Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 18:10   #276
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
To ją nieco zaskoczyło, ale podrygiwała lekko na klapsy. Były mocne, ale przy pierwszych Alice nie reagowała. Potrzeba było ich więcej, by jej skóra nieco uniewrażliwiona przez wodę stała się bardziej wrażliwa i wtedy zaczęła posapywać i posykiwać. Z jakiegoś powodu przyszło jej do głowy, że były w wiktoriańskiej Anglii. Esmeralda była panią domu, a ona jej niesforną pracownicą, która przypodobała się jej i w związku z tym, że kobieta nie chciała jej wylać, zamierzała ukarać ją cieleśnie, jednocześnie zaspokajając swoje dłuższy czas skrywane żądze… Tak naprawdę… Czy nie było właśnie tak? Czy to nie był po prostu argument, dzięki któremu de Trafford mogła wreszcie położyć na niej swoje ręce? To ją jakby nieco bardziej podnieciło, że aż zadrżała.
- Już mi trochę lepiej - powiedziała Esmeralda. - Miło myśleć o tobie, jak o naszym wspólnym dobru, niż jako o kochance zmarłego męża - dodała.
Następnie przestała uderzać. Zamiast tego lewą rękę oparła na plecach Alice, natomiast jej prawa zaczęła zagłębiać się w szparę pośladkową rudowłosej. Zaczęła od pocierania jej odbytu.
- Tak też cię miał, prawda? - zapytała i wsunęła w nią jeden palec w tym punkcie, jednak na niezbyt znaczącą głębokość. Choć dla niespodziewającej się tego Alice było to i tak dużo.
- MiaAał…! - jej głos podjechał nieco do góry z zaskoczenia, kiedy Esmeralda wsunęła palec. Nie było żadnego lubrykantu poza wodą, więc było to nieco bolesne. Alice zadrżała i sapnęła, próbując zmusić mięśnie do nie reagowania kurczowym zaciskaniem na lekki dyskomfort, choć nie było to proste. spięła się nieco, po czym sapnęła sfrustrowana, próbując rozluźnić… Bycie dobrem wspólnym de Traffordów. Jak to brzmiało. co ona robiła? To było jednocześnie przyjemne, a jednocześnie napawało ją otępieniem i przygnębieniem. Nie mogła się jednak na tym teraz skupić z powodu odczuć i doznań, oraz niepewności co jeszcze planowała zrobić z nią Esmeralda.
Wnet poczuła na swoich plecach jej pośladki. De Trafford usiadła na niej, choć większość swojego ciężaru opierała na nogach rozłożonych po obu stronach jej talii. Nachyliła się i lewą ręką złapała i rozchyliła jej prawy pośladek. Drugą natomiast wysunęła. Zwilżyła ją wodą, po czym splunęła na odbyt Alice. Teraz zaczęła penetrować ją dwoma palcami, gwałtowniej ją brała i głębiej. Bardziej zawzięcie. Harper czuła gniewne podniecenie w kobiecie.
- To w takim razie, skoro cię tak miał, to będziesz w stanie to wytrzymać - powiedziała.
Pośladki Alice zaczęły coraz mocniej piec po klapsach. Jakby dopiero po czasie sobie przypominały o tym, że były atakowane.
Rudowłosa odrobinę się spięła i szarpnęła nawet, co było naturalną reakcją na takie gwałtowne traktowanie. Zaraz jednak zdyscyplinowała mięśnie i jedynie zaczęła drzeć z bólu i dziwnej przyjemności jaką dawała taka penetracja, choć jej gwałtowność raczej nie należała do tych najprzyjemniejszych. Sapała, posykiwała i pojękiwała z bólu, cierpliwie jednak znosiła to. choć w spięciu jej mięśni Esmeralda na pewno wyczuwała wewnętrzny, kumulujący się bunt.
Kobieta wysunęła z niej palce. Spoglądała na jej pośladki i nieco już zmęczony penetracją zwieracz. Wsunęła dłoń do wody, po czym nachyliła się, aby zagłębić palce z powrotem w pochwie Alice. Bez wątpienia chciała dobrze poznać każde jej zakamarki i przywłaszczyć je sobie. Wysunęła je również stamtąd i przez jakiś czas pieściła jej łechtaczkę.
- Będziesz przychodzić do mnie co noc po moich wieczorkach literackich z Marthą - powiedziała. - Nie będę cię traktować tak brutalnie, jak teraz - wyjaśniła. - To ty będziesz zaspokajała moje potrzeby - mruknęła, nie przestając ją masować. - Będę na ciebie czekać w sypialni, więc mnie nie zawiedź - zaznaczyła.
- M… Zapamiętam - powiedziała tylko Harper w odpowiedzi. Jej ciało było całe podrażnione i chciało więcej. Pieszczenie w ten sposób podniecało ją bardziej, ale Alice obawiała się, że za moment Esmeralda znów zabierze rękę, więc nie mogła się w pełni rozluźnić.
I rzeczywiście jej obawy się spełniły.

Esmeralda wstała i spojrzała na nią z góry.
- Będę na ciebie czekać w saunie - powiedziała. - Pozbieraj się i idź tam czym prędzej. Jestem już gotowa na twoje palce i język - przekazała jej. - Jeżeli chcesz, żeby zeszło z ciebie napięcie, to będziesz mogła się przy mnie zaspokajać - pozwoliła jej i odeszła.
Rudowłosa zsunęła się na kolana do wody w jaccuzzi. Było to złym pomysłem, ponieważ obite pośladki jednak boleśnie zareagowały na zetknięcie z wodą. Syknęła i sapnęła. Dzwoniło jej w uszach. Kilka sekund dochodziła do siebie. Potrząsnęła głową. Gdyby Terry wiedział… Co by powiedział? A co powiedziałby Joakim, gdyby wiedział? Alice czuła się źle, ale to nie było żadne nowe uczucie, była więc w stanie przejść z nim płynnie dalej. Podniosła się, wychodząc z wody, a następnie ruszyła w stronę sauny. Nie wiedziała ile czasu minęły od czasu gdy stamtąd wyszły, oraz ile czasu tak właściwie była już na dole. Nie zastanawiała się teraz już nad tym. Nie była pewna bowiem jak będzie wyglądała sprawa za chwilę w tym nieziemsko gorącym pomieszczeniu. Weszła tam jednak i przymrużyła oczy, zamykając za sobą drzwi i szukając Esmeraldy w półmroku.

Kobieta siedziała na rozgrzanych deskach. Nie można jej było przeoczyć po wejściu do środka, znajdowała się tuż na przeciw drzwi. Rozwarła nogi tak szeroko, jak to było tylko możliwe, w pełni eksponując swoją płeć. Stopy oparła na tych samych deskach, na których siedziała. Ręce i ramiona natomiast spoczywały na wyższej kondygnacji. Esmeralda bez wątpienia wyglądała, jakby to miejsce należało do niej wraz z resztą świata.
- Możesz uklęknąć - powiedziała.
Czarne, gęste włosy opadały jej mokrymi falami na piersi.
Alice podeszła do niej. Obserwowała Esmeraldę, po czym tak jak czarnowłosa poleciła, uklęknęła przed nią. Oparła dłonie na deskach tuż koło jej rozwartych ud. Odgarnęła włosy z twarzy, a następnie ostrożnie musnęła palcami jej kobiecość. Badając. Była ciekawa. wiedziała jak to wszystko wyglądało i działało u niej samej, ale miała świadomość, że każda kobieta wyglądała inaczej, chciała ją więc poznać dotykiem. Dowiedzieć się jaka była wrażliwa i jak lubiła być dotykana.
Przy jacuzzi Esmeralda zachowywała się bardzo dominująco, więc Alice poczuła zaskoczenie, kiedy starsza kobieta momentalnie drgnęła, czując na sobie jej palce. Wygięła się, oddychając głośniej, kiedy Harper nie zabrała dłoni. Wyglądało na to, że była bardzo wrażliwa na jakikolwiek dotyk. Może to z powodu trwającego już jakiś czas podniecenia. Albo dlatego, bo od kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu lat nikt jej w ten sposób nie pieścił. Choć ostatnimi czasy na pewno mogła sama się zaspokajać. Jednak na dotyk drugiej osoby rzecz jasna reagowała zupełnie inaczej.
- Chcę więcej - szepnęła, rozchylając lekko usta i spoglądając z góry na Alice.
Harper zerknęła na nią w górę, po czym znów jej wzrok spoczął na kobiecości Esmeraldy… Więcej… Zastanawiała się, po czym wsunęła w nią palec. Zaczęła nim poruszać, penetrując wnętrze de Trafford. A żeby to nie było za mało, przechyliła się do przodu, otworzyła usta i wysunęła język, zaczynając drażnić nim jej łechtaczkę.
Esmeralda była bardzo gładka i bardzo śliska. Alice bez problemu zagłębiała w nią palec. Wnętrze kobiety łakomie pożerało go, chciało więcej. Dopasowywało się do tego pierwszego poziomu przyjemności. Kiedy Alice dołączyła swój język, de Trafford wygięła się i aż uderzyła głową w deski za jej głową. Jęknęła z bólu.
- Nie prze… przestawaj… nie… - przekazała, czy może raczej próbowała przekazać taki komunikat.
Świadomie lub też nie wysunęła swoje biodra jeszcze bliżej Alice, dochodząc do samego skraju siedzenia. Była kompletnie odsłonięta przed rudowłosą i nie chciała, żeby ta przestawała.
I Harper spełniła jej życzenie. Do jej wnętrza dodała drugi palec i teraz zgrała ich rytm z pracą języka. Nie była do tego przyzwyczajona, ale starała się dać jej jak najwięcej przyjemności. Postanowiła, że doprowadzi Esmeraldę do orgazmu. To byłby już drugi de Trafford w tym domu, zaspokojony przez jej usta. Ta zgryźliwa myśl przebłysnęła przez jej umysł. Kącik jej ust drgnął do gorzkiego uśmiechu, ale nie miała na niego czasu, teraz zajmowała się panią domu.
- Koniec końców… bardzo dobrze mi służysz, Alice… - Esmeralda oddychała płytko.
Musiała poświęcić dużo koncentracji, żeby mówić w tych okolicznościach.
- Najpierw Isle of Man, a teraz… teraz - zawiesiła głos.
Nachyliła się i oparła dłonie na głowie Harper, dociskając ją do swojego krocza. Bez wątpienia nie chciała, żeby ta uciekła. W pewnym momencie jednak to było za dużo i odgięła się do tyłu jęcząc.
- Właśnie tak - podniosła dłoń i zaczęła pieścić swoje piersi. - Palce… nie przestawaj...
Alice kontynuowała zaspokajanie Esmeraldy, choć powoli zaczynała się już męczyć, nadała wszystkiemu dość intensywne tempo i nie spodziewała się, że przy tym można było tak prędko poczuć zmęczenie. Nie zwalniała jednak. Chciała doprowadzić czarnowłosą do orgazmu i dopiero wtedy odpocząć. Taki miała plan.
De Trafford głośniej jęknęła. Alice spostrzegła że jej uda zaczęły lekko drżeć. Syknęła i zagryzła wargę, spinając mięśnie brzucha… tak właściwie, być może, wszystkie mięśnie, jakie tylko posiadała.
- Alice… - szepnęła jej imię, po czym westchnęła i nieco opadła po kilku dłuższych sekundach. Jednak jej nogi wciąż drżały.
Chyba Esmeralda nie miała nic do powiedzenia, ani do dodania.
Rudowłosa jeszcze chwilę poruszała w niej palcami, po czym wysunęła je. Zerknęła na ich lepką powierzchnię, po czym oblizała je z ciekawości, czy też była lekko kwaskowa. Za chwilę spojrzała w górę i podniosła się z kolan. Pocałowała Esmeraldę w obojczyk, a potem w brodę. Następnie usiadła obok niej. Czuła się podniecona, ale nie chciała masturbować się przy niej. Jakoś to wydawało jej się bardziej dziwne, niż zaspokajanie kobiety ustami.
- Jeżeli się położyć na deskach, to dotknę cię - powiedziała de Trafford.
Najwyraźniej nie zamierzała przed nią uklęknąć. Miała swojego rodzaju dumę, z której nie zamierzała zrezygnować. Choć tuż przed chwilą znajdowała się w bardzo wyuzdanej pozycji, która na pewno nie pasowały do damy. Jednak z drugiej strony… być może niekiedy damy były świadome swoich potrzeb i dbały o nie. Chyba nie było w tym nic wstydliwego.
Alice zerknęła na nią. Zastanawiała się nad tym, ale doszła do wniosku, że tak naprawdę chciała być przez nią dotknięta… Przemieściła się więc nieco i odwracając przodem do Esmeraldy, położyła na deskach. Był ciepłe, szybko wysuszały jej skórę po kąpieli w jaccuzzi. Rudowłosa czuła się dziwnie. Patrzyła na sufit, czekając na dotyk czarnowłosej i zastanawiając się co ta uczyni. Nie oczekiwała, że zostanie tak zaspokojona jak ona zrobiła to dla niej. W końcu to ona była tu swego rodzaju własnością i narzędziem, a to, że Esmeralda chciała dać jej zaspokojenie było tylko i wyłącznie jej widzimisię. Czekała więc i zastanawiała się, czy to już był możliwie najniższy upadek w jej wykonaniu, czy może powinna to traktować jako zaszczyt. Miała mieszane uczucia.
- Myślę… i nie ma to żadnego związku z naszą zabawą… miałam zaproponować to już wcześniej - zaczęła Esmeralda.
Usiadła pomiędzy udami Alice, po czym położyć palce na jej kroczu. Zaczęła ją zaspokajać, czyniąc to całkiem zręcznie i umiejętnie. Harper wnet zaczęła szybciej oddychać, czując przyjemność, jaką Esmeralda jej dawała.
- Mam na myśli twoje dziecko. Uważam, że jeżeli de Trafford ci je zrobił, to nie możesz tego podważać. Ja też nie mogę. Nie ma to sensu i takie kłamstwo byłoby zwyczajnie nieuczciwe - wytłumaczyła. - Mamy nieco inne prawa niż w średniowieczu, kiedy bękarty nie dziedziczyły - dodała. - Dlatego uważam, że powinnaś urodzić dziecko i dać mu jego nazwisko. Chłopiec… albo dziewczynka, rzecz jasna, ma prawo do godnego życia. Nic mi do pieniędzy de Traffordów, nie mam prawa nimi rozporządzać. Jeśli więc Jennifer nie będzie miała nic przeciwko, ja również nie będę się do tego wtrącać - wytłumaczyła. - W takim razie po śmierci Terry’ego Trafford Park będzie miało trzech właścicieli. Mnie, Jennifer i to małe stworzenie.
Palce kobiety nie opuszczały łona Alice. Czuła, jak bardzo obolałe były jej pośladki, ale z łatwością mogła koncentrować się na przyjemności.
- Ja… Myślałam o tym, ale jeszcze nie podjęłam do końca decyzji… To dziwna sprawa i właściwie czuję się w tym zagubiona. Jedyne czego teraz chcę, to aby to maleństwo miało szansę się narodzić i aby zapewnić mu bezpieczeństwo, dlatego chciałam stworzyć Obserwatorium - powiedziała sapiąc.
- Mam tutaj całkiem dobre obserwatorium - Esmeralda szepnęła cicho, właściwie do siebie. - Wybacz mi ten żart - dodała głośniej.
- To miałaby być twierdza dla mnie w tym czasie, kiedy nie będę już mogła biegać, skakać i turlać się swobodnie - wyjaśniła. Jej ciało wyraźnie reagowało przyjemnością na pieszczoty. Zadziwiało ją jak bardzo zręczna była w tym Esmeralda. Alice odruchowo rozchylała przed nią uda szerzej, a już po chwili zaczęła melodyjnie pojękiwać.
Wnet kobieta przyspieszyła ruchu, muskając jej ciało z wyczuciem i trafiając w odpowiedni punkt. Harper poczuła gorącą, pulsującą fale rozkoszy, jaka przetoczyła się przez jej ciało. Na moment pociemniało jej w oczach, choć nie była do końca pewna - wokół i tak było całkiem ciemno. Jednak poczuła się słabo. Zapewne z powodu pary i gorąca.
- Zadowolona? - zapytała Esmeralda. - Że nie wyszłaś wtedy z tego jacuzzi? - zapytała, zabierając dłoń.
Alice leżała, dochodząc przez moment do siebie.
- Mhm… Owszem… Choć czuję się jak w kalejdoskopie… I trochę zastanawiam się co wydarzy się za chwilę… Może na przykład spadnie fiołkowy śnieg - powiedziała i dopiero kiedy uczucie słabości ją opuściło, podniosła się, siadając. Złączyła uda, jakby teraz nagle zawstydzona tym, że tak chętnie je kilka chwil temu rozchylała. Zerknęła na Esmeraldę z zamyśloną miną.
Kobieta przybliżyła się do niej. Pocałowała ją krótko w usta i ścisnęła pierś. Następnie odsunęła się i ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się i spojrzała w stronę Harper. Ta aż westchnęła.
- Pokażesz mi te obrazy? - zapytała z uśmiechem.
Harper kiwnęła głową.
- Są w szatni… Chodźmy - powiedziała i sama wstała. Ruszyła za Esmeraldą w stronę wyjścia z sauny. Zerknęła tylko jeszcze raz na jej wnętrze. Tak właściwie, ciekawiło ją co za pokój skrywały te drzwi, ale nie sądziła, by stosownym było o to pytać. Przynajmniej może nie w tej sekundzie. Zaprowadziła panią de Trafford do tuby, w której skryła obrazy wykonane przez Edwina. Ostrożnie zabrała się do rozpakowywania jej, a następnie zaczęła wyciągać obrazy.
Esmeralda westchnęła cicho, spoglądając na kolejne przedstawione sceny. Od razu posmutniała. Jednak największy szok odkryła na tym obrazie, który przedstawiał bawiące się dzieci.
- To jest on - szepnęła. - A to jestem ja…
Zawiesiła głos i pokręciła głową. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie zapomniał mnie… pomimo tego wszystkiego… wciąż mnie pamiętał… i chyba… myślę, że za mną tęsknił - zawiesiła głos ponuro. Odwróciła się plecami do Alice. Nie chciała, żeby widziała ją przystrojoną w takie emocje.
- Na pewno, w końcu byłaś jego siostrą - zgodziła się Alice. - Jeszcze raz przykro mi, że nie mogłaś znowu go spotkać. Mam nadzieje, że te pamiątki, ukoronują twoją kolekcję rzeczy, które nadal po nim zostały - powiedziała jeszcze, uprzejmie. Czekała, aż Esmeralda upora się ze swym przygnębieniem. Podeszła nawet bliżej i oparła jej dłoń na ramieniu, w geście wsparcia.
Esmeralda westchnęła.
- Kod do podziemi to 1956 - powiedziała. - Możesz wracać do siebie. Zjemy razem obiad, czy może raczej kolację. Dzisiaj już jestem zmęczona, ale jutro zajmiemy się finansami związanymi z budową Obserwatorium. Czy może tak być? - zapytała.
- Dzisiaj nie zamierzałam tego nawet proponować. Jak mówiłam, sama chcę odpocząć… Zamierzasz tu jeszcze zostać sama? - zapytała Alice. Tak właściwie nie chciała pozostawić Esmeraldy samej w takim nastroju.
- Nie wiem, co zamierzam. Potem umówiłam się z Marthą na Annę Kareninę. Ale do tego czasu może… - zamilkła. - Może znajdę miejsce na te obrazy. Jednak nie chciałabym mieć ich na widoku. Przypominałyby mi Edwina i choć pamięć jest ważna, to wolałabym tego uniknąć - westchnęła. - A jakie ty masz plany? - dopiero teraz odwróciła na nią wzrok.
Alice zerknęła w oczy Esmeraldy.
- Cóż, moi bracia proponowali mi wspólne oglądanie filmów, muszę zająć się moją nową członkinią organizacji, którą zapędziłaś do mycia podłóg w magazynie, a potem czekają mnie standardowe obowiązki i wieczorne odwiedziny u pani domu - powiedziała rudowłosa i uniosła kącik ust w górę.
- Masz na myśli tę pomoc ze wschodu? - Esmeralda zmarszczyła brwi. - A co do odwiedzin, to chyba dzisiaj już dam ci wolne. Co za dużo, to niezdrowo. Ciekawe, czy z Terrym też tak uważaliście - mruknęła pod nosem ciszej.
- Czy to będzie zbyt śmiałe, jeśli zapytam cię o coś co dotyczy tego miejsca? - zapytała Alice, nie trudno się było domyślić, o co chciała zapytać.
- Daj mi spokój. Z tym miejscem wiążą się przeżycia i historie, które nie powinny być tak po prostu poruszane - powiedziała.
Mówiła to, wycierając się dokładnie. Następnie ubrała swoją sukienkę i wdziała klapki.
- Tylko nie mów Marcie, że jest tu sauna i basen, inaczej będzie mnie męczyć i nie będzie chciała pozwolić mi tutaj schodzić - dodała, po czym ruszyła w stronę drzwi.
- Nie powiem - Alice obiecała. Zastanawiała się, czemu w takim razie Esmeralda znów aktywowała to miejsce, skoro było tu tyle wspomnień, a część z nich nie powinna zostać poruszona.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline