Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2019, 20:52   #68
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Powiadasz - Karl spojrzał na Rainę - że wystarczy zająć rozmową jednego jegomościa? Mogę iść, czemu nie. A - spojrzał z zainteresowaniem na dziewczynę - dlaczego nie ty? Mężczyźni zwykle z niewiastami chętniej rozmawiają, szczególnie gdy te są miłe dla oka.

- A bo ja w tym czasie będę dość mocno zajęta no i się nie rozdwoję
- Raina wstrzymała na chwilę przeżuwanie aby uśmiechnąć się zawadiacko do Karla i odpowiedzieć całkiem pogodnym tonem.

- No... dwie takie dziewczyny... - Karl pokiwał głową. - Zaprawdę, chciałbym to zobaczyć... - Również się uśmiechnął do Rainy. - Powiedz zatem, kto, gdzie i kiedy będzie przeszkadzać.

- E tam…
- dziewczyna machnęła niedbale ręką, w której trzymała widelec a przez to kęs jaki już na nim miała z powrotem spadł jej na talerz. Więc znów go wbiła i wpakowała sobie do ust przeżuwając szybko i zachłannie. - Nie ma co tłumaczyć jak nie jesteś stąd. Pójdziesz z nami to ci pokażemy gdzie to jest. O. On ma psy. Dobrze jakbyś czymś zajął i jego i te cholerne psy - dziewczyna mówiła przełykając szybko i znów dziobiąc widelcem kolejny kęs. Podniosła wzrok na Karla aby sprawdzić jak zareaguje na te wieści.

- Ja jestem stąd - odparł dotychczas jedynie przysłuchujący się Bernard. - A i przy psach mogę pomóc, jeśli Karl nie ma żadnej wprawy w tej kwestii - spojrzał na kompana, by ten dał znać, czy przyda mu się pomoc. - Więc mogę posłuchać, o co chodzi i w drodze do owego jegomościa ewentualnie nieco wytłumaczyć mojemu koledze.

- Dla psów przydałby się zapewne jakiś smakołyk
- stwierdził Karl. - Lepiej żeby nas nie zżarły - dodał.

Tladin spoglądał na towarzyszy nieco zbity z tropu.
- Chwila, moment. A kto odbierze wozy? - zapytał. Nie rozumiał o co chodzi. Pewnie się im te panienki podobały. Ale jeśli sądzili, że ma zamiar podróżować wspólnie z jakąś elfką…

- Możecie iść obaj, mnie to nie przeszkadza. A jak jesteś miejscowy no to to jest w na Płaskiej - czarnowłosa odpowiedziała do obydwu mężczyzn nie przerywając zachłannego jedzenia. - A jak macie jeszcze jakieś sprawy to ja też więc nie będę was zatrzymywać. Nie sądzę by zajęło nam to więcej niż trzy czy cztery pacierze i to z drogą w obie strony. Nawet w taką mgłę - dziewczyna nie traciła rezonu i wyglądało, że nie spodziewa się nawału roboty na resztę dnia. Mówiła raczej tak jakby można było to załatwić na poczekaniu przed poważniejszymi zadaniami. A na zewnątrz rzeczywiście panowała ta dziwna, bura mgła.

Rozmowa trwała w najlepsze i tylko Litz siedziała dziwnie zamyślona, żując w ciszy kolejne kęsy śniadania, które zapijała winem. Popatrzyła na kapturnicę z bardzo niewinnym uśmiechem.
- Dobrze słyszeć, że nie muszę się już nigdzie ruszać - w pewnej chwili parsknęła w kielich, rozsiadając się na dość niewygodnej ławie. Wzrok jej uciekł do nocnego towarzysza. Lotar, tak się zwał… dobrze wiedzieć. Jednak te wspólne posiłki na coś się przydawały.

- Wolałabym, żebyś poszła z nami. To od razu po tym pójdziemy załatwić naszą sprawę - czarnowłosa odwróciła się do sąsiadki i szybko wróciła do szybkiego wcinania swojej porcji.

- Czyli żadnego wylegiwania do południa, a przynajmniej póki ta paskudna mgła się nie rozejdzie? - Gabrielle przewróciła oczami różnej barwy. - Szkoda wychodzić, gdy na dworze unoszą się te pierdy, a taki wygodny materac jest w pokoju - pokiwała głową, a minę miała śmiertelnie poważną. - Wygodny, odpowiednio miękki i masz prawie wrażenie, że grzeje… na pewno magiczna sztuczka do przyciągnięcia klienteli. Nie sądzisz? - o ostatnie spytała Lotara.

- Grzeje? - zapytał znad swojego talerza też go wcale nie oszczędzając. Pokiwał głową jakby musiał się nad tym chwilę zastanowić nim odpowiedział coś więcej. - No tak, chyba tak, chyba rzeczywiście nieźle rozgrzewa. A jaki przyjemny w dotyku - brodacz pokiwał głową budząc rozbawienie dwóch sąsiadek Gabrielle.

- No ale niestety Gabi, robota czeka na zewnątrz - czarnowłosa rozłożyła trochę ramiona na boki na znak, że niewiele może na to wskórać i umoczyła bułeczkę w sosie po czy zagryzła nią kolejny kęs.

- Patrzcie go, jaki wesołek - niechętna podróżom kobieta prychnęła, patrząc na brodacza pilnie i zaczęła wyliczankę, mrużąc oczy czujnie przy każdym słowie.
- L...arsen… Lennat... Levin… Lasse - pstryknęła palcami, udając że nagle doznała olśnienia. - Lotar! Jakże mogłam zapomnieć, wybacz rozkojarzenie. Nie chciałbyś się przejść kawałek? Pogoda nam dopisuje, aura iście spacerowa - wskazała burą zawiesinę za oknem. - Rada będę mogąc z tobą dzielić niedolę, słotę, oraz resztę przyjemności.

- Przejść się kawałek? Dzielić dolę i niedolę? - Lotar spojrzał w bok na siedzącą niedaleko brunetkę jakby sprawdzał czy dobrze się rozumieją. - No przejść się możemy. Ale po śniadaniu - wskazał widelcem na swój jeszcze nie do końca opróżniony talerz.

- Tladinie, jak słyszysz, nie zajmie to długo czasu, a jak się okazało, znów prawie wszyscy ruszamy - powiedział Bernard do krasnoluda, który obawiał się, że nie będzie miał kto odebrać wozów. - Więc może wybierzesz się i ty z nami? Albo spotkamy się już w miejscu odbioru wozów? - zapytał, dojadając swoją porcję śniadania, a także za mądrą radą Karla, wybierając ze stołu kilka smakołyków do spakowania najbliższą w drogę, które mogą się nadać do ujarzmiania psów.

- Chcecie iść „zająć” jakiegoś człowieka i jego psa? W ile osób? I jak dokładnie chcecie go zająć? - krasnolud podchodził sceptycznie do pomysłu. Grupa nieznajomych mu osób nie wzbudziła jego zaufania. Nie miał ochoty trafić do karceru.

- Ja ciągle liczę, że jednak jakieś info dostaniemy - Bernard spojrzał w stronę zleceniodawczyni. - Nawet, jeśli mamy tylko kogoś zająć, to jakieś przygotowanie do zadania by się przydało.

- Jakieś info…
- czarnowłosa dziewczyna zgarniała jedne z ostatnich kawałków z talerza gdy zastanawiała się nad pytaniem sąsiada. - No to na Płaskiej mieszka sobie herr Gruber. I herr Gruber ma psy w domu. Na parterze ma sklep prowadzony przez jego syna i synową. Na zapleczu sklepu jest zaplecze sklepu i tam jest ten pies. Do sklepu wejść może każdy ale trzeba jakoś zwabić seniora Grubera na dół bo zwykle przesiaduje na górze w domu. Dajcie im zajęcie. Jemu i psu na jakiś jeden pacierz. Nic trudnego dla takich obrotnych gości jak wy prawda? - dziewczyna uśmiechnęła się zerkając po innych twarzach wokół stołu. Bernard kojarzył, że tam, na Płaskiej, są kamienice jak w większości miasta. I na dole są zwykle sklepy lub karczmy a na kilku piętrach powyżej mieszkania. Widocznie herr Gruber zajmował jedno z takich mieszkań. Nawet chyba kojarzył który to sklep i nazwisko chociaż za bardzo tam nie bywał.

- Jakimi towarami handlują w tym sklepie? - spytał Karl. - Warto by wiedzieć już teraz, na jaki temat zagadać.

- Sukna i to co da się z nich zrobić. Ubrania, torby, koce i takie tam - Raina odpowiedziała bez zająknięcia czyszcząc talerz bułką.

Siedząca obok Gabrielle za to bez cienia skrępowania pomagała Lotarowi w czyszczeniu talerza, wyżerając co lepsze kąski aby przyspieszyć etap gdy śniadanie dobiegnie końca.
- Przydałaby się bela jedwabiu - mruknęła między kęsami i zapiła piwem - Zawsze lepiej taką mieć niż nie mieć. Jeśli przypadkowo jakaś się napatoczy, nie krępujcie się. Będę wam wspierać duchowo z zaułka… znaczy będziemy wspierać - zamrugała, wachlując na brodacza rzęsami.

- Nie masz swojego? - brodacz troszkę jakby się obruszył widząc, że sąsiadka gości się kosztem jego dania. Ale sądząc z tonu mogło go też rozbawić.

- Bela jedwabiu? No, no jak was stać to pewnie. Bela jedwabiu na pewno zrobi oszałamiające wrażenie - Raina pokręciła głową, cmoknęła i potraktowała sprawę na wesoło bo jedwab rzeczywiście dla pospólstwa nie należał.

Litz popatrzyła na nieswoją miskę, potem na jej właściciela i rozłożyła trochę bezradnie ręce.
- Co poradzę, że się rozsmakowałam w tym co twoje? - powtórzyła manewr z wachlowaniem rzęsami i ściągnęła usta w niewinny dzióbek. Trąciła mężczyznę stopą pod stołem, ocierając się o jego łydkę - Tak dobrze szło w nocy karmienie, że szkoda przerywać… świetnie ci idzie - przeniosła wzrok na Rainę i dla odmiany przewróciła oczami. - Chodziło raczej o taką bezpańską belę jedwabiu. Gdyby przypadkiem leżała taka samotna i opuszczona, niepilnowana i zziębnięta… wtedy chętnie bym ją przygarnęła, do serca utuliła i cel w życiu znalazła.

- Ah, taką belę jedwabiu
- czarnowłosa dziewczyna pokiwała głową gdy załapała o czym rozmawiają. - Mnie na czasie nie zależy. Jeśli macie czas szukać takiej beli no to ja nie mam nic przeciwko - Raina wgryzła się w zamoczoną w sosie bułkę na znak, że kompletnie nie widzi problemu i jest na tym polu gotowa do wszelkiej współpracy.

- Dobrze wiedzieć. Nie wiedziałem, że ze mnie taki dobry karmiciel - Lotar uśmiechnął się już całkiem sympatycznie gdy widocznie jednak Gabrielle udało się uderzyć w jego poczucie humoru i go rozbawiła swoją uwagą.

- Widzisz? Mam dar do odkrywania w ludziach ukrytych talentów… popracujemy nad tym, potrenujemy. Dla twojego dobra mój drogi - Gabrielle powiedziała lekkim tonem, klepiąc go przyjaźnie po dłoni i zaraz porwała mu z talerza jajko. Zjadła je na dwa gryzy, śmiejąc się gdy już przełknęła. - Mieć na wyjeździe jedwab zamiast spranego pledu i twardej gleby? Wchodzę w to. Jedwabie i gęsie puchy… dobra. Z gęsiami jest problem, ale to będziemy improwizować. Złapie się bażanta, kuropatwę, albo podprowadzi chłopom parę kur z kurnika nocą gdzieś po drodze. Jak się nie ma co się lubi, to się kombinuje co wpadnie w łapy - dokończyła, sięgając po kufel.

Tladin nachylił się do Bernarda i szepnął: chodź ze mną na chwilę, po czym wstał od stołu i poszedł w stronę schodów.

- Słuchaj, ja nie wiem skąd je wzięliście, ale to na kilometr pachnie kradzieżą. Ja nie chcę pakować się w jakieś tego typu sprawy, bo to dla mnie żaden interes. Mamy jechać dziś do Lenkster, a nie do karceru. Więc róbcie jak chcecie, ale ja się nie piszę.

- Wiadomo, że to śmierdzi na kilka stajań
- odparł na osobności krasnoludowi Bernard. - Ale po części dlatego właśnie chcę iść tam razem z Karlem. Widać, że mu zależy, minimum na tym, by jedna z nich do nas dołączyła, być może liczy na jeszcze więcej. Więc i tak tam pójdzie. A ktoś do pomocy, to zawsze większa szansa, że pójdzie bardziej bezproblemowo. Nie chciałbym, żeby jakieś problemu znowu kogoś wciągnęły tuż przed wyruszeniem poza miasto. A sami w sobie nie robimy niczego złego, poza zagadaniem gościa i zabawieniem psów.
Najemnik spojrzał na krasnoluda, czy ten zrozumie jego argumentację.

- Na bogów! Nie mógł sobie pochędożyć wcześniej? Teraz mu się na amory zebrało? Ja ręki do kradzieży nie przyłożę, a i podróżować z takim i to strach. Dobrze radzę, wyperswaduj mu - pokiwał energicznie głową khazad. - Jeżeli do południa nie wrócicie idę do ratusza zapytać o wozy.

- Nie każdy we względzie chędożenia jest tak zdolny, jak ty
- odparł Bernard, odnosząc się do tego, jak często khazad znikał im z oczu z pewną niewiastą. - Poza tym, może to być kradzież, ale wcale nie musi. Może te dwie muszą tylko porozmawiać na osobności z tym synem i synową herr Grubera? Nie wiemy. Jak coś będzie mocno nie tak, to będę reagował.

- Jasne, a ja jestem elfią dziewicą
- mruknął krasnolud. - Róbcie jak chcecie. Przejdę się teraz do garnizonu, poćwiczę trochę - pożegnał się z towarzyszem po czym zebrał i opuścił lokal.

Bernard powrócił do reszty, licząc, że wszyscy są już w miarę gotowi do złożenia wizyty herr Gruberowi.

 
Gladin jest offline