Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2019, 21:22   #394
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Choć dwójka siedząca pod drzewem milczała, w obozie nie było cicho. Dało się słyszeć jęki leczonych przez wiedźmę osób, szczęk i krzątanie się szabrowników, oraz szum wiatru. W pewnym momencie Kharrick patrzący się tępo w namiot oprzytomniał. Sięgnął za pazuchę i wyciągnął z niej pióro. Podsunął je pod nos psionika.
- Udało mi się bez zużywania.
Chłopak spojrzał na trzymany w rękach przedmiot. Po dłuższej chwili wziął swojego osobistego ochroniarza i schował za pazuchę. Spojrzał na obandażowanego Kharricka sceptycznie:
- Udało się to dość trafne stwierdzenie z tego co widzę.
Złodziej uniósł na moment brwi tylko po to aby machnąć ręką.
- Żyję. Było gorąco, ale sobie poradziłem. Jakoś.
Jace prychnął wracając do wpatrywania się w gałęzie i widoczne przez nie gwiazdy.
- Kot by cię drapnął i byś się wykrwawił. - skomentował wreszcie. - To nazywasz radzeniem sobie? - nieświadomie obracał w palcach pierścień rodowy.
Kharrick westchnął i wzruszył ramionami. Nie był jednak poirytowany.
- Bierzesz co możesz i modlisz się aby wyszło. Jak jesteś sam to każda sytuacja z której wyjdziesz na nogach, to dobra sytuacja - urwał aby rozejrzeć się po obozie - Teraz zaś mam za plecami ludzi, którzy są w stanie mnie podnieść na nogi. Jeśli trafiłby mi się kocur, to znaczy, że Desna postanowiła zupełnie odwrócić ode mnie swoje spojrzenie.
“Rozmowa” przerywana była długimi momentami ciszy. W zasadzie można by pokusić się o stwierdzenie, że cisza była czasami przerywana słowami.
W jeden z takich momentów ciszy wkomponował się człapiący powoli w ich stronę Mikel, który wyglądał, jakby właśnie Jace’a szukał.
-Można się dosiąść? - wojownik wskazał na wolne miejsce obok niebieskookiego.
Jace zręcznie schował pierścień gdy tylko zauważył zbliżającego się wojownika. Skinął lekko głową wskazując miejsce obok siebie. Wojownik usiadł obok i milczał przez chwilę.
-Ja wiem, że może to nie najlepszy czas, ale mam pytanie. - znowu spuścił wzrok i z zainteresowaniem przyglądał się swoim złożonym dłonią. - Dałoby się coś zrobić na to, żeby mi… no wiesz… nikt nie namieszał znowu w głowie?
Psionik milczał przez chwilę. Wydawało się, że mógł nawet nie usłyszeć pytania.
- Zawsze można usunąć głowę. - powiedział w końcu. Kolory powoli wracały mu na twarz. Uśmiechnął się. - Pewnie to nie przejdzie, jesteś do niej przywiązany, więc co oprócz tego? Nic na szybko mi nie przychodzi do głowy. - odpowiedział już poważnie.
-Ehhh… Tego się obawiałem…
- Jeśli byłby łatwy sposób ochrony byłbym już zupełnie bezużyteczny. -
Wojownik wyraźnie przybity pogrążył się w zadumie, a jego wzrok powoli omiatał pobojowisko. Zatrzymał się na chwilę na namiocie dowódcy. -Kurwa... Jak tak w ogóle można?!- wyrwało mu się. Mimo widocznego na twarzy obrzydzenia, nie umiał odwrócić głowy.
- Może lepiej nie wchodź do środka. Jest gorzej. - Kharrick skrzywił się podnosząc spojrzenie. - Ale tak, wypada wyjąć to co tam jest…
Z ociąganiem i niechęcią podniósł się mierząc namiot jak jakiegoś przeciwnika. Nie był w stanie się jednak jeszcze ruszyć.
-Chyba posłucham Twojej rady. Niekoniecznie chcę widzieć, co jest w środku.- pogrążył się znów w milczeniu.
Przez moment żaden się nie odzywał. W końcu Kharrick sapnął i przetarł twarz dłońmi.
- Dobra.
Zniknął za płachtą namiotu i po chwili zaczął z niego wyrzucać broń. Ze szczękiem metalu upadały na ziemię zachowując tajemnicę okropności jakie były w środku. Potem wyleciał jakiś worek.
- Może to do kogoś należy - dobiegło z wnętrza. Poleciały jakieś inne sakiewki brzęczące metalem. Po tym nastała chwila ciszy. Kharrick w końcu wyszedł z namiotu. Siłował się z sporych rozmiarów skrzynką, którą z wysiłkiem ciągnął po ziemi. Na niej położył jakiś miecz. Wyglądał inaczej niż pozostałe. Jego klinga nie była okrągła, ale jelec już tak. Ostrze było czarnego koloru. Mężczyzna klapnął na ziemi dysząc.
- Zajrzyj… może… coś… poznasz.
- Kharricku, - Jace spojrzał na łotrzyka z wyrazem ulgi. Cieszył się, że nie musi tam więcej wchodzić. - wiesz co tam jest. To trzeba spalić. - mówił powoli, urywał zdania. Nie był ranny, przynajmniej fizycznie. Wszystkie oparzenia i rany od mrocznej energii uleczyły się same, jednak psychicznie psionik był wrakiem. Oddychał powoli - Sulim… niech odprawi rytuał nad zbeszczeczeniem i uwolni dusze od tego ciężaru… to co zostanie, spalić… razem z ciałami. - chyba wracał do siebie, bo zaczął ponownie analizować sytuacje.
- Musimy tu odpocząć do rana, potem spakować cały dobytek i wyruszyć do jaskiń…

-... zostawić po sobie tylko łeb Scarviniousa nabity na pal… ku przestrodze. -

Kharrick spojrzał na Jace’a. Dłuższą chwilę analizował co ten zaproponował.
- Jeśli faktycznie zabiliśmy syna kogoś z fortecy, to nie wiem czy zostawianie jego resztek tylko nie rozwścieczy tamtych bardziej. Już kilkukrotnie zastanawiałem się nad czymś podobnym. Skoro już idziemy drogą aby nie zostawiać po sobie śladu… tutaj też powinniśmy zostawić ich jak najmniej. Niech ten obóz zniknie jakby go nigdy nie było. Żadnych śladów walki, żadnych namiotów, pułapek i trupów. Niech będzie że to ten sam las ich tutaj nie chce.
Psionik kiwnął głową.
-Brzmi rozsądnie. - Mikel skinął głową do Kharricka. - Pewnie mam w plecaku trochę oliwy, a jak nie to oni pewnie jakąś mieli. Pójdę poszukać. - Niespiesznym krokiem oddalił się od pozostałych.
- Zostaw oliwę. Sulim musi zasiać tu trawę i krzewy. -
Wojownik zatrzymał się, po czym bez słowa pokiwał głową i odszedł w stronę Rufusa.
Kiedy Mikel oddalił się Złodziej jeszcze raz spojrzał na Jace’a.
- Mogę wiedzieć czemu nie chcesz nikomu powiedzieć? - zapytał upewniając się, że nie ma w okolicy pozostałych Belerenów. Sam sięgnął po miecz Yastry. Już czuł ciężar związany z rozmową z Rhyną.
- Nic jeszcze nie wiadomo. - odpowiedział po chwili chłopak wyjmując sygnet. Przez chwilę przyglądał się mu, potem jego wzrok padł na czarną katanę. - Tobie będzie łatwiej, masz pewność… nie dasz żadnych złudzeń, ale pozwolisz pogodzić się i przeżyć żałobę. Co ja dam? Więcej niepewności, więcej gorączkowych myśli, domysłów i pochopnych działań. -
Owa dwójka przerwała swoje rozważania widząc jak w ich stronę kieruje się wiedźma. Kiedy w końcu stanęła przed nimi z nie łaskawym spojrzeniem. - Mam nadzieje że nie przeszkadzam w odpoczynku.- Odezwała się z nutą ironii w głosie.
Kharrick otworzył usta. Potem je zamknął aby następnie znów je otworzyć.
- To, że nie obrabiam zwłok nie znaczy, że nic nie robię - zaprotestował.
- Rozmyślać nad egzystencją możecie jednocześnie robiąc coś pożytecznego.- Laura odpowiedziała jakby uważała ze cokolwiek robili było błahe i nie istotne. Wskazała palcem na rzeczy wyrzucone z namiotu a potem na nowych ludzi. - Część z tych rzeczy możliwe, że ma nadal właścicieli. Zamiast siedzieć jeden się przejdzie i na nowo połączyć je z odpowiednią osobą. Dodatkowo powrót zajmie nam z nimi dłużej więc każdemu przydałby się koc może bukłak z wodą. Rufus już rozdziela między nich jedzenie. Wy moglibyście zabrać się za koce i ich prywatne rzeczy.
Jace spojrzał na wiedźmę i bez słowa wrócił do obserwowania gwiazd.
- Lauro… jest masa innych osób, które możesz o to prosić. Możesz nas póki co zostawić? - sapnął złodziej z niezadowoleniem.
Laura spojrzała na nich jeszcze bardziej surowo. - Wszyscy walczyliśmy i wszyscy jesteśmy zmęczeni- Wycedziła starając się nie syczeć z rozczarowania. Po tym nie powiedziała już nic, złapała tyle rzeczy ile zmieściło jej się w dłoniach i gniewnie odmaszerowała w stronę opatrywanych jeńców.

Złodziej nie był w nastroju na słowne przepychanki. Utrzymywał fasadę, że się jakoś trzyma, że daje radę, ale Laura go zdrażniła. Zły zamknął oczy aby się uspokoić, ale jedyne co zobaczył to wnętrze namiotu. Zaraz potem widział pociętego czaromiota, widział znak na karku szczurołaka. Słyszał jak drze się obdzierany ze skóry hobgoblin i torturowany elf. Chrupot kości i ścięgien karmiących się nim wilkorów odbiły mu się wewnątrz głowy. Oczy Noelana spojrzały na niego spod zamkniętych powiek. Oskarżał go, że za późno przyszedł. Złodziej zerwał się nie mogąc wytrzymać tego wszystkiego. To było za dużo, za dużo!
- Czemu śmierć się mnie tak trzyma? - wybełkotał łapiąc się za głowę. Musiał wnieść się z tego wąwozu. Z trudem łapiąc oddech uciekł przez stworzoną na potrzeby ataku ścieżkę.
Najgorsze było to, że umiał sobie wyobrazić, co czuli jeńcy. Co czuli torturowani. Znał ból i bardzo nie chciał do tego wracać.

Jace odczekał aż wiedźma oddali się i wypuścił powietrze ze świstem. Nie rozumiał jej i chyba na tym polegało to wszystko. Bez czytania w myślach faceci po prostu nie zrozumieją kobiet. Psionik zastanawiał się jeszcze czy czytanie myśli faktycznie by pomogło w tym wypadku? A może Laura była na tyle toksyczna, że dla własnego zdrowia psychicznego należało trzymać się od niej z daleka? Odprowadził wzrokiem Kharricka. Co teraz? Wygrali, ale zdawało się, że koszt zwycięstwa był destrukcyjny. Różnice w charakterach ponownie wzięły górę, a przecież ledwo co zaczęli. Jak zareaguje na rozstanie, które coraz częściej przychodziło przez myśli chłopaka? Jak zareaguje Mikel? Czy wykorzysta do tego Klarę?
Jace patrzył na zachowanie Laury z coraz większym niesmakiem. Co w niej widział? Nie poznawał tej dziewczyny. A może ona taka była, a on po prostu nie chciał jej takiej zobaczyć?

Usiadł krzyżując nogi i spróbował oczyścić umysł zgodnie z naukami Irori, ale nie odczuł ulgi. Nadal czuł niepokój, strach... odrazę do hobgoblinów i tego co tu zobaczył. Był jednak spokojniejszy, choć nadal blady. Wyciągnął pierścień i spróbował się na nim skupić. Z początku nie czuł nic, jednak nie zrażał się i po chwili dostrzegł cieniutką aurę. Nie był w stanie się skoncentrować, myśli błądziły po różnych zakamarkach jego głowy.
- Nic z tego dziś nie będzie - mruknął do siebie chowając sygnet. Zabrał swój płaszcz i wstał spod drzewa ruszając w kierunku Sulima. Znalazł druida opatrującego rannych. Zamienił z nim na osobności parę słów na temat okropnego trofeum w namiocie i poprosił o odprawienie rytuału uwalniającego dusze, a później o spalenie bluźnierczej płachty. Przekazał informacje o noclegu, wartach, pozbyciu się ciał i zabraniu całości sprzętu hobgoblinów, następnie stanął pośrodku obozu zastanawiając się co dalej?
Unikał na wszelki wypadek wiedźmy, nie miał ochoty na kolejne kłótnie. Nie mógł też zostać przy namiocie dowódcy. Zepsucie jakie emanowało od tego miejsca było tak namacalne, że psionik zastanawiał się jakim cudem Kharrick sobie poradził? Nie czuł tego? Uodpornił się?
Jasnym było, że Emi dużo widziała i wiele musiała robić by żyć. Jeśli pracowała dla tajemniczego GU, to musiała robić również makabryczne rzeczy. Chyba nie czuła się z tym najlepiej sądząc po tym jak opuściła obóz.
Rozważania Jace'a doprowadziły go nieświadomie na skraj obozowiska, koło wilczych zagród, gdzie zniknął łotrzyk. Chłopak wpatrywał się w ciemne krzaki zastanawiając gdzie wywiało doplerkę? Iść za nią? Dziewczyna poruszała się bezszelestnie, nie znajdzie jej na słuch, nie zobaczy jej w ciemnościach. Czy wróci? Czy poradzi sobie z własnymi demonami? On wiedział, że jutro czekać go będzie przeprawa z własnymi. Identyfikacja aury sygnetu i rozmowa z rodzeństwem. Być może najtrudniejsza w całym życiu. Stał tak jeszcze chwilę wpatrując się w mrok, po czym ruszył w kierunku wieży obserwacyjnej starannie unikając rodzeństwa.

 

Ostatnio edytowane przez psionik : 02-07-2019 o 12:44.
psionik jest offline