Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2019, 16:36   #109
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - 2037.III.23; pn; zmierzch

Czas: 2037.III.22; nd; zmierzch; g. 18:15
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Jednym z wniosków do jakich najważniejsi w bazie ludzie doszli podczas wczorajszego, niedzielnego zberania było to aby odłożyć próbę rekrutacji nowego członka X-COM do czasu powiększenia przestrzeni życiowej w bazie. Już teraz byli wszyscy mocno ściaśnieni a trzeba było wygospodarować przestrzeń dla dość sporego w końcu MEC-a. Efekt? Na nowy werbunek właściwie nie mieli już miejsca. Co dawało niezły dylemat czy przy następnej dostawie z Nowego Jorku zamówić laboratorium MEC czy może moduły mieszkalne. Bez specjalistycznego sprzętu do obsługi MEC-a właściwie strach było go używać w akcjach bojowych poza bazą. A ze względu na swoją specyfikę do innych się niezbyt nadawał. A bez nowych modułów mieszkalnych byli ściśnięci jak sardynki.

Do tego dochodził problem energii. Na razie było w porządku, gdyby dołożyć do tego jeszcze jeden moduł, nieważne jaki, to też. Ale na tym wyczerpywała się możliwość generatorów jakie przywieźli ze sobą przy zakładaniu nowej bazy. Zdobycie noweg generatora też zaczynało być dość palącym problemem. Bez niego nie było co marzyć o rozbudowie bazy.

- No możemy zdobyć nowy generator. Możemy też usprawnić te co mamy. Ale do tego trzeba mieć warunki. - zauważył Frank gdy wyszedł problem z tymi kończącymi się zapasami energii. Wszyscy wiedzieli do czego pije. Można było zbudować odpowiednie biuro inżynieryjne gdzie można było prowadzić badania nad odpowiednimi technologiami, właśnie na przykład nad modyfikacją wydajności standardowych generatorów. No ale właśnie trzeba było mieć to biuro a to znów zajmowałoby miejsce przyszłej dostawy z bazy macierzystej. No ale dałoby każdemu generatorowi więcej mocy na podłączenie nowych instalacji.

- A jeśli chodzi o limit kwater mieszkalnych myślę, że my moglibyśmy pomóc. No ale na razie nie mamy do tego warunków. - do rozmowy wtrącił się szef logistyków ale pewnie chodziło mu o wydział socjalny jaki też reprezentował. No tak, jakby dać adminom odpowiednie warunki mogliby racjonalniej porozdzielać zasoby przestrzeni i ludzkie aby na niby tej samej przestrzeni pomieścić więcej osób bez zbytniej szkody dla warunków bytowania.

No tak, to też były jakieś rozwiązania. Wydawały się racjonalne no ale problem był taki, że na raz mogli urządzić tylko jeden moduł. Zmajstrowanie kolejnego zajęłoby cały miesiąc więc zamontowanie kolejnego modułu przesunęłoby się o ten właśnie miesiąc.



Czas: 2037.III.23; pn; zmierzch; g. 20:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


W HQ panowało przyjemne ciepło ale bez przesady. Klimatyzacja i ogrzewanie robiło swoje tak samo jak wygodne fotela by operatorom pracowało się tutaj jak najwygodniej. W końcu musieli tu spędzać całe godziny ci ze stałej obsady a goście, czyli zwykle ekipa która zarządzała daną operacją w terenie też zwykle musiała tutaj spędzić ze ćwierć czy pół zwyczajowej zmiany. W zależności od długotrwałości i skomplikowania sytuacji.

Obecnie w HQ z osób decyzyjnych przebywał Law jako szef skanów i zarządzający połączeniem na odległość. Plany werbunku nowego pracownika Matyldy zostały chwilowo anulowane bo na ten moment i tak nie mieli tu dla nikogo nowego miejsca. No ale czarnowłosa szefowa handlarzy okazała zrozumienie i nie robiła nikomu wyrzutów z tego powodu.

Teraz w HQ oprócz Lawa był też i Nathan Carter. Szef xcomowych agentów w bazie obserwował na ekranach widok z kamer ochrony zamontowanych w jednej z restauracji. W Denver było o godzinę wcześniej więc tam był mniej więcej czas gdy korpoludzie kończyli swoją pracę i mieli czas aby wyskoczyć do pubów czy klubów na mniej oficjalne życie towarzyskie. Właśnie taką porę wybrała agentka Nancy aby spróbować zwerbować pracownika Blue Lab.

- James już jest. - Yoshiaki zrobiła zbliżenie na jednego z gości restauracji. James wyglądał jak kolejny korposzczur w samej koszuli i już bez krawata co przyszedł zjeść kolację po ciężkim dniu pracy. Nawet jakoś pasował do podobnego otoczenia. Pewnie nie wyróżniałby się wśród innych gości gdyby go nie znali i nie wiedzieli, że powinien tu być.

- Jest Nancy. - Chinka pokazała zbliżenie z kamery przed wejściem gdzie widać było agentkę X-COM. Która zupełnie nie wyglądała jak agentka X-COM. Raczej jak jakaś sekretarka albo inna bizneswoman. Klasyczna ołówkowa spódniczka do kolan i biurowy żakiecik do koszuli. No i niewielka, bardzo kobieca torebka. No tak, jakaś bizneswoman albo sekretarka z górnej półki. Chociaż rozpięty guzik czy dwa w koszuli sugerowały, że nie jest tutaj w celach służbowych.

Zajęła miejsce przy jednym ze stolików. Pozwoliła sobie rozpuścić włosy i zdjąć na oparcie krzesła żakiet. Potem zabrała się za studiowanie menu na Jamesa nawet nie zerkając więcej niż na innych gości w lokalu. On zresztą też posłał w jej kierunku zaciekawione spojrzenie jak i większość panów w okolicy. Młoda, zgrabna, elegancka a jednak z dość frywolnym akcentem w zachowaniu kobieta zdawała się kusić męskie spojrzenia w dość naturalny sposób.

- Jest klient. - zameldowała Yoshiaki znów dając zbliżenie z tej samej kamery przed wejściem. Do środka wchodził mężczyzna w średnim wieku, z trochę siwiejącymi włosami. Kto wie czy naprawdę były siwiejące, może sobie farbował aby dodać sobie więcej powagi?





- Bencze Csepel. Lat 42, przyjechał do Stanów z Europy i tutaj zastała go Inwazja. Pracuje w Blue Lab od 5-ciu lat. - Chinka szybko przeczytała najważniejsze dane “klienta”. Resztę można było przeczytać na ekranie. Nancy bowiem przesłała wcześniej dane człowieka jakiego wybrała do zwerbowania a skanerzy Lawa mieli okazję sprawdzić go co się dało. Raczej nie było zbyt wielkich zgrzytów. Bencze, jeszcze przed Inwazją jako młody człowiek wyjechał z rodzimych Węgier na studia do Ameryki. Gdy nastąpiła Inwazja i okres wielkiego zamieszania trwający kilka lat bezpośrednio po nim była przerwa w jego życiorysie. Jak i zresztą wielu innych, także xcomowców. Później już próbował swych sił w nowym świecie i piął się powoli po kolejnych szczeblach NAS. Aż kilka lat temu dostał przydział do ich specjalistycznej placówki badawczej w Denver. Obecnie był technikiem badawczym czyli pewnie pełnił jakieś pomocnicze prace. Ale dla potrzeby bycia wtyczką w tej placówce w zupełności wystarczał względnie swobodny dostęp do chociaż części kompleksu bo na tym etapie nie było realnych szans by xcomowcy inaczej zinfiltrowali to laboratorium.

A jednak Lawowi udało się coś wygrzebać interesującego z przeszłości węgierskiego uchodźcy. Rok czy dwa po Inwazji był zatrzymany przez policję podczas rabunku sklepu. A pół roku później podczas handlu medykamentami i nielegalnymi substancjami. Ktoś przyzwoicie ukrył te dane w kartotekach policji ale nie udało mu się wymazać ich całkowicie. Nie przed takimi specami jak zespół Lawa. A chociaż w tamtych dniach chaosu takie postępki zapewne mogło sobie wpisać na konto wielu którzy byli wówczas w pełni sił to jednak w obecnie poukładanym świecie zbyt wielkiej chluby to nie przynosiło. Wtedy, prawie dwie dekady temu, w okresie spustoszenia, głodu, niepewności, band i rabunków, gdy jeszcze władza kosmitów nie zdołała wszystkiego solidnie złapać i ścisnąć a stara władza już odeszła w niebyt zapanował rok, dwa kompletnego chaosu. Ludzie dla samoobrony łączyli się w grupy, gangi, bandy aby nie dać się obrabować innym. Niektóre współczesne gangi i bandy przetrwały do dzisiaj jako mniej lub bardziej nieformalne grupy czy wręcz organizacje mafijne, podziemne, nielegalne. Ale większość rozpadła się, została zniszczona przez inne grupy czy siły nowego rządu który stopniowo zaprowadzał swoje porządki. Obecnie panował ład i porządek kosmitów. Sytuacja została opanowana, wyrosło już nowe pokolenie które sąsiadowało z kosmitami i ADVENTem i znało wielkie metropolie megamiast które były niczym państwa - miasta. A te megapolis były otoczone spustoszonymi i prawie bezludnymi krainami. Granica państw i narodów zatarły się. Powstał nowy porządek kreowany ręką kosmitów a X-COM zniknął z powierzchni ziemi jako kolejny relikt dawnych czasów. Wracał czasem jako niedobitki terrorystycznych reakcjonistów rozbijanych przez dzielne i czujne siły rządowe pokazywane w mediach głównego nurtu.

Teraz jednak obserwowali na ekranach jak prawie półtora tysiąca kilometrów na zachód od tego pomieszczenia mężczyzna w średnim wieku wita się przy stole z młodszą od siebie kobietą. Przywitali się jak parę dobrych znajomych wypadało, krótkim całusem w policzek i przystąpili do swobodnej rozmowy. Nancy udało się wcześniej spotkać z nim kilka razy więc oboje czuli się w swoim towarzystwie dość swobodnie. Niestety kamery nie przekazywały głosu więc mieli tylko nieme kino.

Rozmowa już trochę trwała. Wydawało się, że wieczorem spotkała się para dobrych znajomych a może nawet na jakąś schadzkę. Oboje wydawali się bawić w swoim towarzystwie świetnie. No ale w pewnym momencie dyskusja zeszła na poważniejsze tematy bo Mr. Csepel zamrugał oczami i posłał partnerce pytający uśmiech jakby sądził, że źle usłyszał albo ona żartowała. Jednak chyba nie bo rozmowa toczyła się dalej i dobry nastrój jakoś wyparował. Oboje zaczęli przypominać parę partnerów biznesowych jakby się umówili jednak na zrobienie jakiegoś interesu. Bencze nawet w pewnym momencie wydawał się spięty. Rozmowa trwała jeszcze jakiś czas ale w końcu oboje znów zaczęli się do siebie uśmiechać a w końcu wstali, uściskali się, ucalowali na pożegnanie i chociaż razem wyszli to na zewnątrz każde poszło w swoją stronę.

Nancy poszła w stronę swojego samochodu a niedługo potem, zupełnie przypadkowo, James też opuścił lokal i ruszył do swojego.

- Poszło jak widzieliście. Tak sobie. Miał opory przed zgodą na opowieści co się u niego w pracy dzieje nie mówiąc o przekazywaniu materiałów czy czegoś takiego. Użyłam więc tego coście wygrzebali z jego przeszłości więc trochę zmiękł. Powiedział, że musi się zastanowić. Umówiliśmy się na jutro wieczór. - agentka zadzwoniła ze swojego samochodu gdy czuła się na tyle pewnie aby móc to zrobić. Na szybkiego zdała relację z tego jak jej poszło.

- Do jutra? Trochę mało czasu na dokładniejszą infiltrację. Law, dacie radę wygrzebać coś jeszcze na niego? Cóż, grzeszki z młodości tego typu są dość powszechne a tutaj ryzykuje utratę stanowiska, pracy albo i areszt. Przydałoby się coś jeszcze. Albo coś co możemy mu zaoferować w zamian. - agent Carter zwrócił się do szefa skanerów z tym problemem. Czy dałoby się wygrzebać coś jeszcze? Może. Na razie mieli dość mało czasu, ledwo dzisiejszy dzień aby na poważniej zabrać się za pana Csepel. Wcześniej działali dość rutynowo zajęci raczej weekendową akcją i jej konsekwencjami co zaangażowało większość sił komórki skanu. Do jutrzejszego spotkania Nancy z potencjalnym kontaktem dawało prawie dobę aby coś spróbować zorganizować.

- Myślisz, że się komuś pochwali naszą małą randką? - Nancy zapytała z drugiej strony łącza. Carter wzruszył ramionami. Rzut monetą. Mógł komuś powiedzieć o sympatycznej nowej znajomej jaka byłaby ozdobą każdego mężczyzny. To nie byłoby takie złe. Gorzej jakby powiedział o czym rozmawiali pod koniec. Najgorszy scenariusz jakby powiedział to komuś z korporacyjnych służb bezpieczeństwa co właściwie miałby obowiązek zrobić. Na to jednak xcomowcy mieli już dość mały wpływ. Jakby okazał się niezłomnym i lojalnym pracownikiem Blue Lab jutro mogła czekać Nancy przykra niespodzianka. Ale też gdyby nic nie powiedział a przyszedł jutro na spotkanie szanse na werbunek zdawały się rosnąć.

- No to zostaje nam na jutro próba zbajerowania przez naszą agentkę, zwykłe przekupstwo albo szantaż. Żadna z tych metod nie jest stuprocentowo pewna no ale musimy spróbować. Gdyby udało się go namówić na wywiad i wprowadziłby Nancy do środka byłoby świetnie. Przy optymalnych wiatrach może nawet jakiś staż by udało się jej tam załatwić, chociaż przez jakiś czas. No ale to najpierw musiałby się zgodzić współpracować. - szef szpiegów przedstawił Lawowi podstawowe warianty opcji jakie mieli do dyspozycji w tym dość wąskim odcinku czasu do jutrzejszego zmierzchu. Jasne, że Nancy mogła spróbować użyć swoich kobiecych wdzięków aby zamieszać w głowie pracownika korporacji. No ale nie było gwarancji, że powie “tak” jak będzie po wszystkim. Ale dawało szansę, że jednak jakoś wpłynie to na jego decyzję bo wydawał się ją lubić a jej towarzystwo mu pochlebiać. Łapówka też nie zawsze była skuteczna. Mógł wziąć kasę i się na nich wypiąć a nawet poskarżyć własnej bezpiece. No ale gdyby okazał się przekupny mieliby na niego haka. Ale jeśli sam stanie się z czasem chciwy i zarząda więcej i więcej? No i trzeba było poświęcić jakieś własne zasoby na tą łapówkę. Ostatnia opcja wydawała się najskuteczniejsza. Bo gdyby znaleźli jakiś wstydliwy owód z przeszłości tego mężczyzny mógłby wyraźnie zmięknąć. Tylko na razie nie mieli takiego dowodu i nie było żadnej gwarancji, że jakiś tak isntiał. Nie było też gwarancji, że Bencze ugnie się przed szantażem. A mieli niecałą dobę na przygotowania się do drugiej tury rozmów.

- Można jeszcze dać sobie spokój i spróbować z kimś innym. Tylko ten tu, zostanie taki niepokryty. - Nancy zwróciła uwagę na jeszcze jedną opcję. No tak, mogli sobie darować tego Bencze i spróbować z kimś innym. No ale wtedy zostawał “bezpański” Bencze co już coś wiedział o próbie werbunku i nad którym tracono kontrolę a z nową osobą nie wiadomo jak by poszło. Po pierwsze znów zajęłoby trochę czasu samo znalezienie takiego kandydata a po drugie wynik werbunku znów był niepewny. Nie było powidziane, że drugi werbunek uda się na pewno.


Z dobrych wieści od agentów z Denver było to, że James znalazł całkiem przyzwoitą kryjówkę. Porzucony dom jednorodzinny z garażem. Pozwalał spokojnie przeczekać kilkuosobowej grupce wraz z pojazdem. Jakimś cudem w kranie na zewnątrz nadal działała woda. Więc chociaż nie było to tak wygodne jak woda w kranie w domu to jednak stanowiło źródło wody i pozwalało przeczekać nawet kilka dni w miarę znośnych warunkach. O ile ktoś nie miał oporów bytować w domu porzuconym przed dwoma dekadami. Bonusem był ładny widok na pobliskie pasma wzgórz bo dom był po zachodnich peryferiach dawnego Denver, w dzielnicy dawnych przedmieść. Obecnie w większości porzuconych a więc podobnych do okolicy browaru Lempa jaką mieli w St. Louis. Tylko nie tak podtopioną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline