Balkazar nadal stał oszołomiony. Spuścił wzrok i patrzył na swoje dłonie. Nie wiedział za bardzo co właściwie przed chwilą zaszło. Wiedział, że to co przed chwilą miał przed sobą, to był awatar Lamashtu. Wiedział, że to coś było niematerialne i wiedział, że nie ma z tym najmniejszych szans. Człowiek na jego miejscu pewnie oceniłby trzeźwo sytuację i wycofał się, ale on zrobił to co zrobiłby każdy ork na jego miejscu - zaatakował i atak ten o dziwo odniósł skutek.
Dopiero po chwili ork był w stanie skupić uwagę na otoczeniu. Zdumiał się, że lew który niedawno do nich dołączył, a którego traktował jako kolejnego zwierzaka druida, okazał się Jarnarem. Jarnarem, który właśnie stracił rękę, a właściwie łapę. Najistotniejsze jednak było to, że Arnsun jest cała. Balkazar ruszył w jej kierunku i stanął nad nią gdy ta zajmowała się rannym ukochanym.
- Część z nas może tu zostać i ufortyfikować to miejsce. Z koroną pokonanego króla może uda się utrzymać w ryzach zielonoskórych - powiedział ork na słowa kapłanki. - Reszta może wrócić do miasta po zapasy i pomoc.