet i nadal bał się na niego spojrzeć. Musiał się uspokoić i sprawdzić co się wydarzyło z ojcem, wiedział jednak że w tej chwili nie da rady tego zrobić.

[media]https://magic.wizards.com/sites/mtg/files/images/hero/UPFdve0NFg_icon.jpg[/media]

Skulił się w sobie żałując, że nie może stać się niewidzialny. Nie miał ochoty na rozmowę z innymi, a zwłaszcza ze swoim rodzeństwem. Nie, dopóki nie rozwiąże zagadki sygnetu i nie dowie się jaki los spotkał jego rodzinę.
Złodziej chwilę patrzył jak chłopak się kurczy i zamyka w sobie. Był cholernie zmartwiony i chciał mu jakoś pomóc. Kucnął przed nim zrównując się. Niepewnie jakby po raz pierwszy miał go dotknąć położył mu dłoń na ramieniu.
- Będzie dobrze. DASZ RADĘ - powiedział, a w tych słowach spłynęła wspierająca moc. Jace był zbyt słaby by zarejestrować w swojej świadomości co się stało, choć umysł zareagował i zapisał zdarzenie w pamięci. Beleren zawsze był wyczulony na moc i często nieświadomie rejestrował zdarzenia, które później na spokojnie mógł analizować. Złodziej nieświadomy niczego uśmiechnął się słabo. Nie chcąc dalej strzępić języka usiadł obok.
Siedzieli tak przy pniu drzewa spokojni, milczący pośród panującego zamieszania. Phaendarczycy zaprzątnięci byli sprzątaniem pola walki, wynoszeniem ofiar, ale także leczeniem i opatrywaniem wojowników i uwolnionych jeńców, a także wzajemnym gratulacjom. Jace spojrzał w górę na przebijające się przez gałęzie gwiazdy zastanawiając co się stało z jego rodziną?

Patrzył jak wiatr spokojnie kołysze masywne ramiona drzewa, które jeszcze niedawno niosło śmierć i zniszczenie Żelaznym Kłom nie mogąc wyjść z podziwu jak natura potrafi być piękna i niebezpieczna zarazem.
- Dziękuje. - odezwał się po jakimś czasie.
- Trzeba spalić te skóry - dodał jak już się troszkę ogarnął.
 
psionik jest offline