Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 18:05   #271
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Mhm… - mruknął Fergus. - Tak byłoby lepiej.
- Liczę na to, że jedyne co nas dziś czeka, to spokojna woda i bezchmurne niebo. Mam nadzieję, że ta mała akcja nie oderwała żadnego z was od czegoś niezwykle istotnego, czym zajmowaliście się ostatnimi czasy - powiedziała i napiła się herbaty. Zastanawiali ją ci ludzie. Powinna bardziej wnikliwie przejrzeć posiadane przez siebie informacje na temat członków organizacji, jednak rzecz jasna nie dadzą jej one takiego wglądu w sprawę, jaki by miała, gdyby poznała każdego osobiście i spędziła z nim choćby kilka godzin.
- Chciałeś kiedyś zostać piratem? Ja chciałam, gdy byłam małym dzieckiem - powiedziała, zmieniając temat.
- Kiedy byłem mały, to chciałem być dużym, silnym bokserem, którego wszyscy będą się bać - powiedział Fergus. - Ale to chyba rezultat mojego podwórka, niż moich własnych, prawdziwych upodobań - mruknął. - Interesują mnie alkohole. Ale nie ich spożywanie… to znaczy nie tylko… ale również ich wyrabianie. Słyszałem opowieść, że w pewnym mieście gdzieś żyje pewien karczmarz, który posiada w swojej brodzie specjalne drożdże do fermentowania piwa warzonego przez niego. I że te drożdże są naprawdę specjalne i znajdują się tylko w jego brodzie. Chciałem być właśnie takim karczmarzem - zaśmiał się. - Jednak życie układa się w różny, dziwny sposób. Nie zawsze… a może nawet rzadko kiedy dostajemy tego, czego chcemy. Na mojej twarzy ledwo co rośnie zarost. Dostajemy jednak zupełnie inne talenty i możliwości, o których inni marzą, ale dla nas są albo naturalne, albo nieciekawe… Nie doceniamy ich. Chyba że je stracimy… - westchnął.
- Masz rację. Coś wiem o tym… Swoją drogą, drożdże w brodzie brzmią upiornie, ale nie mi to oceniać, świecę się jak świetlik, jak korzystam ze swych mocy - rzuciła lekko rozbawiona i pokręciła głową.
- Chciałbym to zobaczyć - O’Brien uśmiechnął się lekko, mrucząc te słowa pod nosem.
- I czym koniec końców się zajmujesz, skoro nie drożdżami? - zapytała obserwując Fergusa.
- Uhm… nic specjalnie widowiskowego. Jestem portierem w dużym i bardzo ekskluzywnym hotelu w Dublinie. Znaczy nie narzekam. Zarabiam na tyle dobrze, że mogę się utrzymać. Poza tym moja praca nie jeden raz przydała się Konsumentom. W dużym hotelu przewija się wiele ludzi… a do ekskluzywnych hoteli trafiają tylko bogaci ludzie… natomiast bogaci ludzie mają zazwyczaj wiele ciekawych tajemnic. Niektóre są związane mniej lub bardziej bezpośrednio obiektów, osób lub miejsc o podwyższonym wytwarzaniu Fluxu… PWF, jak to mówią w IBPI. Tak właściwie… czy my w Kościele mamy taką kosmologię i mitologię? W naszych oczach Flux też istnieje i wszystko można sklasyfikować?
- Wszystko można skonsumować… O ile ma energię… Określenie jej Fluxem, brzmi dość naturalnie, szczerze przywykłam do tej nazwy… Rzeczywiście masz całkiem przydatną pracę, hotele miewają przydatne sekrety w zanadrzu… Nigdy nie widziałeś mnie jako Dubhe? - zapytała zaciekawiona. Może w ramach uprzejmości mogłaby mu pokazać Imago na kilka chwil.
- Nie - odpowiedział Fergus. - To jest jednak duża rzecz. Wszyscy wiedzą o promienistym aniele, którego nawiedził Joakim Dahl na samym początku. Jednak sam Joakim nigdy się nie świecił. Przynajmniej nie dosłownie. Widziałem, jak nawet najtwardsze osoby miękły po jego głębszym spojrzeniu lub szerszym uśmiechu. Jednak nie było w tym magii, nie takiej dosłownej. Dopiero ty pokazałaś prawdziwe cuda. Poza tym twoja moc konsumowania jest silniejsza, niż Joakima. Czyż nie? - zapytał.
- Moje moce w głównej mierze opierają się na konsumowaniu. W końcu wasze pochodzą od Joakima, a jego ode mnie - wyjaśniła. Wstała od stolika. Wzięła spokojny wdech i pozwoliła na kilka chwil ogarnąć się ciepłu, które wiązało się z wejściem w Imago. Chciała mu pokazać jak to wygląda.
Czuła się nieco zmęczona. To nie było po prostu tak, że mogła zapalić w sobie światło, jakby była zaledwie żarówką. Za każdym razem, kiedy wchodziła w Imago, szturchała i budziła Dubhe. Ta otwierała oczy i zastanawiała się, co aż tak wielkiego i strasznego miało miejsce, że Alice po nią sięgnęła… Zobaczyła jednak tylko duże, szeroko rozwarte oczy Fergusa…
- Wow… - szepnął O’Brien. - Kevin! Kevin!!! Chodź no tu raz dwa! - wrzasnął. - Utrzymaj to jeszcze chwilę - poprosił.
Kiwnęła krótko głową. Wiedziała, że tym razem używała swych zdolności nie w celu ratowania swej skóry i także nie po to, by coś skonsumować, jednak chciała sprawdzić, czy jest w stanie wejść w pełne Imago, zwłaszcza, że od czasu odzyskania swoich mocy nie miała zbytnio czasu na sprawdzanie tego przedtem. Choć rzecz jasna robiła test już wcześniej. Czuła jak jej włosy unosiły się wbrew prawom fizyki, a także, że wisiała w powietrzu. Była w stanie utrzymać ten stan jeszcze kilka chwil, zwłaszcza, że tym razem nie wykorzystywała żadnej mocy szukania fluxu. Mogła więc poczekać chwilę, mimo zmęczenia.

Wnet spostrzegła, że drzwi lekko rozchyliły się i stanął w nich mężczyzna. Był średniego wzrostu i jego postura też nie odbiegała szczególnie od normy. Był dość muskularny, choć nie przesadnie, lecz zakrywała to w dużej mierze tkanka tłuszczowa. Kevin nie był gruby, jednak nie posiadał też kompletnie szczupłych gabarytów. Posiadał pełen, gęsty, czarny zarost, który przechodził w krótkie włosy. Alice widziała jasny odcień zieleni jego oczu. Chyba wcześniej nie widziała tak intensywnych tęczówek tego koloru. Brwi mężczyzny powędrowały w górę. Na samym początku był wkurwiony, że Fergus odrywa go od ważnego zajęcia. Teraz jednak, kiedy zobaczył Harper… czuł się skonsternowany… Dreszcze przebiegły po jego kręgosłupie, miał też gęsią skórkę. Zamknął oczy i mocno docisnął powieki.
- Skoro Dubhe istnieje, to pewnie Święty Mikołaj również - rzucił i westchnął.
Alice wzięła głęboki wdech i pozwoliła odczuciu na opuszczenie jej ciała. Opadła na podłogę, po prostu na niej stając, a jej włosy oklapły, wracając do naturalnego, rudego koloru.
- Owszem istnieje. Podobnie jak różne bóstwa w różnych mitologiach, na przykład w wakacje mieliśmy nieprzyjemności z fińskimi bogami śmierci - rzuciła.
- Finowie mają bogów? - Fergus zmarszczył brwi. - Ci, których poznałem… choć nie było ich tak wiele… wydali się stanowczo pozbawieni jakiejkolwiek duchowości.
- Wybacz, że oderwaliśmy cię od obowiązków - dodała Alice i posłała Kevinowi uprzejmy uśmiech. Mężczyzna miał interesujący kolor oczu. Zawsze miała słabość do takich odcieni. Dlatego tak podobały jej się jasne oczy Joakima… Czy burzowy granat oczu Terrence’a. Wspominanie wyglądu tych drugich sprawiło jej wewnętrzny ból, ale nie pokazała tego po sobie.
- Ciekawe, czy Jezus też posiadał w sobie Dubhe - mruknął pod nosem Kevin. - Przemienienie na górze Tabor… czyż nie uczynił tam czegoś takiego? Również cały zaświecił, pokazując swe nadnaturalne oblicze… - zawiesił głos.
- Och, teraz to pojechałeś z tym Jezusem - Fergus zaśmiał się. - Dubhe to Alice. Nie było wcześniej nikogo, kto by posiadał w sobie jej gwiazdę. Okaż trochę szacunku, proszę.
Kevin powoli ruszył w stronę Alice.
- Czujesz się obrażona? - zapytał.
Harper uniosła lekko jedną brew.
- Cóż, podobno Gwiazdy odradzają się co ileś set lat? Tak mi się zdaje, kiedyś słyszałam coś na ten temat, więc to nie musi być do końca tak, że jestem pierwsza, ale w naszym stuleciu na pewno jestem jedyna - powiedziała spokojnym tonem.
- Nie wiedziałem, że gwiazdy się odradzają… - mruknął pod nosem Fergus.
- Bardzo ciężko mnie obrazić, chyba że ktoś jest po prostu grubiański, więc nie martw się - zwróciła się do Kevina.
Mężczyzna spojrzał na nią w ten sposób, który sugerował, że często ludzie posądzali go o grubiaństwo.
- A wiesz coś na temat poprzednich gwiazd? - zapytał Fergus. - W ogóle nie wiedziałem, że jest ich więcej… myślałem, że jesteś tylko ty… Czyżby było więcej osób do wielbienia - zaśmiał się.
- Niestety, nie wiem nic na temat poprzednich gwiazd, poza tym, że dwie miały ścisły związek z Isle of Man. Z tego co wiem, jest ich aż siedem. Znam jak na razie poza sobą dwie, a jeszcze dwie tylko widziałam - wyjaśniła Fergusowi.
- Ludzi wielbić należy za wartości, jakie mają. Oraz za uczynki, których dokonują - powiedział Kevin, podchodząc powoli do barku. Otworzył go. - A nie za warunki, w jakich się urodzą… i za talenty, które zostały im z góry dane.
Alice kiwnęła głową.
- Kevin ma rację - oznajmiła, zgadzając się z opinią mężczyzny. Choć ludziom często trudno jest to podzielić, tak to i jej zdaniem powinno działać. Ponownie usiadła przy stole i napiła się herbaty. Ciekawiło ją ile zostało im jeszcze podróży, ale postanowiła nie pytać. Dopłyną jak dopłyną.
- Czy to prawda, że Joakim Dahl zginął w Finlandii? - zapytał ją Kevin. - Słyszałem, że właśnie z tego powodu go nie widujemy i nie daje znaku życia. Nigdy wcześniej nie znikał na tak długo. Z drugiej strony nigdy wcześniej nie mieliśmy ciebie… ale nie widzę, dlaczego pojawienie się ciebie miałoby zabrać go nam.
- To nie było tak, że on pierwszy posiadał Dubhe, potem umarł i wtedy Dubhe przeszła do ciebie, prawda? Słyszałem, że taki rytuał miał miejsce - dodał Fergus.
Zdawało się, że w Kościele panowały naprawdę najróżniejsze wersje wydarzeń.
Harper westchnęła.
- Joakim ma w sobie gwiazdę Aliotha. To nie jest Dubhe… - wyjaśniła na wstępie.
- Aliotha… - powtórzył Fergus, jakby starając utworzyć sobie w umyśle nową notatkę.
- Po drugie, Joakim żyje. Jest obecnie zajęty dość problematyczną misją, ale żyje i poza faktem, że sporo pije, nic mu nie jest - wyjaśniła.
- Jeśli mowa o piciu… - mruknął Kevin i nalał sobie do szklanki nieco wina. Niedużo, pewnie nie chciał się upić, choć chciał posmakować trunku.
- Utrzymuję z nim kontakt poprzez wiadomości… Jeśli mi nie wierzycie - powiedziała Alice i wyciągnęła telefon.
- W porządku, spokojnie… - Fergus zaczął podnosić dłonie.
- Ostatnią napisał do mnie… - sprawdziła datę, kiedy ostatni raz dał jej znak życia.
- Nie - Fergus rzucił krótko, podchodząc do niej. - Nie musisz nam dawać żadnych dowodów, schowaj ten telefon - powiedział. - Jeśli tak mówisz, to tak jest. I twoje słowo nam wystarczy. Bo na twoim słowie opiera się naprawdę wiele. Gdybyśmy mieli zacząć wątpić w informacje, które nam przekazujesz, to jak moglibyśmy wypełniać polecenia, które dla nas przyszykowałaś? - zawiesił głos.
Kevin parsknął, obrócił się i ruszył w stronę drzwi, którymi wszedł do środka.
- W porządku - rzucił. - Miło było cię zobaczyć… tak naprawdę, Alice - rzekł, stając w przejściu.
Rudowłosa popatrzyła jeszcze kilka sekund na telefon. Mimo wszystko trochę było jej szkoda, że nie mogła z Joakimem korespondować codziennie…
- Cieszę się, że mogłam rozwiać wątpliwości, które mieliście - powiedziała spokojnym tonem i w końcu schowała urządzenie do kieszeni. Dopiła herbatę. Podniosła dłoń i potarła nią skroń. Zmęczenie dawało jej się we znaki delikatnym, tępym bólem głowy.
- Do zobaczenia - rzucił Kevin i wyszedł z pomieszczenia.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Fergus, kiedy zostali sami. - Może wolisz wyjść z pomieszczenia? - zaproponował. - I położyć się? Mamy tu kajutę, nie musisz się męczyć. Droga do Lancaster nie jest daleka, ale Kevin chyba nie płynie w prostej linii… chce być tak ukradkowy, jak to tylko możliwe. Możesz się położyć i zdrzemnąć choćby na chwilę - dodał. - Potem Egelman powiedział, żebyśmy wynajęli samochód i zawieźli cię prosto do Manchesteru. Chyba że będziesz nalegać na samotną jazdę? - Fergus zawiesił głos.
Alice zerknęła na Fergusa.
- Co by była ze mnie za szefowa, gdybym poszła spać, gdy wy pracujecie. Nie przejmuj się, jeszcze te kilka godzin wytrzymam. Po prostu miałam bardzo aktywny wyjazd i zadanie, więc sama jestem nieco zmęczona. To nic takiego. Nic z czym bym sobie nie dała rady - powiedziała, ale była wdzięczna za jego troskę i dała mu to do zrozumienia w tonie i minie.
- W porządku - odpowiedział Fergus. - To może zagramy w karty? Bo nie mam żadnej innej gry - mruknął i wyciągnął z kieszeni talię starych zwyczajnych kart do gry. - Może makao? - zaproponował.
Gdy zaproponował jej makao, Alice uśmiechnęła się nostalgicznie. W końcu podczas akcji w Helsinkach, gdy wreszcie odnaleźli wyspę, na której była korona Ukka, dokładnie w tę grę karcianą grali…
- Chętnie zagram - powiedziała.
Następnie, kiedy spostrzegł, że herbata w kubku Alice skończyła się, dolał jej z termosa. Natomiast sam otworzył drugi termos, w którym znajdowała się kawa. Nie pachniała szczególnie dobrze, jednak kofeina to kofeina… Fergus na pewno nie zamierzał narzekać i nalał sobie brunatnego naparu.
- Też chcesz? - zapytał.
- Nie, dziękuję. Herbata mi wystarczy - powiedziała uprzejmym tonem. Podziękowała za dolewkę i znów napiła się. Przy makao prawdopodobnie nie zrobi się senna tak szybko i czas minie im przyjemniej.

***

Sto kilometrów wreszcie zostało przebyte przez ich statek. Kiedy dobili do brzegu - rzecz jasna w dyskretnym miejscu - dwóch mężczyzn przez chwilę zajęło się cumowaniem. Nie zatrzymali się w miejskim porcie, żeby nie zwracać niczyjej uwagi. Wampirzyca z Injebreck raczej nie była sensacją w Wielkiej Brytanii. Jeśli już, to ludzie koncentrowali się bardziej na ataku terrorystycznym na West Baldwin Reservoir. Nie znaczyło to jednak, że porozumienie nie zostało nawiązane i że służby nie patrolowały tak samo portów, jak i lotnisk. Wnet zaczęło świtać. Alice przeszła przez kładkę i zerknęła na okolicę. Nic jej nie mówiło to, co zobaczyła. Rzecz jasna nigdy wcześniej tutaj nie była.
- Zostawiliśmy tutaj samochód - rzucił Fergus. - Jak się czujesz? Możesz sama prowadzić? Czy chcesz, żebym cię zawiózł do Manchesteru? Kevin zostanie zająć się statkiem.
Alice zastanawiała się, oceniając poziom swojego zmęczenia.
- Dam sobie radę. Nie jestem jeszcze aż tak zmęczona. Więc dajcie mi tylko dokumenty i kluczyki… Przeniosę swoje bagaże i już wasz zwolnię z obowiązku pilnowania mnie - powiedziała lekko rozbawionym tonem.
- Nie było to szczególnie uciążliwe - Fergus znowu uśmiechnął się do niej w ten charakterystyczny dla niego, wyjątkowy sposób.
Wnet Alice spostrzegła samochód, który dla niej przyszykowali. Wyglądał bardzo zwyczajnie. Ford sierra nie umywał się do pojazdu, który Harper wynajęła na Isle of Man, jednak nie miało to większego znaczenia. Liczyło się to, że miał pełny bak.
- Do zobaczenia - rzekł Fergus, pakując jej bagaże do bagażnika. Kevin nie wyszedł, żeby się z nią pożegnać.
Alice kiwnęła głową, po czym zamierzała podać Fergusowi rękę w formie podziękowania i pożegnania.
- Podziękuj ode mnie Kevinowi, cieszę się, że mogłam was obu osobiście poznać - powiedziała, tymi słowami jeszcze żegnając mężczyznę. Teraz czekała ją droga do Trafford Park. Zapewne zaparkuje auto na parkingu, a potem ktoś będzie ją musiał podwieźć motorówką do samej posiadłości, ale o tym już informowała Marthę, więc liczyła na to, że kobieta zorganizowała jej jakąś pomoc na poranek. W razie czego, napisała jeszcze wiadomość do Thomasa, by wiedział, że już była na ostatnim stadium podróży. Nie spodziewała się żadnych korków o tej godzinie, więc droga nie zajmie jej jakoś specjalnie długo. Już marzyła o tym, by znaleźć się w swoim łóżku.

Okazało się, że Alice miała do przebycia nie tak daleką drogą. Mniej więcej półtora godziny później znalazła się już przy dużym jeziorze, przy którym znajdowała się wypożyczalnia jachtów. Zaparkowała tam i wnet przeprawiła się na drugą stronę wody. Tam już czekał na nią Russel Windermere, ogrodnik.
- Piękny, czyż nie, panno Harper? - zapytał.
Siedział w dość dużym quadzie, którego nigdy wcześniej Alice nie widziała.
- Pani Esmeralda kupiła go, żebyśmy mogli łatwiej i szybciej przemierzać odległość od jeziora do posiadłości. Aż boję się nadusić gaz, bo od razu skacze do przodu niczym wściekły koń - zaśmiał się. - Ale bez obaw, nie trafiłem w drzewo ani razu. Może pani wsiadać.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 03-07-2019 o 18:32.
Ombrose jest offline