Gdy potem Tommy wspominał tą chwilę, sam do końca nie był pewny jak do tego doszło. Początkowo stał za plecami profesorka spokojny i opanowany, ale gdy usłyszał jak naukowiec się wydziera coś w nim pękło. Jak on śmiał tak się zachowywać? Jak śmiał udawać, że nie zrobił nic złego, a może nawet tak myśleć i oskarżać ich, że to oni coś schrzanili? Nie wiedzieć kiedy złapał go za fraki i zaczął wydzierać się prosto w jego twarz:
- Słuchaj, ty...! - w tym miejscu, nie zważając na obecność Brooke, wulgarnie przedstawił niechlubne praktyki kilku ostatnich pokoleń Caldwellów, którzy jakoby mieli się utrzymywać z nierządu. - Ty namieszałeś i ty masz to naprawić! Problemem jest twoje cholerne serum, a nie to co my mu podaliśmy! - w tym momencie wyciągnął w kierunku profesorka dłoń, a jego zbroja na palcu wskazującym wydłużyła się tworząc pokaźnych rozmiarów szpikulec, który Tommy zbliżył do lewego oka naukowca. I to bardzo blisko. Teraz już mówił spokojniej, chociaż głos drgał mu od gniewu, podobnie jak szpikulec przy gałce ocznej. - Masz mu pomóc, do diabła. A jak nie to następną osobliwością w wielkim słoiku staniesz się ty sam, ale wcześniej odejmę ci kilka części tu i tam. Albo może sfotografujemy twoje piękne laboratorium, wraz z eksponatem A - wskazał na "naczynie" z matką Brooke - i jutro będziesz mógł przeczytać o nim w gazecie, albo ktoś będzie ci musiał przeczytać, bo wydłubię ci twoje przekrwione, zaropiałe oczęta. Sam mówiłeś, że to co mu podaliśmy zneutralizowało większość twojego serum. Zneutralizuj więc resztę i po problemie. A teraz podaj mu tą kroplówkę, do cholery! - krzyknął na koniec i puścił staruszka.
Odszedł na bok i stanął tam odwrócony do ściany, bo nie mógł patrzeć na tego drania bez myśli o popełnieniu morderstwa.