Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2019, 11:04   #3
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Podczas gdy inni wdali się już w rozmowy, zza jednej z alejek wyłoniła się postać którą ciężko było zignorować. Wszystko w niej rzucało się w oczy, a zacząć można było od tego że nie była człowiekiem. Wysoko sterczące uszy, które miękko wyginały się w stronę dźwięków miasta, koci nosek, kilka białych wąsików i buzia pokryta krótkim futerkiem zdradzały że była to tabaxi. Kobieta kociej rasy ubrana była w szaty o krzykliwym kroju i kolorze ciemnej i jaskrawej czerwieni. Taka moda znana była pośród młodych czarodziejek, choć ona jedną z nich nie była. Zwisający zza sporego, skórzanego pasa czerwony, zwężający się jęzor jej szaty zasłaniał z przodu niczym suknia z ostrym wcięciem, jednocześnie odsłaniając zewnętrzną linię nóg aż po same biodra gdzie chował się za pas. Z tyłu zaś ciągnęły się w dół dwa mniejsze, usztywnione pasma tego czerwonego i śliskiego materiału które wisząc równolegle do linii nóg sięgały aż do łydek tabaxi. Umocowane gdzieś za pasem falowały wdzięcznie z każdym ruchem bioder i lekko poruszały się na wietrze. Strój kontrastował dość z ciemnym futrem kocicy które zależnie od umiejscowienia miało barwę szarego granitu i bieli. Długie i zgrabne nogi od kostek do połowy uda okrywał ciemny, elegancki i skórzany materiał który dość w dość odważnym kroju związany był z tyłu plecionką rzemieni. Powyżej pasa, przenikały się artystycznie jedwabne czerwienie, otulając coś co było albo gorsetem albo lekką zbroją. Na tym karmazynowym tle, leżąc dumnie na wysokości piersi odznaczał się starannie wykonany z metalu o złotej barwie symbol bogini Bastet.

Wyglądało na to że tabaxi zmierzała w ich stronę spokojnym, płynnym krokiem. Była odszykowana na spotkanie z Wezyrem, ale co zobaczyli też od razu - bosa. Kocie stopy może i były smukłe, ale i dość długie. Łapki zaś zupełnie inaczej niż ludzkie, tylko po części stąpały na ziemi, jak gdyby nosiła buty na wysokim obcasie. Każdy z paluszków pokryty był białym futrem, które dalej przechodziło w szarość granitu, a między nimi widać było schowane, kocie pazury.


W pewnym momencie postać jakby zatrzymała się patrząc wprost na nich. Kocica przechyliła głowę i umieściła spojrzenie dużych turkusowych oczu, które w świetle wydawały się mieć trochę więcej zieleni w sobie i błyszczeć żywym kolorem. Puchaty ogon niczym wąż podążał za kobietą, w zaciekawieniu wywijając czasem leciutko w powietrzu. Gdyby rozciągnąć go w górę od ziemi, zdawał się tak długi że mógłby by sięgać czubka jej uszu, tabaxi zdecydowanie była wysoka jak na ludzkie standardy i dość przeciętna jak na standardy swej rasy. Nie było widać przy jej biodrze żadnej broni.

Chociaż poruszała się płynnie, a jej ruchy były nawet nieco ostrożne, gdy zbliżyła się zaledwie parę metrów od nich, zdawało się że na jej kociej twarzy wymalował się lekki uśmiech.


- Andraste? - Tabaxi wydawała się pozytywnie podekscytowana. - Co Ty tu robisz? Chyba nie grywasz teraz samemu sułtanowi? - Zaśmiała się, a kocie oko zmierzyło ją z rozbawieniem ale i uwagą, po czym powidło ciekawsko po innych zebranych obok osobach każdej poświęcając swój moment nim wróciła do bardki.
Bardka widząc kotkę odwzajemniła uśmiech.
- Chciałby takiego barda na dworze - zażartowała. - Przybyłam tu w związku z wezwaniem Wezyra - wyjaśniła już trochę poważniej. - W sprawie jakiejś misji, ale co ciebie sprowadza? - spytała.
Tabaxi już miała odpowiedzieć, gdy oparty plecami o mur do tej pory skryty w cieniu jegomość mlasnął ze zniecierpliwieniem.


- Przecież to oczywiste że wszyscy jesteśmy tu w tym samym celu. Chyba że ktoś akurat dostarcza owoce i się zgubił. -
Niemal warknął na rozgadane niewiasty. Poprawił obszerne i modnie rozcięte rękawy czarno złotej szaty wychodząc z cienia w którym mogłyście przysiąc przed chwilą nikogo nie było…
-Mam nadzieje że macie jakieś wybitnie rzadkie talenty bo jeśli tak sobie bez powodu płeć piękną zapędzili do tego zadania znaczy są mocno zdesperowani.-
Pokręcił głową nawet nie z niechęcią do obu przyjaciółek co nad tym w jakich czasach przyszło mu żyć.
Pionowe źrenice tabaxi zatrzymały się na mężczyźnie z uwagą, ale też minimalnie dostrzegalną irytacją.
- Nikt mnie nigdzie nie zapędził… sama się zgłosiłam chcąc skonfrontować pewne plotki. - Tu dopiero kotka oderwała wzrok od oczu nieznajomego i zmierzyła go wzrokiem, jakby po szacie chciała określić z kim ma do czynienia.
- Mam wrażenie że nie doceniasz.. - tu urwała gdy nagle usłyszała głos Eladrinki.
- Yasu… - odezwała się cicho Andraste, dając kotce znać by schowała język za kłami.
Spojrzała jeszcze raz na przyjaciółkę przewracając oczami, po czym odwróciła się w stronę mężczyzny i z serdecznym uśmiechemem odpowiedziała.
- Mości panie, po cóż od razu takie nerwy i irytacja. - podeszła bliżej mężczyzny przyglądając mu się bacznie, jak gdyby oceniając go.
-Takie negatywne emocje nie wpływają dobrze, na twą jakże przystojną twarz. - dodała trzepocząc rzęsami.
Tabaxi zaś widząc co się dzieje tylko spojrzała z ukosa, opierając dłoń na swym biodrze.
- Co do naszych talentów, to uwierz drogi panie, że obie znalazłyśmy się tu nie bez przyczyny i zdążymy was wszystkich jeszcze pozytywnie zaskoczyć. - zapewniła bardka obchodząc mężczyznę dookoła.
- No, ależ gdzie moje maniery. Nazywam się Andraste Ravalar, jak już mogłeś usłyszeć w rozmowie pochodzę z innego wymiaru zwanego planem Faerie i wywodzę się z jednej z tamtejszych rodzin szlacheckich. - przedstawiła się dygając lekko.
- A jak ciebie zwą mój zacny panie?
Twardo wytrzymał pokusę wodzenia za okrążającą go bardką zamiast tego zatrzymując spojrzenie na drapieżnej kocicy. Pyszczek może miała pyskaty ale reszta. Pewne przybytki sporo płaciły za taki powiew egzotyki. Potem jednak zza pleców wyłoniła mu się elfka. Potrafiła władać słowem, to trzeba było przyznać. Skinął głową nawet jeśli nie z szacunku dla niej samej to na pewno jako ktoś potrafiący docenić srebrnoustną dyplomatkę.
Ujął jej dłoń i musnął wargami palce kobiety nie spuszczając chłodnego wzroku z jej oczu.
- Wybacz Pani jednak nie stoimy tu bez powodu… a oni... -
Tu skinął głową na strażników.

- ...słuchają i rozumieją więcej niż można by się spodziewać. Nie wiem jakie u ciebie panują obyczaje ale tutaj trzymamy takie skarby jak Ty bezpiecznie w domach. A nie wysyłamy by uganiały się po pustyni za mitami. Nazywam się Farshid Aka Manah i w imieniu mojej rodziny oraz naszego miasta witam cię w tych stronach.-
Po tej przemowie dwóch strażników skinęło w stronę mężczyzny z wdzięcznością i ewidentnym szacunkiem. Widocznie woleli, by pewnych tematów nie poruszano otwarcie, zwłaszcza tak blisko pałacowych murów.
Całe przedstawienie było odegrane równie wyrachowanie co jej gładka mowa ale jak można by polegać że własne krasomówcze zabiegi będą działać jeśli prostacko zignoruje taki pokaz dyplomatycznego rzemiosła.
Tabaxi zemdliło od tych dworskich gadek. Starała się, naprawdę się starała by nie było tego widać że myśli o wszystkim innym tylko by nie słuchać wymiany tytułów i ugrzecznionych politycznie rozmówek. Westchnęła cicho, mimowolnie znudzona obserwowaniem dworskich ceremoniałów. Oczywiście, musiała zepsuć ich czarującą chwilę zupełnie nie dołączając do tej gry.
- Nie jestem tutaj by uprawiać szlachecką politykę czy też zawiązywać nowe sojusze i szukać interesu. - Kocica wtrąciła się opanowanym, ale też zupełnie pozbawionym flirtownego czaru głosem którym tak zgrabnie posługiwała się Andraste. Po prostu się nie starała. - Natomiast chętnie dowiem się z kim odpływam na jednym okręcie. - Zdawało się że kapłanka wysławiała się z pewną wojskową lakoniczną manierą, ale też wydawała trochę skrępowana.
Bardka spojrzała z lekkim wyrzutem na przyjaciółkę, gdy ta wtrąciła się w rozmowę. Nie odezwała się jednak czekając aż Farshid odpowie na słowa Tabaxi.
Człowiek przeniósł wzrok z powrotem na kocicę podczas jej tyrady skupiając się na reakcjach elfki szukając jakieś nici porozumienia między tymi dwoma grającymi tak różne role. Czy coś dostrzegł i czy rzeczywiście tam było pozostanie tajemnicą ale zaszczycił Yasumrae odpowiedzią.
- A mówią że to obcy wyglądają dla nas ludzi wszyscy tak samo a mimo iż pracujemy w tej samej dzielnicy nie kojarzysz mnie kapłanko? Jesteśmy niemal konkurencją. Ja dbam by uczciwym kupcom w naszym mieście nie sprzedawano iluzorycznych amfor lub by co cwańszy obdartus z pustyni nie przekonał naiwnych że starta piaskami bransoleta jest magiczna. Ty z kolei trudnisz się wmawianiem im że twa bogini się o nich troszczy. Obojgu nam płacą za nasze usługi i skoro tu jesteśmy to chyba robimy to dobrze. Ja...-
Dotknął serca w geście mającym sugerować szczerość.
- Reprezentuje prawdę… a ty kapłanko? -
Słysząc słowa mężczyzny bardka zaczęła się bać, co za chwilę może się tu wydarzyć.
- Yasu… - spojrzała na twarz tabaxi, próbując odczytać panujące w jej głowie emocje.
Strażnicy tym razem poruszyli się niespokojnie na ostre słowa mężczyzny. Publiczne insynuacje co do nieetycznych i kłamliwych praktyk jednego z bardziej popularnych wyznań było czymś co najmniej niestosownym, a robienie tego tuż przy dzielnicy Modlitw nawet niebezpiecznym.
Yasumrae dotąd spokojna, słuchając co mówi szlachcic robiła coraz większe oczy, a na twarzy pojawił jej się grymas zaskoczenia. Koci kieł wysunął się nieco na widok gdy zacisnęła zęby oburzona oddychając szybciej przez swój koci nosek. Słowa Andraste tylko rozbiły się jej gdzieś w tle i nawet na nią nie spojrzała czując jak krew się w niej gotuje.
Uśmiechnął się tylko widząc jak wyprowadził ją z równowagi. Czekał aż kocica wybuchnie dając początek plotkom jakie to dzikie zwierzęta Sułtan toleruje w swoim mieście.
- W tej chwili reprezentujesz jad i zbędną zawiść.. a gdyby Bastet nie troszczyłaby się o swoich wyznawców, nie zsyłała by na ten świat za moim pośrednictwem cudów. Pomogłam wielu osobom, a zamiast wykorzystywać swą moc by brać, straszyć i karać, Bastet stara się uczynić nasze życie lżejszym i weselszym.-
W połowie jej kazania ukłonił się z życzliwym uśmiechem.
-Wybacz me szorstkie słowa… -
Przełknął ślinę i perfidnie widać że przychodzi mu to z trudem.
-...Pani. My którzy opanowaliśmy arkana sztuk tajemnych mamy często wygórowane oczekiwania wobec tych którym naszej niemałej przecież mocy nigdy nie brakuje.-
Podniósł się z ukłonu i schował ramiona pod rękawami krzyżując je na piersi.
- Twoja patronka rzeczywiście częściej wstawia się za prostym ludem niż inni...
Orryn podniósł tylko zdziwiony brew, na wzmiankę o posiadaniu umiejętności sztuk magicznych u szlachcica. Otaksował go ciekawym wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem.
Kocica wciąż patrzyła spod przymrużonych powiek, nastroszona.
- Moja bogini nie patrzy na rodowód, a jedynie intencje. Biedny czy bogaty, szlachcic czy chłop. Każdy ma prawo do miłości, radości, uciech i szczęścia w życiu. Jest wielu bogów którzy stawiają trudne wymagania przed swoimi wyznawcami, do innych ludzie modlą się ze strachu.. Bastet jest inna.
Na wzmiankę o uciechach poruszył z zainteresowaniem głową jakby padło jakieś słowo klucz i co chyba najbardziej dowodzi tego że się z nią choć trochę zgadzał. Nie odezwał się a jedynie w milczeniu przytaknął spacyfikowany.
Tabaxi przez moment jeszcze stała nastroszona przed mężczyzną, jakby miała ochotę postukać mu o pierś wyciągniętym palcem, ale nie odważyła się go dotknąć. W końcu tylko fuknęła przez nos, pokazując swoje urażenie i odsunęła się krzy kożując ramiona i rzucając milczące spojrzenie Andraste.
Gnom podszedł do szlachcica, szturchnął go ręką, chrząknął znacząco i puścił porozumiewawcze oko, jakby mówił “to trzeba oblać” i ruszył w stronę wejścia do pałacu, mrucząc coś pod nosem.
Bardka zaabsorbowana całą sytuacją, nie zauważyła nawet gnomiego czarodzieja. Spojrzała na Farshida.
- Wybacz jej te nieokrzesanie. - uśmiechnęła się - Nie jest do końca oswojona. - zażartowała, po czym podeszła do przyjaciółki.
- Zbyt łatwo dajesz się prowokować, przecież było widać, że on to robi specjalnie. - szepnęła.
Ukłonił się obu kobietom na odchodnym rzucając jedynie iż przeprosiny są zbędne to on urażony tym iż Panna Yasumrae nie poznała sąsiada dał się ponieść próżności. Przeprosiny może byłyby szczersze gdyby w ich trakcie nie wodził wzrokiem po nogach kapłanki ale cóż. Odwrócił się na pięcie i poszedł za gnomem.
- Są rzeczy obok których nie można przejść obojętnie.. a także takie z których nie wypada robić sobie żartów. - Powiedziała pod nosem Yasumrae, zerkając kątem oczu na bardkę, wyraźnie bez humoru.
Eladrinka wzruszyła ramionami.
- Jak tam uważasz, ja twierdzę jednak, że gdybyś zignorowała jego dogryzki na temat twojej bogini sprawiłabyś mu dużo mniej satysfakcji niż miał w trakcie tej rozmowy. - rzuciła cicho, spoglądając jak ich rozmówca sprzed chwili oddala się za starym Orrynem.
“Współpraca z tą grupką może być naprawdę interesująca.” - pomyślała uśmiechając się do siebie pod nosem.
- Ale nie zignorowałam, a satysfakcja jeszcze będzie po mojej stronie. - Powiedziała tajemniczo tabaxi, odprowadzając mężczyznę wzrokiem by spojrzeć zaraz na bardkę i dodać szeptem. - Po co się mu podlizujesz? Brak mu wychowania, szacunku i stąpa po cienkim lodzie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do kotki.
- Spędzimy w jego towarzystwie pewnie dłuższy czas, chcę mieć dobry kontakt z resztą grupy. - odpowiedziała. - zresztą prezentuje się nie najgorzej. - w oczach bardki na chwilę pojawił się zadziorny błysk, jednak szybko minął.
- Co do jego cech to chyba cecha każdego szlachety… Jesteś moją przyjaciółką, jednak nie znamy się długo. Prawda taka, że jestem taka sama jak on, a przynajmniej byłam przez wiele lat. - dodała, spoglądając na chwilę w stronę Farshida.
- Nieprawda, Ty jesteś bardziej ostrożna w tym co mówisz.. - Kocica przymknęła na moment jedno oko i nastroszyła uszy w grymasie zdziwienia, przyglądając się Andraste. Po chwili stanęła przed nią z uśmiechniętymi oczami i pomachała jej łapką przed twarzą, jakby próbowała ocucić bardkę z hipnozy w którą zapadła. - Nogi Ci się uginają na jego widok? Andraste litości, takich jak on jest na pęczki..
Eladrinka wstrząsnęła głową.
- Co? Nie, gdzie. Moja droga, to mężczyzną na mój widok się nogi uginają. - zażartowała.
- Oh, oczywiście.. Powiedz tylko kiedy będę musiała Cię nieść. - Tabaxi parsknęła śmiechem przez swój koci nos.
- Po prostu jakaś taka nostalgia mi się włączyła, a co tego, że takich na pęczki, to wiem o tym doskonale. Mój narzeczony w “moim świecie” należał do tego typu facetów. Taki jest dobry na jedną noc, ale nie na całe życie… Szczególnie kiedy możesz żyć osiemset lat. - zaśmiała się. - Myślisz, że czemu nawiałam z luskusowej willi? Małżeństwo to nie moja bajka.
Kapłanka dołączyła znów do bardki, idąc z nią do pałacu na końcu całej tej grupki. Z każdym krokiem odciskały się jej poduszeczki, zostawiając ślady łapek. Odgarnęła kosmyk futra za ucho i dodała znów cicho.
- Ja chyba też i rzeczywiście dość przystojny z niego samiec.. to znaczy mężczyzna! - poprawiła się. - Jednak jedyne o czym ja w tej chwili myślę, to to jak by piszczał od tych pazurów. - Kotka uniosła otwartą dłoń wyciągając sugestywnie pazurki które niczym kolce róży ostro zwieńczały jej palce i posłusznie podporządkowywały ich woli.
- Mnie się kolana gną, tak? - bardka zaśmiała się widząc reakcję przyjaciółki.
- To co? Małe przyjacielskie zawody? - spytała z niewinnym uśmiechem.
Yasumrae już wygięła pyszczek w oburzeniu że “Jak to? Jak możesz tak mówić?!”, ale tylko zatrzepotała rzęsami po czym chyba szczerze zdziwiona, nie rozumiejąc intencji swojej przyjaciółki zapytała.
- Zawody?
- Tabaxi, to tak trochę koty, tak? A koty lubią polować... - na ustach Andraste błysnął dziki uśmiech - Zabawmy się w małe polowanie. - szepnęła przyjaciółce do ucha.
- Ta która pierwsza upoluje naszego kolorowego pawia, ta wygrywa, a przegrana… no nie wiem, stawia drugiej drinki w naszej ulubionej tawernie przez miesiąc.
Kapłanka w czerwieni starając się pozostać nieco bardziej dyskretna i poważna zaraz przed pałacem, rozchyliła tylko usta jakby chciała coś powiedzieć ale za każdym razem Andraste rozkładała ją na łopatki swoimi pomysłami. Zerkając kątem oczu za swoją zakręconą przyjaciółką, obdarzyła ją spojrzeniem pełnym wyrzutu.
- Nie chcę! - Spanikowała nieco zaskoczona tym jak bezpośrednia była Andraste i do czego ją namawiała. - A nawet gdybym chciała… to… nikt się z Tobą nie równa w takich zawodach. Flirtujesz równie lekko jakby był to dla Ciebie zaledwie łapany coraz łapczywiej oddech. A ja.. - urwała na moment, by w końcu wydobyć z siebie głos. - A ja jestem tylko kotem. - zakończyła surowo, dość smętnie.
- Nie prawda, jesteś Tabaxi, a nie kotem. - poprawiła ją bardka - Chodzisz na dwóch nogach nie czterech, rozmawiasz ludzkim językiem, a nie miauczysz, posiadasz figurę taką jak kobiety ludzkie czy elfie. - uśmiechnęła się - I to bardzo zgrabną figurę, gdyby nie to, że interesują mnie tylko mężczyźni to sama bym się za ciebie brała. - zażartowała, dając kapłance przyjacielskiego kuksańca w ramię. - Także nie mów mi, że jesteś tylko kotem. Jak powtórzysz to choć raz w mojej obecności to ci przywalę, przysięgam.
W odpowiedzi Yasumrae zachichotała krótko i spojrzała wpierw lekko uśmiechnięta, potem mrużąc wyzywająco powieki.
- Miaaau…? - Wydobyła z siebie najczystsze miauknięcie na jakie było ją stać, śmiejąc się wzrokiem i patrząc prowokująco w kontekście tego co mówiła o jej miauczeniu.
Andraste uśmiechnęła się unosząc jedną brew.
- Czy ty próbujesz mnie sprowokować? - spytała.
- Pokazuję Ci tylko że się mylisz.. bo miauczeć zadarza mi się nawet dość często. Staram się nie robić tego w towarzystwie.. a na czterech łapach też zdarzało się biegać nawet.. - Tu jej głos zamarł. - Zaraz.. komu ja to mówię? Ty wszystko wypaplasz!
- No wiesz co? W jakim celu i po co miałabym to rozpowiadać? - bardka oburzyła się lekko.
- Jesteś bardem. Twój rozwiązły język wpisany jest w ten zawód jak sadza za kołnierzem kominiarza. - Kocica oskarżycielsko dotknęła pazurkiem jej ramienia, choć wydawała się rozluźniona.
- Ale jestem też przyjaciółką, a przyjaciele dotrzymują tajemnic moja droga - bardka uśmiechnęła się do kapłanki. - I dlatego… - pstryknęła delikatnie palcami w trójkątny nos kotki. - Ta rozmowa pozostanie między nami, a tym bardziej nie usłyszy o niej Rashad. - powiedziała szeptem, pół żartem, pół serio.
Kocia twarz odchyliła się w tył z grymasem, jakby ten “bezczelny” palec naruszył jakąś świętą ziemię. Fuknęła przez nosek załaskotana po czym rozejrzała się czy ktoś nie widział tego drobnego gestu i poufałości na którą nie pozwoliłaby raczej innym.
- Musimy przyspieszyć, nim odfrunie Twój złoty ptaszek. - rzuciła nieco złośliwym, wesołym tonem i uśmiechnęła się do bardki.
Dziewczyna odpowiedziała jedynie podobnym uśmiechem, po czym zaśmiała się i według uwagi towarzyszki przyspieszyła kroku.
 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 06-07-2019 o 23:34.
BloodyMarry jest offline